Trzy lata temu pożegnaliśmy Pawła Zarzecznego
01.04.2020 20:00
Zadziorny, bezkompromisowy, inteligentny, megalomański, kontrowersyjny… Futbolowa Polska znała rozmaite odsłony Pawła Zarzecznego. Był publicystą nietuzinkowym, często balansującym na granicy zawodowej etyki, ale zarazem docenianym za warsztat, wszechstronną wiedzę i „lekkość pióra”. Pracował w redakcjach największych krajowych gazet, kilku kanałów telewizyjnych i portali internetowych, powtarzając przy tym w swoim stylu: „Jedyne czego nauczyli mnie dziennikarze, to picia wódki. Wszystko inne umiałem już wcześniej.” Jego charakterystyczne, choć nierówne jakościowo felietony nie pozostawiały obojętnym. Nierzadko formułował w nich bowiem świadomie prowokacyjną krytykę oraz trudne dla piłkarskiego środowiska prawdy wyrażane językiem pozbawionym finezji i subtelności. Ale w tekstach Zarzecznego nie brakowało również celnych spostrzeżeń, oryginalnych opinii, interesujących wyimków z historii sportu, czy ubarwianych niekiedy przez autora anegdot. Gawędziarskiego polotu, elokwencji, erudycji zazdrościli mu niemal wszyscy koledzy-żurnaliści.
Urodził się w 1961 roku i od dziecka stał się bywalcem obiektu przy Łazienkowskiej. „Zobaczyłem na stadionie światła, nigdy czegoś takiego nie widziałem. Cały stadion pełen ludzi. Bilety po 35 złotych – to było wtedy 17 oranżad. Najpierw zobaczyłem, że światło się świeci i że się pali papierosy. Potem, że trzeba przeklinać. Grali świetni piłkarze: Deyna, Gadocha, jeszcze Brychczy, Blaut, Grotyński – świetny bramkarz…” Przez kolejne lata emocjonalny związek Pawła Zarzecznego z Legią przybierał już tylko na sile. Mocno identyfikował się z klubem, dlatego momentami nie wahał się również pisać o nim gorzko, z dezaprobatą dla poczynań władz, bądź kibiców. „Legia? Tragedia!” – wołał w tytule artykułu opublikowanego po przerwanym meczu „Wojskowych” z Vetrą Wilno w lipcu 2007 roku. Bardzo przeżywał wszystkie wydarzenia dotyczące stołecznego zespołu, skrywając na co dzień pod maską butnego aroganta jakby niepożądaną w sobie wrażliwość. „Jestem bydlakiem. Kawałem chama. Grubą świnią. Cynikiem. Nic mnie nie rusza, ani mordy, ani bandytyzm, ani wasze chamstwo […]. Ale od soboty płaczę. Naprawdę nie sądziłem, w najśmielszych marzeniach, że kompletnie nie umiejąc grać w piłkę nożną ogramy mistrzów świata. W Warszawie, Niemców. Tu jest klucz do tych łez.” – tak w 2014 roku relacjonował własne uczucia po zwycięstwie polskiej reprezentacji, drugiej nieobojętnej mu drużyny, tej narodowej. I było to autentyczne.
Wg słów żony Pawła Zarzecznego, wzruszał się też za każdym razem słysząc na trybunach hymn Legii. Spełniło się życzenie jego rodziny, by utwór Czesława Niemena odegrać mu podczas uroczystości pogrzebowych. Na trumnie złożono szalik w czerwono-biało-zielono-czarnych barwach. Zmarłego żegnały tłumy warszawskich kibiców, ludzi sportu, artystów i dziennikarzy. Spoczął na Cmentarzu Bródnowskim. Zawsze był najlepszy.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.