Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Jagiellonią - pogrom w dobrym stylu

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

26.02.2020 21:40

(akt. 26.02.2020 21:44)

W sobotę w kolejnym ligowym meczu Legia rozgromiła przy Łazienkowskiej Jagiellonię 4:0. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 8 (7,07 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Gdy ujrzeliśmy skład Jagiellonii z dziesięcioma obcokrajowcami i wymuszonym regulaminem jednym polskim młodzieżowcem, spodziewaliśmy się, że białostoczczanie zbyt dużego oporu liderowi tabeli przy Łazienkowskiej nie stawią. To jednak nie problem Legii, co z drużyną z Białegostoku zrobił jej prezes. Aleksandar Vuković i piłkarze podeszli do tego meczu, jak do każdego innego. Serbski trener wrócił do ustawienia z jednym napastnikiem i dokonał aż trzech korekt w składzie - jednej wymuszonej na środku obrony i dwóch w drugiej linii. Dobrym pomysłem okazała się też szybka zamiana skrzydłowych pozycjami, bo Arvydas Novikovas schodząc do środka i grożąc strzałem z dystansu, robił dużo miejsca dla Marko Vesovicia przy linii bocznej, a Paweł Wszołek świetnie wspierał w obronie bardzo ofensywnie jak zwykle nastawionego Michała Karbownika. Być może ten pomysł należy wdrażać w życie częściej. Wszystko w tym meczu ułożyło się perfekcyjnie, bo legioniści szybko objęli prowadzenie i jeszcze przed przerwą je podwyższyli, a Jagiellonia przez ten czas nie oddała ani jednego celnego strzału. Po zmianie stron białostoczczanie żwawiej ruszyli do przodu, raz nawet zmusili Radosława Majeckiego do interwencji, ale natychmiast dostali w odpowiedzi kolejnego gola, a w końcówce jeszcze jednego. „Wojskowi” kompletnie zdominowali swojego przeciwnika, nie pozwalając mu na konstruowanie akcji i samemu tworząc częste zagrożenie pod bramką Dejana Iliewa różnymi środkami, od akcji w polu karnym po strzały z dystansu. Nie było w Legii tym razem piłkarza, który zagrałby słabszy mecz - obrońcy nie pozwalali rywalom na stwarzanie sytuacji, pomocnicy uniemożliwiali rozgrywanie akcji i umiejętnie wyprowadzali piłkę, a ofensywni piłkarze umiejętnie zakładali pressing i tworzyli sytuacje podbramkowe. Do tego doszła dobra skuteczność. Tak naprawdę najlepszą okazję do zdobycia gola Jagiellonia miała w doliczonym czasie gry, gdy zbyt biernie zachował się we własnym polu karnym Mateusz Praszelik, ale na szczęście Jesus Imaz przestrzelił. Wydaje się, że te cztery bramki różnicy to i tak mało, bo Legia zasłużyła nawet na wyższe zwycięstwo - oba zespoły dzieliła przepaść. Najbardziej podobała nam się w tym meczu współpraca legionistów i ich ruchliwość przy budowaniu akcji ofensywnych. Nie przez przypadek statystyki pokazują dużą liczbę wykonanych sprintów i przebiegniętych kilometrów. Właśnie ta ruchliwość w połączeniu z niezłym operowaniem piłką całkowicie zdezorganizowała Jagiellonię. Ocena dla całej drużyny jest więc wyższa, niż indywidualna dla poszczególnych piłkarzy. Legia zagrała najlepszy mecz w tym roku i nie ma znaczenia, że słabo dysponowany rywal nie potrafił jej się przeciwstawić. Takie występy legionistów chce się po prostu oglądać jak najczęściej.

Radosław Majecki 6 (6,82 - ocena Czytelników). Jagiellonia oddała w sumie trzy strzały w bramkę, a nie dwa, jak wskazują statystyki, ale tylko jeden był nieco groźniejszy, gdy Juan Camara uderzył mocno, ale w krótki róg, którego pewnie strzegł bramkarz Legii. Poza tym bodajże raz musiał wyjść do dośrodkowania. Doskonała gra obronna całego zespołu zapewniła mu bardzo spokojne popołudnie. Ocena wyjściowa.

