Grzegorz Szoka

Grzegorz Szoka: Runda z przygodami

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

27.12.2020 11:30

(akt. 27.12.2020 19:05)

Juniorzy starsi Legii rywalizowali w pierwszej części sezonu ze zmiennym szczęściem. Spędzą zimę na 6. miejscu w tabeli Centralnej Lidze Juniorów. Zapraszamy na podsumowanie półmetka rozgrywek z trenerem Legii U-18, Grzegorzem Szoką.

Kończycie pierwszą część sezonu na szóstym miejscu w tabeli. Jest pan zadowolony z postawy drużyny w rundzie jesiennej?

- Za nami runda z przygodami. W tym momencie trudno wymiernie ocenić ostatnie miesiące. Zaczęliśmy przygotowania zgodnie z planem, w Legia Training Center. Wszystko wyglądało bardzo dobrze – zarówno w sparingach, jak i na początku ligi. Później wypadliśmy z rytmu, bo mecz z Pogonią został przełożony. Następnie nasz zespół został poddany 10-dniowej kwarantannie. Po zakończeniu izolacji, po niecałych trzech dniach treningów wybraliśmy się do Wrocławia na mecz ze Śląskiem. Spotkanie totalnie nam nie wyszło, pod każdym względem. Wyglądaliśmy słabo.

No i zaczęły się schody – kontuzje. Zawodnicy pracowali w domach nad podtrzymaniem formy fizycznej, ale wiadomo, że zajęcia domowe, na kwarantannie, to nie to samo, co zwykły trening. PZPN nie zgodził się, żebyśmy grali później, tylko obligatoryjnie ustalił termin meczu ze Śląskiem na najbliższą środę. W tym spotkaniu trzech naszych zawodników doznało kontuzji. I potem kolejni piłkarze sukcesywnie nam wypadali. Rozgrywaliśmy sporo meczów, które wcześniej nam powypadały. W sumie przez trzy tygodnie graliśmy co trzy dni. Do tego doszły dalekie wyjazdy i liga zrobiła się szarpana. Lepsze wyniki przeplataliśmy gorszymi. Grając co trzy dni trudno było pracować w takim zakresie nad różnymi aspektami,  jak w normalnym mikrocyklu tygodniowym. Ale widać, że nie tylko my mamy takie problemy, bo cała liga okazała się bardzo szarpana. Pokazywały to wyniki. Przykładowo – Lech przegrał z Escolą, a później wygrał 7:0 z Pogonią i przegrał z SMS-em. Pogoń, która uległa Lechowi 0:7, w kolejnym meczu rozgromiła SMS 10:1. Jak to określił jeden z trenerów – kowbojska liga. Trudno przewidzieć wyniki. Co więcej, z meczu na mecz bardzo zmieniały się kadry. Dochodziło bowiem do sporej rotacji między rezerwami klubów ekstraklasy a CLJ.

Wywalczyliście 28 punktów w 17 meczach. Paru spotkań – nie licząc wspomnianego meczu ze Śląskiem – możecie żałować.

- Były mecze, w których głupio traciliśmy punkty. Moim zdaniem, nie zasłużyliśmy na to, żeby zremisować z Wisłą, z którą do przerwy prowadziliśmy 2:1 i mieliśmy kilka sytuacji na podwyższenie wyniku. Niedawno graliśmy z Górnikiem – wygrywaliśmy 1:0, potem mogło być 2:0, ale nie zdobyliśmy bramki z rzutu karnego. Później złapaliśmy głupią drugą żółtą kartkę. Rywale otrzymali „jedenastkę”, którą wykorzystali, a my przez całą drugą połowę graliśmy w dziesiątkę. Zremisowaliśmy z Gwarkiem Zabrze - w tym meczu stworzyliśmy kilka akcji, ale ich nie wykorzystaliśmy. Parę spotkań nie potoczyło się według naszego scenariusza.

Mówił pan o rundzie z przygodami. Jedną z przygód okazał się szpital w zespole. Doszło do tego, że np. Łukasz Rytelewski – który na co dzień gra jako stoper, ewentualnie w środku pola - występował  na boku defensywy, a Jerzy Munik – środkowy pomocnik - pełnił rolę środkowego obrońcy. Takich manewrów było kilka. Dość mocno utrudniło wam to sprawę.

- Utrudniło. Wiadomo, wyniki sportowe nie są priorytetem, lecz – oczywiście - przekładają się na postępy zawodników i poziom drużyny. W momencie, kiedy trenuje się w małej liczbie osób, rywalizacja spada. Liczymy, że wszystko się ustabilizuje i że pod tym względem będzie lepiej.

