Sandro Kulenović: Kiedyś wrócę do Legii, jako piłkarz lub kibic
09.05.2020 14:00
Trafiłeś do Legii w lipcu 2016. Pamiętasz początki?
- Przyszedłem do największego klubu w Polsce, który zawsze chce zwyciężać. Nie ukrywam, że w wieku 16 lat trudno było mi opuścić dom, rodzinę, przyjaciół i miasto. To też zmiana kraju, języka. Bywały trudne momenty. Wiedziałem jednak, że takie jest życie piłkarza i jeśli chcę wiązać przyszłość z piłką, to nie mogę się zastanawiać gdy dostaję taką propozycję. Nie żałuję tej decyzji. Spędziłem dwa cudowne lata w Warszawie i dużo się w stolicy nauczyłem.
Występowałeś w rezerwach, była przygoda w młodzieżowej Lidze Mistrzów. To rozgrywki juniorskie, ale mierzyliście się z najlepszymi. Czułeś ekscytację?
- Gra w UEFA Youth League była wspaniałą sprawą, tak samo jak strzelanie goli Realowi Madryt i Sportingowi Lizbona. W Madrycie trafiłem na 1:1, ale pechowo przegraliśmy 2:3 po samobójczym golu. W Lizbonie też był gol wyrównujący, ale tam już zremisowaliśmy. Będę już zawsze pamiętać o tych chwilach.
Jako gracz Legii, trafiłeś także na roczne wypożyczenie do Juventusu Turyn. Nie zagrałeś w Serie A, ale byłeś zapraszany na zajęcia z pierwszym zespołem. Jak wspomnienia?
- Byłem dumny, gdy trafiłem do Juventusu. Wszyscy zawodnicy, których wcześniej widziałem tylko w telewizji, nagle stali się moimi kolegami z drużyny. Wspólne treningi z Mandżukiciem, Dybalą, Higuainem były czymś niesamowitym. Obserwowałem ich każdy ruch i starałem się od nich nauczyć jak najwięcej, chłonąć wiedzę praktyczną. Czas spędzony we Włoszech dał mi dużo pod względem mentalnym i piłkarskim. Czy zostały mi jakoeś pamiątki? W trakcie pobytu w Turynie udało mi się zebrać sporo koszulek od piłkarzy, z którymi trenowałem. Pamiętam, że najdłużej czekałem na podpisaną koszulkę od Cristiano Ronaldo. Taką pamiątkę najtrudniej było zdobyć.
Po wypożyczeniu do Juventusu wróciłeś na Łazienkowską i zacząłeś pojawiać się na ekstraklasowych boiskach. Spodziewałeś się?
- W momencie powrotu do stolicy Polski, natrafiłem w Legii na chorwacki sztab. Oczywiście miałem w związku z tym pewne oczekiwania i nadzieję na częstszą grę. Tym bardziej, że tuż przed sezonem pokazałem się z dobrej strony. Trener Dean Klafuric umożliwił mi debiut w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów w irandzkim Cork. Wygraliśmy 1:0. Ale potem nie otrzymywałem już szans na pokazanie się na boisku. Nie poddawałem się, cały czas ciężko pracowałem i udowodniłem swoją wartość. Trenerzy Ricardo Sa Pinto i Aleksandar Vuković we mnie uwierzyli, bo zawsze dawałem z siebie sto procent.
Sa Pinto - jak wspominasz współpracę z tym dość oryginalnym szkoleniowcem?
- Pamiętam pierwsze dni współpracy z Sa Pinto. Portugalski szkoleniowiec od razu mi zaufał. Pod jego wodzą zadebiutowałem bardzo szybko, później strzeliłem pierwszego gola - w Białymstoku z Jagiellonią w końcówce na wagę remisu. Portugalczyk est wyjątkową osobą o twardym charakterze. Zawsze będzie jednym z moich ulubionych trenerów, ponieważ miał odwagę na mnie postawić mimo młodego wieku, dać szansę 18-letniemu dzieciakowi. Dzięki niemu stałem się lepszym piłkarzem i człowiekiem. Jak w każdym związku - mieliśmy wzloty i upadki, lecz zapamiętam go pozytywnie do końca życia.
