Napastników dwóch
12.09.2019 20:00
Rozdział I
Młodzieńcze lata i porównania do Piątka
- Przez ostatni czas zrobił naprawdę duży postęp. Na boisku zawsze wyróżniała go waleczność, a poza nim, to pozytywnie zwariowany gość. Teraz pewnie jest już trochę spokojniejszy, z racji oświadczyn, narzeczonej. Widać tendencję spadkową w kontekście bycia wybuchowym człowiekiem. Fajnie, że się nie poddał, walczył i zapracował na miejsce, w którym się obecnie znajduje - uważa Mateusz Żyro, stoper Legii Warszawa, który przebywa obecnie na wypożyczeniu w Stali Mielec. Środkowy obrońca opowiada o Patryku Klimali, byłym partnerze z drużyny, a obecnie jednym z młodzieżowców Jagiellonii Białystok.
Klimala urodził się i wychował w Kalnie, wsi w powiecie świdnickim zamieszkanej przez niespełna tysiąc osób. Tam stawiał swoje pierwsze kroki. Stopniowo dreptał także w kierunku sportu, dokładniej piłki nożnej. Z tego względu, po pewnym czasie rozpoczął treningi w miejscowej Błyskawicy, a później w Żarowie, czyli mieście oddalonym od jego rodzinnego domu o nieco ponad trzy kilometry. Trafił do lokalnych Zjednoczonych, aby później przenieść się do Lechii Dzierżoniów. Miejsca, w którym swoje kariery rozpoczynali późniejsi reprezentanci Polski Krzysztof Piątek czy Jarosław Jach. Tam piłkarz mógł rozwijać swoje umiejętności i w dogodniejszy sposób przejść z etapu juniorskiego do seniorskiego – W młodzieńczych latach, Patryk i Krzysiek byli do siebie całkiem podobni, patrząc stricte na osobowość. Weseli, rzucający się w oczy, ze skłonnościami do psot, które potrafili łączyć z ciężką pracą. Szkoleniowcy lubią takich zawodników. Znajdowali się w polu karnym, potrafili ustawić się w "szesnastce", mieli "timing", wyczucie. Wiedzieli kiedy zrobić ruch do przodu czy cofnąć się – uważa Zbigniew Soczewski, były trener Lechii Dzierżoniów, po czym dodaje: – Starałem się włączać klubowe perełki do kadry pierwszego zespołu. Nie zawsze było to możliwe. Pojawiła się jednak dyskusja na temat Klimali, chcieliśmy go wprowadzić do „jedynki”, ale wówczas zdecydował się przejść do Legii - wspomina.
Oprócz stołecznej ekipy, nastolatek był wtedy w kręgu zainteresowań Zagłębia oraz Śląska. Ostatecznie trafił do Warszawy, spędzając dwa lata i pracując pod okiem Piotra Kobiereckiego i Daniela Myśliwca, którzy pełnią teraz odpowiednio funkcję trenera rezerw "Wojskowych" i asystenta Jacka Zielińskiego w Arce Gdynia. – Miał okazję rozwinąć się w Warszawie, nabrał sporo cennego doświadczenia oraz umiejętności, ponieważ to jednak klub z innej półki. Wierzę, że przygoda w stolicy miała korzystny wpływ na jego przyszłość – uważa Soczewski. Chłopak pochodzący z powiatu świdnickiego początkowo był ustawiany niżej, ale gdy pojawiał się w ofensywie, okazywał się wartością dodaną. Świadczą o tym chociażby zwycięskie bramki w meczach juniorów z Motorem w Lublinie (3:2) czy MKS-em Ełk. Po pewnym czasie Legia postanowiła pożegnać się z zawodnikiem m.in. ze względów dyscyplinarnych oraz kwestii taktycznych - gracz nie wkomponował się zdaniem trenerów do zespołu juniorów starszych. - Postanowiliśmy wyciągnąć do niego pomocną dłoń, aby mógł się odbudować na niższym poziomie rozgrywkowym, w zespole z mniejszymi aspiracjami. Jak widać, pomogło – twierdzi Soczewski.
