Jacek Zieliński Dariusz Mioduski
fot. Marcin Szymczyk

Zimą Legia musi się dozbroić

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

15.11.2024 20:50

(akt. 15.11.2024 20:54)

- Legia ewidentnie ma zbyt krótką ławkę rezerwowych. O ile jej pierwszy garnitur w miarę daje radę, to zmiennicy ani trochę. Uważam, że zimą Legia musi konkretnie się dozbroić, bo w przeciwnym razie kolejny sezon zakończy bez trofeum, a przecież już trochę na nie czeka – ocenił na łamach „Przeglądu Sportowego” Radosław Kałużny. Trudno się z nim nie zgodzić.

Założenia przed sezonem były takie, że Legia ma mieć po dwóch zawodników na każdą pozycję w kadrze. Piłkarze byli dobierani do systemu z trzema obrońcami i dwoma wahadłowymi. Wyniki we wrześniu zmusiły jednak sztab szkoleniowy do zmiany ustawienia na takie z czwórką defensorów. Ale nawet po zmianach, na papierze (poza prawą obroną) dysponuje dwoma zawodnikami na każdą pozycję, ale… Rzeczywistość wygląda tak, że Legia ma dość mocną pierwszą jedenastkę plus dwóch zmienników wśród obrońców. Pozostali gracze byli zwykle w formie mocno przeciętnej lub słabej. Nie bez powodu na sześć wygranych i jedną porażkę w ostatnim czasie złożyło się w zasadzie 13 zawodników. Trener Goncalo Feio rotował tylko na dwóch pozycjach – Kacpra Tobiasza zmieniał w bramce Gabriel Kobylak, zaś Luquinhasa utalentowany Wojciech Urbański. Na ławce rezerwowych są jeszcze wspomniani obrońcy w postaci Artura Jędrzejczyka i Jana Ziółkowskiego – obaj w razie potrzeby poziomu nie zaniżą. Kto wie, może już w najbliższym spotkaniu „Ziółek” zastąpi w wyjściowym ustawieniu Steva Kapuadiego, który miał w ostatnim tygodniu kilka wpadek.

Jednak im dalej do przodu, tym gorzej. Z letnich transferów wzmocnieniami są wypożyczeni Ruben Vinagre oraz Luquinhas, dobre momenty miał ostatnio Kacper Chodyna (3 gole i 3 asysty). Pozostali, póki co, nie pomogli za bardzo.

Zatrzymajmy się przy każdym z rezerwowych na chwilę.

Migouel Alfarela – Zawodnik był bardzo zdeterminowany do tego, aby do Legii trafić. Publicznie skierował słowa do prezesa, by ten nie stawał mu na drodze do kariery i pozwolił zmienić barwy klubowe. Ostatecznie otrzymał zgodę, a władze „Wojskowych” zapłaciły Bastii około miliona euro. I do Warszawy trafił zawodnik, na którego do dziś nie ma pomysłu. - Uważam, że Alfarela jest trochę błędnie określany w przestrzeni medialnej, bo to nie do końca gracz ataku. OK, to piłkarz, który w naszym modelu może spełniać rolę mobilnego napastnika, ale jest też w stanie śmiało zajmować miejsce w środku pola, jako ofensywna wersja "ósemki" – mówił chwilę przed podpisaniem umowy z Francuzem trener Feio. I potem był próbowany jako jeden z dwójki napastników, jako ósemka, grał też na dziesiątce oraz bliżej boku boiska. Niestety, poza spotkaniem z Motorem Lublin, grał przeciętnie lub słabo, był nieskuteczny, miał dużo strat i nieudanych dryblingów. Dokonywał często złych wyborów.

W poprzednim sezonie strzelił 12 goli, ale trzeba przyznać, że to był sezon dla Alfareli wyjątkowy i najlepszy w karierze, był pewnym odstępstwem od normy. Dwa lata wcześniej strzelił 4 gole, trzy lata temu 5 goli, cztery lata temu 7 goli, pięć lat temu 2 gole, a sześć lat wstecz 9 goli. To nigdy nie był więc łowca bramek, tylko raz – właśnie w minionym sezonie - zdobył dwucyfrową liczbę bramek. Trudno było więc oczekiwać, że będzie strzelał jak na zawołanie w Legii. Runda jesienna powoli dobiega końca, a wciąż nie wiadomo na jakiej pozycji powinien grać w zespole „Wojskowych” Alfarela. Migouel na razie w Legii sobie nie poradził. Nie skreślamy go, ale by zaczął regularnie grać, musi wiele zmienić, poprawić w swojej grze. Być może potrzebuje stabilizacji i kilku meczów od pierwszej minuty, ale o to będzie trudno w sytuacji, gdy margines błędu został wyczerpany i każdy mecz trzeba wygrywać. Trudno też oczekiwać od trenera, że będzie eksperymentował, skoro poszukiwano następców na jego miejsce. Portugalczyk wie, że tylko zwycięstwa utrzymają go na stanowisku. Zastanawiamy się czy dziś Alfarela nie żałuje odejścia z pięknej i ciepłej Korsyki oraz czy wyśmiewany i wypychany z Legii Maciej Rosołek nie miałby podobnych lub lepszych liczb?!

