Radosław Kucharski: Mamy zarys drużyny na przyszły sezon, Cafu z nami zostanie
15.03.2019 20:30
fot. Piotr Kucza / FotoPyK
Spotykamy się dobę po porażce w Częstochowie. Ciężko ją przetrawić?
- Bardzo ciężko. Przeżywamy to w Legii. Boli. Bardzo. Mecze, w których przegrywający odpada, bolą jednak dwa razy bardziej, niż porażka w lidze. W środę to jeszcze tak mocno nie docierało. Dzień po meczu boli bardziej.
Potrafisz tę porażkę wytłumaczyć? W Legii nie może być spokojnie. Jak już zaczyna wracać na właściwe tory, to kolizja.
- To był naprawdę trudny mecz dla nas. Był taki moment, kiedy było 1:1, mieliśmy przewagę, piłkarską i psychologiczną, ale nie potrafiliśmy jej wykorzystać, rozstrzygnąć meczu na naszą korzyść. Potem był szereg błędów, szczególnie w dogrywce. Uważam, że kluczowym momentem była analiza VAR. Od tej pory Raków złapał pewność siebie, uwierzył, że jesteśmy do ugryzienia. Nakręcili się i po kilku minutach straciliśmy bramkę.
Bardziej boli porażka czy styl?
- O stylu szybko się zapomina, zostaje wynik. Zagraliśmy bardzo słaby mecz, w konsekwencji przegraliśmy. Bolą obie rzeczy, ale porażka bardziej. Mam taki charakter, że nie akceptuję porażek. Nieważne w jakim meczu, pucharowym czy ligowym.
Rozmawiałeś z trenerem, z drużyną?
- Rozmawialiśmy, to naturalne. Każdego w szatni boli odpadnięcie w ćwierćfinale Pucharu Polski. Było bardzo dużo rozmów. Teraz gdy rozmawiamy, jest już po godzinie 20., a jak skończymy, to dalej będę pracował.
Będąc w szatni widziałeś na twarzach zawodników złość?
- Zdecydowanie, to widać. Wchodzisz do szatni, widzisz spojrzenia, twarze bez uśmiechu, świadomość sytuacji. Dla każdego sportowca zdobycie trofeum, to prestiż. Chłopaki czują to samo.
Była burza mózgów, z trenerem, ze sztabem, co robić?
- Rozmawiamy. Wiadomo, że była analiza gry piłkarzy, wymiana spostrzeżeń na temat składu, dlaczego tak, dlaczego inaczej, dyskusje o decyzjach personalnych. Ja staram się być dla chłopaków osobą, która ich wspiera i pomaga, wyciąga rękę, gdy ktoś akurat nie gra. Każdy z nich jest ambitny, braku ambicji nie pozwolę im zarzucić. Jak ktoś siedzi na trybunach, to go to boli.
To co mówisz, brzmi ładnie…
- Prawdziwie.
Ok, ale na zewnątrz zdania są zdecydowanie inne. Część kibiców może w to nie uwierzyć.
- Ja tego dotykam w szatni na co dzień. Kibic patrzy przez pryzmat meczu, swoich emocji i trzeba to szanować. Każde zdanie. Ja tu pracuję, spędzam stertę czasu, poświęcam się dla klubu, zespołu. Widzę te twarze. Nie jest tak, że kończy się mecz, wyłączasz telewizor i zaraz będzie następny. Piłkarze mają swoje emocje i po prostu od środka to boli. Najważniejsze z punktu widzenia głowy jest szybko zareagować i pozytywnie kontynuować.
Im bliżej końca sezonu, tym bliżej do bardzo ważnego poważnego czasu. Kolejne niepowodzenie w europejskich pucharach sprawi, że nie tylko będzie brakowało jeszcze więcej pieniędzy w klubie, ale Legia straci też ranking w UEFA, na który pracowała latami.
- Każda porażka dodaje mi dużo energii, działa jak płachta na byka, nie przymula, a napędza, aby wszystko poprawiać. Jestem naładowany sportową złością. Legia ma wygrywać każdy puchar, każdy tytuł, ale mamy świadomość, że jest ogromna różnica pomiędzy graniem w europejskich pucharach jako mistrz Polski, a zdobywca Pucharu Polski. Ze względu na losowania, rozkład, punkty historyczne, kasę. Wcześniej celem był dublet, teraz mistrzostwo. Gdybym miał wybierać między mistrzostwem lub pucharem, wchodzę w mistrzostwo, bo to otwiera drogę do LM i LE.
Tak, ale to porażka, jakby nie patrzeć z pierwszoligowcem. A takie porażki mogą zadziałać dwojako. Albo jak na ciebie, albo wprost przeciwnie.
- Oczekuję od piłkarzy tego, co od siebie. Ja też przegrałem Puchar Polski, tak samo mnie boli. Ma być sportowa złość, wychodzimy po trzy punkty w sobotę, a na koniec wygrywamy ligę. Wierzę w tych chłopaków. Siłę sportowca poznaje się o tym, jak reaguje na porażkę.
Czyli ty też nie przegrywasz, a wygrywasz albo się uczysz?
- Tak.
Zostawmy już ten mecz w Częstochowie. Masz już w głowie zarys drużyny na kolejny sezon.
- Tak, praca wre w zespole, mamy pomysły, niektórych nie udało się zrealizować w okresie zimowym. Uczciwie stawiając sprawę, mamy w zespole dobrych, młodych piłkarzy, którzy w Europie są dobrze postrzegani. Musimy być gotowi na ich odejście, a to oznacza, że musimy mieć przygotowanych piłkarzy na ich miejsce.
Zacznijmy od tych, którym kończą się kontrakty. Mówiło się o tym, że lada moment przedłużycie umowy z Adamem Hlouskiem i Michałem Kucharczykiem. Co stoi na przeszkodzie?
- Negocjacje lubią ciszę. Poczekajcie jeszcze chwilę.
To realne?
- (chwila zastanowienia). Bardziej tak niż nie. Aczkolwiek z mojego doświadczenia, przedłużenie kontraktu to papier. Jak będziemy mieć to na papierze, to wtedy będę miał pewność..
Co z Cafu? Trzeba go wykupić, a i zainteresowanie nim na pewno będzie duże.
- Cafu z nami zostanie, na pewno. Przynajmniej do czerwca 2020 roku, będziemy rozmawiali o różnych wariantach. Wykupimy go, bo tak jest skonstruowana umowa wypożyczenia. Trzeba oddzielić dwie rzeczy. Jedna, to podpisany papier, który mamy, a druga, to letnie okno transferowe. Patrząc na niego, może za wyjątkiem Częstochowy, w pozostałych meczach był bardzo stabilnym, wyróżniającym się zawodnikiem. Nie możemy wykluczyć scenariusza, że po wykupie go nastąpi sprzedaż. Różne warianty są możliwe, ale nic nie jest przesądzone. Ze swojej perspektywy uważam, że na dziś jest bardzo solidnym punktem drużyny i chciałbym utrzymać stabilizację z nim w składzie.
To już ten sam Cafu, którego oglądaliście kilka lat temu?
- Zbliżony. Cafu, który do nas przyszedł, gra w środku boiska, ale jego rola jest różna. Wcześniej u nas grał bliżej ofensywnych piłkarzy i miał liczby. Potem bliżej defensywnego pomocnika. W Portugalii, kiedy go oglądaliśmy, grał jeszcze głębiej. Tutaj jego rola staje się podobna. Zaczyna mieć taki wpływ na grę Legii, jak miał w Vitorii Guimaraes. Trafił do nas w końcówce lutego poprzedniego roku, sami pamiętacie, jak wyglądał. Trzeba było go odbudować i to się udało. Tutaj pomogła nam wiedza, którą mieliśmy z wcześniejszych obserwacji. Bez niej może nie podjęlibyśmy ryzyka sprowadzenia go. Ważne też była umowa transferu czasowego, która jest bardzo korzystna dla klubu.
Bramkarze. Zostaniecie przy modelu jeden doświadczony, drugi młody? A co za tym idzie, czy Radek Cierzniak zostanie w klubie?
- Chciałbym zostać przy tym modelu. Dla młodych chłopaków, korzystanie z doświadczenia tak profesjonalnego piłkarza, jest bardzo korzystne. Młodzież od niego może się tylko uczyć, pod każdym względem, podejścia, charakteru, zaangażowania. Mówię tu o Radku Cierzniaku.
Dzieciaki chętnie by podpatrywały takie postacie, jak Arek Malarz, Miroslav Radović czy Inaki Astiz. Macie plan na tych doświadczonych zawodników, aby pozostali w innej roli?
- Mamy pomysły. Te tematy trzeba dobrze i umiejętnie rozegrać. Jest to połączone z innymi projektami, związanymi z przyszłością klubu, do tego też trzeba podejść z dystansem.
