Filip Raczkowski Radosław Pruchnik
fot. Marcin Szymczyk

Filip Raczkowski: CLJ? Oczekiwania były zbyt duże, nie wytrzymaliśmy presji

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

24.12.2022 12:00

(akt. 23.12.2022 20:59)

Juniorzy starsi Legii weszli w sezon kapitalnie, ale potem się pogubili, zaczęli regularnie przegrywać i zimę spędzą na 11. miejscu w tabeli. Dlaczego runda jesienna wyglądała tak, a nie inaczej, lepiej? Co jest do poprawy? Na czym można budować optymizm? Czy będą transfery? Na te, a także inne pytania, odpowiedział trener zespołu do lat 19, Filip Raczkowski (na zdjęciu po lewej).

– Początek sezonu wyglądał bardzo dobrze, nie ma co ukrywać, ale potem pojawił się moment, w którym myślę, że oczekiwania – zarówno pierwszych kolejek, jak i nasze, w stosunku do graczy – mogły się okazać zbyt duże jak na ten etap rozgrywek. A pierwsza porażka wpłynęła na to, że piłkarze stracili duży poziom pewności siebie. Poszukiwaliśmy coraz trudniejszych elementów, bo po prostu chcieliśmy rozwijać zawodników, lecz być może doszło do tego za szybko, co nawarstwiło kolejne problemy.

Patrząc z perspektywy minionej rundy, to nie możemy mieć żadnych zarzutów do piłkarzy co do zaangażowania, przygotowania do treningów, bo omijały nas poważne urazy. To dowód i konsekwencja ciężkiej pracy, którą wykonał zespół. Ale – tak, jak wspomniałem – wydaje mi się, że mieliśmy chyba zbyt duże oczekiwania w stosunku do chłopaków, co spowodowało kłopoty związane z poradzeniem sobie ze stratą punktów. Nie ukrywam, że każda kolejna porażka prowadziła do tego, że jeszcze bardziej chcieliśmy, czuliśmy większą motywację, która okazała się za wysoka, co później skutkowało niepotrzebnymi kartkami, spięciami boiskowymi.

Na czym polegały oczekiwania? Jak wyglądało wprowadzanie nowych elementów?

– Każdy nowy element, który wdrażaliśmy do drużyny w pierwszych 10-11 tygodniach pracy, funkcjonował w lepszym lub mniejszym stopniu, co kończyło się zwycięstwami. Wydaje mi się, że przy meczu z Górnikiem Zabrze, czyli pierwszej porażce, wprowadzanie następnych rzeczy mogło doprowadzić do sytuacji, że zawodnicy otrzymali za dużo informacji, a wiadomo, że to proces. Potrzeba czasu na to, by przyswoić wiedzę, zaaklimatyzować się, pojąć coś kolejnego, przetrawić to. Sądzę, że w krótkim okresie dołożyliśmy zbyt wiele nowych aspektów.

Pamięta pan, co wprowadziliście przy okazji meczu z Górnikiem, który zapoczątkował problemy z wynikami?

– Tak. Był to następny, trudny wariant taktyczny, który dotyczył bardzo dużego poziomu współpracy pomiędzy skrzydłowym a bocznym obrońcą. Widzieliśmy, że zawodnicy stosowali to w meczu, ale w nieodpowiednim tempie, co być może wynikało z tego, że nie do końca się zrozumieliśmy, jeśli chodzi o formę realizacji. To pierwszy moment, w którym zauważyłem u graczy zmęczenie mentalne spowodowane kolejnymi wymaganiami.

Nikt nie przypuszczał, że spotkanie z Górnikiem stanie się początkiem czegoś trudnego. Nie chcę mówić o kryzysie, bo końcówka rundy wyglądała znacznie lepiej, lecz poziom intensywności pracy i oczekiwań mógł doprowadzić do tego, że prawdopodobnie zbyt szybko i niecierpliwie chcieliśmy dobrze w stosunku do zawodników, ich rozwoju. I niestety efekt był, jaki był.

Staraliście się potem obniżyć wymagania albo zwolnić tempo ich zwiększania?

– Tak. Nie ukrywam, że próbowaliśmy, ale wiadomo, że w tak dużym klubie i akademii porażka jest nie do przyjęcia. My także jej nie akceptowaliśmy, co – jako sztab – tłumaczyliśmy graczom. Zawodnicy wzajemnie się motywowali, między sobą mówili, że to niewyobrażalne, że przegrywamy, lecz presja wewnętrzna, która została nałożona tak mocno, przyniosła odwrotny skutek, co widać po wynikach.

Staraliście się – jako sztab – wytłumaczyć piłkarzom pewne sprawy na spokojnie, częściowo zrzucić presję wewnętrzną?

– Wiadomo, że my – jako sztab, zawodnicy – staraliśmy się to poprawić. Wielokrotnie dyskutowaliśmy o tym w szatni, mieliśmy rozmowy indywidualne, grupowe, które przyniosły mały efekt w postaci ogrania Arki w Gdyni. Natomiast nie ukrywam, że nie udało się wytrzymać presji. Widać to m.in. po statystykach, również kartek, których na początku nie mieliśmy jakoś dużo, ale z czasem się to zmieniło. Często dochodziło do tego, że mecze przegrane kończyliśmy w niepełnym składzie, co daje nam pole do namysłu na okres zimowy, by poradzić sobie z presją, trudnościami. Myślę, że to najbardziej zawiodło.

Testy, które mieliśmy przed i w trakcie rundy, czy sposób grania zawodników powodował, że widzieliśmy ciągły rozwój, lecz to musi się łączyć z rezultatem, czego nie ukrywamy i nie zamiatamy pod dywan. Przy wyniku jest presja zdobycia bramki, wybronienia sytuacji, a tutaj – mimo korekt, analiz, treningu – efekt okazał się znikomy. Zauważaliśmy momenty, w których ktoś nie wytrzymywał presji, otrzymując np. czerwoną kartkę za niesportowe zachowanie. Wiadomo, że wciąż wyciągamy konsekwencje w stosunku do takich postaw, które są nieakceptowalne, ale zdarzyły się w takiej, a nie innej chwili.

Mamy świadomość układu tabeli. To niełatwe do przełknięcia przez okres najbliższych trzech miesięcy dla zawodników, lecz tłumacząc im, uważamy, że to pewnego rodzaju doświadczenie. Jest ono trudne, ale jeżeli uda się wyjść z opresji, to będzie to ogromny handicap na przyszłość, który pomoże nam – zarówno piłkarzom, jak i sztabowi – w szybszym uporaniu się z ewentualną, kolejną taką sytuacją. 

Taka sytuacja, jak jesienią, spowodowała rozmowy z Markiem Śledziem?

– Z dyrektorem Śledziem są analizowane wszystkie porażki, zwycięstwa, rywale, bo to m.in. proces szkoleniowy. Nie ma meczu, który nie podlega obserwacji. Wiadomo, że do analizy dochodzi przede wszystkim ze sztabem, choć otrzymujemy również wiele wiadomości od dyrektora, które przekazujemy piłkarzom. Informujemy też, co należy poprawić.

I co jest do poprawy?

– Uznaliśmy, że na dziś kluczowe są dwie kwestie. Pierwsza to przygotowanie mentalne, o którym już wspomniałem. Nie może się tak zdarzać, że tyle meczów, które przegrywaliśmy, nie kończyliśmy w jedenastu. To element do poprawy, jeśli chodzi o wytrzymanie ciśnienia.

Druga sprawa to na pewno faza bronienia. Gdyby ktoś spojrzał w statystyki, to zauważy, że jesteśmy 2. drużyną w lidze pod względem zdobytych bramek, ale zarazem 3. od końca, jeśli chodzi o liczbę straconych goli. To też dla nas kluczowa informacja. Może i dobrze działamy w ataku, któremu akademia poświęciła zresztą wiele czasu, lecz defensywa to teraz element deficytowy w naszym zespole. Trzeba nad tym mocno popracować, gdyż statystyki nie kłamią.

Wiadomo, że z początku zaczynaliście w defensywie m.in. z Janem Ziółkowskim, który w trakcie rundy wywalczył miejsce w składzie rezerw, co zbiegło się z porażkami w CLJ. Nie jest to główny powód, ale rotacje w obronie pewnie nie pomogły w podtrzymaniu dobrej passy.

– W zasadzie to pan już sobie częściowo odpowiedział na pytanie, gdyż podczas analizy w klubie doszliśmy do podobnych spostrzeżeń. Trzeba zwrócić uwagę, że w pierwszych pięciu kolejkach mieliśmy duże wzmocnienia, choćby w linii obrony, bo dołączyli do nas zawodnicy, którzy funkcjonowali w procesie treningowym zespołu rezerw. Oczywiście nie jest to główny czynnik, ale możliwe, że jeden z kilku, który miał wpływ na to, że nasza jakość w defensywie uległa nagłemu spadkowi.

Jesienią straciliście aż 40 goli. Niektóre nie powinny się przydarzyć, jak choćby w Lubinie, czyli ostatnim meczu w 2022 roku.

