Wasz wywiad z Michałem Żewłakowem - W Legii jestem stonowany
13.03.2013 09:30
Co czuliście po meczu z GKS-em Bełchatów, gdy podeszliście pod Żyletę? Kibice, w tym ja, w dość jasny sposób, daliśmy wyraz swojemu niezadowoleniu z wyniku i gry. Jakie były wasze reakcje w szatni, rozmawialiście o tym, że zawiedliście? Czy po prostu to po was spłynęło?
- Każdy piłkarz czuje po meczu czy dał satysfakcję kibicom czy nie. Wszyscy mamy świadomość, że gramy w takim klubie jak Legia, że to był już drugi słaby mecz w naszym wykonaniu z rzędu. Reakcja kibiców była więc dla nas jak najbardziej zrozumiała. To są dla zawodników ciężkie chwile, nikt nie lubi się tak czuć. Ale była to konsekwencja tego, co pokazaliśmy na boisku. Czasem po kiepskim meczu trzeba spuścić głowę, przyjąć krytykę i niezadowolenie. Posłuchać gwizdów czy obraźliwych okrzyków. Nie jest tak, że to po nas spływa, każdy jednak przeżywa to inaczej.
Coraz częściej można usłyszeć, że będzie pan pracował w Legii, jako dyrektor sportowy w przyszłym sezonie. Byłbym niezmiernie ciekaw, jakie jest pana podejście do zagranicznego skautingu? Podziela pan zdanie prezesa, że transfery zagraniczne są obarczone zbyt dużym ryzykiem i należy póki, co skupić się jedynie na polskiej lidze, polskim podwórku?
- Przede wszystkim trudno jest mi się na ten temat wypowiadać gdyż ja tym dyrektorem sportowym nie zostałem. Jestem piłkarzem, trenuję i na tym się skupiam. Chciałbym, aby traktowano mnie jeszcze, jako piłkarza, a nie dyrektora sportowego. Decyzja o moim przyszłym stanowisku nie jest podjęta, ale taki scenariusz jest prawdopodobny. Ale patrząc na zagadnienie ogólnie to Legia Warszawa jest klubem, który udowodnił w ostatnim czasie, że praca z młodzieżą daje efekty. Coraz więcej młodych chłopaków wchodzi do pierwszego zespołu. Pokazują się oni na tyle dobrze, że trafiają nawet do reprezentacji, są w kręgu zainteresowań selekcjonera. To świadczy o tym, że ten kierunek jest słuszny. Tym bardziej, że nie był to jednorazowy napływ piłkarzy, teraz cyklicznie przychodzą nowi, kilku udało się nawet wytransferować za konkretne pieniądze do zachodnich klubów – Ariela Borysiuka, Macieja Rybusa czy Rafała Wolskiego. To namacalny dowód na to, że ta praca przynosi owoce. Jeśli zaś chodzi o transfery zagraniczne to są one obciążone większym ryzykiem. Takiego piłkarza trzeba dokładnie poznać od strony sportowej, ale i od strony mentalnej. Mieliśmy przecież w Legii piłkarzy, którzy na swoją dobrą markę zapracowali w innych ligach – choćby Nacho Novo czy Ismael Blanco. Obaj mieli w swoich poprzednich zespołach dobrą reputacje i odpowiednie osiągniecia. Ale w zderzeniu z naszą rzeczywistością nie udowodnili tego. Dlatego transfer zagraniczny to z pewnością sprawa o wiele bardziej delikatna.
Jak dużo Legii brakuje (organizacyjnie i piłkarsko) do Olympiakosu i Anderlechtu, z którymi grałeś w Lidze Mistrzów? Czy widzisz szansę na awans Legii do tych rozgrywek?