Wróćmy na chwilę do młodych, a właściwie do Radka Majeckiego. Musisz się liczyć, że w końcu wpłynie za niego taka oferta, że nie będzie można jej odrzucić. Masz plan B?
- Tak.
To ludzie z klubu czy spoza?
- Spoza klubu. Przygotowujemy opcję zastąpienia Radka. Nie mówię, że będzie to w letnim oknie, ale chłopak robi taki progres, że wszystko może się wydarzyć. Dziś na świecie kupuje się potencjał. Trzeba mieć tego świadomość, nie można przespać momentu, ale mamy plan. Zobaczymy.
Dlaczego ludzie mówią, że Sebastian Szymański to twój syn?
- Nie wiem.
Mówią tak: „Szymi to synek Radzia, a Radziu go byle gdzie nie sprzeda”.
- Jak popatrzycie na zespół, to jest on w jakimś sensie owocem pracy mojej, moich współpracowników, klubu, wielu ludzi zaangażowanych przy projekcie skautingowym. Pracując nad pozyskaniem zawodników, przy wielu dłubałem osobiście. Szymi jest owocem. Do dziś pamiętam podróż do Biłgoraja, samochodem, który na szczęście tam dojechał. Tam „Szczypior” biegał po boisku, udało się go wyłowić. Notabene niedawno przysłałem Tomkowi Kiełbowiczowi protokół z obserwacji tamtego meczu, aby zobaczył, jak to wszystko wyglądało. Potem był kontakt z mamą Sebastiana, chwilę później przyjechał na spotkanie w klubie. Ogromny progres zrobił dzieciak. Jak go wiozłem razem z mamą z Dworca Centralnego na Legię, pół słowa nie powiedział. Widzieliście go ostatnio w Canal+, jak się wypowiadał, dumny byłem. To czego mu życzę, to bardzo dobre wybory, które mogą zaprowadzić go daleko.
Miłosz Szczepański, który zagrał przeciwko Legii w Rakowie Częstochowa, to też twoja sprawka?
- Tak, a Kubę Szumskiego trenowałem będąc jeszcze w akademii. Szczepan dobrze się rozwija. Musi być cierpliwy i ciągle wymagać od siebie więcej. Z naszej strony odejście jego było dobrym ruchem, tylko na korzyść dla niego.
Macie zapis, że może tu wrócić?
Tak, mamy go cały czas pod kontrolą.
Gdybyś miał się chwalić, to poza Ondrejem Dudą, Dominikiem Nagym, Jose Kante, kto jeszcze trafił tutaj przy twoim udziale?
- Aleksandar Prijović, Carlitos, Jarek Niezgoda, Radek Majecki, Paweł Stolarski, Konrad Michalak. Zaraz będzie pół ligi (śmiech). Transfery to praca wielu ludzi. Jak mam okazję to zawsze podkreślę, że to wkład wielu osób nie tylko jednej.
To jest ta lista dumy, a teraz mów o liście wstydu.
- Wstydu, to za mocno. To lista, która jest przedmiotem ciągłej analizy, próby znalezienia odpowiedzi, co się wydarzyło, że się nie udało. Na pewno jedno nazwisko wszyscy znamy: Daniel Chima Chukwu. Nie odpalił, zupełnie nie poszło to w kierunku, w jakim planowaliśmy. To taki najbardziej skrajny przykład.
A Hildeberto?
- Ok, ale Berto nie jest zawodnikiem, który jest moją porażką, szczególnie patrząc na to, jak wygląda w lidze portugalskiej, a wygląda tam bardzo dobrze. Weźcie pod uwagę, że on ma dopiero 22 lata. My go widzieliśmy na turnieju w La Mandze, robił kolosalne wrażenie w drużynie U-19. Wtedy był kompletnie nie do wyciągnięcia dla nas. Potem wydarzyło się sporo, może wpływ na to miały właśnie sprawy pozaboiskowe, przez które pozyskanie go były dla nas możliwe i korzystne. Nie było wielkiego ryzyka. Uważam, że w klubie zrobiliśmy jeden błąd: źle wprowadziliśmy chłopaka do pierwszego zespołu. Powinien mieć indywidualną opiekę, inaczej być przygotowywany fizycznie. Był, jak wielu innych piłkarzy, którzy przychodzili po kilku miesiącach bez grania, trochę się zapuścił. Za szybko to wszystko poszło do przodu, a obraz o nim został, jaki został.
