News: Artur Jędrzejczyk: Wróciłem do miejsca, gdzie zawsze było mi dobrze

Artur Jędrzejczyk: Wróciłem do miejsca, gdzie zawsze było mi dobrze

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

22.01.2017 12:10

(akt. 07.12.2018 11:07)

Do Legii powrócił Artur Jędrzejczyk i od razu w drużynie zrobiło się weselej. Na zgrupowaniu w Benidormie nie było dnia, by nie żartował. - W każdym zespole bywają lepsze i gorsze momenty. Nigdy nie można się załamywać. Czasem takim żartem czy wygłupem można pokazać, że nic się nie stało, że nadal jest normalnie. Oczywiście są momenty, gdy śmiechy nie są wskazane. Na wszystko jest czas i miejsce. Mam nadzieję, że teraz w Legii nie będzie takich problemów, bo nie będzie gorszych momentów - mówi w rozmowie z Legia.Net "Jędza". Zapraszamy do lektury.

Masz 29 lat to ponoć najlepszy wiek do gry w piłkę. Człowiek poważnieje…


- … choć akurat w moim przypadku… (śmiech). Ale bywają momenty gdy jestem poważny, kiedy trzeba to jestem, ale czy spoważniałem ogólnie to nie wiem (śmiech)


Ale w tym wieku skupiasz się na futbolu bardziej niż mając lat 19 i do tego dochodzi doświadczenie.


- To na pewno, pamiętam co się działo w mojej głowie, jak trafiałem do Legii. Wracając do pytania. To na pewno fajny wiek do gry w piłkę. Znam wielu piłkarzy po 30-tce, którzy osiągali życiową formę. Miałem takich kilku kolegów w Krasnodarze. Wszystko zależy od organizmu, od przygotowania i zdrowia. Jak się ma zdrowie, to można grać nawet do 40-tki. Lata niestety lecą – wyjeżdżałem z Legii mając lat 25, teraz mam 29. Ale wracam do fajnej i mocnej ekipy, cieszę się z tego ruchu.


I w tym fajnym wieku, może nawet optymalnym, wróciłeś do ligi polskiej, a nie poszedłeś podbijać np. ligi francuskiej. Dla mnie super sprawa, ale jednak większość piłkarzy postąpiłaby inaczej. Mało kto by wrócił mogąc grać w rozgrywkach należących do TOP5 w Europie.


- Miałem ofertę z Bordeaux i to naprawdę dobrą. Gdybym miał 10 lat mniej to pewniej bym myślał o tym, że z Bordeaux łatwiej jest trafić do takiego PSG czy czołowego klubu z innych lig. Ale bliżej mi do 30-tki, a mój Krasnodar nie był gorszym klubem. Co roku graliśmy w pucharach w Lidze Europy i mierzyliśmy się z dobrymi zespołami, wychodziliśmy z grupy. A to dla mnie motywacja, fajnie jest pograć w Europie. Bordeaux to dobra, ale średnia drużyna, będąca gdzieś w środku tabeli. Z Krasnodarem biliśmy się o to 3-5 miejsce w lidze, o wyższe cele. Dlatego postanowiłem nie zmieniać otoczenia. Jak się okazało, jesienią grałem we wszystkich meczach w Rosji i jestem zadowolony ze swojej decyzji.


Skorzystał na tym Igor Lewczuk, trafił tam zamiast ciebie. Podziękował ci już? Dostałeś jakiś zegarek albo skrzynkę dobrego wina?


- No właśnie wciąż czekam. Igor się tłumaczy, że nie ma czasu. Ale jestem cierpliwy i spokojnie czekam (śmiech). Poszedł tam i dobrze sobie radzi. Mnie to cieszy, bo poznałem go, to bardzo fajny gość. Gra tam, jest chwalony, fajna historia.


Ty czujesz się kibicem Legii?


