Znalezione na blogach: Młoda Legia już nie taka młoda
11.10.2012 08:54
Domowe 3:0 z Młodym Górnikiem (wtedy akurat od patrzenia jeszcze bolały zęby), 4:0 z Młodym Zagłębiem, a także przywiezione z wyjazdów 2:0 w Młodych Derbach z Młodą Polonią i 4:0 z Młodą Wisłą. To co, koszmary z inauguracji rozgrywek zatrzasnęliście w starej skrzyni, którą koniecznie trzeba teraz schować, najlepiej gdzieś za szafą, żeby nie było jej widać? Nie, właśnie nie! Ta skrzynia to skarb. Trzeba ją otrzeć z kurzu i traktować jak trofeum, na zasadzie: – Patrzcie, podstawili nam nogę, poleżeliśmy, ale jak zebraliśmy siły, to sami się boimy swojego sierpowego.
Jest tylko jedno ALE, o którym dyskretnie zdążyłem już zresztą wspomnieć. W ligowej stawce nie ma drużyny starszej niż Młoda Legia. NIE MA! Kiedyś legioniści byli najmłodsi – te wchodzące Furmany, Łukasiki, Szumskie, Bresie, Żyry czy Wolskie. Teraz odwrotnie. Trzon zespołu stanowią 20-latkowie – Mateusz Cichocki, Bartek Widejko, Czarek Michalak, Michał Kopczyński oraz rok młodszy od nich Bartek Żurek. Co więcej, pewne miejsce w składzie mają również 21-latkowie(!), w osobach Konrada Jałochy i Marcina Bochenka. Szkoda. To znaczy szkoda ich samych, no i szkoda tych, którym zabierają miejsce. Na szczęście dla wszystkich – zimą będzie rewolucja.
Cichocki, Żurek i Kopczyński przerastają ligę nie o poziom, a pewnie o trzy. Grają na kodach, dają radę, zatem czas na następną misję. W pierwszym zespole trenera Urbana, co jakiś czas, szansę otrzymuje tylko Kopa, co jednak nie znaczy, że dla pozostałej dwójki są to za wysokie progi. Obaj mieli słabszy sierpień i wrzesień, zaraz po tym, jak dostali powrotną wędkę do Młodej. Zimą muszą zaryzykować, pokazać się w innym miejscu. Ale w Ekstraklasie. Jeśli Cichocki poprawi jeden na jednego w obronie, a Żurek zauważy, że przepisy nie zabraniają mu grania na jeden kontakt, to będzie o nich głośno.
Niewielu nowych zdołało się przebić do składu. Najlepsze wrażenie – i to zdecydowanie – zrobił Kamil Kurowski. Myślałem, że on raczej unika walki, ale w praniu wyszło inaczej. Biega, przepycha się, kopie. Raz lepiej, raz gorzej. Po złamanym nosie już wie, że jak nie będzie sprytniejszy lub silniejszy, to jedzie do szpitala. Proste. Celowo nie odniosłem się do jego umiejętności piłkarskich, bo w tym elemencie niewiele można mu zarzucić. Od czasów Rafała Wolskiego, nie było w Młodej gościa, który potrafi minąć trzech, czterech rywali, bazując wyłącznie na balansie ciałem. A co do poprawy? Strzał z dystansu.
Nie ukrywam, że liczyłem na więcej minut dla rówieśników Kurasia. Łukasz Turzyniecki, Kamil Dankowski, Marcin Stromecki – póki co – wylądowali na bandzie. Do wiosny, takie mam przeczucie. Coraz więcej szans dostaje z kolei Michał Bajdur, o którego dopominałem się parę tygodni temu. Niby Cichy go chwali, niby prezentuje się nieźle, niby gola strzelił, ale – mimo wszystko – to za mało. Wciąż sporo brakuje mu do Norberta Misiaka czy Olka Jagiełły. Sądzę jednak, że jeśli pójdzie śladami Kurasia, czyli będzie lądował na trawie nie po co drugim kontakcie z przeciwnikiem, a na przykład po co piątym, powinien zrobić mega jakościowy skok. I niech pije Actimela, na wszelki wypadek.
Coraz lepiej radzi sobie Marcel Gąsior, który – moim zdaniem – już na tę chwilę sprawdziłby się w słabszych drużynach ekstraklasy. Ma najlepiej ułożoną nogę przy strzale, zdobywa fajne bramki – dokładnie co 117 minut – przy czym trudno jest wygrać z nim walkę w powietrzu, a na nogach też trzyma się mocno. Sprawia wrażenie gościa stworzonego do piłki seniorskiej. Oczywiście, można mu wytknąć kilka niedociągnięć, co przecież robić lubię najbardziej. Po pierwsze, primo: przerzuty fruną wolno i bliżej im do świec niż do popularnych „borysiuków”. Po drugie: piłka zawsze jest szybsza, nawet od auta Danka (autobusy też są żwawsze;)). No i – po trzecie: harowanie, podobnie jak czillowanie, rąk nie brudzi. Każdy trening to mecz.
Przedostatni akapit zostawiłem sobie na rozczarowania. Od razu zaznaczam, że nie zawsze wina leży wyłącznie po stronie zawodników, bo – jak widać – trener Banasik nie z każdym z nich wystąpiłby w jednym filmie. Czarną listę otwiera u mnie Kamil Kamiński. Dlaczego? Po prostu – nie gra. Sztab szkoleniowy woli desygnować drużynę bez napastnika, mimo że ma w składzie gościa – wprawdzie opornego na grę kombinacyjną – ale jednak umiejącego robić wiatr, orać boisko i strzelać gole. Drugą lokatę zarezerwowałem dla Konrada Budka, którego – zanim trafił na Łazienkowską – widziałem na boisku przynajmniej kilkanaście razy. Fajnie, gdyby organizowanie akcji zajmowało mu tyle czasu, ile trwa namierzanie nóg kolejnych ofiar. Potrafi dużo dać z przodu, a nie pokazał nic. Ostatnie miejsce na zaszczytnym pudle przypadło Mateuszowi Romachowowi. Trochę szkoda, żeby przez wyłączone myślenie na boisku, miał zmarnować spory przecież talent. Wiosna to dla niego ostatnia szansa…
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.