Igor Strzałek: Jest szansa na dłuższą umowę z Legią
13.01.2023 09:40
Wróćmy do początku zeszłego roku – wtedy zaczęłaś trenować regularnie z jedynką. Robiłeś co tylko mogłeś, żeby przekonać do siebie trenerów, do tego żeby ci dali szansę gry. Były bramki i asysty w sparingach z Botewem czy Dynamem Kijów, w III lidze w rezerwach był hat-trick z GKS-em Wikielec czy gol w Polonią Warszawa.
- W sumie było osiem albo siedem bramek i trzy asysty, wtedy nie wyglądało to źle!
No właśnie, pracowałeś na tę szansę gry, ale dostałeś tylko trzy minuty w ostatniej kolejce ligowej. Byłeś zawiedziony, rozczarowany czy może wręcz przeciwnie - cieszyłeś się że w ogóle udało się zagrać?
- W pewnym sensie cieszyłem się z tego, że udało się zagrać. To było takie moje marzenie od dzieciaka, by zagrać na stadionie Legii Warszawa, wypełnionym kibicami, w dodatku jako jej piłkarz. Ale czy byłem rozczarowany? Szczerze mówiąc - trochę tak, liczyłem na nieco więcej. Ale też wiedziałem jak wygląda sytuacja, to nie był w wykonaniu drużyny dobry sezon. Przerwę zimową spędziliśmy na miejscu spadkowym, walczyliśmy o wyjście z dołka, o jak najwyższą pozycję w tabeli. Zdawałem sobie z tego sprawę, wiedziałem, że w takiej sytuacji trener będzie stawiał na doświadczonych graczy. Liczył się wyłącznie wynik, choć nie ukrywam, że zdarzało mi się pomyśleć: czy ja bym w uzyskaniu dobrego wyniku przeszkodził? Czy skoro dałem radę na tle Dynama Kijów czy Krasnodaru, to czy w meczu ligowym obniżyłbym jakość?
Na jednej z konferencji prasowych Aleksandar Vuković powiedział, że do końca sezonu planuje dać kilka szans na grę, kilka minut, bo szanuje twój rozwój, to jak pracujesz, a nie jest przekonany czy jak odejdzie, to czy w ogóle dostaniesz szansę pokazania się w ekstraklasie.
- Ja słyszałem tylko pierwszą część tej wypowiedzi i były to budujące słowa. Natomiast trzeba uczciwie przyznać, że jesień nie była dla mnie tak dobra i pozytywna jak wiosna, więc sam sobie nie pomogłem. Nie jestem roszczeniowy i na prezenty liczę tylko w święta. O ile na treningach w jedynce było nieźle, to w meczach grałem w rezerwach i tam szału nie było. Nie nawiązywałem do postawy w sparingach jedynki, na przykład ze wspomnianym Dynamem Kijów był fajny mecz, pamiętam go bardzo dobrze i miło wspominam. No i te trzy minuty z Cracovią w oficjalnym spotkaniu. Myślę, że można było z tego więcej wyciągnąć, ale jest jak jest. Zagrałem widocznie tyle, na ile zasługiwałem. Dużo zawdzięczam trenerowi Vukoviciowi, nie byłoby mnie w tym miejscu gdyby nie on, o czym wie on i wiem ja. Być może nadal bym trenował z rezerwami, a o debiucie wciąż jedynie bym marzył.
„Vuko” powtarzał, że wie jak wprowadzać młodych, bo robił to z Karbownikiem czy Szymańskim i zapewniał, że idziesz taką samą drogą. Też myślałeś o tym w taki sposób?
- Na pewno doceniam ten okres, dużo się nauczyłem od trenera Vukovicia, doświadczyłem gry na najwyższym poziomie w Polsce, z czym wcześniej nie miałem do czynienia, nie miałem porównania. Miałem taki przeskok do seniorskiej piłki, ale jakoś się zaadoptowałam i nie było z tym problemu. Myślę, że trener w pewien sposób mnie do tego przygotował. Powtarzał, że Karbownik czy Szymański też swoje odczekali, że potrzebowali tego czasu, bo gdy już dostali szanse – okoliczności tych szans też wspominał – to je wykorzystali.
Potem była jesień i okres, słabszy. Było 14 meczów w rezerwach i jeden gol. Ale pomijając statystyki, które czasem zakłamują rzeczywistość, to twoja gra zwyczajnie nie wyglądała tak dobrze, jak pół roku wcześniej. Trener Piotr Jacek wypowiedział się nawet dość krytycznie, że od zawodników schodzących z pierwszego zespołu, czyli też od ciebie, wymaga zdecydowanie więcej jakości. Co takiego się działo w tym okresie, że tak to wyglądało?
- Jakimś usprawiedliwieniem mogłoby być to, że nie grałem na swojej pozycji, ale gdzieś z boku, na skrzydle, a moim optymalnym miejscem na boisku jest środek pola. Gdy tam dostawałem piłki, miałem wszystko pod kontrolą i panowałem nad grą, kierowałem ją. A gdy wychodziłem na skrzydle bądź w napadzie, to nie czułem tego. Prawda jest jednak trochę inna – dobry zawodnik poradzi sobie na każdej pozycji, jeśli umie grać w piłkę i myśli. Między innymi dlatego zmieniłem myślenie. Walczyłem ze zniechęceniem, które pojawiało się w głowie po słabych występach w III lidze. Sam ze sobą czułem się źle, bo przecież wiem doskonale, że jeśli walczę o szansę w jedynce, to do przykładowych Skierniewic jadę dać argumenty za sobą, a nie przeciw. Zrozumiałem, że nie potrzebuję ani tłumaczenia sobie niepowodzenia, ani innego alibi. Potrzebuję tylko zaufania i piłki przy nodze, nieważne, czy w środku boiska, czy na skrzydle.
I lepiej się już czujesz grając na skrzydle? To taka pozycja, na której najłatwiej dać szansę młodemu piłkarzowi. Jak coś zawali, to nie ma tragedii, ktoś zdąży taki błąd naprawić.
- To prawda, pozycja do wprowadzania młodych wydaje się idealna, ale jeśli trener chce dać komuś szansę, widzi potencjał jakiegoś zawodnika, to nie będzie patrzył na pozycje, tylko po prostu pozwoli mu grać w miejscu, w którym czuje się najlepiej. Wszystko zależy od chęci i wiary w to, że chłopak wypełni założenia na dany mecz. Bo nie każdy piłkarz ustawiony bliżej linii bocznej musi być skrzydłowym, często to celowy zabieg, bo z boku boiska jest więcej miejsca. Jako nowoczesny zawodnik muszę umieć poruszać się między liniami, ale też łapać szerokość.
Ta pozycja to jedyny powód słabszej gry? Ta jesień to czas pokory, czas stracony a może czas na kolejną naukę?
- Na pewno nie był to czas rozwoju w kontekście liczb, można powiedzieć, że szedłem do tego momentu właściwą drogą i się zatrzymałem. Nie czułem, że się rozwinąłem, że na boisku robiłem coś ponad, czym mógłbym zasłużyć na tą grę w pierwszym zespole. Wiem, że wiosną pokazałem, że można ode mnie oczekiwać sporo. Miałem odczucie, jakby trochę zabrakło mi paliwa w głowie do tego, by dalej dążyć do celu, pewność siebie się zblokowała. Dlatego – jak już mówiłem – zmieniłem nastawienie, bo wiem z czego to wynikało. Pomogła mi przerwa po zakończeniu rundy jesiennej. Wróciłem w grudniu do treningów z czystą głową i przekonaniem, że mogę zmienić swoją sytuację.
Część kibiców domagała się tego, żebyś dostał jakąś szansę, by nie przepadł kolejny zawodnik z akademii. Koledzy cię chwalili, że na treningach dobrze wyglądasz, że nie odstajesz. Pewnie w głowie pojawiła się myśl, że fajnie by było, jakbyś mógł to gdzieś pokazać. Jak nie w Legii, to gdzieś indziej.
