Rafał Augustyniak: Wracam do pomocy, ale klub szuka kogoś na "szóstkę"
27.01.2024 13:45
Jakie są twoje pierwsze odczucia po powrocie na starą pozycję? W teorii miałeś tam występować od początku, ale grałeś wyłącznie na środku defensywy.
- W sumie czuję się nie najgorzej. Myślałem, że będę grał na obronie do końca mojej przygody z Legią, jednak po odejściu Bartka Slisza i kontuzji Jurgena Celhaki zrobiła się luka w środku pola. Powoli przypominam sobie jak się gra na tej pozycji i z treningu na trening jest coraz lepiej.
Na początku dziwiłeś się, że nie gracz na środku obrony, potem chyba się już do nowej pozycji przyzwyczaiłeś a teraz wracasz na nominalną pozycję. Cieszysz się, że wracasz do środka pomocy?
- Trener od początku powtarzał może nie tyle, że na „szóstce” mnie nie widzi, ale że docelową pozycją jest środek w trójce stoperów. Też już w głowie sobie przestawiłem, że będę środkowym defensorem. W piłce jednak jak wiemy wszystko się szybko zmienia. Trenuje od początku przygotowań na tej pozycji. Z tygodnia na tydzień jest co raz lepiej, gdyż zaczynam czuć odległości i przesuwanie się na tej pozycji. Mam nadzieję, że jak najszybciej sobie przypomnę to jak grałeś wcześniej w tym miejscu.
Nie boisz się, że Legia ściągnie nową ''6'' i wrócisz na obronę? Tym bardziej, że poszukiwania przecież trwają. Jeśli tak by się stało, to ponownie możesz wrócić na środek obrony.
- Wiadomo, że klub szuka nowego zawodnika na tej pozycji. Jak powiedziałem, powstała luka ta na tej pozycji, po urazie Celhaki naprawdę spora. Jestem gotowy na rywalizację i otwarty na decyzje trenera, jeśli powie że mam rywalizować w środku pola to tak będę robił, jeśli wskaże na środek obrony to również będę gotowy, przez pół roku na tej pozycji czegoś się nauczyłem, poznałem schematy gry. Gdyby zaszła więc taka potrzeba to byłoby o wiele łatwej się przestawić niż wcześniej.
Naturalne parcie do przodu przez środek boiska, lepsza gra w powietrzu to twoje zalety. Jakie mogą być jeszcze twoje atuty grając wyżej?
- Nie lubię mówić o sobie, ale mam łatwość do dochodzenia do sytuacji, strzeliłem w swojej karierze trochę goli zza pola karnego. To chyba jakiś plusik przy moim nazwisku na tej pozycji.
Jesteś z pewnością piłkarzem o innym profilu, niż Bartosz Slisz, który zasuwał od pola karnego do pola karnego niczym robocop. Jeśli go zastąpisz na stałe będzie konieczna zmiana podziału zadań – większa asekuracja?
- Na pewno nie jestem takim piłkarzem takim jak, ''Sliszu''. Mało jest takich zawodników, biegających po 12-13 kilometrów w każdym meczu i tylko dlatego, że sędzia zakończył spotkanie, bo tak biegałby dalej. Bardziej będę starał się trzymać środek pola, odpowiednią pozycję. Zawodnicy grający przy mnie z pewnością dostaną większą swobodę w ataku. Mam na myśli czy Bartosza Kapustkę czy Juergena Elitima, ponieważ odciążę ich od zadań defensywnych.
Na treningach, podczas gierek, najczęściej występowałeś w parze z Juergenem Elitimem, dobrze razem wyglądaliście?
- Tak to prawda dobrze mi się z nim gra, nie trzeba mu wiele podpowiadać, krzyczeć do niego, świetnie się rozumiemy. Eli rozumie specyfikę gry na tej pozycji. Nawet jak się włączę w akcję ofensywną, to on z automatu mnie asekuruje. Dobrze wymieniamy się miejscami w środkowej części boiska, co jest dość istotne.
Pogadajmy trochę o rundzie jesiennej - rozegraliście 34 mecze, dało to się w znaki?
- Ja zagrałem nieco mniej, kontuzja mnie wyeliminowała na 10-12 spotkań, w zasadzie były to dwie kontuzje. W starciu z Midtjylland od piętnastej minuty miałem kłopot z mięśniem dwugłowym, ale dograłem 120 minut. To przedłużyło potem powrót na boisko. Potem jeszcze niefortunnie skręciłem staw skokowy w meczu z Lechem Poznań. W sumie przez te uraz wypadłem na wiele spotkań. Drużyna te obciążenia fizycznie znosiła, ale mentalnie pojawiło się znużenie. Nie chodziło o brak motywacji, ale o fakt, że grało się co trzy dni. Był mecz, regeneracja, odpoczynek i wyjazd na kolejny mecz. Bardziej zabrakło nam odpowiedniej wytrzymałości mentalnej niż prawidłowej fizyczności.
Ten mecz z Midtjylland w ogóle pamiętasz? Tych przeciwbólowych pigułek trochę wziąłeś w trakcie spotkania?
- Pamiętam, choć faktycznie przebieg meczu nie był dla mnie standardowy. W drugiej połowie dogrywki trudno było mi już nawet biegać czy chodzić. Pamiętam, że w pierwszej chwili chciałem strzelać karnego, szukałem piłki ale na szczęście przyszła taka myśl, bym nie ryzykował bo może być trudno o precyzyjny strzał.
Najtrudniejszy był moment powrotu po kontuzji? Patrząc z boku miałem wrażenie, że jest presja byś szybko wrócił do gry, a nie byłeś na to w pełni gotowy.
- Tak, niepotrzebnie pchałem się do treningów czując ból w mięśniu dwugłowym. Sam nakładałem na siebie taką presję czasową, ale taki mam charakter, że nie lubię opuszczać meczów i treningów, chcę pomagać zespołowi.
Od dziecka byłeś taki waleczny? Kiedyś Franciszek Smuda powiedział o Arku Głowackim, że nawet jak mu się cegłę rzuci w górę, to on wyskoczy i zagłówkuje, bo nigdy nie odstawia ani nogi ani głowy.
- Myślę, że to nasza polska mentalność. Grając w Rosji z Brazylijczykami w drużynie, widziałem jak oni odpuszczali przy małym dyskomforcie, schodzili z treningu i rezygnowali. A my Polacy czasem trenujemy mimo bólu, nie mówiąc o grze.
W codziennym życiu też nie odpuszczasz?
- Zależy, z żoną czasami trzeba odpuścić (śmiech).
Który moment z dotychczasowej przygody w europejskich pucharach będziesz pamiętać najlepiej?
- Spotkanie z Austrią Wiedeń na wyjeździe, graliśmy z przewagą jednego zawodnika, a straciliśmy gola. Pod koniec, w momencie, w którym myślałem że będzie dogrywka, Ernest Muci pokazał jakość strzelając gola na wagę awansu. Ostatnie pięć minut tego meczu było niesamowite, dużo się działo.
Przytłaczała wtedy was ta presja traconych goli? Bo fajnie graliście w ofensywie, ale po meczu i tak zawsze mówiło się dużo o grze obronnej całego zespołu.
- Nie, ja myślę, że u nas było wtedy takie przekonanie, że nawet gdy traciliśmy bramki, wiedzieliśmy, że strzelimy ich więcej od przeciwnika, że jak stracimy jedną, to za chwile odpowiemy drugą i potem kolejną. I myślę, że to było widać – nie raz odrabialiśmy straty. Brakowało nam tego pod koniec rundy. Gdy traciliśmy gola brakowało nam takiego mentalnego paliwa, żeby docisnąć i strzelić kolejne gole. Wcześniej wyglądało to inaczej – po stracie bramki nie widać była załamania u kolegów, ale wiarę w to, że to stan przejściowy i zaraz to zmienimy.
