Znalezione na blogach: Szkoła Furmana z Metalistem
20.11.2012 11:47
Trzynaście przechwytów to wynik z europejskiego topu. Był jak magnes, przyciągający piłkę raz za razem. Jakby wyższy, jakby silniejszy od niemałych przecież lechitów. Takie sobie ustawianie się i timing, plus ponadprzeciętna inteligencja – w ten sposób określiłbym jego możliwości w destrukcji jeszcze w niedzielę rano.
Kilka dni wcześniej, w środę, zagrał dobry mecz w Gliwicach, mimo że rywalem byli Niemcy. Kiedy miał piłkę przy nodze, nie kopał jej przed siebie, byle dalej. Chciałem napisać – chyba z automatu – “szukał niekonwencjonalnych rozwiązań”. Tyle że to głupota. Jak ja bym zagrał w lewo, on rzucał na prawo. Ja bym wycofał do obrońców, a on robił kółeczko, po czym zagrywał prostopadle. To jest takie coś, co albo się ma, albo nie. Ze mną o tym nie pogada, ale już z Rafałem Wolskim jak najbardziej.
Jeśli chodzi o kulturę gry, w niczym nie ustępował chłopakom z Bremy, Leverkusen czy Hannoveru. Niestety, rywale odpoczywali, wymieniając między sobą kolejne podania, a on musiał biegać. I biegał – ale bardziej na zasadzie, że tak wypada. Po prostu: to taki zawodnik, który z piłką dawał drużynie korzyść od zawsze, natomiast właściwe przerywanie akcji wymagało ciągłej pracy.
Dziwili się wszyscy, kiedy Jan Urban ustawił go przeciw Metalistowi Charków jako jedynego defensywnego pomocnika. No bo po co, dlaczego? Teraz wiadomo, że było to zagranie z premedytacją. Brazylijczycy odpowiadający za organizację gry w ukraińskim zespole zapewnili mu szkołę życia. Jeśli idziesz na raz, później biegasz maratony, żeby odzyskać futbolówkę. A najczęściej i tak się nie uda, bo masz parę metrów straty.
Nie trzeba być sprinterem, żeby wyprzedzać rywali. Wystarczy – jak w szachach – myśleć o jeden ruch do przodu. Mieć przeciwnika przed sobą na odległość kroku i za wszelką cenę nie pozwolić mu się odwrócić. Jestem pewien, że bez lekcji od Taisona czy Cleytona Xaviera, nie byłoby furory w Poznaniu. Najskuteczniejszą metodą jest nauka na własnych błędach. I zawsze daje ogromną satysfakcję. Urban wiedział, że Dominik wyciągnie wnioski.
Okazało się, że wcale nie musi grać za plecami napastnika. Lepiej prezentuje się lekko cofnięty, kiedy ma obok siebie jeszcze jednego piłkarza. Wtedy może skupić się na prostopadłych podaniach, nie zaś na bieganiu za nimi. Niewielu jest w Polsce defensywnych pomocników, potrafiących utrzymać zespół w posiadaniu piłki. Do tej pory piłkarz ustawiony jako szóstka, bardziej kojarzył się z Grzegorzem Baranem lub Dariuszem Łatką. To nowa jakość, powiew Europy w Warszawie.
Legia od niedzieli ma nowego zawodnika. Takiego, na którego można liczyć w najważniejszych momentach. Furman poprzeczkę zawiesił wysoko, ale wcale nie w niedzielę. Już w piątek, w rozmowie opublikowanej na Legia.Net – a wtedy jeszcze nie wiedział, czy wyjdzie w pierwszym składzie – czuł się gotowy. Był pewny siebie, miał pomysł na Lecha. Prztyczkami pod adresem Mariusza Rumaka zagarnął dla siebie większość gwizdów ponad 40-tysięcznej publiczności. A wyjątkowo inteligentną grą sprawił, że ci później, ze spuszczonymi głowami, opuszaczali stadion na długo, zanim sędzia zagwizdał po raz ostatni.
Z Widzewem chciałbym zobaczyć Furmana, ustawionego do spółki z Danielem Łukasikiem, rozgrywających piłkę za plecami Miro Radovicia. Na tę chwilę to optymalne ustawienie. Czego mogłoby im brakować? Kilku centymetrów na głowę albo wyskoku Michała Kopczyńskiego. Albo – po prostu – Michała Kopczyńskiego. Jego pięć minut też nadejdzie. Niedługo.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.