Marko Vesović 8 (7,84). Ponarzekaliśmy na Vesovicia po meczu w Bełchatowie? To reprezentant Czarnogóry odpowiedział nam najlepiej, jak mógł. Smutno nam tylko, że gol „Veso” został zapisany jako trafienie samobójcze, bo prawy obrońca Legii naprawdę starannie złożył się do tego strzału i tylko jemu Legia zawdzięcza szybkie objęcie prowadzenia. A gra przecież na pozycji, na której o gole jest najtrudniej - środkowi obrońcy są na wprost bramki przy stałych fragmentach gry, środkowi pomocnicy często pojawiają się pod polem karnym, a boczni obrońcy są zwykle przyklejeni do linii, stąd zdarza im się asystować, ale gole strzelają niezwykle rzadko. Dodajemy do tego świetną grę w defensywie, rajdy po skrzydle w których potrafił wyprzedzić dwóch rywali naraz i kapitalne odbiory. Brakło nieco czasem tylko dokładnych dośrodkowań, jak w 23. minucie, ale i tak jesteśmy po ogromnym wrażeniem gry Czarnogórca. InStat zliczył mu niesamowity wręcz wynik punktowy. To był najlepszy mecz Vesovicia w całym bieżącym sezonie.

Igor Lewczuk 6 (6,45). Zgodnie z pomeczowymi słowami trenera Aleksandara Vukovicia Lewczuk miał już przed meczem problemy zdrowotne, ale musiał zagrać, bo wstawienie pary rezerwowych środkowych obrońców od pierwszej minuty mogłoby być zbyt ryzykowne. Doświadczony stoper wywiązał się należycie ze swoich zadań, choć nie błyszczał. Popełnił dwa błędy, raz podał do przeciwnika tuż przed własnym polem karnym, ale na szczęście piłkarz Jagiellonii potem nie zdołał minąć Lewczuka, „obciął się” też w 51. minucie, gdy do strzału w polu karnym doszedł Camara, popełnił też jeden faul niedaleko pola karnego. Nie zorientował się też w 72. minucie w polu karnym przeciwnika i zamiast ostentacyjnie odpuścić podjął próbę udziału w akcji zakończonej trzecim golem Kante - niestety to właśnie Lewczuk był w odróżnieniu od Kante i Wieteski na pozycji spalonej i sędzia słusznie gola przez to nie uznał. Niemniej pamiętamy też o wielu udanych interwencjach i był to w sumie całkiem dobry mecz Lewczuka. Nie wytrzymał do końca meczu, ale duży szacunek dla niego za walkę w tym spotkaniu i poświęcenie dla drużyny.

Mateusz Wieteska 8 (6,75). Wieteska ma 23 lata, to bardzo niewiele jak na środkowego obrońcę, którego dobra gra opiera się przede wszystkim na doświadczeniu. W jego wieku Artur Jędrzejczyk był wypożyczany do Korony, Igor Lewczuk zaczynał grę w Ekstraklasie na boku obrony w Jagiellonii, Michał Pazdan właśnie powracał na najwyższy poziom rozgrywkowy z Górnikiem, a sam Jacek Zieliński ogrywał się w Igloopolu Dębica. Nic dziwnego, że popełniał poważne błędy jesienią, bo to normalne u stopera w tym wieku. To nie znaczy jednak, że należy go z powodu tych błędów skreślać, co najlepiej pokazał sobotni mecz. „Wietes” przeszedł w nim sam siebie, dokonując rzadkiej sztuki wygrania wszystkich pojedynków z przeciwnikami, zarówno na ziemi, jak i w powietrzu, a do tego zablokował dwa strzały. W pierwszej połowie podał wprawdzie dwa razy piłkę do przeciwnika, ale potem wyprowadzał ją wręcz wzorowo, przeprowadzając ją przez linię środkową i dogrywając dokładnie pod pole karne, zagrał też kilka niezwykle dokładnych przerzutów i długich piłek. Naprawdę przyjemnie patrzyło się na środkowego obrońcę, któremu piłka przy nodze nie przeszkadzała, to w Ekstraklasie rzadkość. Na koniec trzeba wspomnieć o udziale przy trzecim golu, gdy dzięki jego atakowi na piłkę Kante zdołał ją potem wcisnąć pod rękami bramkarza do siatki, miałby też udział przy kolejnym golu Gwinejczyka, gdyby na spalonym nie był Lewczuk. Bardzo dobry występ Wieteski, który zagrał z opaską kapitana na ramieniu jak rutyniarz. Wskutek problemów zdrowotnych Lewczuka jest niezwykle prawdopodobne, że zobaczymy go w pierwszym składzie również w kolejnych meczach.

Michał Karbownik 7 (7,33). O ile młody obrońca Legii zagrał tym razem wręcz bezbłędnie w obronie, choć też ogromnie pomagał mu przy tym Paweł Wszołek, to przez większość meczu Karbownik mocno irytował w ofensywie. Dynamicznie jak zwykle przeprowadzał piłkę przez linię środkową, ale potem albo wikłał się nieudane dryblingi, albo podawał bardzo niecelnie. Nic więc dziwnego, że miał najwięcej strat ze wszystkich legionistów. Przez długi czas jedynym pożytkiem z jego rajdów były wywalczane stałe fragmenty gry. Przełamał się dopiero w samej końcówce meczu, gdy po kapitalnej jego akcji i wymianie piłki z Luquinhasem wypuścił Brazylijczyka dokładnym (wreszcie!) podaniem i „Luqi” mógł asystować przy golu Pekharta. Gdyby nie ten fantastyczny rajd, pewnie młodemu legioniście tym razem oceny byśmy nie podnieśli.

