Grano dzisiaj (13.09). Mecz z Barceloną, spotkanie Ligi Mistrzów
13.09.2022 07:00
Trzy lata temu stołeczny zespół bezbramkowo zremisował z Jagiellonią w Białymstoku. Pod koniec pierwszej połowy "Wojskowi" rozpoczęli grę w osłabieniu, co było efektem czerwonej kartki Luisa Rochy. Rywale częściej oddawali strzały, lecz nie były to uderzenia, które poważnie zagrażały Radosławowi Majeckiemu. Legia trochę się cofnęła, zaczęła stosować nieco bardziej bezpośrednie rozegranie piłki, czekała na kontrataki, ale wcale nie sprawiała wrażenia ekipy grającej w osłabieniu. Drużyna z Łazienkowskiej szukała także okazji po stałych fragmentach gry, choć te nie wychodziły jej szczególnie dobrze.
– Nie jesteśmy zawiedzeni, jako Legia zawsze celujemy w komplet punktów, ale grając w osłabieniu musisz się cieszyć także z jednego "oczka". Kontrolowaliśmy grę przez cały mecz i zasłużyliśmy na coś więcej – podsumował środkowy pomocnik "Wojskowych", Domagoj Antolić. Zdjęcia można obejrzeć TUTAJ.
Hymn Ligi Mistrzów
Trzynastego września 1995 roku po raz pierwszy na polskim stadionie odegrano hymn Ligi Mistrzów. – Dramatyczna, wspaniała, warszawska premiera Ligi Mistrzów oczekiwana tak długo, przyniosła Legii wymarzone pierwsze zwycięstwo – 3:1 w meczu z mistrzem Norwegii. Bohaterem tego fascynującego spotkania był Leszek Pisz, który najpierw zdobył historyczną, pierwszą bramkę, a później dołożył jeszcze jednego gola. Jego bramki przedzielił Ryszard Staniek. Ataki Legii, prowadzone głównie lewą stroną, gdzie szalał jak zwykle dynamiczny Jacek Bednarz, powinny przynieść już w pierwszej połowie przynajmniej jedną bramkę. Za sprawą piłkarzy Legii do Polski zawitał wielki piłkarski świat – ekscytował się "Przegląd Sportowy" (178/1995).
Ale nie od razu było kolorowo. Długo mecz nie porywał. Legia była odrobinę lepsza, ale brakowało konkretów. Towarzystwo postanowił rozruszać Marek Jóźwiak, faulując w polu karnym Karla Loekena. Ivan Jakobsen, filigranowy pomocnik Rosenborga, pokonał Macieja Szczęsnego. – Norwegowie nas zdenerwowali. Zapomnieli, że mistrzów nie wolno prowokować – żartował Jóźwiak. Riposta była natychmiastowa. Ledwie legioniści rozpoczęli od środka, a niezawodny Leszek Pisz kopnął piłkę z 30 m, nie do obrony. Minęło 5 min, to samo zrobił Ryszard Staniek, który w tym momencie chyba nie za bardzo wiedział, co zrobić z piłką. Oddał więc strzał. Jorn Jamtfall odbił piłkę nad siebie, próbował ją złapać, ale zamiast tego chwycił poprzeczkę, a futbolówka odbiła się od niego i wpadła do bramki. Sytuacja wyglądała komicznie, ale nikogo to nie obchodziło. Wynik meczu ustalił Pisz – perfekcyjnie wykonując rzut wolny. To był szampański wieczór przy Łazienkowskiej.
– O tym, że będę mógł wystąpić, dowiedziałem się właściwie godzinę przed meczem – mówił Cezary Kucharski, który pojawił się na boisku po przerwie i wniósł sporo ożywienia. Chciałoby się, żebyśmy poszli za ciosem – dodawał Zbigniew Mandziejewicz ("Przegląd Sportowy", 178/1995). – Bardzo dobrze się stało, że po stracie gola tak szybko wyrównaliśmy. To jednak nie tylko moja zasługa, ale wszystkich kolegów. Udało się, akurat po moim strzale. Gdybym ja tego nie zrobił, sądzę, że bramkę zdobyłby ktoś inny – mówił Pisz ("Przegląd Sportowy", 179/1995).