Determinacja i chwilowe zderzenie ze ścianą
Po powrocie do Dzierżoniowa, uczęszczał na ponadprogramowe zajęcia ćwicząc m.in. wykańczanie sytuacji. Co więcej, potrafił sam pojawiać się na boisku. Przykładał sporą wagę do treningów, a wolne chwile gospodarował na dodatkowy rozwój, dzięki któremu systematycznie czynił postępy. - Dobrze radził sobie w grze tyłem do bramki, uwydatniał swoje warunki fizyczne. Wspominając jego mecze wyróżniał się, jak na trzecioligowe warunki, dynamiką w momencie startu. Jeżeli głowa się nie gotowała, miał zalążki doświadczonego gracza w czwartej klasie rozgrywkowej. Wiadomo, emocje czasami brały górę, co skutkowało niepotrzebnymi faulami czy stratami, aczkolwiek to normalne w takim wieku. Nie była to wada tylko po prostu naturalna cecha młodych piłkarzy – mówi Soczewski, który od kwietnia tego roku przestał pełnić funkcję trenera w Lechii. - Dużo chciał, zależało mu na miejscu w podstawowym składzie. Walczył o plac, czasami grał więcej, czasami mniej. Zdarzało się, że ze względów dyscyplinarnych musiał usiąść na ławce. Pragnąłem go jednak w ten sposób ukierunkować, pokazać, że oprócz samych umiejętności istotne jest podejście do wykonywanych obowiązków. Trzeba było mu uświadomić, iż życie nie kręci się tylko wokół niego – rozwija wątek Soczewski.
Minął rok, a po Klimalę zgłosiła się ekipa z Ekstraklasy. - Po przejściu Patryka do Jagiellonii, byłem w kontakcie z trenerem Mamrotem. Wspólnie rozmawialiśmy na temat piłkarza i mieliśmy podobne spostrzeżenia, wręcz lustrzane odbicie. Po początkowej fazie pobytu w Białymstoku, dojrzał i stał się solidnym, jak na nasze realia, zawodnikiem. Każdy ma jednak swoją opinię. Oceniam go po relacjach, ewentualnie na podstawie meczów, które obejrzę w telewizji – zauważa Soczewski.
W trakcie przygody przy ulicy Słonecznej, konkretnie w zespole z Centralnej Ligi Juniorów, snajper został jeszcze wypożyczony do Wigier Suwałki, gdzie, w końcowym rozrachunku, sprawdził się, strzelając trzynaście goli dla pierwszoligowca. - Klimala to facet, który wie, czego chce od życia. W Suwałkach miał swoje cele typowo zadaniowe. Chciał po prostu skrzętnie wykorzystać szansę, którą otrzymał żeby pokazać się na szczeblu centralnym. Wszystko podporządkował temu, aby wrócić do Jagiellonii jako w pełni ukształtowany piłkarz. Chodzi o przygotowanie fizyczne oraz świadomość, trening siłowy, chłonność taktyki. Na „dzień dobry”, nie wszystko układało się kolorowo. Zderzył się trochę ze ścianą. Wydawało mu się, że pewne rzeczy przyjdą mu łatwiej – tak jednak nie było. Potrzebował trochę czasu, ale szybko się otrzepał. Jest otwartym chłopakiem, którego wyróżnia pozytywny egoizm. Tacy czasami jednak muszą być napastnicy. Co więcej, Czerpał naukę z odpraw, treningu i analiz indywidualnych czy zajęć taktycznych. Chciał słuchać, wdrażał to w życie. Opłaciło się. Liczba bramek nie była falą przypadkowych zdarzeń. Sam sobie na to zapracował – mówi Artur Skowronek, trener, który w przeszłości prowadził Wigry, a obecnie jest szkoleniowcem Stali Mielec.