Bilans – 18 meczów, 571 minut, 1 gol

Claude Goncalves – Został zakontraktowany zimą, akceptował go jeszcze trener Kosta Runjaić. To miał być następca Bartosza Slisza, sprowadzony na jego miejsce Qendrim Zyba sobie nie poradził. W Łudogorcu grał wszystko od deski do deski. W poprzednim sezonie wystąpił w 43 meczach, zdobył jedną bramkę i miał cztery asysty. - Zrobiliśmy ruch w kierunku ściągnięcia zawodnika na podobnym poziomie do Slisza. Była jedna kandydatura, ale nie było opcji ściągnięcia zimą. Ten transfer zostanie zrealizowany latem – opowiadał dyrektor sportowy Legii, Jacek Zieliński. W Bułgarii grał o najwyższe cele, wiedział co to presja, sięgnął po trzy mistrzostwa kraju, puchar kraju oraz superpuchar. Na papierze wydawało się, że to bardzo dobry transfer.

W bułgarskiej prasie pojawiały się jednak opinie, że coraz częściej zaczął popełniać błędy i przez to nie otrzymał propozycji przedłużenia kontraktu. Ale latem, podczas przygotowań do sezonu, naprawdę wydawało się, że Legia znalazła godnego następcę Slisza. Claude szybko się odnalazł w zespole, podczas sparingów i treningów niepodzielnie panował na swojej pozycji, rozstawiał po kątach rywali. Środek pola w osobach Goncalvesa, Elitima i Luquinhasa był bardzo mocny i miał być to największy atut zespołu w walce o mistrzostwo Polski. Niestety w ostatnim sprawdzianie przed startem ligi, w meczu z Jagiellonią Białystok, Elitim doznał kontuzji, która wykluczyła go z gry przez całą rundę. A wraz z kontuzją kolegi, gdzieś uleciała dobra forma Goncalvesa i do dziś nikt nie może jej odnaleźć. Zaczął sezon w pierwszym składzie, ale popełniał rażące błędy, tracił piłkę w strefie, w której nie mógł tego robić, zawalił parę goli i w końcu usiadł na ławce rezerwowych, Pod koniec października, gdy drużyna grała już na oparach, miał otrzymać szansę gry w pierwszym składzie. Ale wtedy Portugalczyk zgłosił uraz, nie był w stanie trenować na sto procent. W efekcie zabrakło go nawet w kadrze meczowej na spotkania z Dinamem Mińsk i Lechem Poznań.

Póki co jest sporym rozczarowaniem, nie pomógł zespołowi w trudniejszych momentach, nie pomógł też za bardzo, gdy wszystko było w porządku. Zagrał bardzo dobrze w jednym meczu, strzelił w nim nawet gola, ale było to starcie z amatorami z Caernarfon Town. W hierarchii w ostatnich trzech miesiącach wyprzedzili go Rafał Augustyniak, Maximillian Oyedele a nawet Jurgen Celhaka. Na dziś trudno powiedzieć, czy jest w stanie zimą wejść na wyższy poziom i wiosną być mocnym punktem zespołu.

Bilans: 15 meczów, 1002 minuty, 1 gol

Jean Pierre Nsame – To miał być transfer z wyższej półki, gruby transfer – tak był zapowiadany przez media. Nie ma się co dziwić – Kameruńczyk przez lata był pierwszoplanową postacią BSC Young Boys, zdobył z zespołem sześć tytułów mistrzowskich, dwa Puchary Szwajcarii, a trzy razy został królem strzelców rozgrywek (2020, 2021, 2023). Patrząc na statystyki mieliśmy nadzieję, że w końcu w Legii pojawił się facet, który będzie regularnie trafiał do siatki, jak w szwajcarskim zegarku.

