Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu w Poznaniu

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

31.05.2020 22:30

(akt. 01.06.2020 11:44)

PKO Ekstraklasa wróciła po przymusowej przerwie, choć dla dwóch aktorów hitu, nie był to pierwszy mecz po pandemii. Legia Warszawa pokonała 1:0 Lecha Poznań po bramce, którą poprzedziła komediowa sekwencja zdarzeń i po grze pełnej pragmatyzmu. Cel uświęca środki, można stwierdzić po zwycięstwie i obserwacji gry stołecznej ekipy. Czas na kilka spostrzeżeń po klasyku, który padł łupem liderujących legionistów.

Pandemia zostawiła ślad – Nie jest to niespodzianka, ale przerwa związana z pandemią koronawirusa zostawiła ślad na drużynach i zawodnikach. Sobotnie spotkanie w Poznaniu nie zrobiło wielkiego wrażenia. Piłkarze mieli lepsze i słabe chwile, ale po niektórych widać, że nie są w najwyższej formie lub potrzebują czasu, by optymalnie się przygotować. W tym gronie jest choćby Andre Martins, który nie przypominał zawodnika, który jest jednym z liderów drugiej linii "Wojskowych". Środek pola generalnie nie był najmocniejszą stroną, tak Legii, jak i gospodarzy. Obie drużyny nie stworzyły nieziemskiego widowiska, a o większości rzeczy na murawie decydowała taktyka. Legioniści nie kryli po ostatnim gwizdku arbitra, że nie był to ich dzień. – Wielkie drużyny poznaje się po tym, że potrafią wygrać nawet w takiej sytuacji – stwierdził po zejściu z boiska Tomas PekhartW podobnych tonach wypowiedali się Aleksandar Vuković czy Mateusz Wieteska. Faktycznie, pod względem wizualnym, warszawiacy zdecydowanie lepiej wyglądali w Legnicy na tle pierwszoligowca. Kluczowy jest jednak fakt, że po dwóch meczach po przymusowej przerwie, "Wojskowi" mogą się cieszyć z dwóch zwycięstw.

Pekhart zrobił swoje  – Czeski napastnik został piłkarzem Legii zimą i od tamtego momentu nie miał okazji grać w podstawowym składzie. W Poznaniu Pekhart skorzystał na absencji Jose Kante spowodowanej zawieszeniem za czerwoną kartkę. 31-latek rozegrał solidne zawody. Kluczem oceny atakującego jest bramka z 17. minuty. Były reprezentant swojego kraju wykorzystał błąd lechitów, a potem z najbliższej odległości umieścił piłkę w siatce. Wykonał pracę, która przydzielona jest napastnikowi: był w odpowiednim miejscu i czasie. Zachował się jak rasowa "dziewiątka". Zwłaszcza w pierwszej połowie partnerzy z drużyny szukali go podaniami. Druga część gry była w wykonaniu Legii gorsza, to i Pekhart rzadziej znajdował się w centrum gry. Przebiegł jednak w sumie ponad jedenaście kilometrów, najwięcej ze wszystkich graczy na boisku. Miał za to sporo strat, choć potrafił nadrobić to solidnym zastawianiem się i wywalczeniem pięciu fauli. Z pewnością zyskał zaufanie w oczach kolegów, bo po ostatnim gwizdku wyróżnił go Artur Jędrzejczykkapitan zespołu. Za tydzień dostanie kolejną okazję występu. Kante nadal będzie pauzował, a Pekhart zagra w podstawowym składzie w Krakowie. 

Legia wyłączyła atuty Lecha – Oglądając mecz Lecha Poznań w Mielcu, w oczy rzucały się dynamiczne ataki skrzydłami. Różnicę na boisku robił zwłaszcza Kamil Jóźwiak. W sobotę Dariusz Żuraw również postawił na szybkość, ponownie stawiając na Timura Żamaletdinowa. Z tego powodu, jak i osłabienia po urazie, na ławce usiadł Christian Gytkjaer, najlepszy strzelec rozgrywek. Legia sobie poradziła i pozbawiła atutów "Kolejorza". Jedno skrzydło zostało mocno zabezpieczone przez Artura Jędrzejczyka na prawej obronie i grającego przed nim Marko Vesovicia. Jóźwiak przez długi czas nie był w stanie niczego zdziałać. Niewiele dawały też dośrodkowania poznaniaków. Najlepszą okazję po jednym z dograń Wołodymira Kostewycza miał Tymoteusz Puchacz, lecz ten nie był w stanie celnie uderzyć. Boki gospodarzy funkcjonowały źle, bo stołeczna ekipa potrafiła zbudować bardzo skuteczne zasieki. Gra Legii w ofensywie nie porwała, ale drużynie Vukovicia trzeba oddać, że rozegrała bardzo skuteczne spotkanie w destrukcji. Organizacja warszawiaków przez długi czas była wręcz wzorowa. 

Udany powrót Majeckiego – Nie grał przez całą przerwę związaną z pandemią. Tuż przed restartem, doznał urazu. Wrócił w spotkaniu, które cała Polska określała mianem hitu. Radosław Majecki poradził sobie ze zdrowiem i presją i rozegrał w Poznaniu bardzo dobre zawody. Młody golkiper był pewnym punktem stołecznej drużyny i kilkoma interwencjami pomógł zespołowi w wywiezieniu z Wielkopolski trzech punktów. Na uwagę zasługuje przede wszystkim zachowanie przy okazji Żamaletdinowa. Rosjanin dostał wyborne podanie od Pedro Tiby, ruszył do piłki, ale jego intencje słusznie przewidział Majecki. W drugiej połowie golkiper dobrze zachował się przy mocnym strzale Filipa Marchwińskiego ze skraju pola karnego. Łącznie zanotował cztery obrony, a także był czujny w każdym fragmencie spotkania. Gdy krótko rozgrywał piłkę, był bezbłędny w wyprowadzeniu jej z pola karnego. Przy dalekich wykopach osiągnął gorszy procent skuteczności (33% celności). Sumarycznie, był jedną z najjaśniej świecących postaci stołecznej ekipy w Poznaniu. Uzyskał najwyższy współczynnik InStat Index.

Mieszana Legia – Gra ofensywna Legii w Poznaniu nie jest łatwa do opisania. Próby nie imponowały, choć było widać, że warszawiacy długo byli w stanie realizować swój plan. Zwłaszcza po strzeleniu gola, dostrzegalny był olbrzmi pragmatyzm. Najpierw grano do Pekharta, choć ostatecznie niewiele z tego wynikło. Potem była seria stałych fragmentów gry. Bliscy szczęścia byli Mateusz Wieteska oraz Artur Jędrzejczyk, który dwukrotnie groźnie uderzał. Następnie przyszedł etap strzałów z dystansów, przy których minimalnie mylili się Marko Vesović oraz Domagoj Antolić. Różnie stosowano też pressing. Nie było tylu momentów ataku wysokiego, jak choćby w Legnicy, gdzie były inne warunki na placu gry. Dodatkowo stołeczna ekipa rzadko angażowała się w dużej liczbie w ataki. Wystarczy zauważyć, że Martins niezbyt regularnie pojawiał się pod bramką lechitów. Podobnie było w przypadku Antolicia, który jeśli już, to częściej od Portugalczyka wspierał ataki. Ciężar ofensywy spoczywał na barkach trzech graczy, bo jeden ze skrzydłowych często zbiegał do środka pola. W ten sposób reżyseria gry na połowie gospodarzy zależała od Waleriana Gwilii, który nie był tak aktywny, jak we wtorkowym meczu Pucharu Polski. Oglądanie ataków Legii nie mogło nadmiernie radować, choć jednocześnie tak pasywna postawa przełożyła się na defensywę. W końcu Pekhart regularnie gościł na własnej połowie będąc też pierwszym obrońcą. Zespół Vukovicia przyzwyczaił do znacznie bardziej spektakularnej gry, choć okresowe zastosowanie hasła "cel uświęca środki" przyniosło wygraną "Wojskowych" w Poznaniu

Czy pamiętasz tych piłkarzy. Cz. 1.

1/15 Zagrał 14 razy w reprezentacji Polski, obrońca, ale w Legii spędził tylko pół roku, nie zagrał w oficjalnym meczu, a w sparingu dostał czerwoną kartkę chwilę po wejściu na boisko.

Polecamy

Komentarze (38)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.