Oceny piłkarzy Legii za mecz z Molde FK – rozgromieni przez Wikingów
23.02.2024 18:45
Gra zespołu 2 (2,48 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Niewiele wniosków wyciągnęła drużyna i jej sztab szkoleniowy sprzed tygodnia – bardzo wysoko ustawiona linia obrony, pierwsza piłka za nią i gol. Tak, jakby nie widzieli, że dokładnie takie same bramki tracili w Molde. Tak, jakby nie można było rozpocząć meczu spokojnie, z niżej ustawioną defensywą i drugą linią, by odpowiednio wejść w mecz. Niezależnie od błędów indywidualnych piłkarzy, których trener przewidzieć nie może, to przecież analiza sposobu gry Norwegów i znalezienie na niego rozwiązania w odpowiednim ustawieniu gry defensywnej należały właśnie do Kosty Runjaicia. A tak skończyło się znów trzema straconymi golami, w tym dwoma właśnie po zagraniu w wolne strefy za linię obrony. Po raz kolejny widać też, że ciągłe rotacje ordynowane przez trenera nie wpływają dobrze na zrozumienie pomiędzy obrońcami. Ciekawe czy przy grze co tydzień, po odpadnięciu z europejskich pucharów te planowe zmiany we wszystkich formacjach usprawiedliwiane dotąd koniecznością odpowiedniej regeneracji, zostaną wreszcie zatrzymane i grać będą w lidze wyłącznie najlepsi?! Pytanie też, kto jest tym najlepszym? W czwartkowym meczu rezerwowi zagrali na tym samym poziomie, co piłkarze pierwszego składu. Można więc z przekąsem zauważyć, że kadra rzeczywiście zgodnie ze słowami dyrektora sportowego jest wyrównana, tylko linia tego wyrównania przebiega ostatnio dość nisko. Do czwartkowej fatalnej gry linii defensywnej trzeba dołożyć również jeszcze gorszą niemoc napastników. Pomimo trzech straconych goli to właśnie napastnicy znów zaprezentowali się najgorzej. Drużyna na początku rundy robi wrażenie kompletnie rozsypanej. Oczywiście wiemy, jak ważną rolę pełnił w środku pola Slisz i że Muci był najbardziej kreatywnym napastnikiem, ale pełne ludzi niezastąpionych są wyłącznie cmentarze. Albańczyk przecież wcale wielu goli nie strzelał, a o odejściu Slisza wiadomo było już na początku okresu przygotowawczego i czasu na ustawienie gry bez reprezentanta Polski na boisku też było dosyć. Tymczasem podstawowym pomysłem Legii w ataku dziś jest dogranie do boku oraz dośrodkowanie spod końcowej linii i albo trafi się kogoś w głowę, albo ktoś wbiegając z głębi pola na nią wpadnie i wepchnie do bramki. Drugi pomysł to górna piłka ze środka na dalszy słupek i jej zgranie do środka. A też nie jest wcale łatwo takie ataki zorganizować, bo najpierw trzeba piłkę w środku pola przejąć, a bez Slisza nie ma tego kto robić. Najwyraźniej trener Runjaić nikogo odpowiedniego do wypełniania takich zadań w kadrze nie znalazł. Powstają naprawdę duże obawy, że to był ostatni w tym roku kalendarzowym występ Legii w europejskich pucharach, bo z piątego miejsca się do nich „Wojskowi” nie zakwalifikują, a z taką grą jak w rozegranych do tej pory w lutym czterech meczach wyżej w tabeli Ekstraklasy się nie znajdą.
