Wnioski, spostrzeżenia

Kilka spostrzeżeń po meczu z Radomiakiem - mecz pod kontrolą

Redaktor Marcin Szymczyk

Marcin Szymczyk

Źródło: Legia.Net

20.08.2024 01:10

(akt. 20.08.2024 12:39)

Piłkarze Legii Warszawa, chwilę po meczu z Brondby, rozprawili się u siebie z Radomiakiem Radom wygrywając 4:1. Spotkanie miało spokojny dla legionistów przebieg. Czas na kilka pomeczowych spostrzeżeń.

Mecz pod kontrolą — To był dobry mecz Legii, rozgrywany w stylu o wiele przyjemniejszym dla oka niż poprzednie spotkania. Legioniści dobrze weszli w mecz, między 5. a 15. minutą stworzyli sobie cztery okazje bramkowe — dwukrotnie po błędach graczy rywala przy wyprowadzaniu piłki ze strefy obronnej. Brakowało wykończenia lub podjęcia optymalnej decyzji w ostatniej fazie akcji. Później przez dziesięć minut było sporo niedokładności, z której próbował skorzystać Radomiak, ale robił to dość nieudolnie. Jedyną sytuację goście stworzyli sobie po koszmarnym błędzie Sergio Barcii. Później znów piłkarze Legii lepiej operowali futbolówką i przeważali. Bardzo dobrze wyglądała prawa strona boiska, piłka była często rozgrywana w trójkącie Wszołek, Kapustka i Augustyniak lub Alfarela. Przy dwóch bramkach przed przerwą udział miał Bartosz Kapustka — najpierw wywalczył karnego, potem sam skierował piłkę do siatki. Po przerwie, znów po błędzie Barcii, Radomiak strzelił gola za sprawą Capity, ale Legia po stracie gola przejęła inicjatywę — podwyższyła prowadzenie i aż do 80. minuty trzymała rywali z dala od własnego pola karnego. Później zaczęły przydarzać się błędy, straty — jak Wojciechowi Urbańskiemu, a Kacper Tobiasz w znakomitym stylu wybronił sytuację sam na sam z Capitą. Ale ostatnie minuty należały znów do Legii — niewiele pomylił się Ruben Vinagre, a wynik ustalił Urbański. Zwycięstwo Legii nie było zagrożone, a dzięki grze do końca i czwartemu golowi udało się wyjść na pozycję lidera w tabeli ekstraklasy.

Kapustka, Morishita  i Vinagre na plus — Zacznę od Bartosza Kapustki, którego występ w tym spotkaniu był zagrożony. „Kapi” był przeziębiony, zagrał na własną prośbę. Mimo wirusa był od początku bardzo aktywny, pokazywał się do gry, walczył o każdą piłkę — miał cztery przechwyty, zdobył bramkę, po jego strzale odgwizdany został rzut karny. Z meczu na mecz gra Kapustki wygląda lepiej. Liczby były wcześniej, teraz dochodzi do tego lepszy styl. Podawał z 85-procentową skutecznością. Oby tak dalej. Po zmianie pozycji na środek pola podoba nam się gra Ryoyi Morishity. Japończyk dużo zyskał, gra szybko, kombinacyjnie, jest bardzo aktywny. W niedzielę miał 80 kontaktów z piłką, podawał z 90-procentową skutecznością. Powinien mieć przynajmniej jedną asystę, ale jego dogranie w pole karne zepsuł Migouel Alfarela źle przyjmując sobie piłkę. Cieszy fakt, że w zespole pojawił się zawodnik na lewe wahadło z umiejętnościami przewyższającymi ekstraklasę. Ruben Vinagre dopiero się rozkręca, ale widać, że potrafi bardzo dużo. W niedzielę się bawił, tracił mało piłek, bardzo dokładnie podawał - 92 procent skuteczności, chętnie wchodził z pojedynki — aż 20 razy. Nie odpuszczał gry w obronie, miał 4 przechwyty. Z przyjemnością patrzyło się na jego grę i można tylko żałować, że to rozwiązanie tylko do końca sezonu — wtedy skończy się wypożyczenie, a wykup będzie kosztowny. Legia nie będzie też w stanie sprostać wymaganiom dotyczącym zarobków. Ale do tego czasu, jeśli zdrowie dopisze, Vinagre da kibicom Legii wiele powodów do radości. Coś drgnęło też w grze Pawła Wszołka, który był dynamiczny, wybiegał na wolne przestrzenie, miał dużo ochoty do gry i zagrał najlepszy mecz w tym sezonie.