- Trafiłem do Legii jak miałem 18 lat, to był mój pierwszy naprawdę poważny klub. Ludzie przy Łazienkowskiej mi pomogli i dali szansę. Byłem wprawdzie wypożyczany, nie było łatwo się przebić, ale wyszło mi to na dobre. Z czasem ten klub stał się dla mnie naprawdę ważny, zżyłem się z nim. Świadczy o tym fakt, że gdy odszedłem, to nadal śledziłem wyniki, starałem się oglądać mecze, wspierałem chłopaków. Legia to moja drużyna, spędziłem tu najwięcej czasu i przeżyłem najpiękniejsze chwile, świętowałem największe sukcesy. To już mi zostanie na zawsze. Dlatego gdy pomyślałem o powrocie, to pierwszym klubem jaki zaświtał mi w głowie była Legia. Gdybym miał propozycje z innych drużyn, to pewnie bym jeszcze nie wrócił.



Nie byłoby fajnie pograć w takiej Termalice? W twoim przypadku miałoby to pewien atut.


- Może jak będę trochę starszy. Miałbym niedaleko do domu, z 60 kilometrów. Codziennie dojeżdżałbym na treningi. Ale jeszcze nie teraz.


Kończąc temat powrotu. Co było głównym powodem takiej decyzji? Przywiązanie do klubu, rodzina? A może coś innego?


- Brakowało mi już wielu rzeczy, brakowało mi Kuchego. To moja pocieszna mordeczka, razem świetnie się rozumiemy. Czasem jak złapiemy fazę, to chyba tylko my się rozumiemy, a ktoś inny mógłby odnieść wrażenie, że jest na planie jakiegoś filmu, komedii. Jesteśmy jak duet idealny. Ale co zdecydowało? To, że Legia mnie chciała sprowadzić.


Trudno było wynegocjować z Krasnodarem taką sumę, na którą stać by było Legię?


- Szczerze? Nawet nie wiem. Nie mam pojęcia, ile klub musiał za mnie zapłacić, to jest poza mną, wszystko ogarniał Mariusz Piekarski.


Prezes Bogusław Leśnodorski mówił, że z tobą dogadał się w pięć minut.


- Pewnie. Ze mną zawsze można się szybko dogadać. Akurat z prezesem Leśnodorskim cały czas miałem dobre relacje i to też jest fajne. Nawet jak odszedłem, utrzymywaliśmy kontakt przez te pół roku. Były telefony czy smsy. Gdy otrzymałem propozycję powrotu, to chwilę się zastanawiałem, ale szybko podjąłem decyzję, że chcę wrócić. Nikt mnie nie zmuszał, mogłem nadal grać w Krasnodarze. Wróciłem jednak do domu, do Warszawy gdzie zawsze mi było dobrze.


Zakładając, że wiele się nie zmieni w strukturach klubu, to pewnie zostaniesz w Legii dłużej niż obowiązuje kontrakt.


- A co masz na myśli?


Możesz zostać np. skautem.


- Najpierw chciałbym pograć na dobrym poziomie przez najbliższe cztery lata, pokazać, że jestem pomocny drużynie i osiągnąć z nią jakieś sukcesy. A później zobaczymy. Skautem? To chyba lepiej nie (śmiech). Ma to swoje plusy – latałbym po różnych krajach i zwiedzał, oglądał zawodników. Choć ja bym pewnie więcej zwiedzał niż oglądał (śmiech). Nie wiem czy bym się nadawał, ale może… Kto to wie jaki scenariusz napisze życie.


W prasie pojawiła się informacja, że podpisując umowę z Legią stałeś się najlepiej zarabiającym piłkarzem ligi. Nie pytam o to czy to prawda, ale czy przeszło ci kiedyś przez głowę, że będziesz takim kozakiem? Będąc obrońcą rzadko zarabia się więcej niż pomocnicy czy napastnicy.


- Nie, nie pomyślałem o tym i nie sądzę by były to prawdziwe informacje. Każdy dogaduje się z klubem indywidualnie i na jakich warunkach się dogada, takie ma. Nie wydaje mi się jednak, bym zarabiał najwięcej. Ale nie interesuje mnie to.


Ale jest to jakiś wyznacznik twojej klasy.


- Znasz mnie od wielu lat. Nie chodzę i nie gadam ciągle o pieniądzach, nie jest to temat przewodni w moim życiu. Z pewnością zostając w Rosji zarabiałbym lepiej, ale chciałem wrócić. Dogadałem się na takie pieniądze, na jakie się dogadałem i tyle. Jestem zadowolony i klub chyba też, skoro dał mi taką umowę. Najważniejsze by się nie zmieniać, by kasa nie wpływała na to, jaki jesteś. Przez te wszystkie lata się nie zmieniłem, podobnie jak Kuchy. Zawsze jesteśmy sobą. I każdy powinien być sobą przez całe życie, nie można mieć dwóch czy trzech masek. Staram się być sobą i chyba jestem. Tobie łatwiej ocenić czy się zmieniłem, bo możesz porównać sobie kolejne lata. Ale chyba za bardzo się nie zmieniłem.



