Wasz wywiad z Danielem Łukasikiem - Kadra? Jak najszybciej
30.10.2012 14:43
Nie wszyscy utalentowani piłkarze przebijają się do pierwszej drużyny. Wymień tych, którzy twoim zdaniem zapowiadali się lepiej, ale z różnych względów nie przebili się wyżej.
- Grałem w pierwszym roczniku akademii, więc powiem tylko o tej drużynie. Na pewno Piotrek Wasikowski - bardzo dobry lewy obrońca, Mateusz Rosłoń - z nim grałem w środku pomocy, no i Mateusz Lisiecki, który miał nawet szansę debiutu w ekstraklasie, jeszcze za trenera Białasa.
Komu kibicowałeś mieszkając w Miłkach? Co wtedy myślałeś o Legii?
- Oj, początkowo to ja miałem wąski kąt widzenia. Po finale Ligi Mistrzów z 1999 roku, kiedy Manchester United w samej końcówce pokonał Bayern, najbliżej mi było właśnie do Anglików. Pamiętam, że po tym meczu długo nie mogłem spać... (śmiech). A z polskiej ligi? Nie miałem odpowiednich programów telewizyjnych, internetu również, więc wiedziałem niewiele, zresztą pewnie nie wymieniłbym wtedy wszystkich ligowych zespołów. Dopiero gdy poszedłem do gimnazjum w Olsztynie, zaintersowałem się bardziej polską ligą i zacząłem śledzić wyniki. Ale nie, nie miałem jakiejś swojej ulubionej drużyny. No a później, kiedy Legia mnie wychowała...
Jak nazywał się pierwszy piłkarz Legii, którego grę pamiętasz?
- Jacek Zieliński, chyba najlepszy obrońca, który grał też w reprezentacji Polski. Z moich rejonów pochodzi z kolei Sylwester Czereszewski.
Jaka to w końcu była potrawa, o któtej mówiłeś w rozmowie z Przeglądem Sportowym?
- Makaron, kurczak i szpinak. Taka mieszanka, ale nie wiem, czy dobrze wyszła. (śmiech) Ale gościom smakowało, choć pewnie głupio byłoby im przyznać, że jest inaczej...
Z kim z zespołu trzymasz się najbliżej?
- Wcześniej bardzo blisko trzymałem się z Arturem Jędrzejczykiem, bo mieszkaliśmy obok siebie. Teraz, kiedy zmieniłem miejsce zamieszkania, więcej czasu spędzam z Kubą Rzeźniczakiem.
Daniel Łukasik w kadrze Polski. Kiedy?
- Jak najszybciej! (śmiech) Nie no, zdaję sobie sprawę, teraz nie gram w klubie i muszę przede wszystkim walczyć o miejsce w składzie. Ale wiadomo, że po paru meczach w Legii pojawia się taki temat. Tutaj trzeba potrafić więcej, dlatego jeśli już ktoś dostaje szansę, to ta reprezentacja jest gdzieś na horyzoncie... Najpierw muszę jeszcze więcej grać! - Ale powołania sprawdzasz? (red.) - Zacząłem! (śmiech)
Maciej Skorża i Jan Urban. Opowiedz po jednej anegdocie związanej z tymi trenerami.
- W kółko te porównania... Trener Skorża kilka razy próbował dać mi szansę. Pamiętam mecz w Bełchatowie. Była chyba 84. minuta, 1:0 dla nas, gdy trener zawołał mnie, mówiąc, że wchodzę. Stoję więc przy ławce, już przebrany, ale nagle trener zmienił decyzję. Chciał przestawić "Jędzę" do środka pola. Musiałem usiąść i z powrotem założyć dres. Akurat w następnej akcji "Ryba" dograł na 2:0 do Miro Radovicia, dzięki czemu trener wrócił do pierwszego pomysłu, a ja mogłem zadebiutować w lidze.
- Trener Urban? Jeszcze za jego pierwszej kadencji, sztab szkoleniowy zaprosił mnie na jakiś rozruch przedmeczowy. Zastanawiam się teraz, czy trener wiedział wtedy, kim jestem. (śmiech)
Jakie jest twoje ulubione ustawienie zespołu i gdzie umieściłbyś siebie w tej taktyce?
- Ustawienie 4-2-3-1, a siebie umieściłbym jako jednego z dwójki środkowych pomocników. Przy tej taktyce nie ma takiego wyraźnego defensywnego pomocnika - po prostu kiedy jeden się podłącza, drugi go asekuruje.
Którą swoją bramkę wspominasz najlepiej? Którą zapamiętałeś jako tę najładniejszą.
- Kiedyś, jeszcze w juniorach, to strzelałem wiele goli. Z czasem - coraz mniej. W lidze juniorów ścigaliśmy się między sobą, kto trafi więcej... Najładniejsza? A, pamiętam! Chyba w żakach albo trampkarzach, udało mi się pocelować tak jakby z przewrotki. Koledzy byli zajarani! (śmiech) Najlepiej wspominam jednak bramkę zdobytą z Młodym Podbeskidziem, strzał z dystansu, w okienko.
Za czasów trenera Skorży czasami grywałeś na boku obrony. Jaki był tego cel? Coś dzięki temu zyskałeś?
- Może trener widział w tej decyzji jakiś pomysł, ja nie. Ale fajnie jest doświadczyć gry z innej perspektywy, nabrać nowych zachowań, zobaczyć jak to jest. Osobiście nie czułem się na prawej obronie ani pomocy wyjątkowo komfortowo.
