Oceny piłkarzy Legii za mecz z Górnikiem – Rzeźnik Zabrze
02.03.2021 22:45
Gra zespołu 6 (6,25 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Najwyraźniej plan zabrzan na mecz został ustalony przed pierwszym gwizdkiem, a był on dość prosty – jak najszybsze zmuszenie Luquinhasa do opuszczenia boiska. Plan ten realizował Górnik konsekwentnie od pierwszego gwizdka, nie tyle przy przyzwoleniu, ile wręcz przy aprobacie sędziego Bartosza Frankowskiego, który swoimi kolejnymi decyzjami tylko zachęcał gospodarzy do dalszych wślizgów w nogi legionisty. Luquinhas ma jednak najwyraźniej nogi z tytanu i zabrzanom nie udało się wyeliminować filigranowego Brazylijczyka z tego meczu. Ale sędzia żółtą kartką pozbawił go możliwości udziału w kolejnym spotkaniu ligowym. Pomimo dość dużej krytyki w mediach, sędzia Frankowski dostał od razu do oceniania kolejny mecz „Wojskowych:” – tym razem jako sędzia VAR, czym niespecjalnie jesteśmy zaskoczeni, bo Puchar Polski najwyraźniej też „musi być ciekawszy”. Niestety boiskowy bandytyzm w Polsce, nader często wspierany jest przez komentatorów i ekspertów stacji telewizyjnych uznających, że kopanie nóg jest co najmniej tak samo ważne, jak kopanie piłki. A to powoduje, że oglądamy takie właśnie „widowiska” z pogranicza karate i mieszanych sztuk walki, nie mających nic wspólnego z futbolem. Zdziwienie następuje dopiero wczesnym latem, gdy okazuje się, że wślizgami w nogi i łapaniem rywali rękami, meczów w europejskich pucharach wygrać się nie da. Gdzieś w tle polowania na nogi Luquinhasa odbywał się mecz. Legioniści szybko objęli prowadzenie, jednak później gra się wyrównała, na boisku było dużo chaosu z obu stron, dużo długich podań, a mało gry w piłkę. Obie drużyny stworzyły sobie niewiele sytuacji, najgroźniejsze ze strony Górnika były stałe fragmenty gry, z którymi, wobec przewagi wzrostu przeciwnika, mistrzowie Polski sobie dość słabo radzili. Zabrzanie wyrównali po kolejnym w ostatnim czasie błędzie Artura Jędrzejczyka, który podarował rywalom rzut karny. W Legii zawodzili przede wszystkim środkowi pomocnicy, którzy nie potrafili przeprowadzić piłki z obrony do ataku, nieco tylko lepiej pod tym względem prezentowali się wahadłowi. Trener Czesław Michniewicz aktywnie reagował na boiskowe wydarzenia, zmieniając obu nominalnych środkowych pomocników i napastnika, ale przez długi czas owocowało to tylko jeszcze większym chaosem. Na szczęście w końcówce, po ładnej kontrze, legioniści zdołali zdobyć zwycięską bramkę. W sumie mecz był bardzo wyrównany, obie strony miały podobną liczbę sytuacji podbramkowych, ale zwycięsko z tego krwawego boju wyszli legioniści, a główny ciężar tego boju spoczywał na parze ofensywnych pomocnikach i trójce obrońców. Reszta zespołu po prostu zbyt mało się ruszała i za mało grała w piłkę, w kolejnych spotkaniach musi być inaczej, bo nie każdy wyrównany mecz da się w ten sposób wygrać.
Artur Boruc 7 (6,97 - ocena Czytelników). Wrócił Boruc, wróciła pewność w bramce. Trzy z obronionych strzałów nie były może trudne, niemniej przy każdym z nich bramkarz Legii pewnie łapał piłkę, a obrona strzału w doliczonym czasie gry była po prostu kapitalna. Za utratę gola po rzucie karnym winić go nie sposób. Dobry mecz Boruca, widać, jak ważne na tej pozycji jest doświadczenie i ile pewności do gry linii defensywnej wnosi taka postać między słupkami.
