Walerian Gwilia

Walerian Gwilia: Dla mnie i dla Legii wiosna będzie lepsza od jesieni

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

25.01.2021 23:00

(akt. 26.01.2021 10:56)

- Co się zmieniło odkąd trenerem jest Czesław Michniewicz? Mamy teraz więcej taktyki na treningach, do której nowy sztab przywiązuje dużą uwagę. Myślę, że idziemy we właściwym kierunku i robimy dobrą pracę, ale o tym przekonamy się w meczach o stawkę. Musimy wiosną pokazać na co nas stać i zostać mistrzami kraju by łatwiej nam było dostać się do fazy grupowej europejskich pucharów - mówi w rozmowie z Legia.Net pomocnik Legii Warszawa, Walerian Gwilia.

Za nami trudny rok – z koronawirusem, licznymi obostrzeniami, bez kibiców na trybunach. Potrafisz mimo wszystko z tego okresu wyciągnąć jakieś pozytywy?

- Niestety dla wszystkich, na całym świecie był to bardzo ciężki rok. Szczególnie pierwsze sześć miesięcy było dla nas trudne – siedzieliśmy zamknięci w domach, nie było piłki nożnej i nikt nie wiedział co będzie dalej. Najgorsza była ta niepewność, nikt nie wiedział co będzie jutro. Ale z każdego okresu, nawet takiego o którym chcielibyśmy zapomnieć, trzeba wyciągnąć wnioski. Ten rok dla wszystkich nas był trudną lekcją, ale dzięki temu można patrzeć nieco inaczej patrzeć na świat, widzieć więcej pozytywów. Wydaje mi się, że teraz wszyscy będziemy bardziej doceniać to, co mieliśmy wcześniej. Gdy wszystko było w porządku, nie myśli się o wielu aspektach życia, nie docenia tego, co jest wokół nas, i mamy wrażenie, że to norma i codzienność. Pandemia wszystko wywróciła do góry nogami i to powinno nas nauczyć doceniać te małe rzeczy – jak pójście na spacer, do restauracji czy na zakupy. 

A na boisku?

- Było kilka dobrych momentów – przede wszystkim zostaliśmy mistrzem Polski. Zrobiliśmy to w dobrym stylu, nie brakowało emocji – tych pozytywnych. Na boisku gdy wygrywaliśmy i poza nim – choćby w czasie radości z kibicami nad Wisłą. Indywidulanie pierwsze pół roku też było dla mnie niezłym czasem. Potem przyszły porażki i wyniki niesatysfakcjonujące ani nas ani kibiców. To dla nas wszystkich były przykre doświadczenia i musimy zrobić wszystko aby w przyszłości się nie powtórzyły. Bardzo chciałbym cofnąć czas, ale niestety przeszłości nie da się zmienić. 

Jak dziś sytuacja wygląda w twojej Gruzji?

- Jest pod wieloma względami trudniej niż w Polsce. Przede wszystkim funkcjonowanie utrudnia godzina policyjna, która obowiązuje codziennie od 21. wieczorem do 6. rano. W tym czasie w ogóle nie można wychodzić na ulicę. Gdy policja kogoś spotka, nie słucha tłumaczeń, tylko od razu nakłada wysokie kary. 

Wspomniałeś, że jesienią mieliście jako zespół przykre doświadczenia. Jednym z nich jest gra bez kibiców. Można się do tego przyzwyczaić?

- To jedna z trudniejszych rzeczy dla piłkarza w piłce nożnej. Gdy na trybunach są kibice wszystko jest inaczej – jest większa chęć do gry, inny poziom adrenaliny, emocji, skupienia, koncentracji. Dla Legii jest to jeszcze trudniejsze bo przy Łazienkowskiej zawsze była wspaniała atmosfera, kibice byli naszym dwunastym zawodnikiem, robili przewagę z której często korzystaliśmy. To wsparcie i zaangażowanie trybun jest szalenie istotne, ważne. Ja nie potrafię się przyzwyczaić do gry bez kibiców, ale i do oglądania meczów w telewizji z pustymi trybunami. To wygląda jak zupełnie inny sport. 

