Kilka spostrzeżeń po meczu z Rakowem - piłkarskie szachy
17.09.2024 18:05
Piłkarskie szachy — To nie był mecz, który oglądało się z przyjemnością. Oba zespoły były nastawione przede wszystkim na to, by gola nie stracić, a dopiero w dalszej kolejności na to, że może uda się coś strzelić. Zespół Rakowa często oddawał piłkę Legii i wyczekiwał na błąd, gdy piłkę mieli legioniści zwykle wszyscy gracze Marka Papszuna byli na własnej połowie, formacje były blisko siebie, zawężały pole gry, co zmuszało graczy Legii do ataku pozycyjnego. Drużyna Goncalo Feio nie chciała nadziać się na ewentualne kontry po stratach i również zabezpieczała tyły. Legioniści mieli większe posiadanie piłki, wymienili blisko dwieście podań więcej, ale niewiele z tego wynikało. W grze zawodników Legii było za mało ruchu, dynamiki. Gdy Migouel Alfarela lub Jean Pierre Nsame przejęli piłkę pod bramką rywala, to dość długo musieli czekać, aż do pola karnego zbliżą się ich koledzy. Legia przez cały mecz stworzyła trzy groźne sytuacje pod bramką rywala, zaś Raków pod bramką Legii dwie takie okazje. Goście wykorzystali jedną i wygrali. O tym, jaki to był mecz, najlepiej świadczą liczby strzałów celnych — Legia miała takie trzy, a Raków tylko jeden. Współczynnik goli oczekiwanych 0,93 do 0,90. Mecz na remis, ale raz rywale wykorzystali serię błędów graczy Legii i zwyciężyli. Nie chcemy oglądać takich spotkań, ale mamy świadomość, że wiele drużyn może przyjechać na mecz z Legią nastawionych bardzo podobnie. Tym bardziej że Legia na razie ma problemy z grą w ataku pozycyjnym. Śląsk zagrał we Wrocławiu podobnie jak Raków i ugrał punkt, choć tam akurat przy dużej nieskuteczności graczy Legii.
Straty pod własną bramką — Piłkarze Legii przed meczem z Rakowem na treningach sporo czasu poświęcili na wychodzenie z piłką ze strefy obronnej pod presją rywala, gdy do obrońców podbiegali rywale powodując, że na rozegranie piłki nie było zbyt dużo czasu i miejsca. Pewnie praca nad tym elementem gry spowodowała poprawę, ale i tak błędów nie wyeliminowała. Jeden z nich okazała się fatalny w skutkach. W 16. minucie Rafał Augustyniak, wyprowadzając piłkę spod własnej bramki, stracił futbolówkę, ale na szczęście tym razem piłkarze Rakowa nie potrafili z tego skorzystać. W 40. minucie Bartosz Kapustka opanował zamieszanie po stracie i gdy wydawało się, że rozpoczyna akcję Legii z okolic własnego pola karnego, to naciskany podał piłkę pod nogi Jeana Carlosa, który 30 sekund później strzelił jedynego gola w tym meczu. W 58. minucie Rafał Augustyniak, wyprowadzając piłkę, w prosty sposób ją stracił i sytuację odważnym i ryzykowanym wślizgiem musiał ratować Jurgen Celhaka — udało mu się, czysto wyłuskał piłkę, choć sędzia Jarosław Przybył, błędnie podyktował rzut wolny. Legioniści muszą takie sytuacje wyeliminować, w przeciwnym razie straty punktów w Warszawie będą się powtarzać.