Kacper Tobiasz 2 (1,57 - ocena Czytelników). W normalnych okolicznościach Tobiasz dawno siedziałby na ławce, bo wystawianie go w kolejnych meczach i dawanie okazji do popełniania kolejnych prostych błędów robi krzywdę nie mniejsza jemu niż całej drużynie. Widocznie okoliczności w drużynie prowadzonej przez Kostę Runjaicia normalne nie są, skoro nawet nie będąc zmuszonym przepisem o młodzieżowcu niemiecki trener wstawia Tobiasza do bramki, mimo iż ten nie miał dawno rozegranego dobrego meczu, a ostatnio kilka błędów mu się zdarzyło. To, co zrobił tydzień temu w Molde powtórzył w czwartek przy Łazienkowskiej i to już w drugiej minucie spotkania, powtarzalność jest na pewno bardzo ważna w sporcie, ale z pewnością nie taka. Za pozostałe dwie stracone bramki wyłączną winę ponoszą obrońcy, niemniej nic się nie zmienia – niemal wszystko co w bramkę leci, to w nią wpada, Tobiasz w czwartek obronił tylko jeden mocny strzał z dystansu, który leciał wprost w niego, a raz uratował go na chwilę słupek. Bramkarz Molde pokazał najlepiej przy strzałach Guala i Josue, że nawet trudne i mocne strzały można bronić w niemal beznadziejnych sytuacjach. Tobiasz dwa razy dobrze wyszedł do piłki przed pole karne asekurując obrońców, dwa razy podał dobrze długą piłkę na kontratak, raz podał do przeciwnika, raz zagrał w aut. Tylko pierwszy gol zawalony przez niego, więc nawet o jeden mniej niż w Molde, ale ocena znów bardzo niska.
Radovan Pankov 2 (2,05). Wbrew pozorom obrona Legii nie popełniła wielu poważnych błędów. Były tak naprawdę trzy, wszystkie trzy skończyły się golami i we wszystkie trzy mocno zamieszany był Serb, choć nie on był na koniec ich bezpośrednim sprawcą. Za każdym razem jednak pozwalał rywalowi dośrodkować wzdłuż bramki, z czego dwa razy po tym, jak przeciwnik mu po prostu uciekł. Opłacało się po prostu Norwegom grać za plecy Pankova. Pierwsza połowa w wykonaniu Radovana była katastrofalna, bo do błędów w obronie dochodziły jeszcze straty. W drugiej przynajmniej jeśli chodzi o grę w piłkę było zdecydowanie lepiej, bo Serb ją wyprowadzał i włączał się do jej rozgrywania na połowie przeciwnika, wywalczył też jeden rzut wolny. Raz po stałym fragmencie gry doszedł do strzału, ale w bramkę nie trafił. Serb za popychanie rywala bez piłki i wywożenie wraz z Diasem kolejnego Norwega za linię boczną powinien dostać przynajmniej jedną żółtą kartkę, ale zlitował się nad nim sędzia. Bardzo zły mecz Pankova, jak i całej defensywy zresztą.
Steve Kapuadi 2 (2,16). Skoro po pierwszym meczu w Molde trener Runjaić nie zorientował się, że Francuz w kolejnym spotkaniu z Norwegami nie powinien na środku kierować wysoko ustawioną obroną w rewanżu, to szczerze mówiąc nie wiemy, jakie analizy robi po spotkaniach. Był jedynym piłkarzem z defensywy, który nie ponosił winy za utratę pierwszego gola, za to druga bramka była już niemal w całości jego. Gola piętką zdobył kryty przez Kapuadiego Hestad. Znów zemścił się tu dziwny i niezwykły u większości obrońców Legii nawyk krycia z odstępem od rywala nawet tuż przed bramką, z pewnością wiele do powiedzenia jak to należy robić zgodnie ze sztuką miałby siedzący na trybunach Michał Pazdan. Przy golu trzecim zapewne mógł przeciąć piłkę, ale tym razem krył swojego przeciwnika i to jednak nie do niego pretensje kierować należy. W sumie więc jeden zawalony gol, parę błędów, choć niezbyt poważnych przy wyprowadzaniu piłki i jeden niecelny strzał głową po stałym fragmencie gry. Na przyszłego szefa obrony nam Kapuadi nie wygląda i to nie tylko ze względu na szybkość, ale też i na problemy z przewidywaniem rozwoju akcji. Najlepiej widać to było na samym początku akcji, która dała rywalom drugiego gola. Chyba lepiej byłoby go ustawiać po lewej stronie w trójce. Oczywiście co bardziej sfrustrowani komentatorzy wysłaliby go pewnie na trybuny po dwumeczu z Norwegami, zwracamy jednak uwagę, że w kadrze dziś nie bardzo dostrzegamy obrońców, którzy mogliby grać pewniej, niż ci, co obecnie grają, zwłaszcza że trener Runjaić i tak nimi nieustannie rotuje.
Yuri Ribeiro 2 (2,49). Trzeci gol zawalony, kompletnie nie rozumiemy co robił w tej sytuacji i dlaczego nie uważał na to, czy ktoś mu zza pleców nie wybiegnie. Przecież jeśli nikogo w polu karnym nie kryjesz, to najprawdopodobniej jesteś źle ustawiony, obrońca pod własną bramką nigdy nie może być tylko widzem. Tak samo zresztą Portugalczyk nie uważał na przeciwnika, który biegł za nim przy pierwszym golu, czy coś by się mu naprawdę stało, gdyby częściej starał się być jednak przy napastnikach koszulka w koszulkę? Przy drugim golu mógł zablokować strzał zmierzający na słupek, ale uchylił się od piłki. Wcześniej też wraz z resztą obrońców nie bardzo kontrolował ustawienie wychodzących z kontrą Norwegów. Do rozgrywania z przodu włączał się rzadziej niż zwykle, sporo podań miał też niecelnych, wywalczył za to dwa stałe fragmenty gry. Ribeiro jest wiosną znów piłkarzem pierwszego wyboru trenera Runjaicia i gra w każdym meczu, to najbardziej wybiegany piłkarz Legii po odejściu Slisza, kondycji na pewno Portugalczykowi nie brakuje. Do tej pory błędów popełniał mniej niż większość jego kolegów, pytanie, czy po tak złym występie i on w końcu też nie zostanie poddany tak lubianemu przez szkoleniowca Legii procesowi rotacji.
Paweł Wszołek 3 (2,28). Jedno dobre dośrodkowanie, dwie udane interwencje w defensywie i sporo wrzutek niedokładnych. Pogubił się Wszołek na początku rundy, wygląda jakby brakowało mu pewności siebie i wiary, niepomaga mu też to, że rok zaczął lecząc uraz, a do treningów wrócił nieco szybciej niż przewidywano, na co wpływ mogł mieć transfer Ryoyi Morishity. Pod koniec pierwszej połowy zagrał znakomite podanie do Guala, Hiszpan nie wykorzystał jednak stuprocentowej sytuacji okradając Wszołka z asysty. Słaby występ, ale jego zmiennik zagrał jeszcze gorzej.
Rafał Augustyniak 3 (2,50). W pierwszej połowie były przejęcia piłki w środku pola, strat jednak więcej niż przejęć, do tego jeden wywalczony rzut wolny, jeden bardzo niecelny strzał z dystansu i przegrany pojedynek w akcji zakończonej drugim golem dla Molde. Po zmianie stron były już głównie straty oraz żółta kartka za ostry wjazd w rywala, co poskutkowało niemal natychmiastową zmianą. Augustyniak był najlepszym obrońcą Legii, ale na środku pomocy na razie sobie kompletnie nie radzi, bo nie potrafi przewidywać rozwoju sytuacji i nadrabiać ustawieniem braków w mobilności. Jak sam mówił, Sliszem nie będzie, bo nie ma takiej motoryki jak obecny piłkarz Atlanty. A skoro nie będzie, a obrona sądząc po straconych bramkach z Norwegami potężnie ucierpiała na przejściu Augustyniaka do pomocy, to może jednak trener zdecyduje się w przyszłości na powrót doświadczonego legionisty na środek obrony. Były mecze w których popełniał błędy i w obronie, zwłaszcza po powrocie po kontuzji, ale wydaje się nam, że ze wszystkich legionistów to on najlepiej dawał sobie radę z ustawieniem na samym środku defensywy i zarządzaniem linią obronną.