Klimala na poziomie pierwszej ligi miał także dwie asysty. Na murawach różnych stadionów pomagał drużynie łącznie przez 1952 minut. Na 28 meczów, tylko czterokrotnie nie znalazł się w podstawowej "jedenastce". - Cenię i bardzo szanuję u niego szczerość, uczciwość. Jest to typ człowieka, który wprost mówi to, co myśli. W niektórych momentach powinien ugryźć się jednak w język i nie gadać wszystkiego, co dzwoni mu w sercu. Pokory na początku mu brakowało, ale rozumiał, że ten kto jej nie ma, sam kopie pod sobą dół, może szybko w niego wpaść i nieprędko się wydostać. Cieszę się, że to zrozumiał – komentuje obecny szkoleniowiec lidera pierwszej ligi. - Od razu przypomina mi się jego boiskowy „gaz”, szybkość i bezpośrednie decyzje. Pamiętam dobitnie spotkanie ze Stomilem. Wówczas, w trudnym koordynacyjnym ruchu, uderzył piłkę z powietrza, popularnych „nożyc” i strzelił gola – wspomina Skowronek.
„Chłopak z potencjałem, ale mający jeszcze duże rezerwy”
Gdy wrócił do „Jagi”, otrzymał poważniejszą szansę w seniorach. Nie było tak, że od startu do mety grał w pełnym wymiarze czasowym. Klimala ogrywał się w najwyższej klasie rozgrywkowej, mógł także wybiec na plac gry w eliminacjach europejskich pucharów z portugalskim Rio Ave. Ubiegły sezon ligowy skończył mając na koncie 29 spotkań w całych rozgrywkach. Były legionista zdobył cztery bramki (w tym trzy w Pucharze Polski) oraz miał asystę. - Dla obrońcy drużyny przeciwnej, to bardzo nieprzyjemny napastnik. W wielu fragmentach spotkania używa rąk, dzięki którym robi różnicę, cały czas potrafi szukać pleców defensora. Dysponuje niezłymi warunkami fizycznymi oraz siłą. Prawdziwy profesjonalista, zwraca uwagę na prawidłowe odżywianie. Wiadomo, że nie jest w tej chwili jeszcze napastnikiem z TOP-u, ale cały czas stawia kolejne kroki w przód. Myślę, iż w przyszłości może pograć na wyższym poziomie. Brakuje mu kilku bramek, które podniosłyby jego pewność siebie. Wówczas powinien „odpalić” – uważa Żyro.
- Patryk znalazł się pod skrzydłami bardzo dobrego szkoleniowca, który wie, jak z nim odpowiednio współpracować. Rozsądną decyzją dla niego będzie wykorzystanie momentu w Jagiellonii. To chłopak z potencjałem, ale mający jeszcze duże rezerwy. Z trenerem Mamorotem wiedzą jednak jak je wykorzystać – mówi Skowronek. - Dzięki pracy u boku obecnego szkoleniowca, może regularnie się rozwijać z każdym kolejnym spotkaniem, co przyniesie efekty w przyszłości. Jeżeli dorzuci do tego systematyczność w postaci bramek, będzie monitorowany szerzej, nie tylko w Polsce, ale i na rynku zagranicznym. Mam nadzieję, że ten charakter czy przebojowość pozostanie u niego na dłużej. Zagraniczny transfer? Wiadomo, że taki krok wiąże się ze zmianą realiów i nie każdy sobie z tym radzi. Przykład Jacha, naszego wychowanka, pokazuje, iż chyba za szybko postanowił opuścić ojczyznę. Patryk jest jednak w stanie to osiągnąć. Potencjał i umiejętności – ma, ale musi dorzucić do tego jeszcze inne rzeczy – kończy Soczewski.
Rozdział II.
Pamiętne spotkanie na placu zabaw
- Świetny człowiek, nigdy nie odmówi pomocy, co przekłada się na boisko, gdzie zawsze chce wspierać drużynę. To typ motywatora. Na placu gry nigdy nie odstawia nogi i pracuje tyle, ile może. Myślę, że w przyszłości osiągnie duży sukces – mówi świeżo upieczony mistrz Polski z Legią w kategorii juniora młodszego, Michał Sparwasser. O kim mówi obecnym gracz pierwszoligowej Odry Opole? O Aleksandrze Stawiarzu, który w letnim okienku transferowym stał się oficjalnie nowym nabytkiem Jagiellonii, a w przeszłości reprezentował trzy stołeczne kluby.