- Moim priorytetem jest to, by w Legii udowodnić jak najwięcej, by pokazać co potrafię i wywalczyć szansę gry. Myślę, że jest ku temu jest coraz więcej argumentów i jestem bliżej niż kiedykolwiek wcześniej. Trener to widzi, rozmawiał o tym ze mną. Wierzę, że się uda, wkrótce się przekonamy. To ja muszę dać coś więcej niż sygnał.
Minął rok odkąd regularnie trenujesz z pierwszym zespołem. Jak duży postęp zrobiłeś przez ten czas, co ci dał ten rok?
- Myślę, że ten rok zbudował mi wiele pewności siebie, wiary w swoją osobę i umiejętności. Uwierzyłem, że mogę być lepszy, że wszystko zależy od tego jak pracuję i od mojej głowy. Wcześniej z tą wiarą w siebie różnie bywało. W grudniu przełamałem się, poradziłem sobie z gorszym czasem, już wiem, jak to zrobić. To też cenna nauka, o ile nawet nie najcenniejsza. Bo, jak pokazuje historia występów innych wychowanków akademii, trudno było im utrzymać wysoką dyspozycję, mimo że większość zaczynała dobrze.
Na treningach z doświadczonymi kolegami skorzystałeś, podpatrujesz ich zachowania czy zagrania?
- Na pewno tak, lubię patrzeć na grę Bartka Kapustki czy obserwować styl gry Josue. Portugalczyk ostatnio wiele mi podpowiada, z „Kapim” też wiele rozmawiamy. Nie jest tak, że naśladuję ich grę, ale zdarza się iż pewne zachowania czy sposób ustawiania się w danej sytuacji podpatruję. Mogę liczyć też na pomoc Pawła Wszołka.
Obserwowałem was obu w samolocie i fajna jest ta wasza relacja. Z jednej strony Paweł sobie z ciebie żartował, były dowcipy czy docinki, ale ty nie pozostawałeś mu dłużny. Ale nawet jak powiedziałaś coś, za co potencjalnie mógłby się obrazić, to on tego nie robił, tylko przechodził do porządku dziennego i dalej sobie żartowaliście. Fajnie mieć takie starszego kolegę w zespole.
- Akurat na Pawełka można zawsze liczyć - czy to w kontekście żartów czy to podpowiedzi. Wiem, że zawsze mi pomoże, jeśli będę tego potrzebował. „Wszołi” to jest taki typowy żartowniś, ale ja nie zostaję w tyle, nie jestem z tych osób, co dają sobie w kaszę dmuchać. Może czasem powiem słowo za dużo, ale na szczęście mamy taką relację, że podchodzimy do wszystkiego z dystansem. Ogólnie to bardzo pozytywna relacja, Paweł wiele mi podpowiada.
Widziałem jak podczas sparingów podchodził do ciebie i czasem poklepał po plecach, pochwalił, a czasem opieprzył.
- Tak, to prawda, dokładnie tak to wygląda i bardzo sobie to cenię. Raz się wściekłem, ale spojrzałem na niego i od razu mi przeszło (śmiech). O Pawle mogę mówić tylko dobrze, zasługuje na to.
Patrząc na treningi w Turcji, można powiedzieć, że zanotowałeś taki skok w hierarchii. Jak się cofniemy do zgrupowania w Austrii, to jak trenowali młodzi z Przemkiem Małeckim, to ty byłeś w tej grupie. A teraz już nie jesteś! Są młodzi, a ty jesteś razem z drużyną, ze starszymi kolegami. To powód do optymizmu.
- Oczywiście cieszę z takiej zmiany, że już nie muszę trenować głównie z młodszymi kolegami, tylko walczę o pierwszy skład razem z bardziej doświadczonymi kolegami. Wiem jednak, że nic nie jest dane raz na zawsze. Teraz jest czas, by zrobić kolejny krok naprzód – wywalczyć minuty na boisku.