Kontrowersyjne przepisy — Zwykle gdy Legia otrzymuje rzut karny, to wzbudza to kontrowersje, a sytuacja jest rozkładana na czynniki pierwsze. Nie inaczej było tym razem — ręka Damiana Jakubika spotkała się z twarzą Claude Goncalvesa. Siedząc obok boiska, można było usłyszeć dość wyraźny „plask” sugerujący uderzenie. Usłyszał to chyba również Damian Sylwestrzak i podyktował "jedenastkę", którą na bramkę zamienił Marc Gual. Komentujący spotkanie Marcin Rosłoń stwierdził, że karny był niesłuszny, w podobnym tonie na konferencji prasowej wypowiadał się trener Radomiaka Bruno Baltazar. Również w studio Canal + w programie Liga Plus Ekstra oceniający sytuację Adam Lyczmański miał pretensje do prowadzącego mecz arbitra jak i do wozu VAR o taką interpretację zdarzenia. Ale dociskany przez Marka Jóźwiaka o wykładnię przepisu Lyczmański stwierdził, że jeśli jest ruch ręki do twarzy, to jest faul, ale jeśli jest ruch twarzy do ręki, to faulu nie ma. Ekspert Canal+ ocenił, że w tej sytuacji był ruch twarzy Goncalvesa do ręki Jakubika, nie zgodzili się z nim sędziowie VAR. W podobnej, a może nawet bardziej wyrazistej sytuacji w czwartek ręka Sergio Barcii spotkała się w polu karnym z twarzą gracza Brondby Yoito Suzukiego i arbiter karnego nie podyktował. Problemem wydaje się nie osoba sędziego co tak skonstruowany zapis, że sędzia zawsze się z niego wybroni. Przecież ocena, zwłaszcza na stop-klatce, tego czy jest ruch ręki do twarzy czy na odwrót, to w większości przypadków będzie kwestia luźnej interpretacji. Dopóki tak będą tworzone przepisy, to w kwestiach kontrowersji nic się nie zmieni.

Kilka pozytywów — Legia jako jedyny zespół w ekstraklasie rozegrała już 9 meczów we wszystkich rozgrywkach i na razie wypełnia wszystkie cele sportowe — awansowała do IV rundy eliminacji Ligi Konferencji, jest na pierwszym miejscu w tabeli ekstraklasy. I nie przełożyła przy tym żadnego meczu na późniejszy termin. Legioniści mają już za sobą 12 meczów z rzędu z minimum strzelonym jednym golem — ostatni raz mecz bez zdobytej bramki miał miejsce w 5 maja z Radomiakiem przy Łazienkowskiej. Lepiej niż w poprzednich spotkaniach wyglądał atak pozycyjny Legii, niezwykle ważne okazały się odbiory na połowie przeciwnika. Zwycięstwo zbudowało większą pewność siebie i dobrze rokuje przed meczami z Dritą Gnjilane. Dużym zainteresowaniem przed meczem cieszył się Legia Park — w szczególności zamontowana z okazji upałów kurtyna wodna oraz legijny food truck.

Kowal info - „Wykonałem już dwa-trzy telefony i wiem, że w szatni są wkurzeni, bo on wyzywa piłkarzy. Było gorąco. Jest źle. Jest kilku zawodników, którzy po prostu są wyzywani. Jest zadyma” — komentował Wojciech Kowalczyk w programie „Liga Minus”. Plotka szybko się rozrosła, na Twitterze można było przeczytać, że rada drużyny była już z tym problemem u dyrektora sportowego, Jacka Zielińskiego. Do takich spotkań dochodzi cyklicznie, raz w miesiącu, ale jak udało nam się dowiedzieć, ten temat nie był poruszany. Trener Goncalo Feio jest człowiekiem emocjonalnym, czasem zwróci komuś uwagę w bardziej ostrych słowach, ale później zwykle bierze takiego zawodnika na bok i spokojnie tłumaczy co go zdenerwowało i czego oczekuje. Z całą pewnością nie jest tak, jak można wywnioskować z różnych wpisów, że trener traci szatnię. Zdecydowana większość piłkarzy uważa, że to może być dobry sezon i że wszystko powinno pójść we właściwym kierunku. Nie było takiej sytuacji, by piłkarze skarżyli się na trenera do dyrektora sportowego czy zarządu, nikt z zawodników się na trenera nie obraził. Nie wiemy, kto udzielił Wojciechowi Kowalczykowi takich informacji, ale wygląda na to, że nie był z „Kowalem” do końca szczery. Szkoda jedynie, że takie informacje zwykle pojawiają się w momencie, gdy zespół czeka jakiś ważny mecz, tym razem przed dwumeczem decydującym o wejście do fazy ligowej pucharów.

Polecamy

Komentarze (91)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.