Dzwonnik z Ł3

Dzwonnik z Ł3 - Między wsparciem a szaleństwem

Redaktor Łukasz Kowalski

Łukasz Kowalski

Źródło: Legia.Net

22.05.2023 12:15

(akt. 22.05.2023 12:19)

W sobotę była szansa na pożegnanie klubu z Gdańska. Lechia spada do niższej klasy rozgrywkowej po latach grania w tej najwyższej.

Pamiętam, że gdy dobrze ponad dekadę temu gdańszczanie tułali się po dalekich od topu rozgrywkach, Polskę obiegła gorąca informacja, iż podczas meczu wyjazdowego fanatycy „zielono-białych” uprowadzili z pastwiska krowę. Czy znów będziemy świadkami tak brawurowych akcji w ich wykonaniu? W I lidze zapewne nie, ale przeczytałem gdzieś, że Lechia jest w tak nieciekawej sytuacji finansowo - organizacyjnej, że szybko może się znaleźć sporo niżej w ligowej hierarchii polskiej piłki.

Nie mój problem, niemniej jednak w sobotę ze spadkowiczem grał wicemistrz Polski. Czy było to widać na boisku? Niespecjalnie. Legia grała bez pomysłu, szarpała się sama ze sobą, brakowało właściwie wszystkiego, z czego można by ukręcić przewagę i zostawić po sobie wyrazistą pamiątkę w Grodzie Neptuna. No, nie szło. Pewnie zawodnikom przeszkadzały kłęby dymu, bo fani Lechii wydali chyba wszystkie oszczędności w hurtowni fajerwerków, ale to nie powinien być chyba problem? Pamiątkę natomiast dostał od Lechii Kacper Tobiasz, któremu wrzucono do siatki gola grubo zza linii połowy boiska. I choć był to koniec meczu, to się zaczęło…

Nie ukrywam, że wkurzony sam również popełniłem wpis w jednym z mediów społecznościowych, ale to tylko dlatego, że w uszach miałem częste komentarze jednego z moich serdecznych druhów, który od dawna przepowiadał, że dalekie od pola karnego wycieczki Kacpra skończą się pewnego dnia źle. Proroctwo się wypełniło, choć druh odmawia pomocy w podaniu liczb, które mogłyby rozbić bank jakiejkolwiek loterii.

Dobra, niech i tak będzie, ale też stała się rzecz dużo poważniejsza – nagle Kacper przestał być pupilem i przez jeden błąd trafił na indeks: że słaby, że jak on mógł, że to początek końca, że niektórzy zawsze wiedzieli etc. Przy okazji pojawiły się liczne listy nazwisk zawodników, którzy z Łazienkowskiej powinni zniknąć jeszcze przed meczem ze Śląskiem. Kacper walnął babola – nie ma co do tego wątpliwości. Nie przeszkodzi mu to w zrobieniu wielkiej kariery, bo w swoim fachu jest dobry, a będzie jeszcze lepszy i właśnie dostał cenną nauczkę. Nie będzie tutaj casusu Tomasza Kuszczaka, który po bramce straconej z Kolumbią przeszedł do historii piłki nożnej w sposób, w jaki na pewno przejść by nie chciał. Wpadka Tobiasza zwróciła jednak moją uwagę na jedną rzecz – jak niewiele (60 metrów to w sumie nie jest wiele…) trzeba, by pozycja idola została zachwiana.

Legia od dekad idolami stoi. Oczywiście do bohaterów takich jak Lucjan Brychczy czy śp. Kazimierz Deyna Kacpra nawet przymierzać nie wypada; nie wzbudza takiego szału, jak swego czasu Dariusz Dziekanowski, Wojciech Kowalczyk czy Leszek Pisz, nie nakręca spirali emocji jak duet Danijel Ljuboja - Miroslav Radović w najlepszych momentach, nie jest królem Arturem Borucem. Na to wszystko mając jeszcze czas, sympatyczny dzieciak z „Żylety” zdobył jednak serca fanów świetną postawą między słupkami i swymi szczerymi deklaracjami. No i skromnością, bo widać, że nie jest to typ zawodnika, któremu zaszumiało w głowie. Czy jedna wpadka jest w stanie zmienić podejście do zawodnika z takim potencjałem? Potencjałem, na który ciężko zapracował, dodam.