Jesienią najważniejsze mecze dla klubu, dla kibiców i dla was miały miejsce w europejskich pucharach. Analizowałeś już pewnie nie raz co się stało, że odpadliście, że mieliście gorszy okres. Czy Omonia i Karabach to były zespoły poza waszym zasięgiem?

- Nie, uważam, że obie drużyny były w naszym zasięgu – szczególnie Omonia. Powinniśmy awansować minimum do fazy grupowej Ligi Europy. Zespół z Cypru był od nas słabszy, mieliśmy obowiązek go pokonać. I zrobilibyśmy to w normalnych czasach – tych sprzed koronawirusa. U siebie w regulaminowym czasie zremisowaliśmy z nimi 0:0. Czyli podobnie, jak przed rokiem z Atromitosem, a w Grecji wygraliśmy 2:0. Teraz byłoby podobnie, ogralibyśmy ich w Nikozji i przeszli do kolejnej rundy. Niestety po regulaminowym czasie była dogrywka, graliśmy w osłabieniu, straciliśmy gola z karnego, nam go nie podyktowano – sporo napotkaliśmy przeciwności jak na jeden dzień. To był fatalny wieczór, mocno go przeżyliśmy. 

Walerian Gwilia

Nie patrząc jednak na okoliczności tego jak przegraliście z Omonią, to jako zespół zaliczyliście w kolejnym już sezonie słaby jego początek. Były przecież porażki w lidze na własnym stadionie – z Jagiellonią czy Górnikiem. Gdzie szukaliście przyczyny takiego stanu rzeczy?

- Tak faktycznie jest, że początki każdego z sezonów są dla nas bardzo trudne, tak jest od wielu lat. Tym razem zaszło sporo zmian, było wiele kontuzji, kilku nowych zawodników, a musieliśmy w krótkim czasie zagrać wiele spotkań. Nie wszystko funkcjonowało tak, jak powinno. Tego czasu było po prostu za mało. A przecież to był do tego sezon, w którym nie było normalnych przygotowań, a skład zmieniał się często tuż przed meczem gdy wszyscy poznawali wyniki testów na obecność koronawirusa. Często nie zauważamy jak wiele zmieniła i zepsuła w piłce nożnej ta pandemia. Widać to po wielkich klubach, widać było w tamtym okresie też po nas. 

Za to wszystko co się wydarzyło największe konsekwencje poniósł trener Aleksandar Vuković. Nie zgadzaliście się z tym i nie chcieliście tego zaakceptować. To dość rzadka postawa zespołu w takiej sytuacji. 

- Tak, to było dla nas bardzo duże zaskoczenie. Nikt w zespole nie chciał tego co się stało, ani ci którzy grali mniej, ani ci, którzy grali częściej. Decyzja o zwolnieniu „Vuko” była dla nas szokiem. Nikt tego nie zakładał, nie spodziewaliśmy się takiego ruchu. Faktycznie było tak, że byliśmy źli. Z trenerem Vukoviciem zrobiliśmy razem kawał dobrej roboty, zbudowaliśmy drużynę, w której była świetna atmosfera i szatnię w której jeden walczył za drugiego. Jestem i zawsze będę mu za wszystko bardzo wdzięczny, to był bardzo fajny czas. 

Przyszedł nowy szkoleniowiec – Czesław Michniewicz. Wiele się zmieniło?

- Pracowałem z wieloma trenerami i nigdy nie staram się ich ze sobą porównywać. Każdy ma swoją wizję i styl pracy. Czy to na Ukrainie, czy w Szwajcarii, w Polsce czy w reprezentacji Gruzji – każdy trener inaczej patrzy na piłkę i to jest normalne. Z Czesławem Michniewiczem współpracuje mi się bardzo dobrze, jestem zadowolony bo zawsze można z nim porozmawiać, powiedzieć co się myśli, nie trzeba nic upiększać. Razem z trenerem staramy się codziennie ciężko pracować dla dobra drużyny. A co się zmieniło? Mamy teraz więcej taktyki na treningach, do której nowy sztab przywiązuje dużą uwagę. Myślę, że idziemy we właściwym kierunku i robimy dobrą pracę, ale o tym przekonamy się w meczach o stawkę. Musimy wiosną pokazać na co nas stać i zostać mistrzami kraju by łatwiej nam było dostać się do fazy grupowej europejskich pucharów. 