A Jose Kante? Pięć miesięcy i go nie ma.
- Z Jose wybraliśmy wariant, pozwalający uniknąć sytuacji, w której byłby trzecim napastnikiem. On potrzebował regularnej gry. To chłopak z ambicjami, jego celem jest występ w Pucharze Narodów Afryki. Rozmowa była prosta, męska: chcę mieć miejsce w kadrze. Nie będę grał tutaj? To muszę szukać innego miejsca. Z perspektywy transferu Kante, to muszę dodać, że budując zespół patrzę szerzej. W zespole musi być rywalizacja, ma być przygotowany na kilka wariantów taktycznych. Patrząc na Jose, sposób bycia, profesjonalizm, wpisywał się w model drużyny. Był bezpiecznym wariantem, wolnym piłkarzem, można było przeznaczyć środki na innych. Jest wypożyczony, zobaczymy co pokaże na PNA, usiądziemy do rozmów.
Czyli jeszcze nie porażka?
- Nie. Kto wie, może latem go dobrze wytransferujemy? Zobaczymy. Już zimą było blisko sprzedaży.
Wypożyczony do Legii jest Iuri Medeiros. Pojawiły się dwie wersje. Jedna, że jest wypożyczony do czerwca, druga, że to wypożyczenie można przedłużyć o rok.
- Jest wypożyczony do końca sezonu z opcją wykupu. Co nie znaczy, że nie można usiąść do rozmów i wypożyczenia przedłużyć. Nie było szans na inną umowę, bo miał oferty z klubów ligi włoskiej.
Pomijając Medeirosa, jest sens w takich transferach na chwilę? Odbudować zawodnika komuś innemu, a potem kombinować, jak go zastąpić.
- W tym przypadku jest. Z dwóch przyczyn. Po pierwsze, to chłopak, który ze względu na umiejętności może dać nam mistrzostwo Polski. Po drugie, do końca trwania okien transferowych w Europie było niebezpieczeństwo, że stracimy jednego z naszych skrzydłowych. I Iuri był także takim zabezpieczeniem na taką ewentualność. Mądre, niemądre, ja uważam, że mądre. I sprytne.
Skoro rozmawiamy o skrzydłowych, to przyszedł Salvador Agra. On w notesach skautów Legii był od trzech lat. Dlaczego akurat on był priorytetem na skrzydło, a nie ktoś w typie Guilherme. Bo Agra bardziej przypomina coś, co już było, czyli Henrika Ojamę czy Manu.
- To kwestia profilu nakreślonego przez sztab szkoleniowy. Jak spojrzycie na skrzydłowych, to każdy jest inny. Medeiros jest większym indywidualistą, zaawansowanym technicznie, potrafiącym zejść do środka, otworzyć grę innym chłopakom. Jest Michał Kucharczyk, do zagospodarowania w innej materii. Salvador też jest zupełnie inny, podobnie jak Dominik Nagy.
A Luis Rocha? On ma być realną konkurencją dla Hlouska czy jego zmiennikiem, a Hołownia mógł odejść, by się rozwijać?
- To są naczynia połączone. Rocha jest innym profilem od Adama, lepszym technicznie, z inklinacjami ofensywnymi. Korzystny w meczach, w których gramy u siebie, przeciwko drużynom zamkniętym, stwarzającym możliwości kontrolowania przebiegu wydarzeń korzystając z potencjału na bokach boiska. Co do Hołowni, to młody zawodnik, pozostanie u nas jako drugi lewy obrońca, nie byłoby dla niego korzystne, też w perspektywie mistrzostw Europy U-21. Jak w przypadku wspomnianego Szczepańskiego, zrobiliśmy podobny ruch, tyle, że na poziomie ekstraklasy.
Jakiego profilu piłkarza zimą nie udało się znaleźć?
- Nie tyle nie udało, bo to kwestia finalizacji rozmów. Dużo czasu spędziliśmy nad pozycją numer dziewięć, ale każdy klub ma swoje limity, my też, dlatego odłożyliśmy to w czasie. Zwłaszcza, że Kulenović idzie do przodu, na Niezgodę warto czekać, a Carlitos punktuje najlepiej w zespole.
Dla ciebie Carlitos to napastnik. Trenerowi się wymsknęło, że dla niego nie do końca.