Kolejnym trenerem został Aleksandar Vuković. Początkowo nic nie zapowiadało, że „Vuko” na ciebie postawi.
- W pierwszych miesiącach pracy z trenerem Vukoviciem nie miałem szans na grę. Szkoleniowiec często korzystał z bardziej doświadczonych graczy, miał do tego prawo. Byłem nieco sfrustrowany, jak każdy zawodnik, który nie gra. Ale w piłce nożnej to normalne. Wszystko zaczęło się zmieniać po powrocie z młodzieżowych mistrzostw Europy. Byłem w bardzo dobrej formie. Sprawdziłem się podczas treningów na zgrupowaniu letnim w Austrii, dzięki czemu „Vuko” dał mi potem znacznie więcej okazji do gry. Dużo rozmawialiśmy, był dla mnie jak ojciec.
Być może kluczem do wygrania rywalizacji w tym sezonie okazał się sparing z Radomiakiem Radom, w którym strzeliłeś cztery gole w pierwszej połowie.
- Gra kontrolna z Radomiakiem bardzo pomogła mi wygrać rywalizację w drużynie. Ale tak jak powiedziałem wcześniej, spory wpływ na taki stan rzeczy miał solidnie przepracowany obóz przygotowawczy i niezła dyspozycja po mistrzostwach Europy.
Wielu kibiców i dziennikarzy zastanawiało się dlaczego w ataku grasz ty, a nie Carlitos. Jak to odbierałeś?
- Opinia medialna nigdy nie była dla mnie specjalnie ważna. Liczyło się dla mnie przede wszystkim zdanie trenera i kolegów z szatni, od których czułem duże wsparcie.
Ale to musiała być trudna sytuacja dla młodego chłopaka gdy schodzi z boiska i słyszy gwizdy?
- Raz jeszcze powiem, że najważniejsza była dla mnie opinia szkoleniowca i kolegów z zespołu. Oczywiście w tamtym momencie było mi trudno, bo w każdym meczu naprawdę się starałem, zostawiałem serce na murawie i dawałem z siebie tyle ile mogłem. Nikt nie mógł mi zarzucić braku zaangażowania. Wiedziałem, że Żyleta bardzo mi kibicowała, że najwierniejsi fani nie odrócili się ode mnie. Trener Vuković odegrał w tej sytuacji ogromną rolę. Powiedział, że gram, bo na to zasługuję i prezentuję aktualnie najwyższe umiejętności. Otrzymałem też słowa otuchy od osób z klubu, co ułatwiło mi funkcjonowanie i odnalezienie się w całej tej sytuacji. Takie rzeczy zdarzają się w futbolu. Lepiej, że jako 19-latek mam takie doświadczenie za sobą. Dzięki temu jestem mocniejszy. Nie byłem zły na nikogo, na Carlitosa również. Nigdy jednak nie zrozumiałem dlaczego zasłużyłem na gwizdy z trybun. Do dziś nie jest to dla mnie jasne.
Czy odejście z Legii było jedynym wyjściem? Nie chciałeś przeczekać tej sytuacji?
- W letnim okienku transferowym miałem wiele ofert, lecz postanowiłem zostać ze względu na Warszawę i Legię. Ale kiedy pojawiła się propozycja od Dinama, wiedziałem, że to odpowiedni klub dla mnie i kariery. To przede wszystkim mój dom, więc postanowiłem przyjąć ofertę z Zagrzebia. Zdecydowałem się na ten ruch, ponieważ myślę, że to dobry krok w kierunku dalszego rozwoju.
Jakie uczucia towarzyszyły ci, gdy żegnałeś się z Legią?
