Znalezione na blogach: Requiem dla nadziei
01.06.2012 09:27
Trenera Urbana bardzo lubię, jak zresztą bodaj każdy, kto miał z nim jakieś kontakty podczas jego poprzedniej, ponad 2,5-letniej przygody z ławką trenerską Legii. Kiedy przy wydatnym udziale zawodników zwalniano go w marcu 2010 roku, uważałem tę decyzję za przedwczesną i zwyczajnie błędną. Teraz legijni władcy sami przyznają się do błędu, ponownie zatrudniając człowieka, któremu kiedyś odmówili nawet grzeczności przekazania informacji o dymisji twarzą w twarz. Przyznają, że ich strategia na ostatnie 2,5 roku była oparta na błędnych przesłankach lub - co jeszcze gorsze - była błędnie wcielana w życie. Przez ten czas znowu wydatnie wzrósł tylko dług Legii.
Koniec kadencji Skorży przekreśla szereg nadziei, które udało się jego Legii we mnie rozbudzić. Choćby nadziei na to, że ktoś przy Łazienkowskiej zaczął wreszcie myśleć i zrozumiał, że bez przemyślanej polityki kadrowej nawet w Polsce niczego się nie osiągnie. Pierwszy zespół Urbana, po licznych i obiecujących transferach i niezłym sezonie, był potem przez dwa lata z premedytacją demontowany. Przeprowadzony potem, rzekomo w konsultacji z mającym zostać trenerem Skorżą, tzw. "zaciąg truskawkowy" musiał w tym kontekście robić wrażenie. Kupowaliśmy piłkarzy! Za pieniądze! Wcześniej niespotykane! Na pozycje, które faktycznie wymagały wzmocnień! Niestety, ten balon pękł bardzo szybko w starciu z twardą ligową rzeczywistością i dopiero w końcówce swojego pierwszego sezonu Skorża stworzył zespół, na który patrzyło się z przyjemnością również ze względów czysto piłkarskich, a nie tylko wolicjonalnych. W rundzie jesiennej swojego drugiego sezonu idee te znalazły swoje pełne rozwinięcie (z wydatną pomocą sprowadzonych latem doświadczonych zawodników), co zaowocowało sukcesami na arenie europejskiej i znośną pozycją ligową. Niestety, już zimowe okienko transferowe pokazało, że działacze nie potrafią analizować sytuacji, a jedynie słupki Excela. Wszyscy wiemy, jaki był efekt.
Właśnie, Europa. Legia Skorży dawała mi nadzieję na niezapomniane pucharowe widowiska. Oczywiście, był w tym też element szczęścia, ale szczęściu trzeba umieć pomóc, trzeba mu dać szansę. Drużyna Urbana nie mogłaby wyeliminować w sierpniu 2008 roku FK Moskwa, choćby w tym jednym dwumeczu zużyła cały zapas fartu zgromadzony w długim życiu przez Franciszka Smudę. Między oboma zespołami była przepaść - fizyczna, taktyczna, mentalna... Nawet o rok późniejszy i powszechnie uznawany za szczytowe osiągnięcie Urbana dwumecz z Broendby Kopenhaga stanowi raczej przykład straconej na własne życzenie szansy, jakich w historii najnowszej pucharowych występów drużyny z Łazienkowskiej niemało. U Skorży było inaczej - taktyka była dobierana pod konkretnego rywala i, co było w ww. historii pewnym novum, działała nie tylko w rywalizacji z kaukaskimi pasterzami owiec i tym podobnymi rywalami. Anonimowi w skali kraju piłkarze walczyli jak równi z równym lub wręcz byli lepsi od opłacanych milionowymi kontraktami rywali. Zdobywali bezcenne doświadczenie, które, zdawałoby się, musi potem zaprocentować. Niestety, polityka władz klubu sprawia, że zaprocentuje to głównie nieznacznym podbiciem kwot, za jakie ci piłkarze zostaną sprzedani.
Nadejście ery Skorży miało być też nowym rozdaniem w stosunkach z kibicami. Nowy stadion, zmiana polityki, podpisanie porozumienia i powrót dopingu - to wszystko dawało nadzieję, że wkrótce zapomnimy o smutnym jak dupa okresie protestu. Że zapomnimy o sytuacjach, w których jedni kibice zmuszali innych do milczenia. Że nigdy się nie powtórzą czasy, w których tępi i łamiący polskie prawo ochroniarze będą z błogosławieństwem przełożonych traktowali każdego przychodzącego na stadion jak kandydata na Taliba w Guantanamo. Niestety, wraz z końcem kadencji radomskiego trenera chyba nikt nie jest w stanie zagwarantować, że mecze w przyszłym sezonie nie będą przerywane rzucaniem rac na murawę, a pracownicy klubu przestaną reagować z pianą na pyskach na grzeczne zwrócenie im uwagi, że łamią prawo. Ktokolwiek był krupierem przy tym nowym rozdaniu, użył do niego znaczonych kart.
Pozbawiony tych i podobnych nadziei, nie potrafię oprzeć się przeświadczeniu, że Legia jest organizacyjnie pozbawiona ambicji. Przy Łazienkowskiej mamy w tym momencie klub, który - mimo deklaracji - nie jest zainteresowany sukcesami, tylko zarabianiem na promowanych zawodnikach. Klub, którego budżet - mimo deklaracji - się nie bilansuje i mimo zeszłorocznych ogromnych i nieplanowanych wpływów nadal musi sprzedawać, żeby żyć. Klub, który w swoich wychowankach widzi jedynie możliwość szybkiego zarobku, a nie jakiekolwiek możliwości sportowe. My, jako kibice takiego klubu, będziemy zaś z rozrzewnieniem wspominać ubiegłoroczne europejskie sukcesy powszechnie wyszydzanego Skorży. Obyśmy na kolejny godny występ w europejskich pucharach nie musieli czekać następnych 9 lat, a na kolejne mistrzostwo następnych 7...
Autor: Garm
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.