– Zgadza się. Podam kilka przykładów. Mecz z Górnikiem Zabrze – już na początku mieliśmy odpowiednią liczbę sytuacji, by wyraźnie prowadzić i wygrać. Przy stanie 1:2 wywalczyliśmy rzut karny, którego nie wykorzystaliśmy. Potem zagraliśmy ze Śląskiem Wrocław – do 30. minuty stworzyliśmy tyle okazji, które mogłyby skutkować zdobyciem nie jednej, a kilku bramek, co na starcie dałoby już znaczną przewagę.

Podobnie było z Zagłębiem w Lubinie. Przy remisie 0:0 mieliśmy odrobinę więcej sytuacji od rywali. Gdy strzeliliśmy gola na 1:0, wypracowaliśmy "setkę" na 2:0, którą gdybyśmy wykorzystali, to pewnie zmienilibyśmy cały obraz, historię spotkania. Tak się nie stało. Potem przytrafił nam się błąd, w zasadzie wielbłąd, wpływający na wynik rywalizacji i mogący znacznie obniżyć pewność siebie u zawodnika, który był nim obarczony. To pomyłka, która w dziesięciu innych meczach by się pewnie nie zdarzyła.

W ciągu rundy spotkaliśmy się z wieloma takimi wydarzeniami, które – jak sam pan wspomniał – nie powinny mieć miejsca. W paru sytuacjach trudno nawet o wyjaśnienie, lecz musimy się z tym uporać. Powiedziałem zawodnikom, że dla nich to nic innego jak ogromna nauka z radzeniem sobie z trudnymi momentami, których było bardzo dużo. Im szybciej z tego wyjdziemy, tym lepiej, ale to i tak okaże się dla nas cennym doświadczeniem, do którego będziemy mogli sobie wrócić w przyszłości, przypomnieć, co zrobiliśmy złego, że doprowadziliśmy do takiej, a nie innej sytuacji, o której teraz dyskutujemy.

Może doprowadziliście do niej też m.in. przez zbyt dużą grę indywidualną, pod siebie, aniżeli dla drużyny?

– Nie. Nie doszukuję się takiej kwestii. Znam zawodników, widzę jak im zależy w treningach i meczach, dostrzegam jak ze sobą rozmawiają, funkcjonują w szatni, gdzie nie mieliśmy większych problemów do rozwiązywania, nie było żadnych kwasów. Piłkarze nie stawiali indywidualności nad zespół. Czułbym się źle, gdybym w ogóle podał to w jakąkolwiek wątpliwość.

Wspomniał pan wcześniej o statystykach. Co jeszcze z nich wynika?

– Gdy wspomagali nas zawodnicy z rezerw, co działo się zwłaszcza w pierwszych pięciu kolejkach, to dawali więcej siły fizycznej, wyższy poziom koncentracji. To powodowało, że średni czas pomiędzy straconymi bramkami był dwukrotnie większy niż wtedy, gdy stawialiśmy na "młodszych", troszkę mniejszych, którzy oczywiście nie są winni tej statystyce. Trzeba pamiętać, że wiele razy graliśmy stoperem z rocznika 2006 lub nawet 2007.

Nie chcę w żaden sposób tłumaczyć ze wszystkiego ani siebie, ani zawodników, lecz braliśmy pod uwagę, że statystyki mogą się odrobinę zmniejszyć, ale przyznam szczerze, że nie sądziłem, że aż tak.

W jaki sposób będziecie szlifować mentalność?

– Piłkarze są po odbyciu pierwszych testów psychologicznych, które mieli jakiś czas temu, jeszcze w trakcie rozgrywek ligowych. Ósmego grudnia zakończyliśmy spotkania z zawodnikami, podczas których raportowaliśmy ich występy, prognozę funkcjonowania w minionej rundzie, zaznaczaliśmy elementy dobre i deficytowe, które musimy poprawić. Jeśli chodzi o przygotowanie mentalne, to ono się pojawiło.

Choćby w formie zajęć z psychologiem?

– Trzeba pamiętać, by podchodzić do każdego indywidualnie, bo nie wszyscy chcą się dzielić z drugą osobą swoimi uczuciami, wrażeniami odnośnie meczu czy relacji interpersonalnych. Nie jest tak, że zawodnicy są zmuszeni do takiej pracy, lecz została im ona zaproponowana, przypomniana. Niektórzy piłkarze z tego korzystali. Przyznam szczerze, że nieetyczne by było z mojej strony, gdybym ich do tego zmuszał. Zwróciliśmy uwagę, że widzimy ewentualnie taki problem, ale to pozostaje w kwestii intymnej, dlatego nie chcę opowiadać o szczegółach.