Plac zabaw. To właśnie tam Stawiarz zauważył chłopaków, którzy grali w piłkę na boisku usytuowanym nieopodal. Bał się jednak do nich zagadać, brakowało mu szczypty odwagi, ponieważ byli oni znacznie starsi. Sprawę w swoje ręce postanowiła wziąć jego mama, która podeszła do jednego z mężczyzn, przypominających trenera. Spytała czy jej syn także może włączyć się do gry. Okazało się, iż nie było takiej możliwości, ponieważ na murawie odbywał się trening juniorów lokalnej Gwardii. Opiekun grupy zaproponował jednak, żeby przyszedł na najbliższe zajęcia zawodników o rok starszych. – Jeszcze tego samego dnia, udałem się z rodzicami po moje pierwsze czarne skórzane korki. Od chwili pierwszego treningu, zafascynowałem się tym sportem do tego stopnia, że niemalże cały czas przebywałem na boisku i grałem. Szczególnie lubiłem podbijać futbolówkę, ustalając przy tym nowe rekordy żonglerki. Nic nie stawało mi na przeszkodzie, nawet zimą. Byłem tak zafiksowany, że gdy pogoda nie rozpieszczała, zakładałem na nogi kalosze i dalej bawiłem się na placu. - opowiada gracz z rocznika '02, który okres w Gwardii wspomina z uśmiechem na twarzy. – Panowała tam rodzinna atmosfera. Jeździliśmy na wiele turniejów, z których większość wygrywaliśmy, a ja wielokrotnie otrzymywałem nagrody dla najlepszego zawodnika lub króla strzelców. W lidze również odnosiliśmy sukcesy mimo tego, iż rywalizowaliśmy z zespołami rocznikowo starszymi. Za ten czas, szczególnie chciałbym podziękować trenerowi Grzegorzowi Mamli, który poświęcał nam całą swoją uwagę. Dzięki niemu, przez cztery lata nauczyłem się w tym klubie naprawdę wielu rzeczy.
Zetknięcie z profesjonalizmem i stołeczna przygoda
W 2012 roku, napastnik został graczem Legii Warszawa. Ekipa z Łazienkowskiej kilka razy namawiała Stawiarza do transferu, aż ten postanowił założyć barwy „Wojskowych”. – Atmosfera kompletnie różniła się od tej, którą doświadczyłem w Gwardii. Rywalizacja często negatywnie wpływała na relacje między chłopakami. Po raz pierwszy w życiu zetknąłem się jednak z profesjonalnym podejściem do uprawianego sportu. Chodzi mi chociażby o zajęcia z psychologiem czy dietetykiem. Również opieka medyczna funkcjonowała na wysokim poziomie. Akademia umożliwiała natomiast mecze z zespołami zagranicznymi w ramach sparingów lub zawodów – opowiada. Snajper już na samym starcie dobrze czuł się na murawie, uwypuklił swoje walory, wiele razy pokonywał bramkarzy rywali, co skutkowało regularnymi występami w starszym roczniku. W rekordowym dla niego sezonie, z „eLką” na piersi zdobył 47 (!) bramek. Legionista podkreślał, iż mocno poprawił się w defensywie, która ma dla napastnika istotny wpływ. W trakcie sezonu 2017/18, Stawiarz wiedział, że będzie to dla niego ostatni rok w stołecznej akademii. – Zależało mi na rozwoju oraz regularnej grze. Czułem, że w Legii, z różnych powodów, może być o to trudno. Przebieg tamtych rozgrywek skłonił mnie do podjęcia trudnej decyzji o zmianie klubu. Z perspektywy czasu uważam, iż był to rozsądny ruch – dodaje zawodnik, który wzoruje się na Cristiano Ronaldo. Na boisku najchętniej grałby z kolei z „siódemką” na plecach. W wolnych chwilach spędza czas z rodziną, dziewczyną oraz przyjaciółmi. Podoba mu się także wszelka aktywność w postaci basenu, siłowni czy wypadu na rower, aczkolwiek znajdzie chwilę na włączenie konsoli.
