News: Rzeczpospolita: Goście jak w domu

Rzeczpospolita: Goście jak w domu

Marcin Szymczyk

Źródło: Rzeczpospolita

22.04.2013 09:02

(akt. 09.12.2018 21:46)

Dzisiejsze wydanie "Rzeczpospolitej" piórem Stefana Szczepłka, opisuje atmosferę jaka panowała w Warszawie przy okazji meczu Legii z Pogonią. - Na mecz Legii z Pogonią warto było przyjść nie tylko dla bramek, ale i atmosfery... Każdy, kto przyszedł na Łazienkowską, miał poczucie, że jest na meczu, a nie na wojnie. Legia i Pogoń są ze sobą zaprzyjaźnione od kilkudziesięciu lat, czego widomym znakiem jest to, że w meczach między tymi drużynami nie ma na stadionie sektora gości. Wszyscy są u siebie, więc siadają obok siebie. Nie ma wroga i uszy nie więdną od epitetów - pisze Szcepłek.

Krótko mówiąc: jest przyjemnie, tak jak powinno być na meczu. Nawet krótkotrwały pokaz pirotechniki w wykonaniu Żylety pasował do sytuacji, nikomu nie zagrażał, więc powinien zostać potraktowany łagodnie, bo to jednak złamanie przepisów. Opisuję to, co widziałem, narażając się na zarzut, że się rozczulam, a przecież sensem każdego meczu jest rywalizacja, także na trybunach. Jasne, pod warunkiem że nie towarzyszą jej agresja, bluzgi, brak szacunku dla przeciwnika i łamanie zasad fair play, czyli wszystko to, co na większości meczów ekstraklasy jest na porządku dziennym. Takich jak ten Legii z Pogonią jest niewiele, bo, niestety, mniej jest w lidze "przyjaźni" niż "kos". 


Kibice Pogoni, którzy przyjechali w sobotę rano ze Szczecina do Warszawy, zwiedzali Centrum Nauki Kopernik, Stadion Narodowy, spacerowali po Starówce i Krakowskim Przedmieściu. Mieli na szyjach klubowe szaliki, nikt ich nie gonił, nie groził im, wrócili do domów cali i zdrowi. Wiadomo, że jak się jedzie na mecz przyjaźni, to matki są spokojne.


Wielu spośród kibiców obecnych na stadionie następnego dnia wzięło udział w maratonie warszawskim. To jest taki sport, w którym 95 procent uczestników walczy z własnymi słabościami, a nie przeciwnikiem, wspiera się i w dodatku kibice na trasie dopingują wszystkich bez różnicy. A potem ci, którzy ukończyli bieg, chodzą jeszcze po Warszawie z numerami startowymi na piersiach i medalami na szyjach, chcąc przedłużyć radość. Ja im zazdroszczę, bo sam już nie biegam i cieszę się, wiedząc, że są wśród nich kibice piłkarscy, którzy zasady z maratonu stosują na trybunach stadionów. Może jeszcze kiedyś będzie normalnie. 


Autor: Stefan Szczepłek

Polecamy

Komentarze (16)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.