- Jeśli chodzi o organizację to nie jesteśmy jeszcze na tym samym poziomie co Anderlecht lub Olympiakos. Nie jest to jednak różnica tak duża, że powinniśmy się z tego powodu czuć słabsi, stawiać się na straconej pozycji. Organizacja uzależnione jest w dużej mierze od reputacji klubu, od tego jak gra drużyna. Olympiakos czy Anderlecht przed każdym sezonie, jako pewnik przyjmują grę w fazie grupowej Ligi Mistrzów czy Ligi Europy. Bez tego nie ma zadowolenia, nie ma postępu w zespole. Jeśli w obu tych klubach na koniec sezonu nie ma tytułu mistrza kraju to sezon uznaje się za stracony, za zakończony porażką. My ciągle czekamy na Ligę Mistrzów, cieszymy się z awansu do Ligi Europy. Tam jest to coś normalnego, coś, od czego się zaczyna. Kiedy Legia stanie się klubem, dla którego celem nie będzie awans do fazy grupowej, ale awans z niej, kiedy regularna gra w Europie będzie czymś normalnym, wtedy wzbogaci się organizacja i cała praca dookoła klubu.
Czy znalazłeś sposób, jako kapitan, aby drużyna tak samo koncentrowała się przed meczem z drużynami z dołu/środka tabeli jak z konkurentami do mistrzostwa? Do tej pory jest z tym duży problem.
- To nie jest kwestia tego jak koncentruje się nasza drużyna, nie ma czegoś takiego. To jest mit wyciągany często przy okazji słabego meczu – wtedy możemy usłyszeć, że zlekceważono przeciwnika, że piłkarze już przed pierwszym gwizdkiem byli pewni zwycięstwa. Moim zdaniem zmienia się postrzeganie drużyny przeciwnej Legii. Wiele zespołów przyjeżdża na mecz z Legią z nożem na gardle i grają o życie, nie bacząc na okoliczności. Inne zespoły znając siłę Legii kalkulują. Problemem Legii jest to, aby każdy mecz postrzegać, jako możliwość zdobycia trzech punktów.Nie ważne czy to jest mecz z Lechem, Wisłą czy Śląskiem – w każdym z tych meczów można zdobyć trzy punkty, takie same jak w spotkaniu z Podbeskidziem czy GKS-em. I na tym przygotowanie się kończy, nie trzeba się lepiej przygotowywać do meczu z Wisłą niż do rywalizacji z Bełchatowem. My musimy w sobie wyrobić powtarzalność, stałość. Jest mecz, a my mamy wygrać i sięgnąć po trzy punkty. To jest coś, co przychodzi z wiekiem, z doświadczeniem. Drużyna, która tak potrafi podchodzić do każdego meczu to zespół mający duże szanse na pierwsze miejsce w tabeli. Mistrzostwa nie zdobywa się wygrywając z najlepszymi, ale nie przegrywając z tymi teoretycznie słabszymi.
Czy po dwóch meczach nie macie wrażenia, że wyścig po mistrzostwo Polski zakończy się tak samo jak w zeszłym sezonie, czyli kompletną porażką Legii?
- Nie, absolutnie! Nawet nie dopuszczam do siebie myśli, że moglibyśmy zrobić to samo, co rok temu. Wierzę, że tych samych błędów nie powtórzymy, ba jestem o tym przekonany.
Czy często mobilizujesz kolegóww szatni w podobny sposób jak w przerwie meczu Polska - Irlandia Płn? Chodzi o fragment pokazany w filmie "Trzecie część meczu"
- Reprezentacja to zbiór innych osobowości, to osoby wyselekcjonowane, zawodnicy o mocnych charakterach, którzy często potrzebują męskiej rozmowy czy wstrząsu. To nie jest tak, że ja za każdym razem reaguje tak, jak na tym filmie. Natomiast potrafię tak zareagować, ale jest to uzależnione od tego jak sam się czuję. To był moment, kiedy uciekała nam możliwość awansu do mistrzostw świata. Starałem się więc zrobić wszystko, co w mojej mocy, aby pobudzić zespół. Jeśli chodzi o Legię to w zeszłym sezonie było kilka takich momentów. Ale u nas jest wielu graczy młodych, do których nie zawsze trafia taki styl argumentacji, czasem lepsza jest przyjacielska rozmowa. Tłumaczenie, pokazanie błędów, ale w spokojnej atmosferze. W Legii jestem więc raczej bardziej stonowany.
