Michał Żewłakow: Trochę spóźniliśmy się z Solskjaerem
26.04.2020 15:55
Ole Gunnar Solskjear
– Trochę spóźniliśmy się z Solsjaerem. Dwa-trzy miesiące wcześniej był po rozmowie z Cardiff i powiedział nam: "Gdybyście odezwali się wcześniej, to rozpatrzyłbym waszą propozycję". I też trochę zareklamował czy potwierdził to, co myśleliśmy o Henningu Bergu.
Dominik Ebebenge, były kierownik ds. rozwoju sportowego Legii Warszawa: - Przejście Ondreja Dudy do Legii? Można o tym transferze napisać rozdział książki z elementami sensacji i komedii. To był wzorowy transfer zawodnika, który był długo obserwowany na żywo przez wielu ludzi, mieliśmy komfort. Koszyce, w których wtedy występował, były klubem z dużymi problemami finansowymi. Ale dwóch prywatnych właścicieli nie chciało tanio sprzedać skóry. Okoliczności były o tyle niesprzyjające, że jego znaczący agent niekoniecznie widział w nas klub, do którego chciał, by Ondrej trafił, ze względu na oferowane warunki.
Case Ondreja zapadł mi tak bardzo w pamięć i do serca, i pewnie na zawsze. Bo zarówno on, jak i jego ojciec, cała rodzina, podjęli wielkie ryzyko oraz realną walkę. Przeciwstawili się wielu ludziom, wobec których mieli prawo obawiać się, co z ich strony ich spotka. Tak bardzo Ondrej zakochał się w Legii, w tym co zobaczył, gdy przyjechał pierwszy raz na stadion. Przyjechała z nim prawa ręka jego agenta. Był bardzo niezadowolony, że spędziliśmy z Ondrejem wiele czasu sami, bez jego obecności, kiedy on prowadził swoją grę i chciał nam wmawiać, że ten transfer jest bardzo, bardzo daleko. Ondrej wykazał się dużą odwagą, poszedł za głosem serca i dużo na tym wygrał. Na pewno dzięki temu nasze relacje są bardzo koleżeńskie.
Michał Żewłakow, były piłkarz i dyrektor sportowy Legii Warszawa: - Pierwszy kontakt z Orlando Sa pojawił się przy okazji wyjazdu na mecz Legii Warszawa z Apollonem Limassol. Pojechaliśmy z Dominikiem Ebebenge dwa dni wcześniej, by przygotować sprawy formalne. Któregoś wieczoru stwierdziliśmy, że pójdziemy na drinka. Siedzimy przy barze, rozmawiamy. Dziewczyna, która stała za barem, była Greczynką. Nagle mówi: „Tu jest jeden piłkarz, który gra na Cyprze”. Spytałem jak się nazywa i usłyszałem odpowiedź: „Orlando Sa, tam stoi”. Grzeczny był, cudów nie wyczyniał, lecz pora była zacna. Podeszliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Zapytałem: „Orlando, ty masz jakiegoś menedżera? Bo dostałem chyba z pięć maili od pięciu innych ludzi”. Łukasz Sosin podesłał nam jego nazwisko, by zwrócić na niego uwagę, bo od trzech miesięcy zaczął dobrze sobie radzić. Poznaliśmy się z Orlando w dyskotece. Dla mnie to nie był wielki problem, ważne, by wykonał robotę na boisku.
Później oglądaliśmy go jeszcze 2-3 razy. W pewnym momencie powiedział sobie: „Dominik, nie ma rzeczy niemożliwych. Choćbyśmy mieli to zrobić na minutę okna transferowego, zrobimy to”. Zadzwoniłem do Sa, który mówił, że nie za bardzo wierzy, bo prezes AEL-u Limassol nie chce go puścić. Dodał, że jak nie zdobędą mistrzostwa Cypru, to będzie problem. Tak naprawdę dopięliśmy transfer pół godziny przed końcem.
- Z Henningiem Bergiem walczyłem o Nikolicia. Tłumaczył, że będzie strzelał gole, ale w Polsce trzeba coś więcej. Pamiętam, jak Nikolić pojechał na obóz. Pierwszy sparing – bez sytuacji. Drugi – także. W ostatnim spotkaniu z Dynamem Kijów – swoją drogą nie zagrał w nim Ondrej Duda, bo następnego dnia miał jechać do Mediolanu, by podpisać kontrakt z Interem – było troszkę lepiej, ale znowu bez bramki. Na kolacji podszedł do mnie trener Berg i mówi: „No i co, mówiłem ci?” Po pierwszych 5 ligowych kolejkach od razu było wiadomo, że Węgier zaczyna w pierwszym składzie.
Całość można przeczytać na stronie "Weszło".
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.