Niestety czar szybko prysł, już po dwóch treningach widzieliśmy, że coś jest nie tak. Nie bez powodu włodarze BSC Young Boys oddali go do włoskiego Como. Tam podpisał 2,5 letni kontrakt, ale już po pół roku Włosi chętnie oddali go do Legii. W Como się nie sprawdził, zagrał ledwie w 8 spotkaniach, przebywał na boisku przez 180 minut, gola nie strzelił, miał jedną asystę. Mimo, że Jean Pierre nie należy do zawodników starych – 31 lat to niezły wiek na napastnika, Robert Lewandowski ma 36 lat i obecnie jest najlepszą 9-tką w Europie, to jednak dało się zauważyć dość szybko, że Nsame najlepsze lata ma za sobą i jest już po drugiej stronie rzeki. W barwach Legii zagrał raptem w 10 meczach, strzelił dwa gole – jednego z amatorami z Caernarfon Town i drugiego z Motorem Lublin, który chciał już tylko tego, aby mecz jak najszybciej się skończył.

Na treningach nie lubi się przemęczać, jego etos pracy moglibyśmy porównać z tym, jak pracował kiedyś Takesure Chinyama. „Tejksiu” był często zmęczony, co sam podkreślał mówiąc – „Czini zmęczony, Czini nie ma siły”. Nsame tak nie mówi, ale zachowuje się podobnie. Kiedyś obserwowaliśmy na jednym z treningów tylko jego. Gdy inni zdołali przebiec długość boiska 4-5 razy, on stał cały czas w tym samym miejscu. Tłumaczono nam, że to piłkarz ekonomiczny, który nie lubi zbędnie marnować energii, ale niestety w meczach nie wypadał lepiej. Pierwsze pomysły na to, by wypożyczenie zostało skrócone, miały miejsce pod koniec letniego okienka transferowego. Teraz z pewnością temat powróci, ale nie będzie łatwy, bo wymaga zgody trzech stron – Legii, Como i Nsame. Wydaje nam się, że gra w ekstraklasie jest dla niego za szybka i zbyt fizyczna, że np. w lidze cypryjskiej mógłby się odnaleźć i nadal walczyć o tytuł najlepszego strzelca rozgrywek. W ekstraklasie, na dziś wydaje się to nierealne.

Bilans: 10 meczów, 404 minuty, 2 gole

Sergio Barcia – To kolejny transfer, który na papierze wyglądał bardzo obiecująco. W poprzednim sezonie był podstawowym graczem występującego na zapleczu La Liga CD Mirandes, zagrał w 40 meczach, spędził na boisku 3337 minut, strzelił dwa gole, pięć razy był karany żółtymi kartkami. 23-letniego gracza chciały zespoły Las Palmas i Sporting Gijon, ale to Legia mogła zaoferować najlepsze warunki finansowe. W CD Mirandes występował na środku defensywy w systemie z czterema obrońcami. - Wiele klubów było nim zainteresowanych, ale to my ostatecznie wygraliśmy wyścig po tego piłkarza. Myślę, że będzie zawodnikiem, który w naszym systemie może zagrać na każdej pozycji w obronie. Jest prawonożny, ale może grać zarówno po lewej, jak i w centralnej części defensywy. Dzięki temu trener Goncalo Feio będzie miał więcej możliwości – zachwalał zawodnika po transferze dyrektor sportowy Legii, Jacek Zieliński.

Barcia początkowo grał dość dużo, trenerzy doceniali jego umiejętności w wyprowadzeniu piłki ze strefy obronnej, umiejętność rozegrania futbolówki. Ale Hiszpan popełniał błędy, szybko uwidoczniło się to, że nie należy do graczy przesadnie szybkich. Jego braki szybkościowe najlepiej pokazał pojedynek z Radomiakiem, kiedy nawet nie próbował gonić Capity, który przebiegł pół boiska i trafił do siatki. Potem doznał urazu, gdy dochodził do siebie doszło do zmiany systemu. Obrona Legii miała grać wysoko, musiała więc mieć stoperów szybkich, takich by zdążyli wrócić, gdyby ktoś zdołał ich minąć. Sztab szkoleniowy postawił na duet Radovan Pankov – Steve Kapuadi, tym samym Barcia nie zagrał już nawet minuty.

Zastanawiamy się, czy sztab szkoleniowy nie powinien spróbować Hiszpana na pozycji defensywnego pomocnika. Legia wciąż ma problemy z obsadą pozycji numer „sześć”, a atuty Barci takie jak dobre podanie, umiejętność rozegrania, chęć podłączania się do akcji ofensywnych oraz niezłe ustawianie się, mógłby być przydatne w roli defensywnego pomocnika. Na razie za wiele zespołowi nie pomógł.

