Aleksandar Vuković

Aleksandar Vuković: Wchodzę do pożaru, ale pali się mój dom

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

14.12.2021 13:00

(akt. 15.12.2021 09:15)

- Byłem zaskoczony telefonem, nie przypuszczałem, że taki się pojawi. Pomyślałem: nie wracam tu ani dla prezesa, ani dla dyrektora sportowego, ani dla siebie. Wracam dla klubu, choć wiem, że to jak wejście do pożaru. Można się poparzyć, ale pali się też mój dom - powiedział przed meczem z Zagłębiem Lubin (15.12, godz. 20:30) Aleksandar Vuković, który w poniedziałek zastąpił Marka Gołębiewskiego w roli pierwszego trenera Legii Warszawa.

- Miałem umowę, mogłem unieść się honorem, ale ten klub mnie ukształtował. Najpierw jako piłkarza, potem jako trenera. Spędziłem tutaj połowę dorosłego życia. Moje słowa w serbskich mediach na temat powrotu do Legii? Były czysto hipotetyczne, wtedy nie wydawało mi się, że do czegoś takiego może dojść.

- Czy to największy kryzys Legii, jaki w ogóle pamiętam? Sytuacja w tabeli by na to wskazywała. Pewnie nikt z nas tego nie pamięta, w takim momencie sezonu, to świadczy samo o sobie. Łatwo jest to zdiagnozować, to są fakty. Teraz trzeba skupić się na tym, co zrobić i jak zadziałać, aby z tego wyjść. W tej chwili człowiek myśli tylko o nadchodzącym, jutrzejszym meczu z Zagłębiem Lubin, w którym musimy spróbować w końcu zapunktować. To jest nasze zadanie, na tym się głównie koncentruję.

Trener Legii został spytany o niedzielne wydarzenia, które miały miejsce po meczu w Płocku. – Nie miejmy do piłkarzy pretensji za to, jak to teraz komentują, tłumaczą. Wszyscy, jako społeczeństwo, powinniśmy kierować pretensje bardziej do kogoś innego. To, co się wydarzyło, na pewno nigdy nie powinno się wydarzyć. Dopiero po konferencji spotkam się z zawodnikami. Jak najszybciej chcę do nich dotrzeć i poniekąd przekonać, że nawet w tej nowej sytuacji, kiedy to nie jest łatwe, musimy stawić czoła i podejść do tego odważnie. I pokazać na boisku, na co nas stać.

- Komenda w Grodzisku prowadzi obecnie czynności wyjaśniające w tej sprawie. Jesteśmy z nią w bezpośrednim kontakcie, współpracujemy. Jest to bardzo delikatna sprawa, dlatego wszystko, co możemy teraz powiedzieć, znalazło się w opublikowanym wczoraj oświadczeniu (TUTAJ). Jedna sprawa, która wywołała dyskusję, to kwestia eskorty – nie tyle eskorty, co słowa eskorta. Całe nieporozumienie wynika z terminologii. W terminologii policyjnej, eskortą określa się działanie do bardzo sprecyzowanej grupy. Mogę potwierdzić, ze strony klubu, że miało miejsce policyjne zabezpieczenie przejazdu autokaru przez radiowozy policyjne, co też potocznie można określić eskortą – mówiła rzeczniczka prasowa Legii, Izabela Kruk.

- To taki moment, w którym faktycznie trzeba może mniej piłkarza, a więcej człowieka – a człowieka nie tylko można określić jako legionistę. Ktoś może nie być wychowanym na miłości do Legii, natomiast jeżeli ma w sobie charakter, cechy ludzkie, które są potrzebne, aby stawiać czoła trudnym sytuacjom, to na pewno takich ludzi potrzeba. Dziś umiejętności nie grają tak dużej roli, jak mentalność poszczególnych ludzi.

- Spore grono piłkarzy, które znam, dalej jest w klubie. Mogę powiedzieć, że na pewno spełniają kryterium, o którym mówiłem. Resztę dopiero poznam. Wierzę, że wśród nich też jest grupa ludzi, która będzie nadawała na tych samych falach, co cała grupa, i będzie dążyła do tego, aby wyjść z sytuacji. To powinien być indywidualny cel dla każdego z nich, bo uderza to w nich bardzo mocno.

Siedemnastu piłkarzy odeszło od tego czasu, jak Aleksandar Vuković był pierwszym trenerem. – Czy to nie za dużo zmian? To nie świadczy o stabilizacji zespołu, to na pewno. Te zmiany są też zawsze związane z potrzebą czasu na to, aby drużyna zaczęła funkcjonować na nowo. Dziś się nie dziwię, kiedy ocena ludzi jest taka, że tutaj brakuje trochę jedności na boisku, zgrania, gdzie drużyna, grając mecz za meczem, nie miała na to za bardzo czasu. W momencie, gdy wynik jest, z tygodnia na tydzień, deprymujący, to staje się jeszcze trudniej. Przed nami wszystkimi sporo pracy. Musimy zrobić wszystko, aby znów uporządkować sprawę w drużynie. Tylko dobrze funkcjonujący i współpracujący ze sobą zespół, może z tego kryzysu wyjść.