Trener często powtarza, że zawodnicy środka pola mają być w ciągłym ruchu. Szkoleniowiec chwali cię za ciąg na bramkę, za dobry strzał, ale oczekuje, że będziesz się więcej ruszał. 

- Nie mam z tym problemu, taki mam styl gry, że zawsze dużo biegam i jestem w ruchu. Patrząc na statystyki biegowe zawsze byłem w czołówce przebiegniętych kilometrów. Zawsze grałem jak to się teraz mówi „box to box” czyli od jednego pola karnego do drugiego, to można powiedzieć mnie charakteryzuje. 

Walerian Gwilia

Sezon mistrzowski był dla ciebie świetny – 11 goli, 9 asyst. Ale jesieni nie zaliczysz do udanych – bez gola i z dwoma asystami. Co się stało?

- Było wiele rzeczy, o których się nie mówiło na zewnątrz i kibice o nich nie wiedzieli, bo wiedzieć nie mogli. Miałem kilka urazów, był moment że jedną kontuzję wyleczyłem i pojawiała się następna. I nie były to jakieś mikro urazy – najpierw miałem kłopoty z Achillesem, później ze ścięgnami podkolanowymi, a potem jeszcze problemy z brzuchem, miałem zapalenie – gdy przyjechałam na zgrupowanie kadry usłyszałem od lekarza, że nie mogę nawet trenować z takimi wynikami badań. A gdy nie ma zdrowia, to i na boisku słabo się wygląda. Wiem, że powiem to kolejny raz, ale to był dla mnie bardzo trudny okres. Gdy wychodzisz na boisko musisz robić swoje, nikogo nie interesują twoje problemy, o których często nikt nie ma pojęcia. A ja nie zawsze byłem w stanie robić swoje. Najważniejsze, że teraz jestem zdrowy i oby tak zostało. Dobrze przygotowałem się do rundy wiosennej i chcę pomagać zespołowi tak często, jak będzie to możliwe. Muszę dawać więcej w ofensywie, zdobywać bramki, asystować przy golach kolegów. Ale muszę też pracować w obronie, zakładać pressing - tak by zespół dzięki temu na końcu odniósł sukces. To nie zawsze jest widoczne, wiele osób uważa że gra w obronie jest wtedy, gdy wykonujesz wślizg. Ale mądre poruszanie się na boisku i skuteczny pressing, to często klucz do wygranej. Szczególnie w siłowej lidze polskiej często najważniejsze jest jak bardzo wysoko zakładasz pressing i jak szybko potrafisz odebrać piłkę przeciwnikowi. 

Wiosna będzie dla ciebie i Legii zdecydowanie lepsza?

- Tak, taką mam nadzieję i głęboko w to wierzę. Najważniejsze by zdrowie dopisywało, wtedy jest ciągłość w treningu i wszystko zależy od ciebie. Zrobię wszystko by pomóc drużynie w zdobyciu tytułu mistrza Polski. Wiem, że statystyki są ważne, ale dla mnie zawsze najważniejsze było dobro zespołu. Choć idealnie byłoby to połączyć i pomagać drużynie poprzez swoje liczby czyli bramki i asysty. Do tego będę dążył. 

Do rundy wiosennej przygotowujecie się w Dubaju. Dla ciebie to chyba nie jest pierwszy obóz w tym miejscu?

- Byłem tu plus/minus dziesięć lat temu z Metalistem Charków. Wtedy byłem młodym graczem z akademii tego klubu. Do Zjednoczonych Emiratów Arabskich przyjechała pierwsza drużyna i zespół akademii. Pamiętam, że wtedy było o wiele bardziej gorąco, trudniej było pracować i biegać. Poza tym byłem wtedy na początku drogi i na wszystko patrzyłem inaczej. Teraz jest inaczej, pogoda jest idealna – nie jest za gorąco, nie jest też za zimno. 

Na zgrupowaniu pogoda idealna, ale wrócicie do Polski i trzeba będzie walczyć o ligowe punkty w zupełnie innych warunkach. Myślicie już o tym?