Bilans: 10 meczów, 745 minut, 1 gol

To zawodnicy z letniego zaciągu, na których wszyscy liczyli, a którzy na razie nie pokazali swojej sportowej jakości. Zerknijmy jeszcze na zawodników, którzy byli na ławce rezerwowych w spotkaniu z Lechem Poznań.

O Arturze Jędzrejczyku i Janie Ziółkowskim już wspominaliśmy – są gotowi do gry i w razie potrzeby poziomu sportowego nie zaniżą. Kto jeszcze był do dyspozycji sztabu szkoleniowego?

Marcel Mendes Dudziński – młody i utalentowany, ale choćby mecze w rezerwach Legii pokazują, że dużo pracy przed nim. Jest nadzieja, że nabierze doświadczenia i z czasem będzie aspirować do bycia pierwszym bramkarzem Legii.

Patryk Kun – Pod koniec ubiegłego sezonu doznał urazu, początkowo leczenie miał trwać 2-3 tygodnie, ale trwało kilka miesięcy. Nie przepracował okresu przygotowawczego, do formy dochodził treningami. Początkowo nie był gotowy do gry, ale wystąpił niespodziewanie od pierwszej minuty w Kopenhadze w meczu z Brondby – miał ograniczyć atuty przeciwnika i to mu się udało. Obecnie przegrywa rywalizację z Vinagre, może go z powodzeniem zastąpić w defensywie, ale w działaniach ofensywnych tak dobry nie będzie.

Jurgen Celhaka – To już czwarty sezon tego zawodnika w Legii, nigdy nie przekonał do siebie na tyle, by być graczem numer jeden na pozycji defensywnego pomocnika. Niezły działaniach defensywnych, w odbiorze, ale praktycznie nie gra do przodu. Uważamy, że w wielu polskich klubach dałby sobie radę, ale do gry w Legii mu sporo brakuje. Po prostu piłkarz w zespole „Wojskowych” musi grać bardziej nowocześnie, kreować sytuacje kolegom, pobiec z piłką do przodu i uderzyć na bramkę lub oddać lepiej ustawionemu koledze. Jurgen tego nie ma, w dodatku dość łatwo łapie kartki i przy grze od początku istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie dokończyłby spotkania na boisku.

Wojciech Urbański – Młody, utalentowany, grający bez kompleksów. Gdy wchodził na boisko w meczach z Radomiakiem, Górnikiem czy Jagiellonią zawsze dawał pozytywny impuls zespołowi. Docenił to trener Feio i po przerwie na mecze reprezentacji Polski częściej na niego stawiał. Urbański wychodził nawet w pierwszym składzie kosztem Luquinhsa. Tyle, że wtedy „Urbi” przestał grać na takim luzie, nie dawał pozytywnych zmian, nie był tak przebojowy jak wcześniej. To młody zawodnik i wahania formy są czymś naturalnym. Na pewno stać go na więcej, na to by w przyszłości odgrywać większą rolę w pierwszym zespole.

Tomas Pekhart – „Peki” ma już swoje lata i problemy z kontuzjami. Będąc zdrowym na treningach pokazuje, że nie zapomniał, jak się strzela, ale w meczach rzadko otrzymuje takie podania jak na zajęciach. A to napastnik, który żyje z podań.  To prawdopodobnie ostatni jego sezon w Legii, ale być może powinien zostać w klubie w innej roli. Na dziś wyraźnie przegrywa rywalizację z Gualem.

Meteusz Szczepaniak – Szybki, przebojowy, grający bez kompleksów. To oczywiście melodia przyszłości, choć chętnie byśmy go obejrzeli na skrzydle w starciu ligowym przynajmniej przez jedną połowę spotkania.

Żaden z wymienionych graczy, po wejściu na boisko, nie gwarantuje dziś nie tylko podniesienia jakości w ofensywie, ale i utrzymania poziomu graczy, których by zmieniali. Dla części z nich prawda jest jeszcze bardziej brutalna – nie prezentują poziomu wymaganego w Legii i trudno powiedzieć, czy w kolejnej rundzie go osiągną.

„Przegląd Sportowy” poinformował, że klub zimą chętnie pożegnałby się z Alfarelą, Goncalvesem i Nsame, a także wypożyczył Marco Burcha. Tyle, że chęci mogą nie wystarczyć, potrzeba jest jeszcze zgoda i ochota samych piłkarzy. Jedno jest pewne – jeśli Legia chce sobie zwiększyć szanse na zakończenie sezonu z choć jednym tofeum, musi przebudować kadrę i solidnie się wzmocnić – przede wszystkim bramkostrzelnym napastnikiem, ale nie tylko. Braków jest znacznie więcej.

Polecamy

Komentarze (55)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.