Kilka spostrzeżeń po meczu z Molde - Brak nauki na błędach i brak wniosków
23.02.2024 20:00
Miała być walka od pierwszej minuty, a była przez minutę – „Plan jest taki, żeby od pierwszego gwizdka sędziego grać z pełnym zaangażowaniem. Musimy pamiętać, że nie rozstrzygniemy wszystkiego w pierwszej połowie. Kluczowy jest balans i dobra dyspozycja przez cały mecz, a nie tylko przez jego część. Nie chcemy chwiejności i zmienności, które mogłyby przysporzyć nam kłopotów” – mówił przed meczem trener Kosta Runjaić. Niestety zamiast walki z pełnym zaangażowaniem od pierwszej minuty mieliśmy walkę przez minutę. Podanie z głębi pola do Marcusa Kaasy, zlekceważył go Radovan Pankov, przegrał pojedynek a potem źle się zachował odpuszczając. Kaasa zagrał w pole karne, piłkę odbił Kacper Tobiasz, ale zrobił to tak, że futbolówka spadła wprost pod nogi pędzącego na bramkę Fredrika Gilbrandsena, który bez problemów skierował piłkę do pustej bramki. Ten gol wprowadził w szeregi legionistów wiele nerwowości, do końca pierwszej części gry brakowało składnych akcji i wzajemnego zrozumienia. I tak naprawdę mecz się skończył, zanim się na dobre zaczął. Nie było też widać pomysłu na zmianę takiego stanu rzeczy, co w pewien sposób po meczu potwierdził szkoleniowiec Legii. – „…po 60 sekundach straciliśmy gola. Będąc trenerem, do głowy przychodzi wtedy mało pomysłów w kontekście tego, co można zrobić”.
Brak wyciągania właściwych wniosków – Legia w Norwegii zagrała wysoko ustawioną linią obrony mając dodatkowo dziurę w środku pola w postaci mającego problemy z odnalezieniem się na boisku Qendrima Zyby. I rywale potrafili to wykorzystać posyłając ze środka pola piłki za linię obrony – tak padły dwie bramki. Niestety nie wyciągnięto żądnych wniosków. W Warszawie Legia znów rozpoczęła mecz z wysoko ustawioną linią obrony i znów pierwsze podanie za tę linię skończyło się stratą gola. Trzeci gol też padł po zagraniu piłki w wolną strefę. Do tego obrona znów jest co mecz rotowana! Tym razem poza składem znalazł się Artur Jędrzejczyk, choć w tym roku z grających defensorów popełnił najmniej błędów. Na kierownika trójosobowego bloku obronnego wybrano Steva Kapuadiego, któremu na dziś brakuje do tego i doświadczenia i umiejętności – znacznie lepiej wygląda w roli półlewego stopera. To wszystko przypomina eksperymentowanie na żywym organizmie, a efektem jest sześć straconych goli w dwumeczu z Molde, które jest w trakcie okresu przygotowawczego do rozgrywek
Napastnicy zapomnieli o strzelaniu goli – Piłkarze Legii rozegrali w tym roku cztery oficjalne mecze. W pierwszych połowach nie strzelili żadnego gola, ale za to pięć stracili. Niemal wszyscy zawodnicy grają obecnie poniżej swoich możliwości, nie są w optymalnej dyspozycji, ale naprawdę fatalnie prezentują się napastnicy. Marc Gual w zeszłym sezonie był królem strzelców w barwach Jagiellonii, w Legii miał niezły początek, ale później coś się zacięło. Do dziś ma na koncie dwa gole w lidze – oba w starciach z Ruchem Chorzów. Patrząc na to co dzieje się z Gualem, przypomina nam się historia Carlitosa, który też wrócił z dużym entuzjazmem, miał fajny początek, a potem coś się zablokowało. Obaj Hiszpanie w efekcie przestali trafiać do siatki. Tomas Pekhart też był królem strzelców – w sezonie 2020/21. W lidze strzelił w tym sezonie 6 goli, ale ostatniego 27 września. W czwartek nawet jak miał dobre dośrodkowanie na głowę, to z niego nie skorzystał. Blaż Kramer ma na koncie dwa gole w lidze, ostatnio grał słabo, nie dochodził do sytuacji bramkowych. Z kolei Maciej Rosołek ma jedną bramkę – zdobył ją nie tak dawno, bo w starciu z Puszczą Niepołomice. Czyli w sumie czterech napastników Legii strzeliło 11 goli w lidze w tym sezonie! Dramatycznie mało. Dla porównania Łukasz Sołowiej, Michał Koj, Artur Craciun i Roman Jakuba czyli obrońcy Puszczy Niepołomice, mają już 13 bramek zdobytych w tym sezonie! W meczu z Molde dwie okazje miał Pekhart, ale nie trafiał w bramkę, dwie szanse miał Gual – raz świetnie interweniował bramkarz, a raz trafił w słupek. Hiszpan zdobył też gola, ale z pozycji spalonej. Jeden strzał oddał Kramer, ale ponad bramkę. Rosołek okazji do strzelenia gola nie miał. Jeśli ktokolwiek z napastników Legii stwarza zagrożenie, to jest to Gual i chyba na niego powinien postawić trener, a pozostali powinni odpocząć i potrenować.
