Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Koroną - rozkręcali się powoli

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

02.12.2019 20:40

(akt. 02.12.2019 20:44)

W sobotę Legia pokonała w kolejnym meczu ligowym przy Łazienkowskiej Koronę 4:0. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 7 (6,64 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Przez pierwszy kwadrans to nieoczekiwanie kielczanie dominowali na boisku przy Łazienkowskiej, a przez kolejne dwadzieścia minut mecz był wyrównany i legioniści nie byli w stanie nie tylko wywalczyć sobie przewagi, ale nawet oddać choćby jednego strzału, nie licząc koszmarnego kiksu Pawła Wszołka. Wszystko zmieniło genialne uderzenie Luquinhasa, do tego obrońca Korony parę minut później postanowił pograć w siatkówkę we własnym polu karnym. Legia schodziła na przerwę z dwubramkowym prowadzeniem, na które, pomimo dobrej gry w defensywie, niespecjalnie zasługiwała. Po zmianie stron kielczanie jeszcze przez dwadzieścia minut stawiali dzielnie opór legionistom i poddali się dopiero po trzeciej straconej bramce. Końcowa faza meczu to już zdecydowana dominacja gospodarzy, którzy mogli kilkakrotnie podwyższyć wynik, ostatecznie skończyło się tylko na jednym trafieniu. Z jednej strony cieszy wysoki wynik, szczelna defensywa, znakomita skuteczność i dobra gra całego zespołu, który nie miał w sobotę słabych punktów, z drugiej nieco niepokojące było pierwsze pół godziny tego meczu, bo Legia grała z jedną z najsłabszych drużyn Ekstraklasy i w grudniowych ligowych meczach tak nisko notowanego rywala mieć już nie będzie. Brakowało nam w początkowej fazie tego spotkania pressingu i zmuszania rywali do błędów, takiego jak w meczach z Wisłą i Górnikiem. Wydaje się że w przyszłości z szatni drużyna powinna wychodzić bardziej „naładowana” i z większą agresją, niż w sobotę w Warszawie i tydzień temu w Szczecinie.

Radosław Majecki 6 (6,39 - ocena Czytelników). Korona oddała cztery celne strzały, wszystkie łatwe do obrony z bardzo dużej odległości. Najważniejszą jego interwencja było złapanie odbitego od Jędrzejczyka dośrodkowania tuż przed bramką. Raz pokazał się z dobrej strony w grze nogami, raz z kolei wywalił piłkę w aut. Trudno zmieniać mu ocenę wyjściową, bo ani razu nie został zmuszony przez kielczan do poważniejszego wysiłku.

Marko Vesović 7 (6,53). Im dalej w tym meczu Czarnogórzec grał od bramki przeciwnika, tym lepiej mu szło. Sporo ofensywnych wejść zakończonych naprawdę udanymi dośrodkowaniami, kilka dobrych podań w ofensywie, ale na własnej połowie dla odmiany miał kilka strat w tym jedną naprawdę poważną. Pomimo iż w końcówce naprawdę ciężko został poturbowany przez bramkarza Korony zdołał się pozbierać i oddać w doliczonym czasie gry dobry strzał, po którym padł ostatni gol. