Z obozu rywala - Lech Poznań
15.09.2018 09:53
Najlepiej o sytuacji, jaka panowała w poznańskim klubie w końcówce minionych rozgrywek, świadczy ostatni mecz sezonu, właśnie z Legią. Transparent „mamy k***a dosyć!”, oddanie walkowera znienawidzonemu przeciwnikowi z Warszawy wtargnięciem kibiców na murawę – w ten sposób fani ekipy z Wielkopolski chcieli pokazać swoje niezadowolenie z postawy zespołu. Przypomnijmy, że jeszcze na początku rundy mistrzowskiej Lech znajdował się na szczycie tabeli i był na najlepszej drodze, aby po dwóch latach posuchy, w końcu wywalczyć mistrzostwo. Sprawy nie potoczyły się jednak tak, jak poznaniacy sobie życzyli. Lech w ostatnich siedmiu spotkaniach wygrał tylko jedno z nich. Tym samym „Kolejorz” mógł pożegnać się z marzeniami o mistrzostwie, ostatecznie zajmując trzecią lokatę na koniec sezonu, ze stratą aż dziesięciu punktów do pierwszego miejsca.
Po katastrofalnym zakończeniu sezonu, włodarze Lecha postanowili w roli trenera zatrudnić osobę, która w klubie była od kilku lat. Mowa o Ivanie Djurdjeviciu, niegdyś piłkarzu „Kolejorza”, a ostatnio pełniącego rolę trenera rezerw poznańskiej drużyny. Serb od początku swojej pracy z pierwszym zespołem chciał wprowadzić zmiany w ustawieniu, przechodząc na popularny ostatnio system z trójką obrońców. Jak się miało okazać po czasie, takie ustawienie nie pasuje do Lecha, podobnie jak to było z reprezentacją Polski na mundialu czy Legią. Sami piłkarze „Kolejorza” przyznawali, że nie czują się zbyt pewnie w formacji 3-5-2 czy też 3-4-3, w związku z czym, w niedzielnym starciu Lech wyjdzie zapewne z czwórką obrońców, podobnie jak to było w poprzedniej kolejce z Piastem Gliwice (1:1). Zanim jednak Djurdjević przekonał się do zmiany ustawienia, jego podopieczni zaliczyli kilka małych lub większych wpadek.
Niepokojąco wyglądał już sam start w europejskich pucharach. W I rundzie eliminacji do Ligi Europy Lech trafił na ormiańskie Gandzasar Kapan. W pierwszym spotkaniu poznaniacy wygrali u siebie 2:0 i wydawało się, że na rewanż jadą tylko dopełnić formalności. Nic bardziej mylnego, lechici, grając na terenie rywala, dopiero w ostatnich fragmentach gry uratowali się przed rozgrywaniem dodatkowym trzydziestu minut. Do 90. minuty było 2:0 dla Gandzasaru i gdy wszyscy szykowali się do dogrywki, bramkę dla Lecha na wagę awansu zdobył Łukasz Trałka. Ostatecznie więc udało się „Kolejorzowi” wywalczyć awans bez potrzeby rozgrywania dogrywki, ale ta i tak nie ominęła podopiecznych Djurdjevicia w kolejnej fazie. W II rundzie los przydzielił Lechowi białoruskiego Szachtiora Soligorska i w tej rywalizacji również, przynajmniej na papierze, faworytem byli piłkarze polskiej drużyny. W pierwszym meczu, rozgrywanym na wyjeździe, Lech zremisował 1:1 i był w korzystniejszej sytuacji przed rewanżem. Poznaniacy nie potrafili jednak wykorzystać przewagi gola strzelonego na wyjeździe, ponieważ w rewanżu, po upłynięciu regulaminowego czasu gry, na tablicy wyników również widniało 1:1. W tym przypadku potrzebna więc była dogrywka, w której lepsi okazali się piłkarze Lecha i dzięki temu prześlizgnęli się dalej. W III rundzie na poznaniaków czekało już jednak trudne zadanie, ponieważ za przeciwnika wylosowano im KRC Genk. W rywalizacji z belgijskim klubem, lechici ani przez moment nie potrafili zagrozić rywalom (wyniki meczów – 0:2 i 1:2) i z Ligą Europy rozstali się na tej samej fazie, co Legia i Jagiellonia Białystok.