Artur Jędrzejczyk 4 (3,88). W niemal każdym meczu kapitan Legii popełnia ostatnio jeden błąd, który zwykle kończy się to straconą bramką. Nie ma co zrzucać w tym przypadku winy na sędziego, bo faul był. Jędrzejczyk przytrzymał w polu karnym przeciwnika uniemożliwiając mu zajęcie lepszej pozycji, co gorsza zrobił to w sytuacji, gdy rywal miał niewielkie szanse na dojście do piłki, a co jeszcze gorsze, miało to miejsce w polu karnym. Poza tą sytuacją, więcej błędów nie popełnił, był to zresztą jego jedyny faul w meczu, ale ten jeden mógł wystarczyć, by Legia nie zdobyła kompletu punktów. Zadziwiająco słabo też „Jędza” radził sobie w pojedynkach z przeciwnikami, wygrał ich ledwie połowę, miał też wyjątkowo dużo długich niecelnych podań, ale tu w dużej części za problemy całej trójki obrońców z rozgrywaniem piłki odpowiadają pomocnicy, którzy nie wychodzili w dostatecznym stopniu obrońcom do gry. "Jędza" musi zrobić aktualizację oprogramowania, bo przepisy się zmieniły a sędziowie są wyczuleni na to, co obrońcy robią z rękami w polu karnym i w walce w powietrzu.
Mateusz Wieteska 6 (5,16). Wieteska tradycyjnie już też popełnił jeden poważny błąd w meczu, dał się ”przełożyć” Nowakowi w polu karnym, na szczęście piłkarz Górnika uderzył potem niecelnie. W odróżnieniu od kapitana Legii jednak Wieteska znacznie lepiej radził sobie z napastnikami rywali, w ogromnej większości przypadków skutecznie zatrzymywał rywali, czy to na ziemi, czy w powietrzu. Najdokładniej też z całej trójki obrońców operował piłką, w doliczonym czasie gry pomógł Borucowi w obronie „piłki meczowej” przyblokowując uderzenie przeciwnika. Pewne zastrzeżenia możemy mieć natomiast do krycia przy stałych fragmentach gry, ale to się tyczy w zasadzie wszystkich legionistów, którzy często sobie z wysokimi piłkarzami z Zabrza nie radzili. Całkiem przyzwoity mecz stopera Legii.
Artem Szabanow 7 (7,29). Wygląda na to, że wypożyczenie Ukraińca było dobrym pomysłem. Najwięcej wygranych pojedynków z rywalami i najwięcej odbiorów. To przeciw niemu ustawiał się w pierwszej części meczu Sobczyk i to jego Szabanow wyłączył z gry na tyle skutecznie, by tuż po przerwie trener Brosz zastąpił go innym piłkarzem. Ukrainiec, podobnie jak pozostali obrońcy, często był zmuszany do gry długim podaniem i niestety nie wychodziło mu to lepiej niż Jędrzejczykowi. Też popełnił jeden błąd, choć mniejszej wagi niż reszta obrońców. Faulował rywala tuż przed polem karnym, za co powinien dostać żółtą kartkę, ale sędzia Frankowski jednak ku zdumieniu wszystkich tego faulu nawet nie dostrzegł. Raz też rywal miał niezłą sytuację po przegranej przez niego walce w powietrzu. Niemniej był to całkiem dobry mecz Szabanowa. Na szczęście po zderzeniu z Kojem nic mu się poważnego nie stało i już w środę zagra w starciu z Piastem Gliwice.
Josip Juranović 6 (6,85). Chorwat zaczął mecz od asysty, potem jednak zdecydowanie lepiej spisywał się w obronie niż w ataku. Lewą flanką przez długi czas Górnik nie był w stanie przebić się w ogóle. Pochwalić go trzeba jednak głównie za pierwszą połowę, drugą miał nieco słabszą, zmarnował jeden kontratak, raz złym podaniem uruchomił kontrę przeciwnika. Tylko parę razy dobrze wyprowadził piłkę. W sumie przyzwoity występ, choć nie rewelacyjny.