Bogusław Leśnodorski i Leszek Miklas - jakie dostrzegasz różnice między tymi panami?
- Jak na razie to widzę, że pan Leśnodorski jest sporo wyższy od Miklasa (śmiech). Ani prezesa Miklasa, ani tym bardziej prezesa Leśnodorskiego nie znam na tyle dobrze, abym mógł ich ocenić. Musiałbym z nimi poprzebywać, przeżyć dobre i lepsze chwile, aby mieć jakieś zdanie. Poza tym jest mi trochę niewygodnie w tej chwili oceniać byłego i obecnego prezesa.
Gdybyś jako dyrektor sportowy, miał do dyspozycji 4 mln. euro i za tą kwotę należałoby sprowadzić do Legii kolejno bramkarza, stopera, rozgrywającego i snajpera, to z czyimi agentami skontaktowałbyś się w pierwszym rzędzie?
- Najpierw skontaktowałbym się z trenerem Legii. Chciałbym poznać jego zdanie i jego wizję. Dyrektor sportowy czy też osoba odpowiadająca za transfery to w mojej wizji ktoś, kto pomaga trenerowi. Jeśli klub zdecydował się na zatrudnienie danego trenera to znaczy, że wierzy w jego koncepcję. Jeśli wierzy, to tym samym trener powinien zgłaszać pewne personalia, a dyrektor sportowy czy prezes załatwiają całą resztę roboty związanej z podpisaniem kontraktu. To wszystko klaruje się na bazie dialogu, ale będąc dyrektorem sportowym chciałbym mówić tym samym językiem, co trener. Nie chciałbym wrzucać na siłę trenerowi swoich zawodników, których on w składzie nie widzi. Być może mam przekonanie, że to gracze o wysokich umiejętnościach, ale trener zawsze czuje czy ktoś taki sprawdzi się w danej drużynie, czy do niej pasuje stylem gry. Zanim, więc spotkałbym się czy też wykręcił numer do menedżera to najpierw pogadałbym z trenerem.
Czy uważasz, że Artur Boruc, którego dobrze znasz, zagra jeszcze w Legii?
- Wierzę – mówię szczerze. Kilka razy przeżyłem z nim wyjazdy, mecze, duże turnieje, odbyłem wiele rozmów. To jest piłkarz, który emocjonalnie z Legią jest bardzo związany. Jeśli będzie miał ochotę kończyć karierę to tylko w Legii. Mam nadzieję, że to się uda, choć Arturowi życzę jeszcze wiele lat gry na najwyższym poziomie za granicą. Dla polskiego piłkarza powrót do kraju i kończenie kariery w dużym polskim klubie jak Legia, Wisła czy Lech to fajna sprawa.
Michale, odpowiedz proszę na pytanie, jak wygląda wasz normalny dzień? Od czego zaczynacie, czy macie jakiś rozruch, o której treningi, co robicie w przerwie między treningami, jak wygląda ogólnie życie na Legii?
