Michał Kopczyński: Mecz Legia – Warta? Mam nadzieję, że będzie dobre widowisko
13.03.2021 10:30
- Mam plany, aby pojechać do Warszawy, obejrzeć mecz z trybun i przy okazji, odwiedzić rodzinę oraz znajomych. Bardzo chciałbym być na trybunach, a nie tylko przed telewizorem. Najbardziej chciałbym być na boisku, ale tym razem się to nie uda. Czy zostawiłem w Warszawie sporo kontaktów? Znam coraz mniej osób w Legii. Chłopaków, z którymi grałem, mogę policzyć na palcach jednej ręki: Mateusz Wieteska, Artur Jędrzejczyk, Igor Lewczuk czy bramkarze – Radek Cierzniak, Czarek Miszta. Grałem też z Marko Vesoviciem, który wraca do zdrowia. Oprócz trenera Dowhania czy kierownika, Konrada Paśniewskiego, pozmieniał się sztab szkoleniowy, fizjoterapeuci, dietetyk. Niewiele osób zostało.
W rundzie jesiennej Legia zwyciężyła 3:0 Wartę w Grodzisku Wielkopolskim. – Tamten mecz był dla nas zaskoczeniem. Myśleliśmy, że nasze szyki obronne sprawią duże problemy, nawet Legii. Ale stołeczna drużyna łatwo wtedy wygrała. Na pewno jest w zespole chęć rewanżu i pokazania, że z Wartą nie będzie łatwo. Wiadomo, sobotnie spotkanie odbędzie się przy Łazienkowskiej. Dla chłopaków z Warty będzie to wyjątkowy mecz. Szkoda, że czasy są takie, a nie inne, i nie będzie kibiców na trybunach. Mecz przy komplecie publiczności byłby dużym wyzwaniem, zawodnicy mieliby później co wspominać. Ale dalej jest to rywalizacja z Legią, mistrzem Polski. My jesteśmy w gazie. Mam nadzieję, że będzie dobre widowisko.
- Moment odejścia z Legii? W rundzie jesiennej, za kadencji Romeo Jozaka, grałem – zarówno w pierwszym składzie, jak i z ławki. Regularnie występowałem. Natomiast wiosną zostałem zupełnie odsunięty. Miałem takie wrażenie, że jest już podjęta decyzja, że nie będzie mnie w tym klubie. Mimo że cały czas byłem zdrowy, normalnie trenowałem, to w rundzie rewanżowej nie pojawiłem się na murawie chyba nawet na minutę. Było jasne, że – mimo że obowiązywał mnie jeszcze kontrakt – trzeba będzie sobie szukać nowego zespołu. Oczywiście, nie było łatwo odchodzić z Legii po tylu latach, momentach, w których wreszcie zacząłem spełniać marzenia, cele i przez sezon-półtora coś znaczyłem w Legii. Ale wiedziałem, że jeśli chcę grać, rozwijać się, to muszę szukać innego miejsca. Wtedy trafiła się właśnie historia z Wellington Phoenix. Fantastyczna sprawa.
Wspomnienia z Ligi Mistrzów
- Obecna Legia dałaby radę z Legią, która grała w Lidze Mistrzów w sezonie 2016/17? Oczywiście, odpowiem, że tamta drużyna była trochę mocniejsza. W tym momencie też jest wielu wartościowych piłkarzy w Legii, to najmocniejszy klub w Polsce. Ale podejrzewam, że tamten zespół poradziłbym sobie z aktualnym.
- Gdy zobaczyłem swoje nazwisko w wyjściowym składzie na mecz z Realem, to takie wspomnienia zostają na zawsze w głowie? Tak, zostają, nie ma co ukrywać. To było dla mnie bardzo duże wydarzenie i – na tamten moment – trochę zaskakujące. Trener Magiera, po przyjściu, nie od razu na mnie stawiał, chwilę to trwało zanim zacząłem u niego regularnie grać. Mimo że na początku, pod wodzą Besnika Hasiego, grałem w zasadzie wszystko w lidze, to później przez pewien czas byłem w odstawce. Kilka dni przed spotkaniem z Realem, trener Magiera wysłał mnie na mecz rezerw. I później, nagle, okazało się, że znalazłem się w podstawowym składzie na rywalizację z klubem z Madrytu. Byłem bardzo zaskoczony, lecz były to tylko pozytywne myśli. W meczu z Realem nie masz nic do stracenia. Grasz ze swoimi idolami, możesz pokazać się z tylko dobrej strony. Jak się pokażesz ze słabej, to - halo – trudno, przegrałeś spotkanie z Cristiano Ronaldo, to chyba nic takiego. Ale było to ogromne wydarzenie. Do dziś dostaję o to mnóstwo pytań. Zawodnicy z Warty też się o to wypytali, musiałem opowiadać, jak było rozpisane krycie – kto krył Ronaldo, kto Bale’a… To takie obrazy, które zostają w pamięci. Jest kartka na ścianie: Bereszyński-Ronaldo, Kopczyński-Bale, przykładowo. Niecodzienny obrazek.
- Pamiętam, że duże wrażenie zrobił na mnie Gareth Bale. Od razu zameldował się na stadionie przy Łazienkowskiej. Pamiętam, że były takie myśli: „Oho, zaczęło się, będzie tak, jak w Dortmundzie, czy coś”. Ale ułożyło się dobrze. Oczywiście, rywale prowadzili, pewnie myśleli, że spokojnie to dowiozą. Potem Vadis strzelił pięknego gola, no i uwierzyliśmy w siebie. Skończyło się nieźle. Mogło skończyć się lepiej, bo w końcówce prowadziliśmy, ale, ostatecznie, mogliśmy też przegrać, bo Real miał poprzeczkę. Dobrze jest tak, jak się skończyło.
Rozmowę można odsłuchać w TYM MIEJSCU.
Quiz
Gdzie dojrzewali piłkarze Legii?
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.