Twoja kariera może być dziś pewnym wzorem dla młodych ludzi. Gdy trafiałeś do Legii trener kręcił nosem, byłeś wypożyczany, a dziś nikt nie chce wyobrażać sobie obrony Legii bez Ciebie.


- Na początku nie było kolorowo i fajnie, ale miałem wsparcie trenerów, ludzie mi pomagali. Powtarzano mi bym robił swoje, nie patrzył na innych. Ktoś mógł mieć większe umiejętności niż ja, ale słabszy charakter, mniej samozaparcia, lżej trenować. A wygrywa zawsze ten, który więcej z siebie daje. I do dziś zaangażowanie na treningach jest u mnie na wysokim poziomie. I to jest najważniejsze. Jeśli masz 30 procent talentu, to pozostałe 70 procent musisz poprzeć pracą. Niektórzy mają 70 procent talentu i nie muszą tak ciężko pracować, mogą tylko szlifować pewne elementy. Dlatego istotne jest by patrzeć tylko na siebie, nie słuchać za bardzo uwag innych, chyba że trenera. Nie wolno jednak przejmować się opiniami kolegów czy dziennikarzy, bo to źle wpływa na samopoczucie. Czasem ktoś ze znajomych zadzwoni i powie, że jest o mnie jakiś fajny tekst. Wtedy przeczytam. Ale jeśli jest krytyka, to takimi komentarzami nie można się przejmować. Wychodząc na boisko, trzeba mieć czystą głowę.


W której grupie zawodników byłeś? Tej co miała 30 procent talentu czy 70 procent?


- Zdecydowanie 30.


Które z wypożyczeń dało ci najwięcej – do GKS-u Jastrzębie, Dolcanu Ząbki czy Korony Kielce?


- Wypożyczenie do Jastrzębia dało mi bardzo dużo, byłem młodym chłopakiem. A na poziomie II ligi gra się chyba trudniej niż w ekstraklasie. Futbol był bardzo siłowy, a mierzyliśmy się wtedy z fajnymi zespołami. Grałem i zdobywałem doświadczenie, co było lepsze niż ławka rezerwowych w ekstraklasie. Gdy wróciłem do Legii usłyszałem wprost, że będę miał ciężko z graniem. Fajnie, że trener był szczery, powiedział mi prawdę, że brakuje mi doświadczenia by zaistnieć przy Łazienkowskiej. Trener Sasal wziął mnie do Dolcanu Ząbki i to było dobre wypożyczenie. Miałem takie fajne przetarcie, sprawdziłem swoje umiejętności na tle zawodników z zaplecza ekstraklasy i zdobywałem to doświadczenie. Później trener przeniósł się do Korony Kielce i chciał abym mu pomógł. To wypożyczenie już na poziom ekstraklasy, dało mi bardzo wiele, stałem się pewniejszy siebie i swoich umiejętności. Zacząłem mocniej pracować na swoje nazwisko, zagrałem ze 20 meczów na najwyższym poziomie rozgrywkowym i wracając do Legii było mi już łatwiej.


Potem już wróciłeś i rządziłeś. To był taki okres, że mogłeś przebierać w ofertach. Zdecydowałeś się na Rosję, gdzie poznałeś trenera Stanisława Czerczesowa. Ten jak tylko podpisał umowę z Legią, pomyślał o tobie. Jak go oceniasz? To kat? Taki wizerunek wykreowała prasa i kibice. A może wręcz przeciwnie?


- Nie zgadzam się z tymi opiniami. To przede wszystkim dobry trener i spokojny człowiek. Czasem wystarczyło tylko na niego spojrzeć i już wszystko się wiedziało. Ja tak miałem, zerknąłem i już wiedziałem czy wszystko jest OK czy może coś zawaliłem i będę musiał zapierdzielać. Co do kata, to taka opinia wykreowała się w Polsce w czasie zimowych zgrupowań. Ale to normalne, że w tym okresie trzeba trenować ciężej i dla nikogo nie jest to zaskoczeniem. Teraz też mamy ciężkie treningi, co pół roku jest tak, że trzeba zasuwać. Wracając do Czerczesowa – to bardzo inteligentny, spokojny facet, choć gdy trzeba było potrafił też krzyknąć czy opieprzyć. Często się uśmiechał, był też czas na żarty. Mega pozytywny człowiek.