- Byłem smutny. Mam wprawdzie mnóstwo radosnych chwil związanych z drużyną, kibicami, klubem… Młodzieżowa Liga Mistrzów, pobyt na Santiago Bernabeu i Westfalenstadion – piękna sprawa. Jednymi z najlepszych wspomnień jest też gol z Jagiellonią w końcówce meczu oraz pierwsze trafienie przy Łazienkowskiej. Strzeliłem gola przeciwko Piastowi Gliwice. Po raz pierwszy pojawiłem się wtedy w podstawowym składzie, a na dodatek cała rodzina, razem z 25 tysiącami ludzi, oglądała moją bramkę. Czas spędzony w Warszawie zapamiętam na zawsze. Legia to mój drugi dom. Trafiłem do Warszawy w wieku 16 lat, bardzo szybko nauczyłem się języka polskiego, poznawałem kulturę, sztukę, obyczaje. Szanowałem każdą osobę jaką napotkałem. Jestem dumny z tego, co zrobiłem dla zespołu Legii, co razem z kolegami przeżyliśmy. Byłem jednak gotowy na zmianę barw i zarazem szczęśliwy, bo wykonałem krok do przodu. Dinamo gra co roku w europejskich pucharach. Wróciłem do miejsca, w którym wszystko się zaczęło. Był to dla mnie wyjątkowy moment.
Legia zarobiła na tobie podobne pieniądze, jak na Carlitosie. Kto jest więc lepszym napastnikiem?
- Haha, nic nie powiem! Nigdy nie mówię o takich rzeczach. Carlitos znajduje się w najlepszych latach kariery. Ja mam dopiero 20 lat, więc nie mogę się z nim porównywać. Sądzę przede wszystkim, że jesteśmy bardzo różnymi typami napastników i każdy z nas ma inne atuty.
Chciałbyś kiedyś wrócić do Legii?
- Nigdy nie wiesz, co przyniesie życie. Uwielbiam Legię, Warszawę i może kiedyś wrócę jeśli będzie okazja. Jeżeli nie jako zawodnik, to chociaż jako kibic. W miarę możliwości oglądam każde spotkanie stołecznej drużyny. Mam kontakt z wieloma piłkarzami, najlepszy z Domagojem Antoliciem. Bardzo często ze sobą rozmawiamy.
Jak wyglądało wejście do szatni Dinama?
- Wcześniej znałem już wielu piłkarzy z drużyny. Z niektórymi mogłem wspólnie występować jeszcze za czasów gry w akademii Dinama, natomiast z innymi – w reprezentacji Chorwacji. Reszta doświadczonych zawodników przekazała mi natomiast wsparcie już od pierwszego dnia w klubie. Nie było jakoś specjalnie trudno o aklimatyzację w domu, w Zagrzebiu.
W drugim meczu doznałeś kontuzji.
- Wraz z przyjazdem do klubu, wiedziałem, że muszę być cierpliwy. Ciężko pracowałem i czekałem na możliwość występu. Zostałem powołany do kadry, strzeliłem cztery gole w dwóch meczach. Później trener Nenad Bjelica powiedział mi, że dostanę szansę gry. Byłem bardzo szczęśliwy. Wszedłem na boisko na końcowe 30 minut. Prowadziliśmy 4:1, to był idealny dzień. Ale nagle, po 5 minutach doznałem kontuzji. Był to dla mnie najtrudniejszy okres w życiu. Operacja, rehabilitacja, powrót po urazie… Koniec końców cieszę się, że to wszystko już za mną. Wróciłem mocniejszy. Czuję się lepiej niż kiedykolwiek.
W lutym wróciłeś do gry, dwa razy zagrałeś w podstawowym składzie.
- Jestem zadowolony z tego, że szkoleniowiec znalazł dla mnie miejsce w podstawowym składzie. Ciężko pracowałem i pokazałem, że na to zasłużyłem. Po tym co wcześniej przeszedłem, jestem wdzięczny za to, iż trener dał mi szansę, którą wykorzystałem. Potem mogłem się sprawdzić w kolejnych spotkaniach. Bruno Petković, który występuje w Dinamie, to jeden z najlepszych chorwackich napastników, reprezentant kraju. Ale chcę dawać z siebie wszystko, aby pomóc drużynie w jak największym stopniu. Będę codziennie intensywnie trenował, aby otrzymywać jak najwięcej minut na murawie.