Zostało przywołane jedno z ulubionych stwierdzeń Vuko, czyli "Nigdy nie jest ani tak dobrze, ani tak źle, jak się o Legii mówi i pisze". – Czy w tym momencie jest o niej tak źle, jak się mówi i pisze? To powiedzenie bardzo często miało dla mnie miejsce wcześniej. Tutaj trudno go obronić, w momencie, gdy na półmetku sezonu drużyna jest na ostatnim miejscu w tabeli. Natomiast jestem przekonany, że do pewnego stopnia też jest tak. Wszystkim się teraz wydaje, że ta drużyna jest dużo słabsza i gorsza, niż faktycznie jest. Myślę, że z czasem będzie to można udowodnić.

Serb powiedział w jednym z wywiadów, że był bardzo zaskoczony zwolnieniem z Legii po meczu z Górnikiem, a trzy dni przed spotkaniem z Dritą i bodajże dziesięć przed Karabachem. – Byłem bardziej zaskoczony tamtym zwolnieniem czy tym powrotem do Warszawy? Licytując się, byłem może o parę procent bardziej zaskoczony jeszcze tym niedawnym telefonem.

- Jakie mam relacje z Dariuszem Mioduskim? Bardzo profesjonalne. Jestem tutaj, przede wszystkim, dla klubu. Myślę, że prezesowi też zależy na klubie. I jestem, co do tego, przekonany. Znowu jesteśmy na wspólnym wózku i chcę, abyśmy szli wspólnie. Decydując się na to, powiedziałem, że pewne rzeczy zostawiam, nie będę ich podnosił i tym żył, bo nie na tym to polega. Jeżeli tak powiedziałem, to tak też zrobię. Na pewno nikt w klubie nie będzie miał problemów ze współpracą ze mną, a najmniej – prezes.

- Czy 30 czerwca, to będzie ostatni dzień mojej pracy w Legii – czy to ustalone, pewne, czy nie było w tej kwestii rozmów? To będzie, mniej więcej, czas, w którym skończy się kontrakt, który podpisałem z Legią już wcześniej. I tutaj się nic nie zmienia. Nie wybiegam w przyszłość dalej niż mecz z Zagłębiem Lubin. Ale przychodzę tu z pełną świadomością, że po zakończeniu umowy mnie tutaj nie będzie.

- Moja rozmowa z zawodnikami dopiero nastąpi. Najpierw będę chciał porozmawiać z nimi na temat wszystkiego. Wcześniej też zaznaczyłem, że będę chciał do nich dotrzeć. Sądzę, że oni są jak najbardziej świadomi sytuacji, w której są, i pozycji w tabeli, na której się znajdują. Nie ukrywam, że dodatkowym problemem jest też aspekt sprzed dwóch nocy, kiedy pojawiają się kwestie tego, kto jak się z tym czuje, zapatruje np. na możliwość wyjścia na następny mecz i poradzenia sobie z tym. Będę mógł z nimi o tym porozmawiać, z niektórymi się już kontaktowałem, ale zawodnicy mieli ustalone już wcześniej, że pojawiają się dziś w klubie o godz. 15:00. Zostajemy tutaj do spotkania z Zagłębiem Lubin. Wykorzystamy ten czas jak najlepiej potrafimy. Spróbujemy w tym meczu coś dla siebie ugrać, zdobyć trzy punkty, które są dla nas bardzo ważne.

- My, jako klub, jesteśmy cały czas w kontakcie z piłkarzami. To są jednak bardzo delikatne sprawy, dlatego nie chcemy ich roztrząsać medialnie – dodała rzeczniczka prasowa Legii.  

- Czy zawodnicy czują się, po ostatnich wydarzeniach, bezpiecznie, i czy ja też czuję się bezpiecznie? Każdy człowiek jest inny, reaguje inaczej na to, co widzi i co go spotka. Różne są reakcje poszczególnych piłkarzy. Mogę zapewnić, że dziś wszyscy będą do dyspozycji, oczywiście – poza tymi, którzy mają kontuzje. Nie jest tak, że tutaj jest aż tak dramatycznie. Wiadomo, że potrzeba czasu. Ja też byłem w takiej sytuacji w 2017 roku. Uważam, że jedynym plusem tamtego wydarzenia było to, że następny mecz był za dwa tygodnie – wydaje mi się, że mieliśmy trochę więcej czasu na to, aby to przetrawić i bezproblemowo kontynuować naszą pracę. Teraz jest sytuacja, w której potrzebujemy graczy z czystą głową. Ale na ile może być czysta głowa u ludzi, którzy przegrywają mecz za meczem i stoją przed kolejnym spotkaniem, w którym presja wyniku jest bardzo duża? To na pewno nam nie pomaga, ale myślę, że jesteśmy w stanie sobie z tym poradzić. Wśród trenerów, zawodników, zrobimy wszystko, aby tak było.