- Aleks od zawsze miał zmysł do gry kombinacyjnej, charakteryzowała go technika. Jego atutem był drybling. Szukał zwodów, finezji, lubił sam kończyć akcje, ale tego napastnikowi nie można zabierać. Nieźle grał tyłem do bramki, potrafił się zastawić. Jak nie strzelał goli, był niezadowolony – mówi Jerzy Munik, piłkarz Legii w Centralnej Lidze Juniorów.
Po sześciu latach, Stawiarz trafił do Escoli Varsovia, która wykazywała nim zainteresowanie. – Ich akademia ma unikatowy styl gry, który opiera się na posiadaniu piłki oraz kontrolowaniu przebiegu spotkań. Mimo tego, że klub powstał stosunkowo niedawno, bardzo dobrze rokuje. Szybko zawarłem znajomości z nowymi kolegami i razem stworzyliśmy ciekawą drużynę napędzaną przez pozytywną atmosferę – podkreśla nastolatek. Dowodem zgranej boiskowej paczki był fakt, iż do walki o fazę pucharową mistrzostw Polski zabrakło im punktu. W tabeli, o „oczko”, wyprzedziła ich właśnie Legia. Pod względem indywidualnym, 16-latek sięgnął po koronę króla strzelców grupy A z dorobkiem trzynastu goli. Co ciekawe, w trakcie zeszłego sezonu Stawiarz przebywał również na testach w Bayerze Leverkusen U-19 zbierając pozytywne opinie. Po trzech dniach spędzonych w Niemczech, "Aptekarze" zakomunikowali, że widzą w nim potencjał oraz będą go dalej obserwować. Co więcej, nastolatek mógł spotkać w jednej z miejscowych restauracji, Juliana Brandta, który niedawno trafił do Borusii Dortmund.
Pójście drogą Klimali
Gdy poprzednie rozgrywki powoli dobiegały końca, zawodnik otrzymał infromację o propozycji z Jagiellonii. Atakujący związał się z żółto-czerwonymi trzyletnią umową i ma za sobą treningi z „jedynką” podczas zgrupowania w Kępie. – Podpisując kontrakt, trafiłem do dużej i profesjonalnej "marki" mającej ambitne plany i bardzo dobry zespół. Szczególnie imponująco wygląda nowopowstały ośrodek treningowy znajdujący się na obrzeżach miasta, który pozwala podnosić umiejętności piłkarskie w świetnych warunkach. Od pierwszych zajęć, zauważalny jest przeskok między piłką juniorską, a seniorską – twierdzi piłkarz, który, z uwagi na kontuzje, nie może aktualnie trenować w pełnym zakresie. Pomimo urazu, czyli w tym wypadku zapalenia kości, został zgłoszony do rozgrywek PKO Ekstraklasy, co bardzo podbudowało go psychicznie i dało jeszcze większego kopa motywacyjnego. Oprócz seniorów, będzie mógł również grać w rezerwach oraz ekipie z Centralnej Ligi Juniorów. Los chciał, że ostatnią bramkę w barwach Legii zdobył przeciwko Escoli. Premierowe trafienie w Escoli padło natomiast w rywalizacji… z legionistami, a ostatnie – z Jagiellonią.
– Moim celem, do którego będę dążył, jest jak najszybszy debiut w najwyższej klasie rozgrywkowej w kraju oraz ciągłe doskonalenie swoich umiejętności. Podczas treningów dostałem ogromne wsparcie od starszych kolegów. Dodatkowo, zostałem niezwykle ciepło przyjęty przez kibiców podczas przedsezonowej prezentacji drużyny, za co im bardzo serdecznie dziękuję. Liczę na to, iż wraz z drużyną odniesiemy sukces – kończy Stawiarz, który jest członkiem pierwszego zespołu Jagiellonii.
