Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Lechem - wyjątkowe spotkanie

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

14.05.2024 12:00

(akt. 14.05.2024 12:16)

Piłkarze Legii Warszawa wygrali w Poznaniu z Lechem 2:1 po dwóch trafieniach samobójczych. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Udane zmiany w składzie — Trener Goncalo Feio zaskoczył składem i przede wszystkim pokazał, że w odróżnieniu od poprzednika, treningi mogą zdecydować o tym, czy ktoś w kolejnym meczu zagra lub nie. W tygodniu poprzedzającym starcie z Lechem na zajęciach bardzo dobrze wyglądał Kacper Tobiasz i wszedł do bramki kosztem Dominika Hładuna. Utrzymał koncentrację, w bardzo dobrym stylu wybronił uderzenia Radosława Murawskiego i Mikaela Ishaka. Dobry mecz „Tobiego”. W poprzednich spotkaniach słabo wypadał Ryoya Morishita, więc na wahadło wrócił Paweł Wszołek i miał udział przy obu samobójczych trafieniach, strzelił też gola, ale sędzia go nie uznał. Za „Wszołiego” do ataku powędrował Maciej Rosołek — miał pecha z faulem przy golu Wszołka, ale bardzo pomagał w pressingu, cofał się we własne pole karne, gdzie zachowywał się czasem jak rasowy obrońca. Od pierwszej minuty zagrał Jurgen Celhaka w miejsce Bartosza Kapustki i trzeba przyznać, że było to udane spotkanie Albańczyka. Chyba pierwszy raz w barwach Legii podobał nam się występ tego gracza. Udane zmiany personalne, mecz rozegrany mądrze taktycznie. Kristoffer Velde, Filip Szymczak, Afonso Sousa czy Mikael Ishak zostali niemal całkowicie wyłączeni z gry, odcięci od podań.  

Prezenty od obrońców Lecha — To aż nieprawdopodobne, jakie błędy tego dnia popełniali obrońcy Lecha. Barry Douglas w niegroźnej sytuacji w polu karnym zdzielił łokciem w twarz Marca Guala i sędzia podyktował rzut karny. Przy pierwszym samobójczym trafieniu Douglas najpierw się potknął przed Jurgenem Celhaką i tym samym oddał mu piłkę, a po chwili został nawinięty przez Pawła Wszołka. Przy dośrodkowaniu Joel Pereira źle obliczył tor lotu piłki i umożliwił oddanie strzału Yuriemu Ribeiro, a gdy Bartosz Mrozek już sięgał futbolówkę, to Miha Blazić postanowił go wyręczyć i zrobił to tak, że skierował piłkę do własnej bramki. Pod koniec pierwszej połowy Radosław Murawski nie dogadał się z Bartoszem Salamonem i w efekcie oddali piłkę Gualowi, który pognał na bramkę, ale uderzył niecelnie. Minutę później na środku boiska, nieatakowany przez nikogo Pereira tak posłał piłkę do Douglasa, że przejął ją Wszołek i pognał wzdłuż linii. Legionista tym razem dograł w pole karne prawą nogą, do piłki nie doszedł Maciej Rosołek, ale futbolówkę kolanem odbił Salamon i zrobił to tak, że efektownie wpakował ją do siatki. Zarówno liczba błędów jak i ich wielkość były czymś nieprawdopodobnym. Z pewnością trener Mariusz Rumak zdecydowanie przemotywował swoich zawodników, ale i tak nic ich nie tłumaczy.