To też fajny przykład dla innych chłopaków z akademii. Często tak jest z zawodnikami, którzy do nas trafiają z innych klubów czy nawet są w akademii od wielu lat, że na początku jest super, przeskakują kolejne szczebelki, aż dochodzą do takiego momentu że jest albo zniechęcenie i zadowolenie się tym co jest i z założeniem że doszedłem do ściany, albo zniechęcenie i chęć odejścia z klubu. To jest duży problem dla całego klubu, więc przykład chłopaka, któremu w jakiś sposób się udaje jest korzystny dla całej akademii.
- Tak można powiedzieć, że pewnym momencie zawodnicy są rozczarowani tym, że nie są zapraszani do pierwszej drużyny na trening, ale tak to jest w takich dużych klubach jak Legia. Trzeba mieć to „coś” i cały czas udowadniać, że naprawdę się zasługuje na szansę. Dlatego nie każdy może być w Legii, tu jest bardzo szybka rotacja zawodnikami. Jeśli nie jesteś cały czas w stuprocentowej formie, to po prostu ktoś inny na tym skorzysta. Nikt nie będzie cierpliwie czekał, aż w końcu coś zaskoczy, aż przyjdzie dyspozycja.
Nie tylko wśród piłkarzy jest duża rotacja, trenerzy również się zmieniają.
- Nie poznałem trenera Michniewicza bliżej, bo wtedy trenowałem z rezerwami, ale przez rok w „jedynce” miałem dwóch trenerów i obu sobie cenię – Vukovicia i Runjaicia.
Miałeś propozycje z kilku klubów ekstraklasy, nawet z gwarancją gry. Nie kusiło cię by już zimą spróbować swoich sił gdzieś indziej, żeby poprosić o wypożyczenie?
- Miałam takie myśli w głowie, żeby pójść na wypożyczenie już teraz i po prostu próbować sił w innym klubie, pokazać swoje umiejętności, ale nie dlatego, że miałem jakieś poczucie krzywdy, tylko zdawałem sobie sprawę z upływającego czasu, a w weekendy widziałem rówieśników na ligowych boiskach. Tyle że sytuacja o tyle się zmieniła, że zacząłem lepiej wyglądać, złapałem luz, więc trener zaczął patrzeć na mnie inaczej. Gdy rozmawiałem z trenerem to podkreślał, że to jak wyglądałem w październiku czy w listopadzie a to jak wyglądałem, gdy wróciliśmy do pracy w grudniu, to dwie różne rzeczywistości i widzi sporą różnicę w tym jak wyglądałem wcześniej, a jak wyglądam teraz. Do tego dochodzi zgranie - na pewno inaczej jest, jak się gra z zawodnikami, których coraz lepiej rozumiesz, trenujesz z nimi w gierkach i wiesz mniej więcej, jaki oni mają pomysł na podanie, na rozwiązanie akcji. Czas spędzony razem na treningach powoduje, że myślimy podobnie i coraz lepiej to funkcjonuje.
Trener Runjaić powiedział nam, że zostajesz w Legii, że dostrzega u ciebie pozytywną zmianę, że fajnie pracujesz się na treningach i w sparingach. I jeżeli tak będzie dalej, to będziesz dostawał szansę jako zmiennik Kapustki czy Josue. Tobie taka rola by odpowiadała?
- Oczywiście, że tak! Bardzo chciałbym postarać się o to, żebym mógł właśnie grać w ekstraklasie i wiem, że tak zwane ogony to jest kolejny etap. Myślę, że wchodząc właśnie za „Kapiego” czy Josue mógłbym udźwignąć ten ciężar. Tym bardziej, że grałbym na ulubionej dla siebie pozycji. Jeśli dam radę, będzie wiadomo, czy zasługuję na więcej.
