Aleksandar Vuković: Najważniejsze zwycięstwo w życiu
07.05.2022 00:00
– Patrząc na frekwencję na pomeczowej konferencji prasowej, jak nieliczni dziennikarze na nią dotarli, to Legia nie spadnie. Gdyby było inaczej, z pewnością byłaby pełna sala.
– Dwa lata temu zagwarantowaliśmy sobie mistrzostwo Polski na trzy kolejki przed końcem rozgrywek. Dziś jeszcze nie zapewniliśmy sobie matematycznego utrzymania w lidze, ale wygląda na to, że nic już nam nie grozi. To dla mnie o wiele ważniejsze niż to, co przeżyłem wcześniej, przede wszystkim z tym klubem. Jedynej rzeczy, której sobie nie życzyłem, to doświadczenia tutaj katastrofy – tym bardziej, że sam pisałem się na to, aby spróbować jej uniknąć. Uważam, że jesteśmy bliscy tego, żeby powiedzieć, że do niej nie dojdzie. Zawodnicy i moi najbliżsi współpracownicy, czyli sztab trenerski oraz medyczny, wiedzą, przez co przechodziliśmy. Nie było to wcale proste, łatwe i pewne, tak jak się niektórym wydawało.
– Piątkowy mecz mógł się podobać wszystkim, ale mi nie do końca w momencie, gdy za dużo się działo pod naszą bramką i nie potrafiliśmy zamknąć spotkania, mieć go pod kontrolą. Górnik dwukrotnie do nas doskakiwał. Ciężar rywalizacji był dla mnie jasny. Nie chciałem mówić o tym zawodnikom, ale sam czułem, że musimy wygrać, bo inaczej mielibyśmy bardzo nerwową końcówkę. A wtedy nie wiadomo, co by było… Jesteśmy Legią, którą w końcowej fazie sezonu mogło spotkać różne podejście wszystkich dookoła.
– Wielkie gratulacje dla chłopaków, zespołu. Długo nie robiłem zmian, m.in. z tego powodu, że pierwszy raz od ostatniej wygranej – z Lechią Gdańsk – mogliśmy wystąpić praktycznie w tym samym składzie, tylko że w bramce był Czarek Miszta, a nie Richard Strebinger. To także jest wymowne. Znowu zagraliśmy bardzo dobrze, momentami na minus w obronie. Jeśli zdrowy jest Wszołek, Jędrzejczyk, Johansson, wszyscy, którzy byli w piątek na boisku, to jest większa szansa, że będziemy w stanie uzyskać coś pozytywnego.
– W Legii nigdy nie jest tak dobrze, ani tak źle jak mówią. To, co tutaj zastałem i spotkałem, uświadomiło mi, że jest też trzecia opcja, czyli dużo gorzej, niż się mówi. Z tym się trochę zderzyłem. Może nie użyję określenia, że żałowałem (powrotu na Łazienkowską – red.), ale doszło do mnie, co nam grozi i jak duże jest niebezpieczeństwo. Wszystko, do momentu meczu z Wartą Poznań, było obarczone optymizmem z mojej strony. Dobrze pracowaliśmy podczas okresu przygotowawczego, dużo wygrywaliśmy, było widać, że drużyna się tworzyła. Tylko gdy następuje potknięcie, porażka, która musi przyjść, to wtedy widzisz, że sytuacja jest znacznie trudniejsza niż dla innego klubu. Rozmiar problemu mnie zaskoczył.
– Jako młody szkoleniowiec nie brałem pod uwagę, co może się stać, gdy cały świat wie, że nie jestem trenerem tego zespołu, tylko mam dokończyć sezon. To była niesprzyjająca okoliczność, dlatego bardzo się cieszę, że jesteśmy bliscy utrzymania – nie chcę zapeszać, bo różne rzeczy się dzieją w futbolu. Na pewno nigdy nie będę żałował, że tutaj wróciłem, bo mówiłem na początku, że to mój klub. Nie trafiłem tu dla nikogo, tylko dla Legii, która dała mi więcej, niż kiedykolwiek będę mógł jej oddać. Duże podziękowania dla wszystkich, którzy cały czas pracują nad tym, aby to uratować. Można zrobić jeszcze dwa kroki we właściwą stronę. Sądzę, iż utrzymanie "Wojskowych" w ekstraklasie, to większy sukces niż zdobycie mistrzostwa, a uważam, że było to olbrzymie osiągnięcie. Wówczas ludzie tego nie docenili, nie pamiętali, że drużyna zaczynała z dość podobnej sytuacji – po nieudanym sezonie, kiedy zespół tworzył się od nowa, udało się zbudować coś i sięgnąć po tytuł.
– Jak prześledzicie i poczytacie, co mówiłem wcześniej, to zauważycie, że w żadnym momencie się nie rozluźniałem. Gdy zremisowaliśmy w Poznaniu i zdobyliśmy 36. punkt, to wiedziałem, że to nie koniec i że trzeba grać dalej, a przed spotkaniem z Górnikiem redaktor Canal+ zadał mi pytanie, czy walczymy o byt w ekstraklasie. Do wczoraj wszyscy mówili, że się utrzymaliśmy. Ale przyszły trzy porażki, w tym dwie poniesione w kuriozalny sposób – u siebie z Piastem i z Pogonią w Szczecinie, gdzie kontrolowaliśmy mecz, będąc drużyną lepszą – i nagle wszystko się posypało. Do tego doszedł słaby występ w Mielcu, gdzie mieliśmy problemy z kontuzjami. To sprawia, iż jesteś w takiej sytuacji, że nie jest tak, że nie walczysz o nic. Wtedy pomógł nam fakt, że zespół pracuje dobrze. Jeśli pojawia się jakieś rozluźnienie, to jest ono nieświadome, człowiek nie zawsze ma na to wpływ.
– Będę starał się robić wszystko, aby wygrać dwa ostatnie mecze, bo w tym momencie to już moja prywatna sprawa. Zostałem postawiony przed taką sytuacją, że niby coś wykonałem, ale można też zadać pytanie "co teraz ze mną"? Też chcę zyskać uznanie, jakie mieliśmy w momencie, gdy wygrywaliśmy. Ostatnią rzeczą, której chcę, to porażki. Dla mnie to duża różnica czy będziemy na 10., czy 14. miejscu. Mam nadzieję, że dopisze nam zdrowie, bo w piątek każdy nasz obrońca miał jakiś problem. Wszyscy – w normalnej sytuacji, nie walcząc o nic – mogli powiedzieć, że nie wychodzą na murawę. Wierzę, że z tym aspektem będzie okej. I że będziemy w stanie powalczyć o dwie wygrane.
– Wydaje mi się, że w piątek nie było widać presji na drużynie, co też jest dla mnie ważne. Starałem się nie wprowadzać zespołu w strach, że to mecz o wszystko, bo to nie pomaga. W tej chwili wszyscy są bardziej świadomi tego, że jesteśmy spokojniejsi i możemy spokojniej zagrać dwa ostatnie spotkania – nieraz daje to efekt w postaci lepszej gry. Obawiam się natomiast braku koncentracji, co kosztowało nas punkty w meczach z Piastem i Pogonią. Wszystko jest teraz znowu w głowach zawodników, jak oni do tego podejdą. Moją rolą jest spróbować ich ukierunkować we właściwą stronę.
ZOBACZ TAKŻE:
– Rozmowa z Krzysztofem Kubicą
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.