- Patrząc na liczbę sytuacji, w których się znajduje, i liczbę goli uzyskanych, pod tym kątem ma dobrą statystykę. Uważam, że w kompozycji zespołu, który jest wokół niego, jest dla nas bardzo wartościowym zawodnikiem. Jeśli rozmawiamy o Carlitosie indywidualnie, to w zależności od ustawienia taktycznego, odpowiem: i tak i nie. Jeśli ktoś gra na wysokiego napastnika i włączy w to miejsce Carlitosa, to może sobie nie poradzić. Wiecie, że – patrząc historycznie – zdarzały się sezony, w których graliśmy z oszukanymi dziewiątkami. Graliśmy z Nikoliciem, który notabene nie jest typową dziewiątką, a ma świetne wykończenie. I profil Carlitosa jest podobny do Nikolicia. W Wiśle miał świetne statystyki, ale inną pozycję, niż w Legii.
Taki spokój w wykończeniu jak Nikolić bardziej ma Niezgoda, niż Carlitos.
- Jarek? Jarek nie ma układu nerwowego. Bardzo czekamy na niego. To chłopak, który w połączeniu z Kulenoviciem, Carlitosem czy Szymańskim, może dać bardzo dużo. Już jest w treningu i mam nadzieję, że będziemy go mieć na kluczową część sezonu.
Jednak te jego problemy zdrowotne ciągną się bardzo długo.
- Nie jest łatwo o ciągłość, która jest najważniejsza. Pracujemy w klubie, aby w jak największym stopniu Jarkowi pomóc.
Pozyskaliście także dwóch młodych zawodników z niższych lig, Skibickiego i Kostorza.
- I będziemy dalej szli w takie transfery. To pomysł na rozwój piłkarza, na wyłapywanie ich dosyć wcześnie. Dlaczego? Bo chcąc kupić Polaka z ekstraklasy, ceny są tak wysokie, że nie mamy na to środków i koło się zamyka. Gdyby któryś z Kacprów przeszedł do któregoś z klubów ekstraklasy, to prawdopodobnie nigdy nie trafiłby do Legii. Po długiej obserwacji tych chłopaków, rozmowach z nimi, podjęliśmy decyzję, że podpisujemy się pod tymi transferami.
Mówisz, że będziecie szli tą drogą. Masz na myśli transfery i wypożyczaniu, czy skupienie na niższych ligach, bo na graczy z ekstraklasy was nie stać?
- To zależy od statusu kontraktowego piłkarzy i naszymi możliwościami. W tym przypadku Skibickiego i Kostorza sytuacja była dość jasna, a dla nich to najlepsza droga na najbliższe pół roku. Pamiętajmy, że od nowego sezonu wejdzie przepis o młodzieżowcu. Kostorz ma bardzo duży potencjał, Skibicki jest dwa lata młodszy i możemy działać nieco wolniej. Kostorz ma przed sobą mistrzostwa świata, jego wartość wzrośnie, dołączy do nas od okresu letniego. Wkładamy w niego dużo energii. Podobnie zrobiliśmy w przypadku Niezgody. Przyszedł, poszedł na wypożyczenie.
Wszyscy mówią, że Ricardo Sa Pinto, to projekt autorski Radosława Kucharskiego.
- W okresie, gdzie trzeba było podjąć decyzję, momentalnie rozeszła się informacja o potrzebie trenera w Legii. Wtedy wpada dużo nazwisk. Trzeba je przemielić, wybrać, przesegregować, zebrać informacje. Ten proces jednocześnie dotyczył kilku nazwisk. Była analiza i porównywanie. Zebraliśmy wiele informacji, od byłych naszych piłkarzy, także od ludzi z różnych klubów, w których pracował. Mając za i przeciw zdecydowaliśmy się na niego.
Drugi raz podjąłbyś taką decyzję?
- Transfer piłkarza czy trenera i jego ocena pracy wymaga czasu oraz dystansu do całości wydarzeń. Na takie analizy przyjdzie czas. Dziś mamy do zdobycia mistrzostwo Polski i to czy po nie sięgniemy to nie tylko praca trenera, sztabu, piłkarzy ale również całego klubu.
Za kilka dni druga część rozmowy z Radosławem Kucharskim. A w niej:
- Co takiego dowiedział się gromadząc informacje o Ricardo Sa Pinto
- Jak wygląda skauting w Legii, także ten trenerów
- Jak zaczynał karierę handlując dekoderami telewizji cyfrowej
- Kiedy trafił piłką z połowy boiska na meczu Legii
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.