Mieliście fatalny październik, przegraliście cztery mecze z rzędu w lidze. Przy takim gorszym momencie w ekstraklasie, zawsze mówi się o zmianach, również trenera. W tym przypadku tak nie było, nikt nawet nie zająknął się o zmianie. Taki spokój wam pomógł?
- Tak dało nam to spokój w trenowaniu, z klubu nie płynęły żadne sygnały o zmianach. Rozmawialiśmy z prezesem czy dyrektorem sportowym i taki temat nawet się nie pojawił. Jeśli gdzieś coś o tym czytałem, to w komentarzach kibiców na Twitterze. W klubie jednak nikt nie podejmował nawet rozmów o jakichś nerwowych ruchach.
Liga Konferencji, o której wspominaliśmy, to ta jaśniejsza strona mocy, ale był też ta ciemniejsza. Co się stało tak naprawdę w Kielcach podczas meczu Pucharu Polski?
- Sam do końca nie wiem co się tam wydarzyło. Nie można zrzucać na boisku, bo obie drużyny grały na tym sam i warunki do gry były identyczne dla obu stron. Bramka stracona w 120 minucie była totalnie bez sensu. Mamy aut w pobliżu pola karnego przeciwnika, jest remis, wyrzucamy daleko piłkę, jest strata i dostajemy gola z kontrataku. Coś takiego nie ma prawa się wydarzyć, zdecydowanie nie powinniśmy do tego dopuścić.
W lidze jest dziewięć punktów starty do lidera, a mogłoby być dużo mniej gdyby nie straty punktów, które tak często zdarzać się nie powinny. Mam na myśli mecze ze Stalą, Puszczą, Wartą czy Cracovią.
- Najgorsze były te cztery mecze z rzędu, które przegraliśmy w lidze w październiku. Nigdy bym nie przypuszczał, że możemy przegrać cztery mecze z rzędu w ekstraklasie – tym bardziej, że dwa z tych meczów graliśmy przy Łazienkowskiej – Rakowem i Stalą. Gdybyśmy w każdym z tych spotkań wywalczyli chociaż jeden punkt, to mielibyśmy o cztery więcej i strata nie byłaby taka duża. Mamy jeszcze 15 meczów na wiosnę w ekstraklasie i trzeba gonić czołówkę od pierwszego spotkania. Luty będzie najważniejszy. Jeśli dobrze zaczniemy, to wszystko będzie możliwe.
Z czego wynikał kryzys w październiku?
- Ciężko to wytłumaczyć. Przegrywamy cztery mecze z rzędu, gdzie tak naprawdę nie byliśmy w nich gorsi, a może nawet byliśmy lepsi. Z Rakowem ja sam miałem dwie sytuacje – raz mi piłkę z linii bramkowej wybili, a potem był strzał w słupek. Wydawało się, ze zaraz coś wpadnie, a ostatecznie strzeliłem samobója. Ze Stalą mamy 70 procent posiadania piłki, kreujemy sytuacje, przeciwnik oddaje trzy strzały, a i tak przegrywamy. Bardzo ciężko to wytłumaczyć. I chyba nawet nie wiem jak to wytłumaczyć poza stwierdzeniem, że taka jest piłka – nieobliczalna.
Tylko jedna wygrana z drużyną będącą w czołówce tabeli w tym porażka bolesna 0:4 we Wrocławiu. Będziecie chcieli coś udowodnić rywalom na wiosnę?
- Tak, od razu musimy się zabrać za odrabianie strat o pokazać, że tamte porażki nie powinny się wydarzyć. Mamy 15 meczów do rozegrania i musimy wygrać jak najwięcej z nich by mistrzostwo było realne, a najlepiej byłoby wygrać wszystkie. W lutym możemy dużo zyskać, ale i wszystko stracić.
