Radosław Cierzniak

Radosław Cierzniak: Ten sezon będzie lepszy

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

23.06.2019 12:00

(akt. 26.06.2019 19:07)

- Ten sezon będzie lepszy. Na początku skupmy się na tej naszej upragnionej Lidze Europy. Za nami już jedno zgrupowanie, każdy ma świadomość po co trenujemy i o co gramy. Przechodzimy duże zmiany, ale mocno wierzę, że to są dobre i pozytywne zmiany, które dadzą nam najpierw fazę grupową Ligi Europy, a później mistrzostwo Polski. Nie zapominajmy też o Pucharze Polski - mówi bramkarz Legii, Radosław Cierzniak.

Poprzedni sezon był dla ciebie przełomowy, ale też pechowy. Zostałeś w pewnym momencie pierwszym bramkarzem Legii, ale doznałeś urazu i musiałeś ustąpić miejsca.

- Piłka jest nieprzewidywalna. Gdybyśmy rok temu rozmawiali, to pewnie nikt by nie przewidział tego, co się wydarzyło w minionym sezonie. Na pozycji bramkarza też było wiele zawirowań i zmian. Czasem zmiany były spowodowane urazami, czasem słabszą dyspozycją a czasem decyzją trenera. Najważniejsze w takich momentach jest bycie sobą. Nie było to łatwe dla mnie ani dla Radka Majeckiego czy Arka Malarza wcześniej. Najsmutniejsze było jednak to, że na koniec nie udało nam się obronić mistrzostwa Polski. Nie osiągnęliśmy głównego celu, jaki sobie zakładaliśmy.

A co się stało, że tego celu nie osiągnęliście, co się stało po meczu z Piastem Gliwice? Miałem wrażenie, że nie było widać wiary w końcowy sukces.

- Czasem z boiska czuć, że wszystko się układa. Tak mieliśmy dwa lata temu. Tym razem było inaczej. Nie chcę zwalać winy na los, na pecha. Ale akurat spotkanie z Piastem było w naszym wykonaniu dobre, rozegraliśmy jedno z lepszych spotkań za kadencji trenera Aleksandara Vukovicia. Mimo to przegraliśmy. I to jest zawsze trudne do przełknięcia, że grasz dobrze, robisz wszystko co robić powinieneś i ponosisz porażkę. Czy zabrakło wiary? Myślę, że nie, że każdy wierzył. Natomiast być może nie było tego widać w naszych poczynaniach. Wiedzieliśmy, że końcówka ligi będzie szalona, nie było tak, że po meczu z Piastem panowało przekonanie, że mistrzostwo się już wymknęło. Niestety siadła nasza gra i nie graliśmy tak, jak powinniśmy. A Piast był na fali wznoszącej i sunął z nią tak, jak my dwa lata temu. Ale wracając do pytania – nie jestem w stanie odpowiedzieć tak jednoznacznie, co się po tym meczu z nami stało.

Wracając jednak do ciebie indywidualnie. Długo czekałeś, doczekałeś się i złapałeś kontuzję. Byłeś przybity, zły na los, czy może byłeś przekonany, że wrócisz i za chwilę będzie tak samo?

- Na pewno na początku, przez pierwsze godziny, byłem bardzo rozgoryczony na los jaki mnie spotkał, zadawałem sobie pytanie, dlaczego takie rzeczy dzieją się akurat w takich momentach. Potem jednak mijały kolejne dni, człowiek przespał się z tematem i spojrzał na wszystko chłodnym wzrokiem. Jestem zawodowym piłkarzem i takie rzeczy mają prawo się wydarzyć. Nie mogłem sobie nic zarzucić, niczego nie zaniedbałem w kwestii regeneracji, diety czy treningu. Pewnie miałbym do siebie pretensje i inaczej bym na wszystko patrzył, gdybym coś zaniedbał, ale wszystko robiłem jak zawsze a uraz był po prostu pechem jaki się przytrafił. Dlatego łatwiej było mi to znieść.

Najpierw był pech, ale indywidualnie skończyło się szczęśliwie. Przedłużyłeś kontrakt z Legią, choć długo nie chciałeś niczego zdradzić w tej kwestii.

- Sygnały o tym, że tak może się stać miałem już wcześniej. Ale ustaliłem razem z klubem, że póki wszystko nie zostanie sfinalizowane, to nie będziemy nikomu tego ogłaszać. Wiele osób mnie pytało, drążyło temat, chciało napisać coś fajnego, ale jeśli umówiłem się z klubem, to w pełni przestrzegałem danego słowa i spokojnie czekałem, aż klub wyda stosowny komunikat. To, że zostałem w Legii było dla mnie sprawą najważniejszą i absolutnie priorytetową. Jestem bardzo zadowolony z faktu, że władze klubu wyraziły chęć bym nadal był częścią zespołu.

Mówiłeś, że na pozycji bramkarza działo się wiele. Miałeś dwóch trenerów – Krzysztofa Dowhania i Ricardo Pereirę. Był pomysł by ściągnąć tutaj Portugalczyka na stałe. Jak ci się współpracowało z tym szkoleniowcem?