- To zależy od tego jak często rozgrywamy mecze. Inny jest ten plan dnia, gdy gramy spotkania, co tydzień, a inny, gdy gramy, co trzy dni. Wszystko wygląda jednak w miarę standardowo i przewidywalnie. Treningi najczęściej planowane są na godzinę 10. Od godziny 9. Zawodnik musi, więc już być w szatni – czasem potrzebuje go trener, czasem to piłkarz potrzebuje masażysty czy też lekarza. Doktor musi zrobić rozeznanie, poinformować trenera, kogo ma do dyspozycji. Sztab szkoleniowy wiedząc, na kogo może liczyć ustala ćwiczenia i plan na dany dzień. Są takie dni jak w okresie zgrupowań reprezentacji, kiedy połowy graczy Legii w szatni i na zajęciach nie ma. Kiedy już wyjdziemy na trening to ten zwykle trwa półtorej godziny. Dwie godziny to maksimum, dłuższych nie ma. Ostatnie zajęcia przed meczem zwykle mamy o innej porze, zbliżonej do godziny rozgrywania spotkania. Po takim treningu jedziemy na zgrupowanie do hotelu i tam przygotowujemy się do meczu. Bezpośrednio z hotelu przyjeżdżamy na stadion. Czasem wydłuża się to w czasie – weźmy ostatnie spotkanie z Podbeskidziem. Wyjechaliśmy do Bielsko-Białej w czwartek, piątek spędziliśmy w hotelu, wieczorem mecz, noc w hotelu i w Warszawie byliśmy w sobotę o 14 i od razu wyszliśmy na trening. Niedziela wolna, i gdyby we wtorek był mecz w Grudziądzu to już w poniedziałek byśmy wyjechali do hotelu. Ale kiedy zachowany jest tygodniowy rytm meczowy to trening kończy się w południe, mamy godzinę na saunę czy odnowę i o 13. rozjeżdżamy się do domów. Czasem bywa tak, że mamy podwójne treningi. Wtedy albo zostajemy w klubie, albo jedziemy do domu i wracamy na godzinę 16. Wszystko uzależnione jest od tego, na co pozwoli trener. O 17. Mamy trening i wtedy około 20 jedziemy do domów. Tak to mniej więcej wygląda, nie mamy z góry zaplanowanych dni, wszystko zmienia się czasem z godziny na godzinę, dlatego z piłkarzem trudno jest się umówić. Ale jesteśmy do tego przyzwyczajeni.
Czy będąc trenerem wystawiłby się pan w podstawowym składzie?
- Trudne pytanie… Nie umiem i nie chcę odpowiadać na to pytanie. Pierwszy raz uchylę się od odpowiedzi… Nie jestem od oceniania, jestem od grania. Kiedy skończę grać, to może zacznę oceniać...
Próbowałeś rzucić fajki?
- Heh, próbowałem, miewam zresztą dłuższe okresy, kiedy nie palę. Ostatnio w gazetach często pojawiają się moje zdjęcia z papierosem, ale nie jestem nałogowym palaczem, który musi wypalić dziennie paczkę papierosów. Dla mnie papieros to chwila relaksu i odpoczynku. Nie jest to coś, bez czego nie potrafię funkcjonować. Może źle to zabrzmi, ale w niektórych sytuacjach papierosem uprzyjemniam sobie daną chwilę.
Czy czujesz, że nie nadążasz za przeciwnikiem? Poprzedni sezon był w twoim wykonaniu bardzo dobry, ale teraz tak dobrze to nie wygląda. Może czas się wycofać?
- W zasadzie od momentu, gdy zacząłem poważnie myśleć o propozycji, jaką otrzymałem od prezesa, określiłem się i wiem, że ten sezon będzie ostatnim w mojej karierze. Czuję po sobie, że to nie jest już to, co choćby rok temu. Nie chcę szukać usprawiedliwień, ale na moją dyspozycję i to jak wyglądam miała wpływ sytuacja z moim ojcem. Nie mam sobie nic do zarzucenia, jeśli chodzi o podejście czy pracę, ale nie zawsze wszystko wychodziło jak należy. Naprawdę się starałem jak najlepiej, ale gdy człowiek jest przyciśnięty psychicznie to nie wygląda na będącego w optymalnej formie. Zdaję sobie sprawę, że obecny sezon nie wygląda w moim wykonaniu tak jak poprzedni. Realnie patrzę na swoją przyszłość i z pewnością są to moje ostatnie miesiące gry w piłkę.
Jak oceniasz młodych defensorów z Legii? Mają szanse wejść w niedługim czasie do pierwszej 11 i grać na wysokim poziomie?
- Nie chcę oceniać tych z Młodej Legii czy też z Akademii Piłkarskiej gdyż za mało czasu z nimi grałem czy też trenowałem. Mogę się wypowiedzieć o tych, z którymi trenuję codziennie. Bardzo wierzę w Artura Jędrzejczyka, choć o nim nie można mówić, iż jest młody. Wchodzi w najfajniejszy okres dla piłkarza – 26-27 lat to już świadomość, doświadczenie, a zarazem moment gdzie fizjologia piłkarza stoi już na wysokim poziomie. Wydaje mi się, że dużo dobrego przyniesie Legii, a w przyszłości będzie filarem reprezentacji. Kibicuję mu i chciałbym jedynie, aby nie przestał nad sobą pracować. Samo zachwyt często gubi piłkarza. Ma fajne cechy – jest uczciwy i nigdy nie ucieka od odpowiedzialności. Potrafi się dodatkowo pośmiać i z siebie, i z innych. To kompozycja cech człowieka i piłkarza, która dobrze rokuje.