Byłeś zaskoczony, gdy Nenad Bjelica i jego sztab rozstał się z Dinamem?
- To kwestie i tematy, o których nie chciałbym rozmawiać. Nie decyduję o tym. Z trenerem Bjelicą mam świetne wspomnienia. Dinamo osiągnęło fantastyczne wyniki, lecz musimy iść dalej. Taka jest piłka.
Jego miejsce zajął Igor Jovicević, który współpracował z młodzieżą Dinama, był szkoleniowcem drugiego zespołu.
- To wspaniałe, że nowy szkoleniowiec zna zespół oraz filozofię Dinama, a wcześniej uczył się i dojrzewał w tym klubie. Na razie pracujemy w niezbyt licznych grupach, lecz można dostrzec, że od trenera Jovicevicia bije spora energia. Widać, że podszedł do tej pracy z wielką werwą. I to sprawia, że jestem optymistą.
Czy wiadomo kiedy liga chorwacka wróci do gry?
- Liga planuje wznowić zmagania 29 maja. Pracujemy nad powrotem do rywalizacji, walki o stawkę. Nie możemy się doczekać ponownego rozgrywania meczów. Wiadomo, że na początku trudno będzie o uzyskanie optymalnej formy, ponieważ nie jesteśmy przyzwyczajeni do tak długich przerw, jaka ma teraz miejsce. Musimy być cierpliwi i intensywnie trenować.
Macie aż osiemnaście punktów przewagi nad HNK Rijeka. Czujesz się powoli mistrzem Chorwacji?
- Oczywiście czujemy radość i pewność siebie z powodu niezłego, dotychczasowego sezonu w naszym wykonaniu. Ale jesteśmy profesjonalistami i do ostatniego meczu będziemy grać na 100 procent.
Porozmawiajmy chwilę o trzęsieniu ziemi w Zagrzebiu. Gdzie byłeś w momencie wstrząsu, jakie uczucia ci towarzyszyły?
- Trzęsienie ziemi mnie obudziło. Dla mojego miasta to była katastrofa. Z wielu budynków zostały zgliszcza… Bardzo mi przykro, że tak się stało. Trudno coś więcej powiedzieć na ten temat. Przez ostatnie półtora miesiąca my, Chorwaci byliśmy świadkami wielu wstrząsów – mocniejszych i słabszych. Nie da się przewidzieć czy wkrótce się to powtórzy, czy nie.
Na domiar złego, po świecie krąży koronawirus. Jak teraz spędzasz te specyficzne dni? Czy wróciliście już do zajęć na boisku?
- W ostatnim miesiącu biegałem i jeździłem na rowerze. Trenowałem z piłką tylko przez dwa tygodnie. Na szczęście najgorsze już chyba za nami i teraz wszystko zmierza ku lepszemu. Wróciliśmy do zajęć 28 kwietnia. Ćwiczymy w grupach 5-osobowych. Mamy nadzieję, że wkrótce rozpoczniemy treningi z całym zespołem. Wcześniej przez cztery tygodnie wszystko było pozamykane. Gdy sytuacja w kraju się poprawiła, zostały otwarte sklepy, a także inne miejsca. Trudno myśli się o koronawirusie i tym, co wyrządził nam wszystkim. Musimy iść dalej i skoncentrować się na przyszłości.
Rozmawiasz z zawodnikami z różnych klubów i krajów w czasie pandemii?
- Tak. Jestem w kontakcie z wieloma piłkarzami. Mogę powiedzieć, że sytuacja w Chorwacji, związana z wirusem, jest lepsza niż w innych państwach. Wierzę, że niebawem wrócimy do normalności. Mam nadzieję, iż uda się wynaleźć szczepionkę, która wszystkich uratuje - nie tylko ludzi, ale i gospodarkę.
Quiz
Gdzie dojrzewali piłkarze Legii?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.