Braki kadrowe dało się szczególnie odczuć w obronie.

- Straciliśmy dużo bramek, co chwilę graliśmy w innym zestawieniu personalnym. Szymon Bednarz rozegrał mało meczów ze względu na kontuzję - podobnie jak Marcel Myszka. Długo trzymał się Damian Urban, ale w końcówce rundy doznał urazu. Patryk Romanowski złamał piszczel w trakcie meczu z Zagłębiem w Lubinie. Kontuzje złapali także Hubert Derlatka i Kacper Imiołek. Mieliśmy problem z obsadą defensywy. Formacja obronna powinna być zgrana i dobrze współpracująca, a z meczu na mecz następowały ciągłe zmiany. Czasami zmieniało się po dwóch zawodników w obronie. Na pewno nie sprzyja to zgraniu i rozumieniu się na boisku.

Da się porównać obecny zespół do drużyny sprzed roku, która kończyła poprzednią rundę jesienną na pozycji lidera?

- W tym momencie nie możemy porównywać tych drużyn. Potrzeba sezonu-dwóch, a może i dłuższego czasu, żeby dowiedzieć się, jak rozwiną się ci zawodnicy. Mieliśmy pandemię – wielu zawodników przez ponad trzy miesiące siedziało w domach. Poziom wzrostu kontuzji obserwujemy na całym świecie – nie tylko w piłce młodzieżowej, ale w ekstraklasie czy Lidze Mistrzów. Przerwa od meczów wpłynęła na sporą liczbę urazów w wielu klubach. 

Grzegorz Szoka

To dla pana najtrudniejsza runda w byciu trenerem?

- Nie wiem czy najtrudniejsza. Wiadomo, niektóre sytuacje okazały się nowe. Wcześniej nie doświadczyłem tego, że drużyna nie mogła trenować przez dziesięć dni w środku sezonu. Myślę, że – mimo mojego wieku – mam jakieś doświadczenie, i wcześniej też spotkałem się ze słabszymi momentami. Cały czas trzeba być pewnym swego, sumiennie podchodzić do obowiązków i liczyć na to, że wkrótce wszystko wróci do normy. Nie można się załamywać i myśleć o procesie treningowym jak o czymś negatywnym. To jest sport. Na wynik wpływają różne czynniki – tym bardziej w sporcie młodzieżowym. Trzeba wierzyć w to, co się robi, i być konsekwentnym.

W tym sezonie sięgnął pan po czterech piłkarzy z zespołu U-17. Kilka meczów w CLJ zagrali: Patryk Romanowski i Fryderyk Janaszek, których dołączyliście do CLJ. Poza tym, po jednym występie mają na koncie Igor Strzałek i Jordan Majchrzak.

- Kiedy jest taka potrzeba lub ktoś się bardzo wyróżnia, i to jest wskazane w jego rozwoju - przechodzi np. do drugiego zespołu. To samo tyczy się drużyny do lat 18, do której trafiają gracze z U-17, a z U-16 do U-17, i tak dalej. To normalny proces treningowy. Ci, którzy na to zasługują, dostają takie szanse. Nie ma w tym nic dziwnego. Jesteśmy jednym klubem, jedną akademią.

Oczywiście, spoglądamy na juniorów młodszych. Staram się być regularnie na ich meczach. Codziennie – jako trenerzy – rozmawiamy ze sobą, omawiamy to, co dzieje się w poszczególnych zespołach, jesteśmy na bieżąco. Oprócz nas są też koordynatorzy, dyrektorzy, którzy wszystko widzą, obserwują. Tutaj nie ma żadnego przypadku. Wszyscy starają się podejmować decyzje, które będą najlepsze dla rozwoju zawodników.

Ma pan na oku jakiegoś zawodnika z U-17, który może na stałe do was zawitać?

- Przejście danego gracza do np. starszego rocznika zawsze jest decyzją kilku osób. Chcemy jak najbardziej zminimalizować ryzyko pomyłki. Zależy nam na tym, żeby unikać takich sytuacji, że np. ktoś trafi wyżej za szybko, czy w momencie, gdy nie jest w optymalnej formie. Wpływają na to też inne rzeczy. To nie jest decyzja tylko jednej osoby, której spodoba się dany zawodnik. To proces decyzyjny – piłkarze wiedzą, że muszą pracować na sto procent i czekać na szansę. Gdy ją dostaną, muszą być przygotowani, żeby ją wykorzystać.

Spytam inaczej. Czy po obserwacjach treningów, meczów juniorów młodszych, któryś zawodnik zrobił na panu szczególne wrażenie?

- Kilku piłkarzy wygląda bardzo obiecująco. To nie tylko jeden zawodnik, który wychodzi przed szereg. Jest duża grupa graczy, która w przyszłości mogłaby nas zasilić. Na pewno nie będę rzucał nazwiskami, ale widać, że – patrząc na ich potencjał – niektórzy byliby w stanie u nas trenować i grać.

Warto wspomnieć o tym, że w rundzie jesiennej byliście wspierani przez zawodników z rezerw. Jest pan w stałym kontakcie z trenerem Tomaszem Sokołowskim II odnośnie rotacji piłkarzy przy meczach o stawkę?

- Oczywiście. Chodzi o to, żeby zawodnicy byli w rytmie meczowym i mogli się rozwijać również na boisku, a nie tylko na treningach. Były różne sytuacje – powroty po urazach czy niewywalczenie miejsca w podstawowym składzie. Niektórzy piłkarze, którzy znajdują się wyżej, bo ktoś dostrzegł ich potencjał i dał im szansę – mogą łapać się do gry w młodszej kategorii wiekowej. W procesie rozwoju są różne momenty. Każdy zawodnik ma słabsze, lepsze chwile - rolą akademii jest również to, żeby ci zawodnicy mieli okazję grać i budować najlepszą formę. Podobnie jest z piłkarzami pierwszego zespołu, którzy schodzą do rezerw. Powiem raz jeszcze: jesteśmy jednym klubem. Nie chodzi o ustalenia pomiędzy dwoma trenerami. Oczywiście – to ważne, żeby szkoleniowcy się dogadali. Ale liczy się dobro zawodników.

Obecność piłkarzy rezerw – w rundzie jesiennej – pomagała wam, drużynie CLJ, na boisku?

- Tak. W wielu momentach byli to wyróżniający się zawodnicy w naszych meczach. Zawodnicy, którzy nas wspomagają, zawsze dają z siebie wszystko. Mogą być sytuacje, w których ktoś wraca do gry po kontuzji i potrzebuje kilku spotkań do złapania rytmu, wtedy coś może mu nie wychodzić. Najważniejsze jednak, aby w takich chwilach było widać, że cały czas oddaje serce dla drużyny, w której gra. Nigdy nie stwierdziłem, żeby ktoś „przeszedł obok meczu”.

W ostatnich miesiącach szanse w drugim zespole otrzymali Dawid Barnowski – który został dołączony do dwójki - i Patryk Pierzak. Na treningach pierwszej i drugiej drużyny pojawiał się m.in. Maciej Kikolski. Na ławce rezerw na inaugurację sezonu zasiadł Hubert Derlatka. Spodziewa się pan, że w najbliższym czasie niektórzy zawodnicy trafią do rezerw na stałe?

- Liczę, że nasza praca prowadzi w tę stronę. Etap U-18 jest przedsionkiem do seniorskiej piłki. Często ci zawodnicy - którym udaje się zostać w klubie, przedostać do drugiego zespołu i zagrać sezon-dwa - dostają potem szanse na poziomie centralnym. Wierzę, że będziemy przygotowywać następnych zawodników i kontynuować to, że zawsze kilku chłopaków – liczę na jak największą  grupę – zostanie w klubie.

Bardzo się cieszę, że Dawid Barnowski trafił do rezerw. To chłopak, który niezwykle ciężko pracował, by zostać w klubie. Był zawodnikiem późno dojrzewającym. W pewnym momencie reszta graczy mu odskoczyła, jeżeli chodzi o warunki fizyczne. Legia chciała na niego zaczekać, wierzyła w jego rozwój. To fajna lekcja dla każdego zawodnika, który mógłby stracić wiarę, bo w jakimś momencie odstaje warunkami fizycznymi. Dawid nigdy się nie załamywał, miał bardzo mocny charakter do pracy, wierzył w siebie. Po kilkunastu meczach w CLJ, wszyscy zauważyliśmy, że to dla niego dobry moment, żeby iść do przodu i wysoko zawieszać mu poprzeczkę w treningach i rywalizacji w seniorach.