Dość tłumaczeń – Po meczu w Norwegii słyszeliśmy o tym, że Legia miała problemy z przystosowaniem się do gry na sztucznej nawierzchni. – Mieliśmy problem z grą na sztucznej murawie, z szybką adaptacją się do tych warunków. AS Roma też przegrała z Bodo/Glimt. W Turcji rozmawialiśmy z przedstawicielem Łudogarca, który grał na takim boisku i mówił, że to zupełnie inna gra. My się o tym przekonaliśmy w Molde – tłumaczył Kosta Runjaić. Jak się po tygodniu okazało, to nie murawa była problemem. Przy Łazienkowskiej trawa była naturalna, ale różnicy nie było widać, popełniono te same błędy. Innym tłumaczeniem postawy zespołu jest sprzedaż dwóch zawodników zimą – Bartosza Slisza i Ernesta Muciego. Fakt, że sprzedażą tych graczy i brakiem odpowiednich następców, klub dał szkoleniowcowi alibi na wypadek niepowodzeń. Ale wypada wspomnieć, że ze Sliszem i Mucim w składzie legioniści tracili punkty remisując lub przegrywając z Wartą Poznań, Stalą Mielec, ŁKS-em Łódź, Cracovią czy Koroną Kielce w Pucharze Polski. Ze wspomnianą dwójką Legia nie była na pierwszym miejscu w tabeli, ale na piątym. Oczywiście wzmocnienia by się przydały, są wskazane, ich brak jest problemem, ale nie można wszystkiego sprowadzać do tego, że dwóch piłkarzy odeszło. Po meczach słyszymy też o braku szczęścia, czy sędziach którzy czegoś nie zauważyli. Ale powoli mamy dość tych tłumaczeń. Prawdziwym powodem takiej postawy jest słabsza gra od października, kłopoty z grą defensywną, brak skuteczności napastników, brak skutecznych stałych fragmentów gry, dość czytelna dla rywali taktyka legionistów. Czas uderzyć się w pierś i winy poszukać u siebie.
Szukanie pozytywów – Od jednego z trenerów ekstraklasy usłyszałem w piątek rano, że Molde uratowało Legii grę w przyszłorocznej edycji pucharów, bo grając co trzy dni z punktowaniem w ekstraklasie dobrze by nie było. Pół żartem, pół serio, dobrze by było, gdyby te słowa się sprawdziły. Kadra Legii jest zbyt wąska jakościowo by grać na dwóch frontach, za to na grę raz w tygodniu powinno wystarczyć. Jednak ten czas do końca roku trzeba dobrze wykorzystać. Przez poprzednie półtora roku można było sobie np. przygotować młodzieżowca dając grać, któremuś z młodych piłkarzy regularnie. Ale tego nie zrobiono, a przepis o młodzieżowcu wciąż obowiązuje i dlatego jedynym gotowym jest Kacper Tobiasz. W czwartkowym meczu przy stanie 0:3 na 20 minut przed końcem meczu chyba już nie było złudzeń, że strzelimy cztery gole i doprowadzimy do dogrywki. Czyli można było wpuścić młodego Filipa Rejczyka by łapał cenne minuty i doświadczenie. Ale nie, na murawie pojawił się Gil Dias… Trudno powiedzieć po co, skoro już teraz wiadomo, że za milion euro nikt go nie wykupi i w maju już go w Warszawie nie będzie. Szczerze mówiąc, to chyba lepiej było stawiać na tej pozycji wiosną na młodego Jakuba Jędrasika. To by przynajmniej miało jakiś sens.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.