- Na pewno rozwinąłem się przy nim. Tak samo jak przy Krzysztofie Dowhaniu, który cały czas jest z nami i ma ogromne doświadczenie. Wiele kwestii przy nim poprawiłem i dużo wyciągnąłem też ze współpracy z Ricardo. To fajna sprawa, że mimo swojego wieku, czuję, że się rozwijam. Wiem, że staję się lepszy i to mi daje motywację do pracy. A to ważne, bo każdy zawodnik musi mieć motywację do tego, by coś jeszcze w swoim warsztacie poprawiać.

A co będąc w Legii udało ci się jeszcze poprawić?

- Chyba każdy element – od gry nogami, poprzez grę na przedpolu, a na ustawieniu kończąc. Ustawienie jest kluczowe dla skutecznej interwencji i chyba w tym właśnie elemencie widzę największą poprawę.

Przez lata, które grasz w piłkę bardzo zmieniała się rola bramkarze i wymagania wobec niego?

- Tak. Kiedyś nie była tak ważna gra nogami, a dziś to często podstawa. Wszystko idzie w tym kierunku, by bramkarze coraz częściej używali nóg. Musimy robić przewagę z tyłu i rozegrać piłkę, gdy jest taka potrzeba. I to też jest ciekawe w tym wszystkim. Trzeba nadążać za trendami i wymaganiami, nie ma miejsca na zastój. To też powoduje, że nie ma nudy, cały czas się chce stawać lepszym co jest podstawą do rozwoju.

A jak to wyglądało zimą z twojej perspektywy? Nam się wydawało, że przez dwa zgrupowania w Troi to ty byłeś szykowany do bycia pierwszym bramkarzem. I nagle coś się zmieniło po ostatniej gierce wewnętrznej. Mieliśmy błędne przekonania czy tak faktycznie było?

- Też tak myślałem i nawet byłem o tym przekonany. Chyba nie tylko ja zresztą, ale większość chłopaków w drużynie. Decyzja trenera jednak była tuż przed startem rozgrywek inna i co ja miałem na to poradzić? Nie mogłem przecież się obrazić czy pokazywać, że moja ambicja została urażona. Dalej robiłem swoje i czekałem na szansę. Ale ta sytuacja była dla mnie wielkim zaskoczeniem. Byłem święcie przekonany, że będę numerem jeden i uważałem, że na to zasługiwałem w tamtym momencie. Ricardo Sa Pinto postąpił jednak jak postąpił nie będę tego komentował. Była we mnie złość, ale starałem się tego nie okazywać, nie przerzucać na zespół.

Trener nie obdarzył cię w tamtym momencie zaufaniem, a od kibiców Wisły wiele razy słyszałem, że im dłużej grasz, tym stajesz się lepszym. Tylko ktoś musi na ciebie postawić. Zaufanie jest dla ciebie faktycznie kluczową kwestią?

- Na pewno tak mam, ale myślę, że nie jestem wyjątkiem. Każdy zawodnik musi czuć zaufanie, by pokazać pełnię swoich umiejętności. Piłkarz czuje czy trener chce na niego postawić czy jest to wsparcie czy też go brak. To ważne i istotne czy trener jest za tobą czy może niekoniecznie. Jeśli masz przekonanie, że trener będzie cię wspierał, nawet gdy popełnisz jakiś błąd, to czujesz się. swobodniej na boisku.

Na treningach często pokrzykujesz, podpowiadasz.

- Jestem z natury osobą pogodną. Prędzej komuś podpowiem i doradzę niż podstawię nogę. Staram się w ten sposób docierać do młodych piłkarzy i wytwarzać pozytywną chemię między zawodnikami. Trzeba pokazywać wzajemny szacunek. Walka być musi, ale przy braku złośliwości i agresji. Dla mnie kluczowy jest szacunek, reaguję błyskawicznie, gdy ktoś wykazuje się jego brakiem. W ten sposób można stworzyć dobry zespół, który będzie mówił jednym głosem.

Koledzy w prywatnych rozmowach potwierdzają, że jesteś pomocny i dbasz o atmosferę. Taka postawa jest przez ciebie wypracowana czy zawsze taki byłeś?

- Gdy wchodziłem do piłki jako młody chłopak, to słyszałem, że bramkarz musi krzyczeć, musi mieć charyzmę, musi być lekko szurnięty. Ale ja od początku chciałem być sobą. Jeśli ktoś ma takie predyspozycje i się z tym dobrze czuje, to jak najbardziej taki powinien być. Ale ja nigdy nie chciałem poprzez krzyk pokazywać, że jestem kozakiem. Starałem się podejść do tego od drugiej strony i myślę, że tacy piłkarze też są potrzebni. Zawsze uważałem, że rozmowa i pozytywne relacje mogą zdziałać więcej.

Przed nami kolejny sezon. Powinien być lepszy od poprzedniego.

- Nie tylko powinien, ale będzie lepszy. Na początku skupmy się na tej naszej upragnionej Lidze Europy. Za nami już jedno zgrupowanie, każdy ma świadomość po co trenujemy i o co gramy. Przechodzimy duże zmiany, ale mocno wierzę, że to są dobre i pozytywne zmiany, które dadzą nam najpierw Ligę Europy a później mistrzostwo Polski. Przydałby się też Puchar Polski.

Te planowane sukcesy z tobą w bramce?

- Sam chciałbym to wiedzieć Stefan… Wierzę mocno, że to ja będę bronił. Zrobię wszystko co w mojej mocy, by tak było. Ale najważniejsze są cele drużynowe i nie ważne czy będę bronił ja czy ktoś inny.

Polecamy

Komentarze (32)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.