Filip Mladenović 5 (6,73). Serb podobał nam się tylko w pierwszym kwadransie, gdy kilka razy ładnie popracował w defensywie i oddał groźny strzał z rzutu wolnego. Potem niestety miał tylko przebłyski dobrej gry i to ku naszemu zaskoczeniu przeważnie w destrukcji, a nie w ofensywie, czy rozgrywaniu piłki. Z tym ostatnim Mladenović miał zdecydowanie największe problemy – miał aż piętnaście strat, bardzo dużo niecelnych podań, popełnił aż trzy błędy przy wyprowadzaniu piłki na własnej połowie, po których rywal mógł mieć groźne sytuacje i zagrał bardzo dużo niedokładnych dośrodkowań. Najlepszy piłkarz meczu sprzed tygodnia tym razem zagrał mocno przeciętnie, na podobnym poziomie, jak środkowi pomocnicy.
Bartosz Slisz 5 (5,85). Zaczął mecz od dwóch kapitalnych odbiorów, potem do przerwy też grał całkiem nieźle, zwłaszcza w destrukcji, raz jednak też stracił piłkę na swojej połowie. Po zmianie stron zniknął w środku pola, został zdominowany przez piłkarzy Górnika, pamiętamy tylko jeden słaby strzał i jedną stratę, poza tym właściwie nie było go przy piłce. Mamy spore zastrzeżenia do obu środkowych pomocników z wyjściowego składu, że niedostatecznie podchodzili do obrońców przy wyprowadzaniu piłki, widział to zresztą trener i obu w trakcie drugiej połowy zmienił. Niezła pierwsza część meczu, duża słabsza druga, w sumie mocno przeciętnie.
Andre Martins 5 (6,29). Podobnie jak Slisz przyzwoicie spisywał się przed przerwą w defensywie i tak samo niespecjalnie niestety włączał się w rozgrywanie piłki, co skutkowało często koniecznością grania długich podań przez obrońców. Po faulu taktycznym zarobił żółtą kartkę, która wyklucza go z kolejnego meczu ligowego. Po zmianie stron przez dziesięć minut gry był kompletnie niewidoczny, potem trener ściągnął go z boiska, wpuszczając napastnika i dokonując roszad na pozycjach. Portugalczyk opuścił plac gry wcześnie, ale zupełnie zasłużenie, bo nie wyglądało na to, by Legia w takim zestawieniu drugiej linii mogła przeprowadzić jakąś składną akcję.
Bartosz Kapustka 7 (7,76). Zaczął od gola, potem oddał jeszcze jeden celny strzał i nieco zniknął nam z oczu, z udanych zagrań zapamiętaliśmy tylko jedno dobre przyjęcie piłki pod kryciem i wywalczenie rzutu wolnego wraz z żółtą kartką dla rywala. Tuż po zmianie stron błysnął jeszcze jedną akcją zakończoną dośrodkowaniem, a potem został cofnięty do środka pola, gdzie spisywał się przeciętnie – raz dobrze wyprowadził piłkę, wywalczył jeden rzut rożny, ale też faulował przeciwnika w pobliżu własnego pola karnego. Najważniejszy jest oczywiście gol, ale bez niego raczej nie zasłużyłby na podniesienie oceny.
Luquinhas 8 (8,51). Brazylijczyk był faulowany kilkanaście razy, sędzia gwizdnął tylko osiem nieprzepisowych zagrań i oczywiście nie wyrzucił żadnego z piłkarzy Górnika z boiska. Niesamowite, że po tym wszystkim Luquinhas nie tylko jest wciąż zdolny do gry, ale nawet że w ogóle może normalnie chodzić. Choć był mocno poobijany i miał spore rozcięcie na piszczelu - tak, że było widać kość. Sprawność pomocnika miał pewnie zmienić ostatni faul, ale Brazylijczyk tak zakręcił Kojem, że ten wjechał w nogi własnego kolegi, zamiast w Luquinhasa. „Luqi” przez cały mecz ośmieszał zabrzańskich drwali skutecznymi dryblingami, asystował przy decydującym golu, brał też udział w akcji, która dała Legii na początku meczu prowadzenie. Pierwszą połowę miał świetną, drugą niewiele słabszą, w sumie bardzo dobry występ. Niestety, znając polską ligę oraz jej sędziów nie spodziewamy się, by w kolejnych meczach Brazylijczyk znów nie był cięty równo z trawą. Kiedyś to się będzie po prostu musiało skończyć jakąś poważną kontuzją.