W kontekście mistrzostwa kto jest największym waszym rywalem? W Lechu np. mówią, że największym rywalem Lecha jest Lech.
- Powiedziałbym, że Lech i Raków, ale nie chcę skreślać Jagiellonii i Śląska. W mojej opinii Jaga grała jesienią najlepszą piłkę w lidze, zaś Śląsk świetnie wyglądał w defensywie, grał pragmatyczny futbol. Wygrywał jednym golem i gromadził punkty. Będziemy mieć ciut trudniej niż inni, bo tylko my gramy dalej w europejskich pucharach. Dużo zależy od tego jak długo będziemy grali w Europie. Musimy na mecze w Ekstraklasie wychodzić z tą samą motywacją, jak w Lidze Konferencji. To dla nas duże zadanie, głowy muszą być tak samo nastawione. Może głupio to zabrzmi, ale łatwiej czasem zagrać z Aston Villą na wyjeździe, niż z drużyną z niższej pozycji w Ekstraklasie. To trudno wytłumaczyć – to nie jest lekceważenie rywala ani brak przygotowania, dlatego tak ważne jest odpowiednie podejście mentalne. Pracujemy nad tym.
Jak duże jest ciśnienie na mistrzostwo w tym sezonie? Rok temu go brakowało, co w Legii jest rzadką sytuacją.
- Mamy jasny przekaz od kibiców, że w grę wchodzi tylko mistrzostwo. Pierwszy raz usłyszeliśmy to jeszcze w zeszłym sezonie, po ostatnim meczu u siebie ze Śląskiem. Gra w pucharach to fajna przygoda, dodatek, ale w Warszawie liczy się tytuł mistrza Polski. Tym bardziej, że już chwilę tego mistrzostwa w Warszawie nie ma. Presja jest duża, ale każdy z nas musi to udźwignąć i zmierzyć się z nią w rundzie wiosennej. To też walka o łatwiejszą drogę do fazy grupowej europejskich pucharów w kolejnym sezonie. Ścieżka mistrzowska jest o wiele łatwiejsza niż ta wyznaczona dla zespołów zajmujących drugie czy trzecie miejsce w lidze. Popatrzmy tylko na naszą drogę w tym roku – mieliśmy Ordabasy, które grają dobrą piłkę, są mistrzem Kazachstanu, Austria Wiedeń się odbudowała, Midtjylland też jest wysoko w tabeli. Łatwo się potknąć, a marginesu na jakikolwiek błąd nie ma.
Molde budzi respekt? Czy po meczach z Aston Villą czy AZ nie robi to już takiego wrażenia?
- Losowanie nie było dla nas złe. Mogło być gorzej, ale to nie jest słaby rywal. Spodziewam się trudnego dwumeczu. To nie będzie raczej tak, że pojedziemy, wygramy tam wysoko i spotkanie u nas będzie formalnością. Ale myślimy pozytywnie, chcemy przejść Molde i grać dalej. Ale najpierw mamy ekstraklasę i mecz z Ruchem. W Chorzowie dobrze by było dobrze zacząć. Trener Kosta Runjaić powtarzam nam, że pierwszy i ostatni mecz będą najważniejsze. Oczywiście mamy świadomość, że pomiędzy tymi spotkaniami jest wiele innych i każde o wysoką stawkę. Ale chodzi o to, że jak dobrze zaczniesz, to łatwiej jest bardzo dobrze skończyć.
Czujesz się pomijany przez selekcjonera?
Z trenerem Probierzem współpracowałem wcześniej, nie grałem dużo za jego kadencji. Kiedyś chciał mnie ściągnąć do Jagiellonii, wykonał do mnie kilka telefonów, ale transfer nie doszedł do skutku. Mam dotąd jeden występ z orłem na piersi, zobaczymy jak będę postrzegany przez selekcjonera po zmianie pozycji.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.