Ivica Vrdoljak

Ivica Vrdoljak: Latem polecałem do Legii Skoricia i Bohara

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

04.10.2020 20:00

(akt. 04.10.2020 20:18)

- Jestem rozczarowany brakiem awansu Legii do fazy grupowej Ligi Europy, jest we mnie żal, ale patrząc na przebieg spotkania to niestety nie mieliśmy w tym spotkaniu nic do powiedzenia. Po tym jak zaprezentował się zespół można zaryzykować stwierdzenie, że na dziesięć kolejnych meczów z Karabachem, Azerowie wygraliby wszystkie – mówi w rozmowie z Legia.Net były piłkarz i kapitan Legii Warszawa, Ivica Vrdoljak.

- Mecz mógł się skończyć nawet wynikiem 6:0, a różnica między tymi zespołami nie jest aż tak wielka. Legia stworzyła jedną sytuację – groźnie uderzał Joel Valencia z szesnastu metrów. Zaprezentowała się bardzo słabo, gracze Karabachu szybko grali piłką, nie nadążał za tym żaden piłkarz Legii. Azerowie grali na jeden czy dwa kontakty i robili sobie przewagę. Zawodnik Legii przyjmował piłkę, przekładał ją z nogi na nogę, a koledzy nie pokazywali mu się do gry. A piłka nożna to gra zespołowa i Karabach pokazał, że jako drużyna byli lepsi w każdym aspekcie.

To nie pierwszy taki mecz Legii, choć ten był najbardziej bolesny. Kiedy coś się zaczęło psuć?

- Legia w dobrym stylu i całkowicie zasłużenie sięgnęła po mistrzostwo Polski. Jej gra wyglądała dobrze przez większość sezonu, a na jesieni świetnie się to oglądało. Ale po przerwie spowodowanej pandemią oglądaliśmy inną drużynę. Legia miała szczęście, ze wygrała pierwszy i bardzo ważny mecz w Poznaniu z Lechem. Nie była tam lepsza, zdecydował jeden błąd i strzał Tomasa Pekharta. Potem był kolejny kluczowy mecz – wygrany z Wisłą i pewne zwycięstwo z Arką. Te spotkania ustawiły tabelę. Później Legia nie grała już tak dobrze jak wcześniej, to Lech grał najlepszy futbol w lidze, ale dogonić Legii już nie był wstanie. Nie wiem co później się działo z Legią, czy pandemia tak wiele ich kosztowała i zostawiła tak duży ślad? Nie wiem co się stało. Fakt jest taki, że zawodnicy byli ci sami, ale zespól wyglądał już inaczej niż jesienią. Trzeba szybko znaleźć przyczynę i wyjść na prostą.

Nie zdziwiło cię, że w najważniejszym meczu sezonu od pierwszej minuty zagrało sześciu nowych zawodników, choć nie byli gotowi do gry, niektórzy nie mieli rytmu meczowego?

- Trochę się zdziwiłem, raczej się tego nie spodziewałem. Widocznie trener szukał rozwiązań i ulepszeń. Chciał coś zmienić by wygrać. Nie udało się. Ale żaden trener czy Michniewicz, czy Vuković czy nawet wcześniej Sa Pinto, nie wystawi składu gorszego, by przegrać. Nie ma trenera, który grałby przeciwko sobie i drużynie. Widocznie trener Michniewicz widział dobrą dyspozycję tych graczy na treningach i dodatkowo miał na nich plan w kontekście spotkania z Azerami.

Teraz, po fakcie, wiele osób twierdzi, że transfery były chybione, bo nie pomogły drużynie w kluczowym momencie. Te transfery mogły być inne? Pytam, czy polecałeś kogoś na Łazienkowską w tym okienku transferowym?

- Proces transferowy to złożony proces, zawsze trzeba dokonywać wyboru. Ja oferowałem w tym okienku dwóch zawodników władzom Legii. Pierwszym był środkowy obrońca Mile Skorić – ma 29 lat, gra w NK Osijek. Jest bardzo dobry, solidny. Była szansa, aby przyszedł za małe pieniądze. Ale nie zdecydowano się na ten ruch, a teraz trudno powiedzieć, czy mógłby pomóc na tyle, by Legia awansowała do fazy grupowej europejskich pucharów. Drugim takim zawodnikiem, którego proponowałem był Damjan Bohar i on mógłby pomóc Legii od razu – ma liczby, grał z Mariborem w Lidze Mistrzów, strzelał gole w tych rozgrywkach, podobnie jak w Lidze Europy, potrafi grać pod presją. On mógłby pomóc, ale też nie można powiedzieć, że Legia go nie chciała. Było zainteresowanie, ale Zagłębie Lubin chciało za niego 800 tys. euro. Jestem zdziwiony, że Osijek zgodził się zapłacić za niego taką kwotę. Jak na gracza, któremu wygasał kontrakt i mającego 29 lat to było dużo. Być może gdyby został w Lubinie, to zimą trafiłby do Legii, ale stało się inaczej.

Polecałem też młodych, utalentowanych, na których Legia mogłaby w przyszłości dobrze zarobić, ale Legii nie stać na takich graczy.

Co dalej? W kuluarach można usłyszeć, że czarne chmury zebrały się nad dyrektorem sportowym, Radosławem Kucharskim.

- Nie chcę oceniać pracy jaką wykonał. Są w klubie osoby, które będą musiały takiej oceny dokonać. Legia nie zagra w fazie grupowej europejskich pucharów już czwarty rok z rzędu. Szkoda, bo przepadają punkty zdobyte do rankingu wcześniej – będzie więc jeszcze trudniej. A przecież jak grałem w Legii, to brakowało nam jednego miejsca w rankingu do tego, by Polska miała dwóch przedstawicieli w eliminacjach Ligi Mistrzów...

Pokusisz się o zdiagnozowanie problemu w polskiej piłce klubowej?

- Gdy byłem zawodnikiem, grałem w Legii, często słyszałem, że najważniejsza jest walka. Nie podobało mi się to. Mimo, że dla mnie jako piłkarza, walka była jednym z największych atutów na boisku. Ale zawsze grałem w klubach walczących o trofea i grali w niej najlepsi zawodnicy. Takie zespoły muszą przede wszystkim grać w piłkę, bo mają do tego odpowiednich graczy. Im nie trzeba mówić ciągle o walce, bo to jest podstawa. Tymczasem odprawy meczowe często się zaczynały od słowa walka. Tyle, że dziś każdy potrafi walczyć. A Karabach pokazał, że oprócz walki potrafi też grać dobrze w piłkę. Jeśli dziś treningi i taktyka będą bazowały na walce, to daleko się nie dotrze. Piłka jest szybsza od każdego zawodnika, jeśli będzie się nią właściwie grać, to można biegać i walczyć, a piłki się nie dogoni. Tymczasem w meczu z Karabachem zawodnicy nie pokazywali się do gry, grał tylko ten, który miał piłkę przy nodze, reszta stała. To za mało by móc myśleć o awansie do elity. Karabach bronił się i atakował zespołowo, a Legia liczyła na błysk indywidualności.

Polecamy

Komentarze (68)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.