Emocje jak na rybach — To był do oglądania mecz dla piłkarskich koneserów. Pierwsza groźna akcja w tym meczu miała miejsce w 35. minucie — do tego momentu w obu polach karnych nie działo się praktycznie nic. Paweł Wszołek dograł piłkę na głowę Jeana Pierra Nsame, ten główkował, ale trafił w obrońcę. Piłka odbiła się tak, że spadła pod nogi Rafała Augustyniaka. Gdyby zawodnik Legii od razu zdecydował się na strzał, to pewnie cieszyłby się z gola, ale futbolówkę opanował, przełożył na prawą stronę i uderzył w bramkarza. Z tej akcji był tylko rzut rożny, po nim jeszcze jeden — Bartosz Kapustka dośrodkował na głowę Nsame, który uwolnił się spod krycia i uderzył bardzo dobrze głową na bramkę — niestety trafił w spojenie słupka z poprzeczką. Były to jedyne sytuacje Legii pod bramką Rakowa przed przerwą, przy czym druga była konsekwencją pierwszej. Rywale mieli więcej szczęścia i w swojej pierwszej groźnej akcji w tym meczu, która miała miejsce w 40. minucie, zdobyli bramkę. Najpierw Bartosz Kapustka stracił piłkę na środku boiska, potem gonił rywala i w polu karnym skutecznie zablokował. Gdy sytuacja wydawała się opanowana, podał piłkę pod nogi Jeana Carlosa. Potem źle sytuację ocenił Kacper Tobiasz, wyszedł do piłki, ale się zawahał, lepiej mógł zachować się też Paweł Wszołek, a wynikiem tych wszystkich pomyłek było to, że Jean Carlos znalazł się w polu karnym, miał możliwości, by oddać mierzony strzał i posłał piłkę do siatki. Po przerwie również trzeba było długo czekać na akcje pod bramką któregoś z zespołów. W 82. minucie Ryoya Morishita dograł w pole karne na głowę Steva Kapuadiego, ale ten główkował za słabo i wprost w ręce Kacpra Trelowskiego. Po chwili to rywale mieli wymarzoną sytuację na podwyższenie prowadzenia — Jurgen Celhaka poszedł na raz z Jonatanem Brunesem, pomylił się, ten pognał w kierunku bramki Legii, zagrał do Jeana Carlosa, który podał do Władysława Koczerhina. Ten mając tuż przed sobą wielką bramkę, nawet w nią nie trafił. I to by było na tyle. Brakowało strzałów z dystansu — na jeden niecelny zdecydował się Marc Gual. Nie było też prostopadłych podań otwierających drogę do bramki — pamiętamy jedno od Rubena Vinagre gdy Jean Pierre Nsame był na spalonym, ale uderzył pod poprzeczkę.
Jędza jak wino — Niesamowite jest to, że do zespołu Legii w każdym niemal okienku transferowym dołączają kolejni obrońcy, tylko w ciągu ostatniego roku byli to Radovan Pankov, Steve Kapuadi, Marco Burch czy Sergio Barcia, a później okazuje się, że i tak najlepszy ze wszystkich jest Artur Jędrzejczyk. Doświadczonego defensora już w trakcie zgrupowania przed sezonem chwalił trener Goncalo Feio mówiąc, że to najlepszy stoper, jakiego widział. „Jędza” potwierdza to w trakcie sezonu. W niedzielę był najjaśniejszym punktem zespołu, dla graczy Rakowa był niczym ściana nie do przejścia. Dobrze czytał grę, oddalał niebezpieczeństwo od pola karnego, wybijał kolejne piłki zagrywane w pobliże bramki Kacpra Tobiasza. W 18. minucie w dobrym stylu wybił futbolówkę zagraną po dograniu Jeana Carlosa, W 27 minucie Jędrzejczyk najpierw dogrywaną w pole karne piłkę wybił piętą, a po chwili kolejną efektownym szczupakiem — to tylko przykłady interwencji, które tego dnia były w wykonaniu Artura normą.
Legia na musiku — Po porażce z Rakowem, Legia spadła na czwarte miejsce w tabeli, mając pięć punktów straty do Lecha. I teraz jest na musiku — w Szczecinie z Pogonią powinna wygrać, a to przecież nie jest proste zadanie. Kolejna strata punktów spowodowałaby przy Łazienkowskiej sporo nerwowości. Celem numer jeden na ten sezon jest przecież zdobycie mistrzostwa Polski, a jeśli zadanie ma być zrealizowane, to nie można pozwolić sobie na powiększającą się stratę do lidera i regularne gubienie punktów. Niestety, mając doświadczenia z poprzednich lat, trudno o optymizm. Wiadomo przecież, że o ile w meczu z Betisem wszyscy będą grać na maksimum możliwości, to trzy dni później w Białymstoku z Jagiellonią już niekoniecznie. Przed legionistami seria meczów z wymagającymi przeciwnikami. Kluczowe będą koncentracja, właściwe podejście do meczów, skuteczność oraz więcej jakości na boisku. Bez tego już za miesiąc nastroje mogą się bardzo pogorszyć.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.