Czy wśród piłkarzy Młodej Legii widzisz swojego następcę? Obrońcę, który ma talent, aby być podporą defensywy Legii na lata jak i reprezentacji Polski?
- Tak jak wspomniałem przed chwilą, nie chcę oceniać graczy Młodej Legii. Natomiast Artur Jędrzejczyk, mam nadzieję, że zastąpi mnie i w Legii, i w reprezentacji.
Dlaczego Jan Urban jest najlepszym napastnikiem w obecnej kadrze Legii Warszawa?
- Ehh… Czasem jak człowiek jest zdenerwowany, widzi impas na boisku, to może sobie w ten sposób zażartować, ale spokojnie. Ljuboja z dorobkiem 10 bramek w lidze nie wygląda źle, Saganowski przed chorobą i po chorobie wypada pozytywnie. Na oceny poszczególnych zawodników wpływają zapewne wyniki z początku rundy wiosennej. Można powiedzieć więc, że wszyscy wyglądają blado. Jeśli jednak wygramy 2-3 mecze i pokażemy dobry styl to komentarze będą zgoła odmienne.
Czy (o ile już tego nie zrobiłeś) oddasz trykot Chicago Bulls na licytacje dla WOŚP?
- Powiem szczerze, że nawet o tym myślałem. Z tą różnicą, że chciałem go zlicytować u Kuby Wojewódzkiego. Ten strój przyniósł jednak więcej złego, niż dobrego i nie chciałem się wygłupiać. Ale jeśli będzie takie zapotrzebowanie to jak najbardziej przekażę ten trykot, niech służy tym, którzy potrzebują pomocy.
Grasz w piłkę już kawał czasu i przyczyniłeś się do zdobycia paru pucharów klubowych. Masz rekord występóww kadrze, w której byłeś kapitanem. Ale z drugiej strony nigdy nie było ci dane zdobyć najważniejszego pucharu Ligi Mistrzów czy Pucharu UEFA (Liga Europy). Tak samo reprezentacja największym sukcesem jest sam fakt zagrania na mistrzostwach świata/Europy. Czy jesteś, więc zadowolony ze swojej kariery? A może jednak rozczarowany? Tylko szczerze.
- Jestem zadowolony ze swojej kariery gdyż ta według mnie nie polega tylko na zdobywaniu trofeów i zarabianiu pieniędzy. Kariera to też poznawanie ludzi, sprzedanie siebie i pokazanie z jak najlepszej strony. Wszystko po to, aby po zakończeniu gry w piłkę można było coś w życiu jeszcze robić. Jeśli chodzi o moje osiągnięcia to gdyby ktoś na początku przygody z piłką powiedział, że osiągnę to, co osiągnąłem, to pewnie bym nie uwierzył, pomyślał, że kto robi sobie ze mnie żarty. Zawodników, którzy mogą się pochwalić tym, co ja, w Polsce aż tak wielu nie ma. To nie jest czas stracony. Natomiast faktycznie brakuje mi czegoś takiego, co by mi pozwoliło stwierdzić, ze coś w tej piłce zrobiłem. Z reprezentacją byłem na mistrzostwach świata, ale z samej tej imprezy nie mam przyjemnych wspomnień. W Lidze Mistrzów najdalej doszedłem z Olympiakosem do 1/8 finału gdzie odpadliśmy z Chelsea. Nie odniosłem, więc żadnego spektakularnego sukcesu. Jakiś niedosyt jest, ale to, co zrobiłem daje mi naprawdę dużo satysfakcji. Nie mogę stwierdzić, ze zmarnowałem czas.