Juergen Elitim 4 (3,25). Kolumbijczyk jest chyba jedynym piłkarzem z jesiennego składu, który w pierwszych meczach wiosennych w naszych oczach nie stracił. Pracuje w środku pola w defensywie, niestety najczęściej sam, wyprowadza też piłkę i bierze na siebie ciężar gry, to do spółki z Josue. Nie wszystkie oczywiście podania są dokładne, ale w porównaniu do pozostałych pomocników oraz kapitana Legii, to jednak większość piłek zagranych przez Elitima trafia do partnerów. Pewnie byłby jeszcze bardziej kreatywny i lepiej by bronił, gdyby miał koło siebie drugiego pomocnika na podobnym poziomie. Nikt w Legii w czwartek nie zagrał nawet na przeciętnym poziomie, ale do Elitima znów większych pretensji nie mamy.
Ryoya Morishita 4 (4,08). Japończyk był drugim i niestety ostatnim obok Elitima legionistą, który trochę w czwartek w piłkę pograł. Tyle, że Morishita tym razem grał zrywami – po pierwszych dobrych dwudziestu minutach, nastąpiło dwadzieścia minut pełnych mizerii, lepsza była nieco końcówka pierwszej połowy. W pierwszej połowie Morishita wywalczył też trzy stałe fragmenty gry. Po przejściu po przerwie na prawą stronę Japończyk zaprezentował trzy dobre dośrodkowania, których nie wykorzystali kolejno Gual, Pekhart i Kramer. W końcowej fazie meczu został zmieniony, zapewne planowo w ramach „słynnej rotacji”. Nie miało to żadnego znaczenia, bo mecz i dwumecz były już rozstrzygnięte. Obok Elitima drugi z legionistów, który w czwartek zawiódł najmniej.
Josue Pesqueira 3 (2,83). Bardzo dużo podań niecelnych w pierwszej połowie, trudno nam zrozumieć dlaczego grający jeszcze jesienią dokładne piłki kapitan Legii posyła je teraz albo do przeciwnika albo za linię końcową. Druga część meczu była lepsza, wywalczył trzy stałe fragmenty gry, zagrał kilka niezłych i w końcu dokładniejszych podań, oddał trzy strzały, jeden został obroniony przez bramkarza, resztę zablokowali obrońcy. Stałe fragmenty gry jak zagrożenia nie stwarzały, tak nie stwarzają - raz dograł na głowę Pehkarta, ale Czech uderzył ponad bramką. Bardzo słaby mecz Josue, ale to samo można powiedzieć o niemal wszystkich legionistach. Zobaczymy w niedzielę, co Legia zagra bez Portugalczyka.
Marc Gual 1 (2,46). Z chińskich filmów kung-fu znamy sceny, gdy mistrz zakłada uczniowi podczas treningu opaskę na oczy, by ten umiał odbierać inne bodźce niż wzrokowe i odpowiednio na nie reagować. Nie spodziewaliśmy się, że ten rodzaj szkolenia może być stosowany również w piłce nożnej i to w dodatku nie na treningu, a w meczu. Gual z pewnością z taką opaską w czwartek grał, tylko najwyraźniej była ona niewidzialna. Żadnego innego wytłumaczenia tego, ze niemal każde podanie było albo niecelne, albo grane na dobieg bez żadnej możliwości zdążenia do niego przez kolegę nie znajdujemy. Nie miało znaczenia, czy podanie to było z pierwszej piłki, czy nie, czy było na własnej połowie czy pod polem karnym Molde, czy pod własnym polem karnym – po prostu kierowane było w losową stronę z równie losowo dobraną siłą. Do tego Gual zmarnował dwie doskonałe sytuacje – jedną pod koniec pierwszej połowy po podaniu Wszołka, drugą tuż po zmianie stron po dograniu Morishity. I jeszcze wyłożył rywalowi piłkę na strzał z dystansu, uprzednio dając się ograć. Do siatki trafił po tak wyraźnym spalonym, że nawet nie było o czym dyskutować.