Razem z Rosjaninem i z zespołem zdobyłeś mistrzostwo Polski i Puchar Polski. Szykowaliście się do Ligi Mistrzów. Szkoda było wracać do Krasnodaru w takim momencie?


- Szkoda, ale byłem na to przygotowany. Gdy szedłem do Legii, od razu w Krasnodarze usłyszałem, że za pół roku wracam, bez względu na wszystko. Miałem ważny kontrakt w Rosji i byłem świadomy, że po zdobyciu mistrzostwa Polski będę musiał wrócić. Byłem o tym przekonany tak na 90 procent. Oni decydowali i rozdawali karty, po Euro już było pewne, że wracam do Krasnodaru i wróciłem.


Ale po sześciu miesiącach znów jesteś na Ł3. Wróciłeś i każdy chce widzieć w tobie lidera Legii. Sam prezes mówił, że potrzeba tutaj takiego człowieka, jak ty.


- Trudno powiedzieć czy tak będzie, poczekajmy spokojnie. Na pewno będę do tego dążył. Na szczęście nie ma ciśnienia, w zespole jest wielu piłkarzy, którzy mogą pełnić rolę lidera.


Masz jednak taki dar, że nawet jak atmosfera zgęstnieje, to jednym żartem potrafisz rozładować atmosferę.


- Chyba tak. W każdym zespole bywają lepsze i gorsze momenty. Nigdy nie można się załamywać. Czasem takim żartem czy wygłupem można pokazać, że nic się nie stało, że nadal jest normalnie. Oczywiście są momenty, gdy śmiechy nie są wskazane. Na wszystko jest czas i miejsce. Mam nadzieję, że teraz w Legii nie będzie takich problemów, bo nie będzie gorszych momentów. Dla mnie najważniejsze, że dobrze czuję się w grupie. Jest już przecież sporo młodych zawodników, mających po 18 lat, a ja mam 10 lat więcej i nadal czuję się młody i potrzebny, tym samym nie mam problemu by sobie pożartować.


Na tyle młody by zatańczyć breakdance w szatni, tak jak to miało miejsce w reprezentacji Polski?


- A jak! Zobaczysz co się będzie działo po mistrzostwie (śmiech).


Prywatnie też jesteś taki sam? Lubisz zrobić psikusa komuś w domu? Żona gotuje, a ty podchodzisz i wydajesz odgłos żaby jak na treningu?


- Wydaje mi się, że jest tak samo. Żona prasuje, podchodzę i jest jakieś gilgotanie, żelazko upada na podłogę (śmiech). Cały czas trzeba być sobą, nie można się zmieniać. Jest tak samo, możesz zadzwonić i spytać żony. Dużo śmiechu. Śmiech to zdrowie. Nic się nie zmieniło, tak jak było przed ślubem, tak jest i po ślubie. Może coś się zmieni jak się dziecko pojawi? Na razie gram w piłkę, często nie ma mnie w domu. Żona tam grzecznie siedzi i czeka, czasem chodzi na siłkę, pstryknie sobie selfie (śmiech).



Wracając do piłki. Nie będziesz mógł zagrać z Ajaksem i ewentualnie w kolejnych spotkaniach w Lidze Europy. To handicap dla Łukasza Brozia w rywalizacji z tobą o miejsce w składzie?


- Po Ajaksie, w kolejnych meczach, też nie będę mógł zagrać?


Niestety nie.


- Ehh, to po co ja tam grałem, mogłem nie grać… powiedzieć trenerowi, że nie mogę (śmiech). Kuchy twierdzi, że to będzie wzmocnienie, że nie zagram (śmiech). Nie wystąpię, ale jest Broziu, dobrze wygląda na zgrupowaniu, da radę! To też motywacja do pracy, przecież jak Łukasz dobrze zagra, to może zostać w składzie. Dlatego nigdy nie mogę być pewny tego, że będę grał. Trzeba zasuwać!