Barcelona
Kolejny start w Pucharze Zdobywców Pucharów i od razu poprzeczka zawieszona została najwyżej, jak tylko było można. FC Barcelona, zespół prowadzony przez Johana Cruyffa, z gwiazdami światowego formatu w składzie, kontra biedna Legia. Rudolf Kapera, wbrew wszystkim, był jednak optymistą. – Nie chcę uchodzić za megalomana, ale uważam, że jeśli zagramy bez strachu, to stać nas na powtórzenie ubiegłorocznego wyniku (1:1) poznańskiego Lecha. Szansę widzę w tym, że katalońska obrona nie jest monolitem – może chociaż raz się pomyli przy szybkich Koseckim, Łatce bądź doświadczonym Terleckim – mówił na łamach "Przeglądu Sportowego".
– Obejrzeliśmy na magnetowidzie ligowe spotkanie Katalończyków z Valladolid (0:2). Ponadto dysponowaliśmy taśmą z meczu Barcelona – Sredec, który został rozegrany podczas sierpniowego turnieju na Majorce. Wygrała Barcelona 5:2, ale najbardziej zbulwersowała mnie wręcz skandaliczna postawa sędziego. Proszę sobie wyobrazić, że uznał Barcelonie aż cztery bramki strzelone ze spalonego – dodawał.
Zbiórka na lotnisku o trzeciej nad ranem, wylot czarterem, na miejscu trening i… msza. Z inicjatywy trenera i Romana Koseckiego z drużyną pojechał ksiądz Mariusz Zapolski, co wówczas było sporym wydarzeniem. Dzień 12 września 1989 roku okazał się historyczny dla Polski. Sejm – już nie PRL-owski, ale jeszcze kontraktowy – powołał rząd pod przewodnictwem Tadeusza Mazowieckiego. Legioniści w hotelu w Hiszpanii słuchali jego expose i widzieli, jak nowy premier mdleje na sejmowej mównicy. A ksiądz Zapolski podczas mszy w kaplicy na Camp Nou mówił w kazaniu o zwycięstwie Dawida nad Goliatem…
– Cisza na Camp Nou trwała 85 minut – nazajutrz po meczu na pierwszej stronie pisał "Przegląd Sportowy". Pisz zagrał do Andrzeja Łatki, Andoni Zubizaretta wybiegł daleko przed pole karne, ale to legionista był szybszy. Minął bramkarza Barcy i z ok. 30 m kopnął piłkę do pustej bramki. Tuż po przerwie na 2:0 podwyższył Kosecki, ale szwajcarski sędzia Rolf Blattmann nie uznał gola, sygnalizując spalonego. Telewizyjne powtórki stanowczo przeczyły, by Kosecki był na spalonym, niewiele to jednak legionistom pomogło. Na 5 min przed końcem Dariusz Wdowczyk sfaulował Julia Salinasa, a Ronald Koeman z rzutu karnego pokonał świetnie broniącego w tym spotkaniu Szczęsnego. Tym samym uratował gospodarzom remis, choć nawet miejscowe media nie miały wątpliwości, że do tego wyniku swoją cegiełkę dołożył sędzia Blattmann.
Legioniści wracali z wysoko uniesionymi głowami, postawili się potężnej Barcelonie, powinni ograć ją na jej terenie, ale na przeszkodzie stanął arbiter. Cruyff był tak zachwycony postawą Koseckiego, że chciał wyłożyć za Polaka 8 mln dolarów.
Wyjazdowa wygrana
Dokładnie 50 lat temu legioniści rozegrali pierwszy mecz w Pucharze Zdobywców Pucharów. Najpierw trafili na słaby Vikingur Reykjavik. Trzynastego września na Islandii było 2:0 (gole Stefana Białasa i Ryszarda Balcerzaka). Różnica klas dzieląca zespoły, i to pod nieobecność trzech złotych medalistów olimpijskich, kazała sądzić, że w rewanżu w pełnym składzie Legia gładko upora się z egzotycznym rywalem.
Remis z Polonią
Derby z Polonią (1:1), które miały miejsce 13 września 1931 roku przeszły prawie bez echa. Obie drużyny wyraźnie się oszczędzały. Poloniści grali defensywnie. Być może obawiali się podobnego scenariusza jak w poprzednich spotkaniach, dlatego atakowali co najwyżej czterema graczami. Legia z kolei, grając bez trzech podstawowych piłkarzy, osiągnęła w drugiej połowie przewagę, ale również nie zdecydowała się zaryzykować zbyt otwartej gry.
Mecz | Sezon | Strzelcy |
2019/2020 |
| |
2014/2015 | ||
2008/2009 | ||
1998/1999 | ||
1997/1998 | ||
1995/1996 | ||
1989/1990 | ||
1972/1973 | ||
1959 | ||
1931 |
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.