Zbyt bojaźliwie, ale planem było nie przegrać

Redaktor Kacper Buczyński

Kacper Buczyński

Źródło: Legia.Net

23.11.2022 13:00

(akt. 23.11.2022 13:15)

Za nami pierwsze spotkanie Polaków na mistrzostwach świata w Katarze. Z jednej strony możemy się cieszyć, bo nie przegraliśmy meczu otwarcia - a tak działo się na poprzednich trzech Mundialach. Z drugiej strony pozostaje jednak wrażenie, że nie osiągnęliśmy rezultatu na miarę naszych możliwości. Spotkanie z Meksykiem wciąż budzi emocje, często więcej jest tych negatywnych. Czy słusznie?

fot. Piotr Kucza / FotoPyK

Patrząc na jedenastkę, którą zdecydował się posłać do boju trener Czesław Michniewicz, można było być dobrej myśli. W środku pola dobrze wyszkoleni technicznie Sebastian Szymański i Piotr Zieliński. Na skrzydłach Nicola Zalewski, czy szybki Jakub Kamiński, jako dziewiątka oczywiście największa gwiazda i siła naszej kadry Robert Lewandowski. Takie zestawienie personalne pozwalało liczyć na choćby kilka ładnych akcji w ofensywie, a już na pewno dawało wiarę w zwycięstwo. Niestety Polacy nie wygrali i długimi momentami ograniczali się do przeszkadzania rywalom w rozgrywaniu akcji. Trzeba przyznać, że gra obronna wychodziła nam naprawdę nieźle, zneutralizowaliśmy atuty przeciwnika, który często bezradnie rozgrywał piłkę szukając rozwiązania na złamanie polskiej defensywy i nie znajdywał go. I za to duże słowa pochwały, bo łatwo jest pójść na wymianę ciosów i przyjąć dwie bramki. Problemem jest to, że w obronie gra się skutecznie, aby piłkę odebrać i konstruować własną akcję. My zaś nie za bardzo chcieliśmy te akcje budować.

Po przejęciu futbolówki, często bardzo szybko oddawaliśmy ją rywalowi. Obrońcy podawali do Grzegorza Krychowiaka, a ten posyłał długie piłki w kierunku skrzydłowych. Najczęściej takie zagrania kończyły się stratą. Trudno zrozumieć tak dużą nerwowość w naszych poczynaniach. Szymański, Zieliński, Zalewski czy Lewandowski są przecież piłkarzami, którzy potrafią grać na małej przestrzeni, dobrze czują się w tłoku. Mogliśmy oprzeć na nich grę ofensywną, spokojnie budować akcje od tyłu. Z jakiegoś jednak powodu zamiast operować piłką po ziemi, woleliśmy co rusz wyrzucać ją w powietrze. Można było odnieść wrażenie, że naszym celem na to spotkanie nie było zwycięstwo, ale brak porażki i w głowach piłkarzy przewodnim hasłem było „Byle nie przegrać”.

Dodatkowo piłkarzy usztywnił wynik meczu Argentyny z Arabią. Zespoły Polski i Meksyku miały świadomość, że przegrany w tym spotkaniu właściwie pożegna się z turniejem. Polacy więc bali się podejmować ryzyko. Najbardziej chyba bali się obrońcy - chodzi o fazę konstruowania akcji. Do gry obronnej zarzutu mieć nie można. Z czasem strach defensorów przeniósł się na resztę zespołu. Sparaliżował Zalewskiego i Szymańskiego. Bojąc się, nie mogliśmy grać ładnie i z polotem, musieliśmy ograniczać się do najprostszych zagrań. W takim sposobie gry nie mógł odnaleźć się Zieliński, a i Lewandowski nie miał specjalnie czego szukać. Pierwszy nawet jak miał piłkę, to często ją tracił, podawał niedokładnie. A drugi w pierwszej połowie spacerował, szwankowała gra bez piłki, dopiero po przerwie uległo to znacznej poprawie.

Meksykanie powinni po tym meczu wysłać nam czekoladki. Sami pozbawiliśmy się swoich największych atutów. Potomkowie Azteków we wtorek nie zagrali niczego wielkiego i powinni byli przegrać. Jednak my Polacy jesteśmy na tyle życzliwi, że nie chcieliśmy by nasi przeciwnicy czuli się gorsi. Z tego powodu również nie zagraliśmy wielkiego meczu, choć to mogło i powinno wystarczyć do zwycięstwa, ale rzut karny najpierw wywalczył, a potem fatalnie wykonał "Lewy". Chyba stąd głównie biorą się te nagatywne emocje po spotkaniu - z tej niewykorzystanej "jedenastki".

Trudno powiedzieć jakie nastroje panują w szatni. Wydaje się, że piłkarze odczuwali na tyle dużą presję związaną z pierwszym meczem, że rzeczywiście nie byli w stanie zagrać inaczej. Mamy jednak nadzieję, że kolejne spotkania będą już wyglądały inaczej. Sytuacja w tabeli po tym meczu nie jest dla nas najgorsza. Jeżeli wygramy z Arabią Saudyjską, a Argentyna pokona Meksyk, będziemy liderem grupy. Z tym, że ostatni mecz zagramy z Argentyną. I musimy powalczyć w nim choćby o remis. Wydaje się, że Czesław Michniewicz na którejś z odpraw powinien powiedzieć: „Chłopaki, pierwsze koty za płoty, nie przegraliśmy, przełamaliśmy złą serię związaną z meczami otwarcia, a teraz głowa do góry. Jesteśmy mocni, pokażmy to”. Nasza drużyna ma potencjał by grać lepiej. Nie chodzi o to, byśmy stali się imitacją Barcelony z czasów Pepa Guardioli. Grajmy długie podania na skrzydło, ale niech takie zagrania będą przygotowane, poprzedzone małą grą w środku pola. Dryblujmy, trzymajmy piłkę, mamy zawodników którzy potrafią to robić. Tylko musimy przestać się bać.

Na Twitterze można było wyczytać po meczu opinię, że jesteśmy skazani na taki futbol, bo trener Czesław Michniewicz nie potrafi grać inaczej. Nie jest to prawda. Widzieliśmy mecze z Bodo/Glimt, spotkania ze Slavią Praga, pamiętamy jak Legia demolowała Pogoń Szczecin, strzelając jej w kilkanaście minut cztery gole. Możemy być lepsi, tylko chciejmy się takimi stać. Po wtorkowym meczu wciąż są złe emocje, często smutek. Jednak na smutek za wcześnie. Wciąż jesteśmy w grze. Wciąż możemy awansować z grupy - nawet z pierwszego miejsca.

ZOBACZ TAKŻE: 

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.