
Wojna rządu z kibolami uderzy w biznes piłkarski
22.05.2011 13:05
(akt. 14.12.2018 08:35)
Od kilku lat znane firmy doradcze prześcigają się w ocenianiu polskiej piłki. Nie w aspekcie sportowym, ale raczej biznesowym. Ernst&Young i Deloitte w zasadzie zgodnie przekonywały, że jeśli w klubach pojawi się profesjonalna kadra menedżerska, jeśli będą one zarządzane tak jak prawdziwe przedsiębiorstwa, jeśli będą grać na nowoczesnych stadionach, to zaczną wreszcie osiągać sukcesy sportowe. Czy jednak to, co ostatnio dzieje się na polskich stadionach i wokół nich, może się negatywnie odbić na biznesie, jakim jest klub piłkarski?
- Negatywnie? To zbyt skromne słowo. Powiedziałbym, że fatalnie. Zwłaszcza na klubach z dolnych pozycji tabeli finansowej. Takich, które nie mogą liczyć na to, że ich właściciel utrzyma je w dłuższym okresie ze swoich prywatnych pieniędzy, takich, które nie mają własnych, nowoczesnych stadionów, takich wreszcie, które nie są uznaną marką. Dla nich to, co się dzieje wokół piłki, walka z kibolami, może się skończyć bankructwem - mówi Jacek Bochenek, dyrektor grupy sportowej w firmie doradczej Deloitte.
Zamykając stadiony, władze chcą zmusić kluby do wyrzucenia z trybun kiboli, ale zamknięte stadiony oznaczają bezpośrednie straty klubów ze sprzedaży biletów, kateringu, pamiątek. To tzw. przychody z dnia meczu. - Przychody z dnia meczu to i tak najbardziej zaniedbany sektor finansów polskich klubów piłkarskich. Daleko w tyle za sponsoringiem, marketingiem i prawami do transmisji telewizyjnych - mówi ekspert Deloitte.
- Teraz kluby wchodzą na nowe stadiony. Celem biznesowym było zastąpienie najmniej zasobnych kibiców ludźmi z sektora biznesowego, wynajmującymi loże za 10-15 tys. zł - mówi Jacek Bochenek. I tłumaczy, że ci pierwsi, poza wydatkami na bilety, niewiele dodatkowych pieniędzy zostawiają w klubach. Mało wydają na katering czy pamiątki. Jednak plan biznesowy klubów spalił na panewce. Sprzedaż lóż i najlepszych miejsc tak naprawdę dopiero się rozpoczyna. - Lech na dokończenie tej części stadionu, którą chciałby przeznaczyć dla klientów biznesowych, potrzebuje 70 mln zł. Na Legii ostatnia trybuna dopiero będzie uruchamiana. Tymczasem zakazy stadionowe, które teraz prawdopodobnie będą stosowane znacznie częściej, wyeliminują część kibiców. Rozrabiających, ale płacących za bilety. Do tego dojdą straty wywołane zamykaniem stadionów. - Strumień przychodów został zaburzony - mówi Bochenek.
Tym bardziej że to, co się dzieje na stadionach, nie oznacza tylko spadku wpływów z dnia meczu. - Część meczów będzie rozgrywana przy pustych trybunach. A przecież sponsorzy są bardzo czuli na frekwencję. Chcą, żeby ich reklamy ktoś oglądał - mówi Jacek Bochenek. Oczywiście do części kibiców reklamy ze stadionów docierają za pośrednictwem telewizji. Do tej pory jednak mecze, poza skrótami w magazynach piłkarskich, pokazywano w telewizji kodowanej. - To nie jest tak powszechne jak transmisje w publicznej "Jedynce", "Dwójce", otwartym Polsacie czy TVN-ie. Teraz to się ma trochę zmienić, ale też nie od razu. Dlatego ważna jest obecność kibiców na stadionach - przekonuje ekspert.
Na wynikach finansowych klubów piłkarskich niewątpliwie może się też odbić pogorszenie się i tak przecież nie najlepszego wizerunku polskiej piłki i atmosfery wokół niej. - Jeśli ktoś chciałby wydać pieniądze na sponsorowanie piłki nożnej, to jest wiele możliwości. Problem wizerunkowy może jednak wpłynąć na plany biznesowe wielu potencjalnych sponsorów. Czasy mamy pokryzysowe, a wydatki na marketing i reklamę to pierwsza z pozycji do przycięcia w budżetach firm - przekonuje dyrektor Bochenek.