W porównaniu jednak do „Wojskowych”, lechici znacznie lepiej wystartowali w lidze. Po czterech kolejkach i pokonaniu kolejno: Wisły Płock (2:1), Cracovii (2:0), Śląska Wrocław (1:0) i Zagłębia Sosnowiec (4:0), Lech znajdował się na pozycji lidera z kompletem punktów. Jednakże zanim kibice poznańskiego klubu mogli zacząć snuć plany o udanym podboju polskiej ligi, nastąpiło bolesne zderzenie z „Białą Gwiazdą”. W meczu 5. kolejki Lech przegrał na własnym terenie z Wisłą Kraków aż 2:5 i był to początek kiepskiej serii poznaniaków. Tydzień później, „Kolejorz” również przegrał, a lepszym zespołem okazało się Zagłębie Lubin (1:2). Natomiast w ostatniej serii gier, tuż przed przerwą na reprezentacje, lechici zremisowali z Piastem 1:1. Efektem wspomnianych wyników jest seria trzech meczów bez zwycięstwa i spadek na trzecie miejsce w tabeli (stan przed rozpoczęciem kolejki).
Lech powodów do optymizmu musi więc szukać w indywidualnych występach swoich zawodników. Najwięcej zamieszania w mediach robi ostatnio Kamil Jóźwiak, który przez niektórych jest już wpychany do reprezentacji Polski. Młody zawodnik rzeczywiście potrafi zrobić dużo szumu na skrzydle i z pewnością legioniści będą musieli na niego uważać, a jeśli dalej tak będzie grać, to w jego stronę zapewne spojrzy i Jerzy Brzęczek. Na razie, jeśli chodzi o zawodników Lecha, to uznanie w oczach nowego selekcjonera znalazł Maciej Makuszewski. Pomocnik, który w poprzednim sezonie doznał kontuzji eliminującej go z większej części rozgrywek, powoli dochodził do formy sprzed tego urazu. Gdy wydawało się, że będzie mógł powalczyć o miejsce w składzie biało-czerwonych w starciach przeciwko Włochom i Irlandii, na zgrupowaniu doznał kontuzji i ponownie występy w reprezentacji przeszły mu koło nosa.
„Kolejorz” w starciu z Legią musi liczyć więc na innych piłkarzy, a kibice tego klubu wiele sobie obiecują po pozyskanych latem Pedro Tibie i Joao Amaralu. Obaj pokazali się już z dobrej strony i mogą stanowić zagrożenie w niedzielnym spotkaniu. Z kolei najlepszym strzelcem w drużynie Lecha jest Christian Gytkjaer. Napastnik z Danii w bieżącym sezonie strzelił trzy gole w lidze, w tym że dwa miały miejsce po strzałach z rzutu karnego. W dodatku, w meczu przeciwko Wiśle z Krakowa, zaliczył także samobójcze trafienie. Być może w niedalekiej przyszłości w miejscu na szpicy zluzuje go Paweł Tomczyk. Młodzieżowy reprezentant Polski w poprzednim sezonie grał na wypożyczeniu w Podbeskidziu Bielsko-Biała, a od początku bieżących rozgrywek walczy o miejsce w składzie Lecha. Początki miał trudne, „wykazał” się sporą nieskutecznością w europejskich pucharach, ale przełamał się w spotkaniu z Zagłębiem Sosnowiec, w którym dwukrotnie trafił do siatki. Na razie jednak pozostaje mu przyglądanie się z ławki na poczynania bardziej doświadczonych kolegów, ale przyszłość może jeszcze należeć do niego.
- Emocje są zawsze. Jestem wiele lat w klubie, przeżyłem to kilka razy. Inaczej jest jednak na boisku, a inaczej jako trener. Wcześniej było innych 10 odpowiedzialnych oraz trener. Teraz ja jestem odpowiedzialny za wszystko. Kieruję się jednak tylko pozytywnymi emocjami, chcemy zagrać dobry mecz i wygrać – mówi przed meczem ze stołeczną ekipą, Djurdjević. - Nie uważam, żeby była to najsłabsza Legia od lat. Wszyscy mówią, że są w dołku, ale między nami są zaledwie dwa punkty różnicy. Nie mamy dobrej passy również my, nie ma jej Legia, dlatego będzie nam mocno zależało na tym, żeby to spotkanie wygrać - podkreśla z kolei Jóźwiak.
Oprócz wspomnianego Makuszewskiego, trener rywali nie skorzysta z usług Roberta Gumnego oraz Nikoli Vujadinovicia, który ostatnio, w trakcie zajęć, uszkodził kość strzałkową. Do kadry najprawdopodobniej wróci Maciej Gajos. 27-latek zmagał się ostatnio z urazem, ale wszystko wskazuje na to, że pomoże drużynie w stolicy. W sparingu z Odrą Opole, w trakcie przerwy na reprezentacje, wystąpili dodatkowo Thomas Rogne oraz Darko Jevtić, którzy również walczyli z kontuzjami. Warto zaznaczyć, iż w meczu towarzyskim z pierwszoligowcem na murawie pojawił się nowy nabytek ekipy z Bułgarskiej – Dimitris Goutas.
Spotkanie Legia – Lech rozpocznie się w niedzielę, o godzinie 18. Arbitrem starcia będzie Daniel Stefański. Relacja na łamach Legia.Net.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.