- Czy będę namawiał zawodników, aby złożyli jednak zawiadomienia na policje? Nie, nie będę nikogo na nic namawiał. Nie jestem osobą uważającą się za autorytet, aby decydować o sytuacji, która wydarzyła się komuś w momencie, kiedy nie byłem tutaj obecny. I sam nie wiem, co tak naprawdę miało miejsce. Tak jak powiedziałem, będę chciał się z każdym spotkać, pogadać. Dopiero wtedy będę wiedział, jak każdy z nich się czuje.

- Jaki cel postawił przede mną prezes Mioduski? Celem, którego nikt mi nie musi nakreślać, jest dla mnie pierwszy, następny mecz. Wiem, że ta drużyna zacznie funkcjonować. Wiem, że ją poskładam, kiedy będę miał trochę czasu, mógł potrenować, przyjrzeć się kto jest kim. Trzeba mieć do tego narzędzia w postaci czasu i treningów, które są potrzebne, aby drużyna funkcjonowała. Teraz liczy się Zagłębie Lubin, nie wybiegam do czwartku i przygotowań do kolejnego meczu. Skupiamy się na tym, co możemy zrobić dziś i jutro, żeby w środę wieczorem być drużyną, którą stać na powalczenie o trzy punkty na swoim stadionie.

- Kiedy dostałem telefon o tym, aby ponownie przejąć Legię, to kto zadzwonił i co powiedział? Pamiętam sens tej rozmowy, zadzwonił do mnie dyrektor Kucharski. Sam telefon był dla mnie zaskoczeniem, bo przez długi czas nie rozmawialiśmy. Odebrałem, porozmawialiśmy dość długo. To Legia, to miejsce, któremu trochę w życiu zawdzięczam, które trochę mi dało jako człowiekowi, sportowcowi. Gdyby jutro był taki moment, w którym można by było przeczytać, czy ja mógłbym sobie zarzucić, że w takiej sytuacji powiedziałbym "nie", to miałbym do siebie bardzo duże pretensje. Parafrazując słowa dawnego prezydenta Stanów Zjednoczonych, Kennedy'ego, a to jest chyba ten moment – "nie pytaj, co klub może zrobić dla ciebie, tylko co ty możesz zrobić dla klubu". Myślę, że to dotyczy wszystkich, którzy mają ten klub w sercu. Jest też jeszcze jedno powiedzenie – "jedno wsparcie, w momencie, kiedy jesteś na dnie, jest bardziej warte niż tysiące pochwał, które dostajesz jak jesteś na szczycie". Niezależnie kto co do kogo czuje, nawet wśród kibiców, na zewnątrz – to już nie ma żadnego znaczenia. To jest Legia, to moment naprawdę dużego alarmu. Wszyscy, którym zależy, musimy pokazać, że jest też z naszej strony chęć odłożenia wszystkiego innego na bok, i wsparcia klubu w chwili, która jest taka, jaka jest.

- Czy mam receptę na to, co zrobić, aby poprawić nastroje i wyniki? Zdaję sobie sprawę, że Legia zawsze jest klubem, w którym chciałoby pracować paru trenerów, niezależnie od sytuacji. Ja powiedziałem "tak", bo do mnie zadzwoniono. Wydaje mi się, że diagnoza nie jest taka trudna. Sztuką jest poprowadzenie i wyjście z tego, co jest dużo trudniejsze, skupienie się na dotarciu do głów zawodników, aby mentalnie to udźwignęli. Błędy indywidualne, które się zdarzają praktycznie w każdym meczu – tego trzeba będzie uniknąć i starać się unikać, jeżeli chce się z takiej sytuacji wyjść. I można tak wymieniać. W naszym gronie, z zawodnikami, będziemy podkreślać to, co jest potrzebne, aby to zaczęło działać i hulać w drugą stronę. To jest to, czym się zajmuję.

- Liczy się ta chwila, którą mamy obecnie. Jeżeli chodzi o moje warunki, to nic się nie zmieniło. Oprócz jednej rzeczy – w jakiś sposób zabezpieczyłem sobie bycie w tym klubie na okres przygotowawczy i rundę wiosenną. Myślę, że to normalne. Nastawiam się na tę chwilę, na ten moment. To najważniejsze i jedyne, co się liczy.