Maciej Kikolski również dał o sobie znać. Z czasem zaczął trenować z drugim zespołem, był zapraszany na zajęcia pierwszej drużyny…

- Uważam, że mamy bardzo mocny dział dotyczący szkolenia bramkarzy. To bardzo płynne. Trenerzy widzą w danym momencie, który zawodnik zasługuje na trening – z kim, gdzie. I regularnie to zmieniają. Widać od kilku lat, że taka droga się sprawdza i ci zawodnicy często osiągają sukcesy w piłce. Jeżeli takie decyzje są podejmowane przez trenerów bramkarzy, to na pewno ten chłopak na to zasługuje.

Który piłkarz – nie licząc m.in. Barnowskiego – ma największe predyspozycje ku temu, żeby niebawem zawitać to drużyny Tomasza Sokołowskiego II?

- Jest kilku zawodników, którzy poradziliby sobie, gdyby dostali szansę. Ale muszą zaufać klubowi i czekać na odpowiedni moment. Ważne, aby dany gracz – idąc do „wyższej” drużyny – nie był tłem, tylko miał szansę i realną walkę o skład. Trzeba wziąć też pod uwagę to, kto występuje w tym momencie na danej pozycji w rezerwach. Takie ruchy trzeba wykonywać z głową. Wierzę w to, że kilku piłkarzy by sobie poradziło, ale musi być to decyzja przemyślana i podjęta w odpowiednim momencie.Takie decyzje zależą na pewno od dobrych występów danego zawodnika, który – w jakichś sytuacjach – „przerasta” zespół i widać, że potrzebuje znacznie trudniejszych warunków treningowych, meczowych. Czasami mają miejsce kontuzje, braki kadrowe „starszego” zespołu, więc powołuje się młodszego zawodnika. Wówczas pojawia się dla niego szansa na to, żeby się pokazać.

W dobrych klubach najczęściej jest tak, że taka ścieżka jest przemyślana. I trenerzy, koordynatorzy, dyrektorzy sportowi planują, kto wchodzi – i w jakie miejsce - za jakiego zawodnika, z jakimi piłkarzami przedłuża się kontrakty… Chodzi o to, żeby ścieżka była płynna i żeby się nie okazało, że – przypuśćmy - nie mamy nagle ani jednego prawego pomocnika, za to sześciu napastników. Trzeba to planować w umiejętny sposób.

Zgodzi się pan z tym, że jesienią sporo zależało od kilku jednostek, które wybijały się ponad resztę?

- Nie. Uważam, że na wyniki wpływa cały zespół, sztab. Każda osoba dokłada cegiełkę. Oczywiście, ktoś może się wyróżnić w danym meczu albo strzelić więcej goli w przekroju rundy. Ale na to wpływają inni ludzie, których – być może – ktoś nie zauważa. Oni wykonują ciężką pracę, żeby ten ktoś mógł wykończyć akcję. Na rezultaty wpływa postawa wszystkich.

Dużo zmieniło się w waszej pracy w treningach, w porównaniu do poprzedniego sezonu?

- Zmieniła się organizacja treningów. To też proces adaptacji. Zawodnicy mają dwa dni, w których trenują dwa razy dziennie. Do treningu zespołu dochodzą także zajęcia indywidualne. Środa jest dniem wolnym. Jednostek treningowych jest więcej niż było w ostatnim sezonie.

Jeżeli chodzi o sposób gry, to myślę, że jeszcze bardziej idziemy w stronę ataku pozycyjnego. Staramy się grać w taki sposób, żeby dłużej utrzymywać się przy piłce i żeby padało więcej bramek z ataku pozycyjnego. Chcemy, żeby zawodnicy uczyli się też trudniejszych elementów gry. Na pewno łatwiej gra się z kontry niż buduje akcje od bramkarza. Oczywiście, nie jest to jedyne rozwiązanie. Zależy nam na tym, żeby piłkarze uczyli się gry na połowie przeciwnika, na małych przestrzeniach, dużo utrzymywali się przy piłce, byli w stanie lepiej kontrolować piłkę, przez co będą rozwijać się technicznie.

Te zmiany, o których pan mówi, miały przełożenie na pierwszą część sezonu?