Gdybyś mógł opisać najlepszego trenera, z jakim przyszło Ci pracować, tak bez podawania nazwiska i klubu, w którym trenował, to, jakie cechy posiadał, że był w twoim przekonaniu tym najlepszym? Czy właśnie trener o takich cechach sprawdziłby się w takim klubie jak Legia? Czy Legię byłoby stać na takiego trenera i czy chciałby u nas pracować? Ewentualnie czy dyrektor sportowy Michał Żewłakow miałby szansę na zatrudnienie kogoś takiego?
- Bądźmy przy personaliach, trener, z którym znakomicie mi się współpracowało to był Leo Beenhakker. Jako szkoleniowiec miał cechy, które mnie osobiście bardzo pasowały. Lubił ciężką pracę na treningu, ale nie interesowało go życie osobiste piłkarzy. Nie parzył na to, czy ktoś miał ochotę zapalić papierosa, czy może napić się piwa lub szklaneczki whisky. Potrafił przyjść po wygranym meczu i powiedzieć, że nie chce nikogo widzieć w hotelu, że wszyscy maja iść na miasto wywietrzyć głowy. Publicznie się o tym nigdy nie mówiło, aby uniknąć komentarzy, że kadra to nie zbieranina latająca po mieście. On do niczego nie zmuszał, dawał jedynie możliwości. Piłkarz czasem czegoś takiego potrzebuje. Poza tym piłkarz zawsze lubi trenera, u którego gra i z którym coś zdobywa. Podobnie się miała rzecz z trenerem Jerzym Engelem. Praca z nim to była przyjemność. Można się było z nim spierać, powiedzieć swoje odmienne zdanie. Potrafił słuchać, doceniał szczerość myśli i znajdował wspólny język i płaszczyznę do porozumienia. Jeden i drugi są świetnymi psychologami sportowymi, z łatwością wyłapywali, czego drużynie jest potrzeba, co się złego dzieje. Rozmawiali z piłkarzami, potrafili wpłynąć na grupę. To dwójka szkoleniowców, których nigdy nie zapomnę. Ale czy sprawdziliby się w Legii czy w innym klubie to już trudno powiedzieć. Mieliby duże szanse, ale na to składa się wiele czynników.
Czy masz w planach współpracę ze swoim bratem? Czy konsultowaliście moment zakończenia kariery?
- Jeśli miałbym coś robić po zakończeniu kariery z kimś do spółki to pierwszą taką osobą jest mój brat, do którego mam bezgraniczne zaufanie, którego znam i wiem jaki jest. Ale czy taka współpraca będzie możliwa tego nie wiem. To zależy od moich przełożonych i pracodawców. Jeśli byłaby taka możliwość abym miał kogoś do pomocy to pewnie, że chciałbym, aby to był brat. Ale ja najpierw muszę sam poznać zakres swoich obowiązków, możliwości i warunki przyszłej pracy. Te wszystkie wytyczne otrzymam od prezesa, a później wiedząc, na czym stoję będę się pytał czy ktoś może mi pomagać.
Czy czytasz komentarze na legijnych portalach – np. na Legia.Net?
- Każdy to robi, nie ma piłkarza, który nie czyta. I to w jakiś sposób wpływa na wszystkich. To, że ktoś mówi, że nie czyta… czyta i chce by dobrze o nim mówiono… Po komentarzach można szybko wywnioskować czy pisze je ten, kto się na piłce zna czy ten, który piłkę jedynie ogląda. Bardzo często sam śmieję się z komentarzy, niektóre są naprawdę wyszukane. Choć ja już wyrosłem z tego, aby się złymi opiniami bardzo przejmować, albo żeby tym żyć. Ale widzę i obserwuję, że dla wielu zawodników nie ma dnia, aby nie wejść na Internet i nie poczytać opinii na swój temat czy na temat kolegów z zespołu. Czasem to destrukcyjnie wpływa na piłkarza. Ja wchodzę czasem poczytać, obejrzeć zdjęcia – tych na boisku już wielu mieć nie będę. Czasem zapiszę sobie jakieś na dysku, ściągnę jakiś filmik z treningu.
Notował: Marcin Szymczyk
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.