Tomas Pekhart 1 (1,90). O ile występ Guala był filmowy, to Pekhartowi było bliżej raczej do teatru, konkretnie tytułu sztuki Alejandro Casony „Drzewa umierają stojąc”. Ledwie dwa razy zapamiętaliśmy, jak piłkę przyjął i odegrał, najczęściej stał w polu karnym, a zagrana do niego tam piłka odbijała się od czeskiego napastnika zgodnie z zasadami geometrii. Czech miał też fenomenalną sytuację na trafienie do siatki po wrzutce Morsihity, ale nie trafił głową z trzech metrów do bramki. Kiedyś zrobiłby to nawet z niewidzialną opaską Guala, dziś ma ogromne problemy ze skoordynowaniem wyskoku. Niestety Pekhart już od końcówki zeszłej rundy przypomina zawodnika który zgubił formę, a w czwartek wyglądał wręcz, jakby właśnie karierę wznawiał grę po dłuższej przerwie.
Patryk Kun 2 (2,36). Dobry przykład rezerwowego, który wchodzi na boisko i gra gorzej niż piłkarz, którego zmienił. Jedno w miarę dobre dośrodkowanie na rozegrane pół meczu, dwie wrzutki nieudane i do tego dwa błędy w defensywie - w tym ten, który dał Molde trzeciego gola. Razem z Ribiero nie potrafili we dwóch upilnować zamykającego akcję Guldbrandsena i oczywiście nie było też żadnej komunikacji między obydwoma piłkarzami, a grają przecież ze sobą od początku sezonu. Wygląda na to, że przy grze co tydzień były piłkarz Rakowa będzie znaczniej częściej przesiadywał na ławce niż jesienią, bo takimi wejściami swojej pozycji w oczach trenera nie poprawi.
Bartosz Kapustka 2 (2,97). Skoro Kapustka zagrał godzinę z Puszczą w niedzielę, to w czwartek usiadł na ławce. Wyygląda na to, że musi być oszczędzany ze względu na stan zdrowia. I akurat w meczu z Molde nie miała ta decyzja większego znaczenia, bo gdy Kapustka wszedł, to różnicy nie zrobił. Był widoczny mniej więcej tak, jak parę minut później wprowadzony Rosołek, czyli prawie wcale.
Blaż Kramer 2 (2,33). Jest ktoś, kto zagrał z ławki odrobinę lepiej niż piłkarz, za którego wszedł na boisko. To Kramer. Nie to, że wniósł wiele pozytywnego,.Nie to że wykorzystał, jedyną stworzoną mu przez Morishitę sytuację - oczywiście uderzył głową nad bramką. Ale przynajmniej się ruszał, dzięki czemu brał czasem udział przy wyprowadzaniu piłki, zwłaszcza gdy defensywa Molde stawała wyżej. Niewiele, ale i tak nieco lepiej było oglądać w czwartek jego grę niż Pekharta.
Maciej Rosołek 2 (2,30). Na boisku był przez ponad dwadzieścia minut, zapamiętaliśmy go z jednego kontaktu z piłką zakończonego stratą. Skoro Gual był w czwartek posiadaczem artefaktu Niewidzialnej Opaski, to Rosołek na mecz z Molde najwyraźniej założył Płaszcz Niewidzialności.
Gil Dias 2 (2,15). Zapamiętaliśmy go głównie z przeciągnięcia za linię końcową Fjortorfa Lovika symulującego kontuzję. Spodobało się to najwyraźniej nie tylko nam, bo za chwilę powtórzył to Pankov. Spodobało się też sędziemu, który żółtą kartkę dał Norwegowi, a nie legionistom. W Ekstraklasie raczej by Dias bez kartki przy takim zachowaniu nie skończył. Mniej rozbawiały nas natomiast straty Portugalczyka, które najczęściej kończyły jego próby akcji. Zdumienie budziło, że nawet z Josue nie potrafił się Dias dogadać przy podaniach, choć obaj mówią tym samym językiem przecież i nie znają się od wczoraj. Z rzeczy pozytywnych widzieliśmy tylko dwa odbiory. To ostatni piłkarz z pola, nie licząc juniorów, jaki do tej pory się nam wiosną na boisku nie pokazał. I po tym krótkim pokazie nie jesteśmy zdziwieni, że spośród czwórki wahadłowych jest dziś ostatnim do gry.
Najlepszego legionistę meczu niełatwo było wybrać, według Czytelników był to Ryoya Morsihita, a według redaktorów Juergen Elitim.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.