Mówi, że nasze stadiony miały zmierzać w kierunku modelu zachodniego, tymczasem za chwilę wróci na nie policja. - To będzie bardziej przypominać model wschodni. Nie wiadomo też, jak zareagują chuligani. Czy pójdą na ostro, czy się poddadzą. To rodzi ryzyko biznesowe. Jeśli zamykanie stadionów będzie trwało dłużej, uderzy w cały biznes piłkarski - ostrzega.
Zamykając stadiony, władze chcą zmusić kluby do wyrzucenia z trybun kiboli, ale zamknięte stadiony oznaczają bezpośrednie straty klubów ze sprzedaży biletów, kateringu, pamiątek. To tzw. przychody z dnia meczu. - Przychody z dnia meczu to i tak najbardziej zaniedbany sektor finansów polskich klubów piłkarskich. Daleko w tyle za sponsoringiem, marketingiem i prawami do transmisji telewizyjnych - mówi ekspert Deloitte.
- Teraz kluby wchodzą na nowe stadiony. Celem biznesowym było zastąpienie najmniej zasobnych kibiców ludźmi z sektora biznesowego, wynajmującymi loże za 10-15 tys. zł - mówi Jacek Bochenek. I tłumaczy, że ci pierwsi, poza wydatkami na bilety, niewiele dodatkowych pieniędzy zostawiają w klubach. Mało wydają na katering czy pamiątki. Jednak plan biznesowy klubów spalił na panewce. Sprzedaż lóż i najlepszych miejsc tak naprawdę dopiero się rozpoczyna. - Lech na dokończenie tej części stadionu, którą chciałby przeznaczyć dla klientów biznesowych, potrzebuje 70 mln zł. Na Legii ostatnia trybuna dopiero będzie uruchamiana. Tymczasem zakazy stadionowe, które teraz prawdopodobnie będą stosowane znacznie częściej, wyeliminują część kibiców. Rozrabiających, ale płacących za bilety. Do tego dojdą straty wywołane zamykaniem stadionów. - Strumień przychodów został zaburzony - mówi Bochenek.
Tym bardziej że to, co się dzieje na stadionach, nie oznacza tylko spadku wpływów z dnia meczu. - Część meczów będzie rozgrywana przy pustych trybunach. A przecież sponsorzy są bardzo czuli na frekwencję. Chcą, żeby ich reklamy ktoś oglądał - mówi Jacek Bochenek. Oczywiście do części kibiców reklamy ze stadionów docierają za pośrednictwem telewizji. Do tej pory jednak mecze, poza skrótami w magazynach piłkarskich, pokazywano w telewizji kodowanej. - To nie jest tak powszechne jak transmisje w publicznej "Jedynce", "Dwójce", otwartym Polsacie czy TVN-ie. Teraz to się ma trochę zmienić, ale też nie od razu. Dlatego ważna jest obecność kibiców na stadionach - przekonuje ekspert.
Na wynikach finansowych klubów piłkarskich niewątpliwie może się też odbić pogorszenie się i tak przecież nie najlepszego wizerunku polskiej piłki i atmosfery wokół niej. - Jeśli ktoś chciałby wydać pieniądze na sponsorowanie piłki nożnej, to jest wiele możliwości. Problem wizerunkowy może jednak wpłynąć na plany biznesowe wielu potencjalnych sponsorów. Czasy mamy pokryzysowe, a wydatki na marketing i reklamę to pierwsza z pozycji do przycięcia w budżetach firm - przekonuje dyrektor Bochenek.
Mówi, że nasze stadiony miały zmierzać w kierunku modelu zachodniego, tymczasem za chwilę wróci na nie policja. - To będzie bardziej przypominać model wschodni. Nie wiadomo też, jak zareagują chuligani. Czy pójdą na ostro, czy się poddadzą. To rodzi ryzyko biznesowe. Jeśli zamykanie stadionów będzie trwało dłużej, uderzy w cały biznes piłkarski - ostrzega.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.