- Czy będę miał wpływ na politykę kadrową zespołu w zimowym oknie transferowym? Wiem, że to jest zaraz, przed nami, ale nie chcę o tym, w tym momencie, myśleć. Jeżeli mam teraz układać sobie, kto w tej drużynie byłby wzmocnieniem i co trzeba by było zmienić pod względem personalnym, to nie miałbym koncentracji na tym, co najważniejsze, czyli dwa mecze, a po pierwsze, jutrzejsze spotkanie. Sądzę, że wrócę do współpracy, jaką miałem w klubie wcześniej, gdy omawiałem sprawy dotyczące transferów z ludźmi, którzy są od tego. Wydaje mi się, że pod tym kątem nic się nie zmieni, i że będę w tym uczestniczył. Ale to dopiero przed nami.

- Czy biorę pod uwagę, że nowy trener będzie chciał mnie w sztabie – czy byłby to krok wstecz? Wiem, że zrobiłem w tym momencie krok wstecz albo dałem do zrozumienia, że jestem gotów na różnego rodzaju kalkulacje. Planuję swoją pracę, na dzień dzisiejszy, jako pierwszy trener. Czas pokaże, gdzie będę za jakiś czas.

- Nie będę wymieniał nazwisk piłkarzy, z którymi rozmawiałem wczoraj. Nie były to telefony uzależnione od tego, kogo w tej drużynie znam. To były innego rodzaju potrzeby. Z niecierpliwością czekam na spotkanie ze wszystkimi.

- Czy drużyna, którą zostawiałem, była silniejsza od tej, którą teraz zastaję? Trzeba pamiętać, że ta drużyna awansowała do Ligi Europy, zagrała w niej kilka spotkań na bardzo dobrym poziomie. Nawet wśród przegranych meczów, było sporo dobrych momentów. Nie można skreślić tego zespołu i nazwać go, jednoznacznie, źle, tylko trzeba zrobić wszystko, aby zaczęło to znowu funkcjonować. I żeby funkcjonowało w sposób bardziej powtarzalny. Chodzi o to, aby dobre fragmenty, które się powielają w każdym meczu, wydłużać i żeby przynosiły one efekt w postaci wyników. Wiem, że mogę wyczuć, iż atmosfera jest zupełnie inna w momencie, gdy odchodziłem, a teraz.

- Uważam, ze sytuacja alarmowa jest już od dawna. Drużyna, nieprzyzwyczajona do tego rodzaju grania czy presji, może reagować różnie.

- Nie było czasu na rozmowy z Markiem Gołębiewskim. Praktycznie od rana spotykam się z ludźmi, którzy są w klubie, przy drużynie. Jest kilka osób, m.in. lekarz klubowy, które są w stanie mi przekazać, jaka jest sytuacja zdrowotna w drużynie. Sam wiedziałem wcześniej, że są znaki zapytania przy niektórych piłkarzach, takich jak Wieteska, Johansson, który grał w ostatnim meczu i coś poczuł, Kastrati, który nie wystąpił. Wiadomo, że Jędrzejczyk, Rose, Abu Hanna leczą kontuzje, które uniemożliwiają występy w tym roku. Dopiero o godz. 15:00, gdy będziemy mieli wszystkich w klubie, gracze zostaną zbadani, a doktor będzie miał informację, to dostanę odpowiedź zwrotną, kto jest gotowy do treningu i ewentualnie do jutrzejszego meczu.  

- Apel do kibiców? Sądzę, że już go powiedziałem, mówiąc o tym, że wsparcie drużyny, klubu jest w tym momencie bardzo potrzebne. Obrażanie się na siebie niczego nie przynosi. Każdy chce widzieć ten klub w innym miejscu. Każdy może dołożyć do tego cegiełkę. Uważam, że kibice wielokrotnie to udowadniali, zresztą też w tym sezonie, mając bardzo dużą cierpliwość. W tej chwili, tych prawdziwych kibiców dalej trzeba prosić o to, aby byli przy drużynie, przy klubie. I żeby dali nam potrzebne wsparcie.

- Czy żona się ucieszyła, że wracam do pracy, do Legii? Żona się ucieszyła, bo ona, co jest może jej szczęściem, nie rozumie dokładnie sytuacji, w jakiej znajduje się Legia i w co ja wchodzę. Wydaje mi się, że ci ludzie, którzy rozumieją to mniej, wysyłają mi gratulacje. A ci, którzy rozumieją lepiej, mają trochę inne podejście, bardziej dla mnie zrozumiałe, na zasadzie: "powodzenia".

Polecamy

Komentarze (347)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.