Rozdział III
W legijnej historii było kilka przypadków w postaci opuszczenia Legii, wyboru innej ścieżki, a następnie trafienia do EkstraklasyJednym z nich jest Aleksander Jagiełło, aktualny mistrz Polski z Piastem Gliwice. W trakcie przygody z "Wojskowymi" był czterokrotnie wypożyczany - do Podbeskidzia, Lechii, Arki oraz Dolcanu. Doszło do tego, że został potem bez klubu. Dosyć szybko, bowiem po miesiącu, udało mu się znaleźć nowego pracodawcę - trafił do Znicza Pruszków. Te przenosiny okazały się dla niego strzałem w "dziesiątkę". Statystyki? Wyborne. W 43 spotkaniach strzelił dziesięć goli i miał sześć asyst - jako skrzydłowy. Nic dziwnego, że jego poczynania na murawie były bacznie obserwowane. Jagiełło przeszedł do Piasta. Nie jest co prawda zawodnikiem pierwszego składu, ale w poprzednich dwóch sezonach regularnie meldował się na ekstraklasowych boiskach.
Adam Ryczkowski– wychowanek Miedzianki Miedzna został sprowadzony przez Legię, gdy wcześniej reprezentował rywala zza miedzy, Polonię. Działacze z Łazienkowskiej zdecydowali się po jakimś czasie na jego tymczasowe odejście, aby mógł ograć się w innych ekipach. Padło na Wigry oraz Chojniczankę. Dzięki okresowi w Chojnicach, gdzie nabrał pewności siebie i wyśrubował solidne „liczby”, zapracował na transfer do Górnika Zabrze. W zespole „Trójkolorowych” występuje od lipca ubiegłego roku. W tym sezonie nie wszedł jeszcze na boisko ani razu, zabrakło go na przedsezonowych zgrupowaniach. Powód? Kontuzja.
Po opuszczeniu Łazienkowskiej, całkiem przyzwoicie ułożyła się kariera Michała Trąbki. Ofensywny pomocnik dwukrotnie sięgnął z Legią po mistrzostwo Polski juniorów starszych. Po awansie do trzecioligowych rezerw, spędził tam pół roku i postanowił spróbować sił gdzieś indziej. Został dwa razy wypożyczony - najpierw do Rozwoju Katowice, a potem - Gryfa Wejherowo. Gdy jego przygoda ze stołecznym zespołem definitywnie dobiegła końca, piłkarz wylądował w drugoligowej Stali Stalowa Wola. To właśnie tam nabrał rozpędu. Po trzech rundach, zdobył sześć bramek i miał dziesięć asyst. Zimą, „Trąbek” otrzymał propozycję przedłużenia kontraktu, lecz z niej nie skorzystał. W maju przybył do ŁKS-u, który chwilę wcześniej wywalczył promocję do najwyższej klasy rozgrywkowej. Więcej o tym graczu pisaliśmy tutaj.
Co ciekawe, w tym sezonie, awans do Ekstraklasy, po wcześniejszych występach w pierwszej lidze, świętowało trzech byłych legionistów. Mowa o Janie Grzesiku, Kamilu Rozmusie i Bartłomieju Kalinkowskim. Pierwszy z wymienionych, był, podobnie jak Ryczkowski i Trąbka, dwukrotnie wypożyczany przez zespół z siedzibą w Warszawie. Boczny obrońca powędrował do Zagłębia Sosnowiec i Pogoni Siedlce. W sierpniu 2015 roku, Grzesik podpisał umowę z Nadwiślanem Góra, aby po sześciu miesiącach przenieść się do Siarki Tarnobrzeg. Później, defensora kupił właśnie ŁKS, a on sam wskoczył do wyjściowej „jedenastki” i dołożył cegiełkę do awansu wyżej. Rozmus przeszedł zaś długą drogę z łodzianami. Kalinkowski, w czasie, gdy był zawodnikiem Legii, został wypożyczony do Wigier, aby później definitywnie zagościć w GKS-ie Katowice. Po dwóch sezonach, rozegranych niemalże od deski do deski (3863 minuty), przeniósł się do Łodzi. W barwach biało-czerwono-białych błyskawicznie się zaaklimatyzował i regularnie melduje się na placu od pierwszych minut, tak samo jak Grzesik.
Legia zagra z Jagiellonią w Białymstoku w piątek o godzinie 20:30. Realny jest jedynie występ Klimali, który ma już za sobą mecze przeciwko "Wojskowym". Relacja na Legia.Net.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.