Rafael Lopes 4 (4,41). Portugalczyk po części został skazany przez kolegów na pożarcie – grano do niego długie piłki, a w pojedynkach powietrznych, toczonych najczęściej z Gryszkiewiczem, sobie po prostu nie radził i przegrał niemal wszystkie pojedynki, bo o ile wzrostem mu nie ustępuje, to siłą na pewno tak. Niestety Lopes nie wychodził do gry, nie pokazywał się partnerom i poza przyjmowaniem piłek tyłem do bramki, grał bardzo statycznie. Nie dziwi więc, że trener w drugiej połowie chciał znaleźć bardziej ruchliwego piłkarza na jego miejsce. Z pierwszym zmiennikiem się nie udało, ale drugi, który pojawił się na pozycji Portugalczyka zdobył zwycięskiego gola. Słaby mecz Lopesa.
Ernest Muci 4 (5,22). Pomysł na wstawienie po przerwie bardziej ruchliwego piłkarza na szpicę nie wypalił, bo debiutant z Albanii radził sobie z silnymi defensorami Górnika jeszcze gorzej niż Lopes i trzeba było wpuścić kolejnego, mimo wszystko bardziej ogranego w polskiej piłce napastnika. Nieco lepiej, ale tylko nieco, Muci spisywał się na pozycji ofensywnego pomocnika, nie tracił przynajmniej piłek, sam jedną odebrał rywalowi, ale też i nie stwarzał kompletnie żadnego zagrożenia pod bramką Górnika. Chyba za wcześnie było na debiut w tak dużym wymiarze czasowym, młodego Albańczyka trzeba spokojnie wprowadzać do drużyny. Słaby występ w debiucie na polskich boiskach i ocena identyczna jak dla Lopesa.
Kacper Kostorz 7 (7,52). Pierwsze minuty po wejściu na boisko miał raczej słabe, ale potem potrafił nie tylko utrzymać się przy piłce pod kryciem, ale też ją wyprowadzić, z czym nie dawał sobie rady Lopes. Do tego oddał jeden niezbyt udany strzał na bramkę, po którym był rzut rożny. Aż wreszcie przyszła 82. minuta, wspaniałe wyjście na pozycję i genialne – nie zawahamy się użyć tego słowa – wykończenie. Jakby to właśnie była jego osiemdziesiąta, a nie pierwsza bramka w Ekstraklasie. Próbował potem jeszcze raz uderzać z dystansu, ale nie trafił w bramkę. W sumie oddał trzy strzały, podczas gdy pozostali piłkarze grający na pozycji napastnika ani jednego. Kluczowa zmiana dająca Legii trzy punkty i dobry mecz Kostorza.
Walerian Gwilia 5 (5,52). Trener Michniewicz postawił wszystko na jedną kartę usiłując poprawić rozegranie piłki i w środku pola mecz kończyło dwóch piłkarzy o inklinacjach ofensywnych. Przyniosło to zwycięskiego gola, ale jeśli chodzi o poziom gry, to jednak wzrósł też poziom chaosu, a pogorszył odbiór w środkowej strefie. Widać było brak ogrania po chorobie, co trzecie podanie Gwilia zaadresował do przeciwnika. Oczywiście pamiętamy o wyprowadzeniu piłki przy akcji bramkowej, ale też jednak główne zasługi za tego gola trzeba przypisać Luquinhasowi i Kostorzowi. Nie wystawimy za sobotni występ Gruzinowi oceny lepszej niż Sliszowi czy Martinsowi, wszyscy zagrali mniej więcej na podobnym poziomie.
Paweł Wszołek (5,82) grał zbyt krótko, by go oceniać.
Najlepszym legionistą sobotniego meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie wybrali Luquinhasa.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.