- Dział analizy przegotował ciekawą analizę statystyczną – na początek i koniec rundy. Widać, że zwiększyło się utrzymanie piłki i liczba podań na połowie rywala. Jeżeli chodzi o nasz zespół, to bardzo wzrosła liczba naszych bramek po atakach pozycyjnych. Jest dość wysoka – strzeliliśmy 45 procent goli po akcjach, które rozpoczynaliśmy gdy praktycznie wszyscy przeciwnicy znajdowali się pod linią piłki. Tworzenie akcji, ominięcie defensywy przeciwnika i znalezienie się w sytuacji strzeleckiej – to nie jest łatwy element, a gdzieś sobie z nim radzimy. Robimy progres. Na pewno przed nami jeszcze dużo pracy, zdajemy sobie z tego sprawę. Ale powoli realizujemy plan i wierzymy, że będzie to wyglądało coraz lepiej.

Które aspekty, po prześledzeniu tej analizy statystycznej, wymagają poprawy?

- Braliśmy pod uwagę atak pozycyjny, na którym się teraz mocno skupiliśmy. Na pewno musimy poprawić grę w obronie, traciliśmy dużo więcej goli niż w poprzednim sezonie. Widzimy, że w tym elemencie są rezerwy. Ale trzeba wziąć pod uwagę też to, że w ostatnich tygodniach mieliśmy sporo absencji w linii defensywnej, dochodziło do wielu zmian. W przerwie pomiędzy rundami przeanalizujemy wszystkie stracone bramki - tak, aby jeszcze lepiej wiedzieć, jakie aspekty musimy szczegółowo rozpracować.

Podpytałbym również o wrażenia związane z LTC.

- Ośrodek zwiększa możliwości. Zawodnicy, którzy są tam na co dzień, mogą korzystać z siłowni, hali. Mają na miejscu bursę. Zwiększyła się jakość posiłków, boiska trawiaste są bardzo dobre. Nie możemy na nic narzekać. Wszystko jest na wysokim poziomie. Bardzo duży skok jakościowy.

Obecność wielu trenerów w jednym miejscu pomaga np. w częstszych rozmowach lub wymianach spostrzeżeń?

- Jako grupa trenerska już wcześniej, pracując przy Łazienkowskiej, mieliśmy ze sobą kontakt i możliwość  wymiany spostrzeżeń. Proces jest zatem podtrzymany. Wartością dodaną jest bliskość sztabu szkoleniowego pierwszego zespołu, który przebywa z nami w tym samym miejscu. Czujemy, że trenerzy z „jedynki” obserwują mecze, treningi poszczególnych drużyn młodzieżowych.

Udało się panu porozmawiać z trenerem Czesławem Michniewiczem czy jego asystentami? Co by nie mówić, obecność osób z pierwszej drużyny na waszych meczach, treningach to ciekawa sprawa.

- Ciekawa sprawa. Widać, że szkoleniowcy obserwują treningi, mecze. Miałem okazję zamienić parę zdań z trenerem Czesławem Michniewiczem, który chce mieć rozeznanie w grupach młodzieżowych. Wiadomo, że naturalną drogą jest przejście z CLJ do rezerw, i dopiero później do pierwszego zespołu. Mimo że trener Michniewicz będzie korzystał w pierwszej kolejności z graczy z „dwójki” - w której ma większe rozeznanie i kontakt ze szkoleniowcem Sokołowskim - to fajnie, że chce mieć wyrobione zdanie i ogląda również młodszych zawodników.

Co jest waszym celem, priorytetem na drugą część sezonu?

- Najpierw spotkam się z zawodnikami i omówię cele stricte indywidualne. Na początku rundy jesiennej zawodnicy określali mocne i słabsze strony – pracują nad szlifowaniem zalet i poprawą mankamentów. Z każdym zawodnikiem pracujemy indywidualnie i wykonujemy indywidualne analizy. Myślę, że taka praca indywidualna będzie kontynuowana. Oczywiście, jest to połączone z pozycją, na której występują poszczególni piłkarze i przekłada się również na grę zespołu. Jeżeli chodzi o cele zespołowe – chcemy utrzymać poziom kontroli gry przez utrzymanie piłki i budowanie akcji w atakach pozycyjnych. Na pewno musimy poprawić to, o czym mówiłem wcześniej, czyli grę w obronie, przyjrzymy się również fazom przejściowym. Można powiedzieć, że celem będzie ciągły rozwój. Mimo że czujemy, że runda jesienna nie wyglądała tak, jak byśmy sobie tego życzyli, to jesteśmy przekonani, że dobrze przepracujemy okres zimowy i złapiemy właściwy rytm.

Legia w 2020 roku

1/20 Pierwszym sparingowym rywalem Legii w 2020 roku było FC Botosani. Drużyna Aleksandara Vukovicia wygrała 2:1. Kto strzelił gole?

Polecamy

Komentarze (2)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.