Ale zakładam, że widział pan jesienią, że zawodnicy często byli bezradni, mimo że mają umiejętności. Niektórzy porównują to do sytuacji pierwszej drużyny z końca 2021 roku.

– Szczerze mówiąc, nie chciałem w ogóle do tego porównywać, ale wiele osób mi o tym przypominało, zauważało, że piłkarze, którzy są dziś na bardzo wysokim miejscu w ekstraklasie, w poprzednim sezonie też mieli trudne momenty. Nie powiem, że nie można się dziwić, bo tego nie da się w ogóle wytłumaczyć, lecz jest także dość duże podobieństwo, że nawet młodzi ludzie mogą mieć problemy z tym, by dać sobie radę – tym bardziej, jeśli świetni zawodnicy mieli taką, a nie inną jesień poprzedniego sezonu. Wiosna w wykonaniu "jedynki" okazała się już o wiele lepsza. My również liczymy na to, że kolejna runda będzie dla nas znacznie bardziej udana.

Na czym możecie budować optymizm?

– Mój optymizm, bo mogę powiedzieć o swoim, buduje się w kwestii tego, że widzimy, że zawodnicy poczynili ogromny progres motoryczny. To pokazuje, że intensywność treningu jest duża, tak jak poziom zaangażowania, co jest drugim plusem. U nikogo nie dostrzegam zrezygnowania, poddania się.

Trzecim elementem będzie to, że znamy siebie już o wiele lepiej. Zawodnicy wiedzą o oczekiwaniach sztabu, a my – jako trenerzy – mamy świadomość ich mocnych stron, ale i deficytów. Następnym pozytywem jest to, że po analizie wszystkich gier doszliśmy do wniosku, że w większości meczów byliśmy zespołem, który wytworzył więcej sytuacji bramkowych niż rywal. To też powód do optymizmu. Być może poziom presji, stresu, który pojawiał się przy każdej kolejnej porażce, powodował, że było o wiele trudniej strzelić, wepchnąć piłkę do siatki. Pod żadnym pozorem nie chcę zganiać na pech, lecz w niektórych spotkaniach brakowało szczęścia w fazie finalizacji.

Cieszy to, że przed nami dłuższy okres przygotowawczy niż latem, kiedy mieliśmy zaledwie pięć tygodni treningów. Wiadomo, że wcześniej znałem zawodników, ale prowadząc drużynę U-16 nie miałem z nimi aż takiej styczności. Oczywiście obserwowałem ich, lecz nie zdawałem sobie sprawy z tego, jak np. reagują w trakcie kryzysów. Dziś mamy przed sobą ponad trzy miesiące pracy wspólnej, przygotowań do kolejnego meczu, ale przede wszystkim znamy się dobrze, zwłaszcza w sytuacjach krytycznych, bo to one oddają prawdę o człowieku.

Przed sezonem wierzyliście w mistrzostwo, a teraz macie raptem dwa punkty przewagi nad strefą spadkową…

– Cel związany z mistrzostwem oczywiście był, a jeszcze bardziej urealnił się po pierwszych pięciu kolejkach. Mówili o nim wszyscy – zawodnicy, współpracownicy. Dziś wiemy, że być może było to zbyt duże nałożenie oczekiwań w stosunku do graczy, o czym opowiadałem wcześniej. Ponieśliśmy pierwszą porażkę i nagle pojawił się stres, by nie zawieść bliskich, innych ludzi, co mogło prowokować do wyższego poziomu napięcia. Dlatego wiosną nie wyznaczymy celów pod kątem miejsca, które chcielibyśmy zająć. Musimy wyciągnąć wnioski z założeń sprzed sezonu, czyli pragnieniu jedynie o 1. pozycji, co obróciło się przeciwko nam.

Mogę uchylić rąbka tajemnicy, iż każdy z zawodników będzie miał za to cele krótko- i długoterminowe, związane z ich funkcjonowaniem na boisku, ale i poza nim. Nie jest to nowość, lecz będziemy częściej o nich przypominać, bo być może drużyna tego potrzebuje.

Są już wstępne decyzje odnośnie przejścia kilku piłkarzy z U-19 do rezerw w trakcie zimowych przygotowań?

– Tak. Przekazaliśmy decyzje zawodnikom, powiedzieliśmy, jaki jest na nich plan, kiedy trafią do zespołu rezerw, ale nie chcę wyprzedzać faktów.

Będą transfery?

– Tak, przygotowujemy się.

Polecamy

Komentarze (13)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.