Czesław Michniewicz

Czesław Michniewicz: Zagraliśmy mądrze

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: TVP Sport

14.07.2021 22:45

(akt. 16.07.2021 12:16)

- Myślę, że całe spotkanie było trudne, przede wszystkim dla zawodników, bo to oni grają na boisku. Nie gra się łatwo w takich warunkach, które są takie, jakie są. Wiedzieliśmy, że przypadkowa bramka może odwrócić całkowicie losy dwumeczu - mówił w rozmowie z TVP Sport, po rewanżu z Bodo/Glimt (2:0), trener Legii Warszawa, Czesław Michniewicz.

- Zakładaliśmy, że w pierwszych minutach przeciwnik będzie chciał wyżej nas zaatakować. Liczyliśmy na to, że wyprowadzimy kontrę po skutecznym odbiorze. Mieliśmy cel, aby zdobyć bramkę w dwumeczu jako pierwsi, i tak też się stało. Cieszymy się bardzo. Graliśmy bardzo mądrze. Był to bardzo dobrze rozegrany przez nas mecz, na naszych zasadach, tak, jak rozmawialiśmy z zawodnikami. Strzeliliśmy dwa piękne gole i jesteśmy bardzo zadowoleni z awansu.

- Myślę, że to nie różnica poziomów, a skuteczność zadecydowała o losach dwumeczu. Norwegowie mieli swoje sytuacje: u siebie i tutaj. Podobnie, jak my – mogliśmy zdobyć więcej bramek. Byliśmy skuteczniejsi. Rywale słyną z tego w Norwegii, że uwielbiają atakować dużą liczbą zawodników, wymieniają mnóstwo podań, mają utrzymanie piłki na bardzo wysokim procencie. Trochę gorzej bronią. Wiedzieliśmy, gdzie mają problem, stąd też w odpowiednich fazach meczu blokowaliśmy środek pola, podwajaliśmy boczne sektory boiska, aby unikać dośrodkowań. Jednego nie udało się uniknąć i było groźnie pod naszą bramką. Ale nie oceniałbym, że wynik dwumeczu (5:2) ukazuje, iż jest taka różnica między dwoma zespołami. Bo różnicy wcale tak dużej nie ma.

- W 33. minucie goście mieli stuprocentową sytuację – gdyby wpadło, byłoby nerwowo? No tak, do tego momentu nie mieliśmy zbyt wielu okazji, aby przedostać się pod pole karne. Takiego meczu się spodziewaliśmy. Wiedzieliśmy, jak gra Bodo. Zdawaliśmy sobie sprawę, jak rywale budują akcje, które składają się z wielu podań, ale i nie są do końca groźne. Najczęściej gra toczy się od stoperów, do boku, i piłka wraca. Ale trzeba biegać, traci się wtedy siły. Trochę tych sił straciliśmy, w efekcie czego popełniliśmy błąd w tej akcji, ale mieliśmy trochę szczęścia. A za chwilę padł gol dla nas.

- Co stało się w szatni, że Legia pokazała inną, lepszą twarz w drugiej części gry? Tak układają się mecze. Mam doświadczenie z rozgrywek europejskich – chociaż niektórzy twierdzą, że nie mam, haha -  z pracy w kadrze do lat 21. Wiedziałem, że każda, głupio stracona bramka bardzo komplikuje życie. Tu się gra na wynik. Tylko rezultat się liczy, nic więcej. Graliśmy na wynik, zarówno w Norwegii, jak i tutaj. Wiedzieliśmy, w jaki sposób Bodo lubi zdobywać bramki, tego chcieliśmy się ustrzec. Wiedzieliśmy też, jak my możemy strzelić gole. Mieliśmy kilka naprawdę fajnych akcji. Czasami brakowało jednego dokładnego podania. I można było wygrać jeszcze wyżej.

- Będziemy grali różnie, nie przywiązujemy się do jednego ustawienia. Przed meczem zawodnicy żartowali, bo zobaczyli trzeciego stopera Bodo/Glimt w pierwszym składzie i zastanawiali się czy rywale nie będą grali trójką obrońców. Mówiłem, że absolutnie nie, że to zawodnik, który będzie grał po lewej stronie defensywy. Mateusz Wieteska żartował, że tylko my możemy z dnia na dzień przejść na trójkę obrońców. Odbieram to jako komplement, bo drużyna nie boi się zmiany ustawienia.

- Chcieliśmy wykorzystać atut w postaci naszych trybun. Wiedzieliśmy, że na co dzień piłkarze z Bodo nie grają przy takim dopingu. Chcieliśmy od razu zagrać wysoko, zmusić ich do gry obronnej, żeby popełnili jakiś błąd. A następnie to wykorzystać i zdobyć bramkę. Tak się nie stało. Rywale bardzo mądrze, długo utrzymywali piłkę. Nie zdobywali terenu, ale grali w poprzek. Nie mogliśmy odebrać futbolówki, stąd z akcji nic nie wynikało. Aż do 33. minuty. Goście utrzymywali się przy piłce, zmieniali kierunek ataku, sytuacji nie było, lecz nie pozwalali nam się rozpędzić. Nasze akcje, momentami, były trochę za krótkie. Kilka razy szukaliśmy zagrań na wolne pole, bo stoperzy i boczni obrońcy Bodo grają bardzo wysoko. Jest mnóstwo miejsca na kontrę. Luquinhas dwukrotnie próbował takiego podania do Emrelego, raz była też próba takiego zagrania do „Luquiego”. To był nasz plan, ale początek chcieliśmy rozegrać zupełnie inaczej. Nie udało się.

- Bodo to dobry zespół. Gdybyśmy zagrali inaczej, to prawdopodobnie byłoby bardzo trudno o awans. Zagraliśmy mądrze, poświęciliśmy mnóstwo czasu na analizę. Cały sztab, zawodnicy, wspólnie z nami, przeanalizowaliśmy dokładnie, jak chcemy grać, co przeciwnik ma dobre, a co nie. Nie zajmowaliśmy się kompletnie ani Florą, ani Hibernians. Dopiero po meczu zobaczyłem, kiedy grają najbliższe spotkanie. Grają w piątek i na pewno ktoś od nas pojedzie zobaczyć na żywo naszego najbliższego przeciwnika. Być może nawet i ja się pofatyguję, zobaczymy, jak to wszystko się ułoży. Wiem, że w drugim meczu z Hibernians grali Konstantin Vassiljev i Henrik Ojamma, który w przeszłości reprezentował Legię. Musimy być doskonale przygotowani do tego spotkania, aby myśleć o przejściu kolejnego przeciwnika. 

- Zanim przystąpimy do meczu z Florą, to przed nami jeszcze Superpuchar. Bardzo zależy nam na tym, aby rozegrać dobre spotkanie i zdobyć trofeum. Taki jest cel. W jakim składzie zagramy? Zastanowimy się po czwartkowym treningu. W środę wielu zawodników narzekało na drobne urazy. Według lekarza naszej drużyny, małe szanse na występ z Rakowem ma Artur Jędrzejczyk. Kontuzja, która dokucza mu od pierwszego meczu w Bodo, znowu się odezwała. Będziemy go oszczędzać na mecz pucharowy. Zagrają inni, ci, którzy będą gotowi. Chcemy wystawić optymalny skład. To nie będzie drugi zespół. To będzie pierwsza Legia, ale będą korekty w składzie.

Polecamy

Komentarze (113)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.