My, kibice, komentatorzy, ludzie, którzy w sport wkładają mnóstwo emocji, ale oglądając go z zewnątrz, bardzo często mamy tendencję do przesadzania. O ile reakcje w czasie trwania meczu, czy to na trybunach, czy przed telewizorami, czy jak tam sobie zafundujemy relację live można usprawiedliwić emocjami, przyspieszonym tętnem, czasami jednym piwem za dużo czy brakiem piwa na stadionie, o tyle kompletnie inaczej wygląda sytuacja, gdy możemy się uzewnętrznić na zimno. Tak, czasami ciężko jest znaleźć argumenty, usprawiedliwienia, porażka bądź inny niekorzystny wynik zostają zwykle w głowie na dłużej, ale jak daleko w krytyce można się posunąć? Na jak wiele możemy sobie pozwolić? Inaczej może – na jak wiele w krytyce powinniśmy sobie pozwolić?

Jestem zwolennikiem wolności wypowiedzi, bo to takie nasze gwarantowane przez wiele czynników prawo. Wierzę w to, że konstruktywna krytyka jest w stanie wiele rzeczy zmienić na lepsze, że potrzeba wskazywać lepsze rozwiązania, jeżeli jesteśmy pewni, iż takie w przebłysku świadomości widzimy. Powinniśmy też jednak zdawać sobie sprawę z kompetencji, naszych kompetencji. Nie znaczy to, że jeżeli nie grałem w piłkę na najwyższym poziomie, to nie mogę ocenić zawodnika grającego w dobrym klubie. Albo dyrektora sportowego. Albo prezesa. Tylko czy na pewno zawsze mam świadomość wszystkich zmiennych? Przecież często wynikają one z czynników, o których nie mamy pojęcia. Warto o tym pamiętać, zanim powie się, że ten czy tamten powinien odejść, zniknąć, przestać robić to, co robi. Warto w jakikolwiek sposób zaufać kompetencjom tych, którzy podejmują decyzję do których predysponuje ich miejsce w hierarchii, w której z kolei najczęściej nie znaleźli się przypadkowo. Choć jednym z moich „ulubionych” stwierdzeń jest: „skąd on się tam wziął?”.

Wiadomo, czasami zdarzają się przypadki, których logika ani kompetencje nie są w stanie wyjaśnić, ale najczęściej to margines. Zdarzają się też i takie, jak na przykład legijny epizod Mariusza Śrutwy – wszystko wskazywało na to, że trafił na Łazienkowską zawodnik, który będzie regularnie strzelał gole, a on tych goli nie strzelał. O przypadku Roberta Lewandowskiego lepiej w ogóle nie wspominać, ale osoba odpowiedzialna za tę akurat decyzję została rozliczona przez historię. Dziś w świecie piłkarskim jest właśnie na marginesie. Można by podobną listę tworzyć dłużej, tylko że nie o to chodzi. Nie dziwiłem się krytyce dyrektora Radosława Kucharskiego – miałem wrażenie, że zapracował na nią. Dziś jednak świętuje jako dyrektor AEK-u Ateny tytuł mistrza Grecji, a utwór „Fear of the Dark” intonowany na trybunach przez fanów „żółto-czarnych” nie jest poświęcony jego osobie. Czyli coś jednak potrafił? Dziwiłem się za to krytyce dyrektora Jacka Zielińskiego, którego działania spowodowały, że w ciągu jednego sezonu Legia z walki o utrzymanie podniosła się do tytułu wicemistrza. Czyli Jacek coś jednak potrafi, ma kompetencje? Zdarzało się przecież czytać, że kompletnie nie. I nie – nie piszę, by nie krytykować, nie zachęcam do tego w ogóle. Ale krytykujmy mądrze, mając świadomość, że najczęściej to coś, co poddane zostaje naszej krytyce nie kończy się w momencie jej wyrażenia, a może być etapem przemyślanej strategii. Tak, wiem, często ciężko w to uwierzyć, a dużo łatwiej napisać, żeby wszyscy s… sobie poszli. Tylko że zwykle „oni” nigdzie nie idą, a zostaje tylko ferment.

Podsumowując te moje przydługie dywagacje, które zapewne u wielu wywołają komentarz, żebym sobie gdzieś poszedł, przypomnę tylko jeszcze jedno nazwisko: Bartosz Slisz. Resztę proszę sobie dopisać samemu, nie zapominając o rzeczy fundamentalnej: jedną z najważniejszych ról kibica jest wspieranie, nawet z anonimowego konta.

Kowalski

Dzwonnik z Ł3- Będzie się działo...

Polecamy

Komentarze (18)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.