Który z młodych piłkarzy, według ciebie, ma papiery na największe granie?
- Rafał Wolski. On ma to "coś", dzięki czemu potrafi zrobić piękną akcję, a potem strzelić z niej gola. Wszyscy są świadomi jego umiejętności, my też czekamy, aż wróci. Przyda się, zdecydowanie.
Ile razy miałeś chwile zwątpienia w to, że możesz dojść do poziomu, na którym jesteś obecnie? Zgadzasz się z tezą, że przynajmniej 70 proc. zależy od szczęścia?
- Nie, nie zgadzam się. Te 70 proc. to za dużo. Myślę, że najważniejsza jednak jest cierpliwość. - Mógłbyś na ten temat chyba napisać książkę... (red.) - (śmiech) Z tym szczęściem to jest tak, że narzekają na nie tylko ci, którzy się nie przebili. A chwile zwątpienia? Wiele razy, jasne, ale od razu starałem się myśleć bardziej pozytywnie, co pomaga. Ostatni raz był chyba wtedy, kiedy mimo że nieźle wypadłem z Ruchem Chorzów, więcej już wiosną nie zagrałem...
Jakiś czas temu media ochrzciły cię polskim Bastianem Schweinsteigerem. Skąd się to wzięło i jak się do tego odnosisz?
- Zaczęło się od tego, że w ten sposób wołali na mnie koledzy z drużyny i trener, a później inni to podchwycili. A jak się odnoszę? Chciałbym grać tak dobrze, tyle osiągnąć - takie marzenie mógłby mieć w zasadzie każdy piłkarz na świecie.
Komu zawdzięczas najwięcej w swojej dotychczasowej karierze? Wiadomo, że trenerom Urbanowi i Jackowi Magierze, ale chodzi mi o kogoś z drugiego szeregu, kogoś kto nie gości na pierwszych stronach gazet.
- Dziewczyna, rodzina. Jak odchodziłem z Miłek do Olsztyna, urwał mi się kontakt z trenerem. Później podobnie było po przeprowadzce do Warszawy. Natomiast jeśli chodzi o trenerów w Legii, to na pewno trener Dębek, który sprowadził mnie do najstarszego rocznika, po testach i jakimś turnieju. Wiadomo, że jako 16-latek, potrzebowałem w stolicy pomocy, rodzice mieli ciężko z pracą. Chciała mnie też wtedy Wisła Płock, która teraz tak się stoczyła, ale w moim roczniku miała mocny zespół... Trener Dębek w tamtym czasie dał mi wsparcie.
Do akademii dołączyłeś w czasie, kiedy o Legii można było powiedzieć wiele, ale nie to, że słynie z pracy z młodziezą. Nie bałeś się, że przyjazd do Warszawy okaże się błędem? Miałeś jakiś plan B?
- Przychodziłem do akademii i równocześnie do liceum. Nie myślałem o tym, czy trafię kiedyś do pierwszej drużyny, po prostu chciałem jak najlepiej nauczyć się grać w piłkę. Już wtedy Legia wygrywała różne turnieje, wyjeżdżała poza Polskę. Poza tym, kiedy graliśmy województwo na województwo, to chłopaki z Legii byli kluczowymi piłkarzami Mazowsza. Szkoły nie zaniedbałem, liceum skończyłem, a teraz studiuję na uczelni w Pruszkowie.
Śledzisz postępy swoich młodszych kolegów z akademii? Zgłaszają się do ciebie z prośbą o radę? A jeśli nie, to czy nie myślałeś o tym, żeby pomóc ukierunkować któregoś z tych utalentowanych chłopaków? Jest tam jakiś zawodnik, w którym dostrzegasz ogromny potencjał?
- Często rozmawiam z chłopakami z Młodej Legii, ostatnio najwięcej z Olkiem Jagiełłą. Młody chłopak, już był w pierwszej drużynie, liczył na debiut, no a potem złapał kontuzję. Trochę się podłamał, wrócił, teraz znów ten bark... Ogólnie ze wszystkimi dobrze się dogaduję.
- Chłopaki mi wspominali, że jest jakiś kozaczek, ale jeszcze nie gra w Młodej. Taki środkowy pomocnik, niski... - Pewnie Grzesiek Tomasiewicz, kapitan reprezentacji Polski do lat 17.. (red.) - Tak, tak. Ale w juniorach wielu było kozaków, którzy potrafili sporo zrobić z piłką, niestety tylko tam. Najważniejszy jest ten przeskok z Młodej do jedynki, to wtedy ważą się losy zawodnika, nie każdy potrafi się przystosować.
Paolo Terziotti czy Cesar? Kto przygotował cię lepiej i jak porównałbyś ich warsztat?
- Ciężko powiedzieć... Każdy z nich ma jakąś szkołę. Ja może ciut lepiej czuje się teraz, ale na pewno nie będę narzekał na Paulo. Wtedy też było nieźle, być może innym bardziej leżały tamte treningi.
Masz na siebie jakiś pomysł poza boiskiem? Myślisz o jakiejś formie komunikacji z kibicami, na przykład za pomocą serwisów społecznościowych, jak robi to Kuba Rzeźniczak? Jakie jest twoje zdanie w tej kwestii? W Anglii to przecież norma...
- Nigdy nie myślałem o takiej formie komunikacji. Ja potrzebuję trochę czasu dla siebie, wolę więcej prywatności. Lepiej, żebym skupił się na treningach, bo facebookiem nie zagram.
Notował: Piotr Jóźwiak
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.