Wyjątkowy mecz — samobóje — Minął kwadrans meczu z Lechem, a wydarzyło się w nim więcej, niż w kilku poprzednich spotkaniach. Najpierw Marc Gual świetnie wyłożył piłkę Pawłowi Wszołkowi. Ten uderzył na bramkę, piłkę podbił jeszcze Miha Blazić i futbolówka zatrzepotała w siatce. Sędzia Szymon Marciniak po analizie VAR i obejrzeniu powtórki słusznie jednak nie uznał gola, w środkowej strefie boiska przy walce o piłkę Maciej Rosołek nadepnął na stopę Afonso Sousy. Po chwili kapitalną akcją indywidualną popisał się Juergen Elitim, dograł w pole karne do Marca Guala, który został trafiony łokciem w twarz przez Barry’ego Douglasa i znów arbiter po obejrzeniu powtórki zmienił decyzję i wskazał na jedenasty metr. Do piłki podszedł Josue, ale został przeczytany przez Bartosza Mrozka, który w dobrym stylu karnego wybronił. W końcu Barry Douglas najpierw oddał piłkę Jurgenowi Celhace, potem wiatrak zrobił z niego Paweł Wszołek, a lecącą w kierunku bramki piłkę po strzale Yuriego Ribeiro do bramki wpakował Blazić. To wszystko w 15 minut. Później emocji też nie brakowało — przed przerwą Joel Pereira popełnił błąd, a po chwili Bartosz Salamon efektownym uderzeniem z kolana podwyższył wynik na 2:0. Dwa samobóje, tylko jeden celny strzał na bramkę — przy niewykorzystanym rzucie karnym i wygrana 2:1. Legioniści zagrali dopiero piąty mecz w historii, w którym rywal dwukrotnie trafiał do własnej bramki, ale po praz pierwszy taki, w którym były to jedyne trafienia „Wojskowych”.

Co się zmieniło w grze? - Legia zagrała z Lechem mądrze taktycznie, od początku podchodziła do rywali wysokim pressingiem, legioniści atakowali graczy Lecha już 30-40 metrów od ich bramki, doskakiwali do lechitów w momencie podań adresowanych do nich. Po takiej agresywnej grze i padł nieuznany gol Pawła Wszołka, taki styl pomógł też przy pierwszej bramce samobójczej — najpierw Radovan Pankov podszedł wysoko do Kristoffera Velde i wygrał z nim pojedynek, po chwili Josue wygrał starcie z Barrym Douglasem, a Jurgen Celhaka po przejęciu piłki uruchomił Pawła Wszołka. Legioniści jako zespół grali bardzo kompaktowo, poszczególne formacje grały blisko siebie, a w ten sposób odcinano od podań zarówno wahadłowych jak i napastników. Zamknięty został środek pola, w tej strefie było wiele odbiorów. Josue ma więcej zadań defensywnych, był często pierwszy zawodnikiem, który zakładał pressing. Podobać się mogło też zarządzanie meczem przez trenera Goncalo Feio, który cały czas żył spotkaniem, każdą przerwę w grze wykorzystywał do przekazywania uwag piłkarzom, korygowania ich zadań boiskowych. Cały zespół lepiej wygląda w grze defensywnej. Zespół po stracie gola nie przeszedł do desperackiej obrony, ale grał mądrze, z dala od własnej bramki.

Stawka spotkania — Dla Lecha i Legii stawka spotkania była ogromna — być albo nie być w europejskich pucharach. Legioniści byli w słabszej sytuacji — kontuzjowani byli Rafał Augustyniak, Marco Burch, Patryk Kun, Blaż Kramer i Tomas Pekhart, zaś Bartosz Kapustka wypadł za kartki. Z tego powodu na ławce usiadło dwóch graczy młodych, jeszcze bez debiutu na tym poziomie - Mateusz Szczepaniak i Jakub Adkonis. Spotkanie miało piękną oprawę — ponad 40 tys. kibiców na trybunach. Taką otoczkę lepiej wytrzymali legioniści. Gospodarze mieli problem z kartoniadą ze słowem wstyd, a kolejne transparenty i okrzyki z trybun, powodowały dodatkową nerwowość. Dla graczy Legii to już niemal chleb powszedni i nie robiło to na nich żadnego wrażenia.

Polecamy

Komentarze (20)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.