Oglądałeś mecze Legii z Ajaksem dwa lata temu?


- Któregoś nie widziałem, miałem chyba obóz jeszcze albo mecz – nie pamiętam. Widziałem ten, w którym Milik zdobył bramkę.


W tym momencie kolejny raz śmiechem wybuchł siedzący obok Michał Kucharczyk – Ty ale on w obu meczach nam strzelił (śmiech).


- No to na pewno się nie pomyliłem, a może widziałem oba (śmiech). Nie, widziałem ten w Warszawie. Wtedy szybko się wszystko posypało.


Teraz jednak Milika już nie ma w Amsterdamie.


- No to bramki nam nie strzeli (śmiech). Musi więc być lepiej, tym bardziej, że Legia co pół roku jest silniejsza, a po zebraniu doświadczeń w Lidze Mistrzów już na pewno. Mamy teraz bardzo dobrych zawodników i to Ajax będzie się nas bał, a nie my ich. Tak możesz napisać, a co!


A jak jest z tą twoją lewą nogą? Na Euro grałeś po lewej stronie i wymiatałeś, a na treningu przy uderzeniach słabszą nogą w poprzeczkę było jak było.


- Chyba zamiatał? – wtrącił ze śmiechem Michał Kucharczyk.


- Euro nie oglądałeś? Lewa kozak jest (śmiech). A wygląda tak (w tym momencie Artur wygiął plastikową butelkę). Lewa noga nie jest idealna, ale nie służy mi tylko do podpierania czy wchodzenia do tramwaju. Jest dobrze wyszkolona, daje radę (śmiech). Na pewno jest pod tym względem lepiej niż kiedyś. Na mistrzostwach Europy wyszło całkiem dobrze, choć przecież nie wiem czy bym zagrał choć jeden mecz, gdyby zdrowy był Maciej Rybus. Pewnie nie. Rybka jednak nie pojechał, trener dał mi szansę i wszystko się dobrze ułożyło. Nie grałem na swojej pozycji, ale problemów nie było. A to ćwiczenie z poprzeczkami to… byłem systematyczny. Po każdej próbie piłka przelatywała nad bramką. Czyli jest pewna powtarzalność (śmiech). A Kuchemu wyszło za pierwszym razem, trafił, ale to fart (śmiech).



Czyli w Legii też jesteś gotów grać na lewej obronie? Gdyby coś się stało Hlouskowi – uraz czy kartki.


- Zagrałem już tyle meczów na tej pozycji, że nie byłoby problemów. Gdy zaczynałem grać na lewej stronie było sporo słabych momentów, raz mecz wyszedł, drugim razem nie. Ale występowałem raz na lewej stronie, raz na prawej i po jakimś czasie przywykłem do gry po obu stronach. Teraz tylko muszę się przestawić przez chwilę w głowie, że będę grał po lewej stronie i nie ma problemu. Wprawdzie lewa noga wciąż jest słabsza od prawej, ale ostatnio nie było tego widać na boisku. W sumie to na środku też mógłbym zagrać, też tam grałem i było dobrze. Jestem uniwersalny. Niech chłopaki idą do przodu, a ja będę lewym, środkowym i prawym (śmiech). Ale tak, dam radę, nie powinno być kłopotów z grą po lewej stronie bloku defensywnego.


Wszyscy w drużynie podkreślają, że teraz jest tak dobra atmosfera w Legii, że takiej jeszcze nie było. Potwierdzasz?


- Gdy byłem w Legii, zawsze była fajna atmosfera. Nawet gdy nie odgrywałem ważnej roli w szatni, było fajnie. Pamiętam okres, gdy był Wawrzyn, Żewłak czy Ljubo było super. Te pół roku za trenera Czerczesowa też było fajne. Teraz wiele się nie zmieniło. Kiedy trzeba zapierdzielać, to każdy to robi, a potem jest fajnie i sympatycznie. Jest czas na ciężką pracę i jest też na żarty jak z tymi poprzeczkami. Oby tak zostało do samego końca.


W takiej atmosferze łatwiej będzie o tytuł mistrza Polski?


- Zdecydowanie lepiej się wtedy pracuje i oby to nas poprowadziło do pierwszego miejsca.

Polecamy

Komentarze (174)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.