Historie niechęci kibiców do Stańka i Dziekanowskiego
02.05.2014 09:26
Ryszard Staniek - W Legii spędził trzy lata. Pierwsze dwa lata były dobre, pomocnik zagrał z nią w ćwierćfinale Ligi Mistrzów. Ostatni sezon najchętniej wymazałby z pamięci. Drużyna z Warszawy zawodziła, a złość kibiców skumulowała się na Stańku. - Ryśka, nie boję się tego słowa, w Warszawie prześladowano. Z trzech powodów. Nadwagi, bo łapał zbędne kilogramy, co było widoczne. Pieniędzy, bo miał najwyższy kontrakt w drużynie, o czym doskonale wiedzieli kibice. Na dzisiejsze czasy to byłoby jakieś 30 tys. złotych miesięcznie. Ludzi irytowała też jego staromodna fryzura „na czeskiego hokeistę" - wylicza Dariusz Czykier, były legionista. Staniek zawodził na boisku, a z trybun dostawał tak mocno, że odbiło się to na jego psychice. - Jeżeli w swoich kibicach masz wrogów, to jaki jest sens grania? - pyta Staniek - Kulminacją był mecz z KSZO Ostrowiec. Kibice ciągle mi ubliżali, w przerwie powiedziałem, że nie wychodzę. Jacek Zieliński namówił mnie, żebym nie rezygnował. Wyszedłem i znów mnie wyzywali. To był mój ostatni mecz. Do końca sezonu pozostały dwa mecze, przed nami był mecz z Lechem, wystarczyło wygrać, aby oni spadlli. Powiedziałem, że nie chcę w nimi grać. Legia przegrała w Poznaniu 0:3, a kibice byli przekonani, że koledzy go sprzedali. Dzień po meczu ktoś do mnie zadzwonił: „Ty skur..., mecz sprzedałeś". „Ale ja w nim nie grałem". „Mecz sprzedałeś, skur...". Kibole wpadli na rozruch, a jak Tomek Sokołowski się odezwał, to od razu dostał. Tak wyglądały moje ostatnie dni w klubie - opowiada Staniek, który wiedzie sobie spokojne życie w sielskiej Brennej nieopodal Szczyrku. Na stadionie Legii ostatni raz był w 1998 roku.
Dariusz Dziekanowski - Kiedy przeszedł do Widzewa za 21 milionów złotych, wszyscy wypominali mu kwotę transferu - również kibice Widzewa, rozczarowani, że drużynie nie udaje się nawiązać do sukcesów z bliskiej przeszłości. - Oddawaj pieniądze i wyp... do Warszawy - słyszał Dziekanowski z trybun. Nie wytrzymał, udzielił głośnego wywiadu Jerzemu Chromikowi ze „Sportowca".
Dziekanowski: - Gwiżdżą i pytają, ile jestem wart. Czasem mam chęć pójść do zakładu pracy takiego klienta, zobaczyć jak on pracuje przy swoim warsztacie (...) Przecież mógł w wieku dziewięciu lat, tak jak ja postawić na sportową kartę (...) Niejeden wolał wagary i wino w krzakach. A teraz pozoruje pracę, a potem kupuje bilet na mecz i ubliża innemu człowiekowi.
„Sportowiec": Na Piotrkowskiej bywa niesympatycznie.
Dziekanowski: Wsiadam wtedy do samochodu i wyjeżdżam do stolicy na dyskotekę. Po minięciu tablicy z napisem Warszawa otwieram szybę i powiew innego powietrza wpływa na mnie kojąco.
Po tym wywiadzie poziom wzburzenia kibiców Widzewa osiągnął stan krytyczny. Dni Dziekanowskiego w tym klubie były już policzone. Paradoksalnie rozegrał wtedy najlepszy sezon w Widzewie.
Cały tekst można przeczytać w dzisiejszym wydaniu "Przeglądu Sportowgo".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.