Nie da się unikać tego tematu. Za rok - w grudniu 2023, wygasa twój kontrakt z Legią. Co się musi takiego wydarzyć - przez najbliższe pół roku, żebyś przedłużył ten kontrakt na kolejne lata?
- Dyrektor sportowy rozmawiał już o tym ze mną i moim agentem, jesteśmy cały czas w kontakcie, sprawa toczy się. Jest szansa na podpisanie nowego kontraktu. A co musiałoby się stać abym został dalej w Legii? Nic wielkiego. Zależy to głównie ode mnie - muszę po prostu wywalczyć minuty, zacząć grać, dostawać jakieś szanse, łapać doświadczenie, gromadzić te minuty na boiskach ekstraklasy. Jeśli będę widział, że zasłużyłem, by ludzie we mnie wierzyli – trenerzy i koledzy z zespołu, jeśli będą widzieli we mnie potencjał, co przełoży się na granie, to będzie wiele dla mnie znaczyć. Wtedy chętnie zwiążę się z Legią dłuższą umową, na kolejne lata. Dobrze się przecież tutaj czuję. Nie po to tyle lat trenowałem w akademii, by łatwo z tego zrezygnować. Trzeba po prostu złapać balans między tym, czy udaje mi się przebić, a upływającym czasem.
Wierzysz w odrobienie straty do Rakowa?
- Ekstraklasa jest nieprzewidywalną ligą i mogą się zdarzyć różne rzeczy. Wierzę, że jest szansa na dogonienie Rakowa. Nie wydaje mi się, żeby Raków przez całą wiosnę kroczył od zwycięstwa do zwycięstwa. Jesienią też mieli słabszy okres, ale jakoś te mecze przepychali.
Skoro wierzysz w odrobienie strat do Rakowa, to jeszcze spytam czy wierzysz, że dołożysz do tego swoją cegiełkę?
- Wierzę w to, że dołożę do osiągnięcia celu przez drużynę swoją cegiełkę, której może w pewnym momencie brakować. Będę cierpliwie czekać na szansę i gdy się nadarzy, zrobię wszystko aby ją wykorzystać.
Patrząc na pracę na treningach, która została wykonana w grudniu i teraz na zgrupowaniu w Turcji, biorąc pod uwagę ustawienie w jakim gracie i założenia, to widzisz w tym miejsce dla siebie?
- Te ustawienie 3-5-2 jest dla mnie bardzo dobre. Na samym środku jest w nim miejsce dla „dyszki”. To jest moja nominalna pozycja, na której czuję się dobrze i wiem co mam na niej robić z piłką, jak się ustawić. Choć to wszystko będzie pewnie zmienne i zależeć będzie od przeciwnika i przebiegu spotkania. Gdy już dostanę szansę, nie zastąpię jeden do jednego Josue, ale wierzę w swoje umiejętności i w to, że jestem w stanie pokazać odpowiednią dla Legii jakość.
Siedzący po lewej od nas Kacper Tobiasz jest dla ciebie dobrym przykładem? Też się przebił, doczekał swojej szansy i ją wykorzystał.
- Szanuję drogę, jaką przeszedł, bo wiadomo, że bramkarz ma jeszcze trudniej, by się przebić, niż ofensywny zawodnik z pola. On oiętnastu minut w meczu nie dostanie. Kiedyś wydawało mi się, że to wszystko jest prostsze – wystarczy, że umiesz grać i będzie dobrze. Dziś widzę, ile jeszcze elementów musi się dodać, by odnieść sukces. Rozumiem, dlaczego udaje się nielicznym, choć przecież zdolnych zawodników nie brakuje.
Mówi się, że „Tobi” jest bardzo mocny psychicznie, szybko zapomina o niepowodzeniach. A jak jest z tym u ciebie?
- Chciałbym odpowiedzieć, że podobnie, że już nie rozpamiętuję słabych momentów. Co tydzień jest mecz i można zmienić swoją sytuację. A czy tak będzie, przekonamy się – oby – wiosną.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.