Domagoj Antolić 7 (7,07). Antolić niezmiennie w każdym meczu imponuje nam przede wszystkim czytaniem gry i przewidywaniem kierunków akcji przeciwnika. Nie wiemy jak to się dzieje, że gdy przeciwnik za daleko wypuści sobie piłkę, zagra nieco niedokładnie w środku pola, czy wybije piłkę za krótko z pola karnego, tam nagle wyrasta Chorwat, który przejmuje futbolówkę. Dawno w Legii takiego „czyściciela” nie było, nawet Ivica Vrdoljak nie miał takiej umiejętności przejmowania niedokładnie zagranych przez rywala piłek. Sam rozgrywa piłkę bardzo odpowiedzialnie, podczas gdy koledzy często szukają szybszych, bardziej błyskotliwych i ryzykownych rozwiązań, Chorwat jest odstoją cierpliwości i zimnej krwi przy budowie ataku pozycyjnego przegrywając piłkę na boki, ale też od czasu do czasu potrafi błysnąć takim dośrodkowaniem, jak to przy nieuznanym golu Kante. Kolejny dobry mecz Antolicia, który nie jest piłkarzem błyskotliwym, ale wykonuje niesamowitą pracę w środku pola. Z całą pewnością jest dziś jednym z piłkarzy, których najtrudniej byłoby zastąpić w podstawowej jedenastce.

Walerian Gwilia 7 (7,52). Dwoma dobrymi wejściami z ławki w poprzednich meczach Gruzin zasłużył sobie na miejsce w podstawowej jedenastce i swą szansę w sobotę wykorzystał. Żaden z legionistów nie przebiegł tyle kilometrów, co Gwilia. Sporo piłek przejął, kilka odebrał, rozegrał dwie bardzo równe połowy. A oprócz tego dobrze operował piłką, podobnie jak Antolić nie szukał na siłę jakichś ryzykownych rozwiązań, a przy tym miał swój znaczący udział przy trzecim golu, gdy dokładnie dośrodkował na głowę Wszołka, rozpoczynając zamieszanie na linii bramkowej przeciwnika. Ma teraz trener Vuković pozytywny ból głowy, kogo wystawić w pierwszej jedenastce w środku pola w kolejnym meczu, zważywszy, że na ławce zasiadł w sobotę Andre Martins.

Paweł Wszołek 7 (6,53). Cały czas widać po skrzydłowym Legii, że nie mógł normalnie przepracować z powodu choroby pełnego okresu przygotowawczego i nie jest jeszcze w dobrej formie. W ofensywie nie stwarza takiego zagrożenia jak jesienią, w minioną sobotę było podobnie. Czasem zbyt długo zwlekał z decyzjami, przez co dobra sytuacja zamieniała się co najwyżej w wywalczony rzut rożny. Nieco lepiej wychodziły mu tym razem dośrodkowania. Miał istotny udział przy trzecim golu, bo zgrał głową w pole bramkowe piłkę dośrodkowaną przez Gwilię i mogli o nią powalczyć z sukcesem Kante i Wieteska. O ile w ofensywie Wszołek nie błyszczał, to w destrukcji wykonywał w tym meczu świetną robotę, znakomicie wspierając Karbownika, ponosi nie mniejszą zasługę niż lewy obrońca Legii, że tą stroną nie przeszła żadna akcja. Kto wie, może ten pomysł z zamianą skrzydeł na stałe zostanie wprowadzony przez trenera Vukovicia, w sobotę sprawdził się znakomicie. Całkiem dobry w sumie mecz Wszołka.

Luquinhas 7 (7,42). Brazylijczyk dość długo wchodził w mecz, podobała nam się jego skuteczność w przyjmowaniu piłki pod kryciem przeciwnika, ale wszystko to działo się zazwyczaj dość daleko od pola karnego i nie napędzało akcji do przodu. Tak naprawdę pierwszą jego dobrą akcję zobaczyliśmy dopiero tuż przed gwizdkiem na przerwę. Dużo lepiej i z większą swobodą grał po zmianie stron, wywalczył też rzut wolny po efektownym „padolino” - szczerze mówiąc powinien za tą symulkę dostać żółtą kartkę. W sumie nie był to jakiś szczególnie dobry mecz w wykonaniu Luquinhasa, ale podobnie jak Karbownik, błysnął Brazylijczyk przy czwartym golu, wymieniając piłkę z lewym obrońcą Legii i asystując przy golu Pekharta, czym podobnie jak „Karbo” zasłużył sobie na podniesienie oceny.