- Tak, warunki mamy idealne by się przygotować do rundy wiosennej, ale każdy z nas już mniej lub bardziej myśli o spotkaniu z Podbeskidziem. Na szczęście nie będziemy tego spotkania grać od razu po powrocie do Polski, będzie czas na aklimatyzację. Zresztą to nie pierwsze zgrupowanie zimą w miejscu, gdzie jest cieplej niż w Polsce. To normalna sprawa i jesteśmy na to przygotowani, nasze organizmy również. Arabskie drużyny latem latają do Europy aby się przygotować, bo tutaj jest za gorąco. W piłce nożnej takie zmiany to normalna praktyka. Nie sądzę byśmy mieli z tym jakiś problem. 

W porównaniu do rundy jesiennej kadra Legii zmniejszyła się o ośmiu piłkarzy w tym Domagoja Antolicia, Michała Karbownika czy Jose Kante. To duże osłabienia zespołu?

- Tak, Antola i Karbo to dwaj piłkarze, którzy bardzo pomagali drużynie i zawsze można było na nich liczyć. Dawali Legii odpowiednią jakość. Kante jesienią wiele nie pograł, ale w poprzednim sezonie był kluczowym zawodnikiem i najlepszym napastnikiem. Mam nadzieję, że z nami jednak zostanie. Oczywiście taka jest piłka, zawsze jedni odchodzą, a drudzy przychodzą. To z pewnością osłabienia, ale trzeba patrzeć do przodu i skupiać na tych, którzy zostali i co mogą dać drużynie. Mam nadzieję, że na boisku nie będzie widać tego, że nam ich brakuje. 

Walerian Gwilia

Czyli w maju wszyscy będziemy się cieszyli z mistrzostwa Polski?

- Nie widzę tego inaczej, musimy to zrobić, to nasz obowiązek! Oczywiście droga do tego nie będzie łatwa, dlatego wszyscy musimy pracować na sto procent. Jestem gotowy na ciężką pracę i przekonany, że tytuł mistrzowski trafi do Warszawy. 

Po mistrzowskie napijesz się pewnie chętnie dobrego, gruzińskiego wina? Które jest najlepsze?

- Wina z Gruzji są świetne, popularne w Polsce ale nie tylko. A które najlepsze? Wymienię dwa - Saperavi i Kindzmarauli. A które lepsze? To już zależy od tego co, kto lubi. 

Pomówmy chwilę o reprezentacji Gruzji. Przegraliście najważniejsze starcie z Macedonią Północną o awans na mistrzostwa Europy. Czego wam zabrakło?

- To był bardzo ciężki moment dla mnie i dla całej Gruzji. Kibice i cały naród – wszyscy byli przekonani, że wygramy. A to był bardzo wyrównany mecz w którym o awansie zdecydowała jedna bramka. Już po kilku minutach spotkania mieliśmy wrażenie, że ten kto strzeli gola, awansuje. Porównałbym to do finału Ligi Mistrzów gdzie grali Liverpool z Tottenhamem. Było tam wielu piłkarzy z ogromną jakością, a mimo to spotkanie było trudne dla widza do oglądania. Wszystkich usztywniła stawka meczu, presja i stres. U nas było podobnie, do tego doszły kontuzje czterech graczy z podstawowej jedenastki. W dodatku na dwa dni przed spotkaniem nasz lider i najlepszy piłkarz zakaził się koronawirusem. Ostatecznie przegraliśmy 0:1, choć nie byliśmy zespołem gorszym.

Duży był smutek i rozczarowanie w Gruzji?

- Bardzo duże, mieliśmy szansę by zrobić historyczny wynik. Oczekiwania były przed meczem ogromne, więc i rozczarowanie było potężne. 

Twój kontrakt z Legią wygasa po sezonie. W przyszłym zobaczymy cię w Warszawie?

- Mam nadzieję, bardzo bym tego chciał. Mam umowę z Legią ważną do końca czerwca, ale w umowie jest zapis pozwalający władzom klubu przedłużenie kontraktu o rok. 

Walerian Gwilia

Quiz. Rekordowe transfery z Legii

1/15 Najwyższym transferem z klubu legionistów jest przejście Radosława Majeckiego do AS Monaco, który kosztował 7 mln euro, plus bonusy. Do jakiego klubu Majecki był wypożyczony z Legii, aby się ogrywać?

Polecamy

Komentarze (42)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.