Arvydas Novikovas 7 (7,17). Bardzo dobrym pomysłem była szybka zamiana stron z Wszołkiem, bo Novikovas schodząc do środka i strasząc strzałem robił miejsce na skrzydle Vesoviciowi a do tego odciągał obrońców Jagiellonii od kolegów w polu karnym zmuszając ich do wyjścia wyżej. Szybko było widać efekty tej zamiany – w 23. minucie Novikovas zagrał kapitalną prostopadłą piłkę do wchodzącego w pole karne Vesovicia, ale Czarnogórzec dograł ją w pole karne niedokładnie. Trzy minuty później Litwin oddał groźny strzał z trudem wybroniony przez Iliewa, wreszcie po następnych czterech minutach zagrał kapitalne dośrodkowanie, będące wręcz kopią dogrania Gwilii do Rosołka w meczu z ŁKS, które na gola zamienił Kante. Novikovas bardzo sam chciał też strzelić gola w tym meczu i kilka razy niepotrzebnie uderzał niecelnie, zamiast szukać podania. Nie wykorzystał też doskonałej sytuacji w 45. minucie, gdy uderzył wysoko nad bramką, ale i tak w tej sytuacji powinien być podyktowany rzut karny dla Legii, bo po oddaniu strzału piłkarz Jagiellonii wjechał nogami w Litwina. Gdyby takie wydarzenie miało miejsce na środku boiska, że po oddaniu piłki zawodnik atakowany jest wślizgiem, gwizdnąłby to każdy sędzia, a przecież w polu karnym obowiązują takie same przepisy. Po zmianie stron Novivkovas grał już nieco mniej egoistycznie, ale i mniej błyskotliwie, oddał jeszcze jeden celny strzał w 50. minucie (o którym statystycy najwyraźniej zapomnieli), wywalczył parę stałych fragmentów gry, ale też zdarzało mu się zagrać niedokładnie z typową dla siebie nonszalancją, przez co miał zdecydowanie najniższy procent celnych podań w całym zespole. Bardzo nam się natomiast podobała ruchliwość Litwina, wyjścia na pozycję, sprinty, szukanie wolnej pozycji. Dobry mecz Novikovasa, pokazujący, że - podobnie jak w przypadku Wieteski, Gwilii, a niegdyś Antolicia - niektórzy niecierpliwi kibice i eksperci stanowczo za wcześnie przekreślają przydatność piłkarza dla drużyny. Gdyby grał dokładniej, ocena za sobotni mecz mogłaby być nawet wyższa.

Jose Kante 9 (8,62). Regularnie jak na razie wiosną Kante jest przez nas wybierany piłkarzem meczu, bo w każdym spotkaniu potwierdza swoją życiową formę. Tym razem częściej bywał w polu karnym niż w środku boiska, bo koledzy bez problemu radzili sobie z rozgrywaniem piłki, niemałą rolę odgrywał w tym aktywny w tym elemencie Mateusz Wieteska. Na początku meczu dawał się łapać na spalonym, ale potem świetnie wykorzystał dokładne zagranie Novikovasa, po zmianie stron wbił sytuacyjnego gola leżąc na ziemi, a i kapitalnie zachował się przy kolejnym swoim trafieniu do siatki, nie z jego winy nieuznanym. Gwinejczyk imponuje ogromną swobodą i pewnością siebie, gdy jest przy piłce, a do tego jest ostatnio niesamowicie wręcz skuteczny, wszystko mu jedno, czy uderza głową czy nogą, czy znajduje się w powietrzu, czy na ziemi, w pozycji stojącej, czy leżącej. Trzeci z rzędu znakomity mecz Kante, cztery gole w trzech ostatnich spotkaniach, a licząc Puchar Polski osiem bramek w ośmiu ostatnich występach. Taka skuteczność robi ogromne wrażenie.

Tomas Pekhart (6,96), William Remy (6,32) i Mateusz Praszelik (6,15) grali zbyt krótko, by ich oceniać, choć oczywiście Czecha należy pochwalić za gola strzelonego w debiucie.

Za najlepszego legionistę meczu redaktorzy i Czytelnicy znów zgodnie uznali Jose Kante.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

8.62 Jose Kante

7.84 Marko Vesović

7.52 Walerian Gwilia

7.42 Luquinhas

7.33 Michał Karbownik

7.17 Arvydas Novikovas

7.07 Domagoj Antolić

6.96 Tomas Pekhart

6.82 Radosław Majecki

6.75 Mateusz Wieteska

6.53 Paweł Wszołek

6.45 Igor Lewczuk

6.32 William Remy

6.15 Mateusz Praszelik

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.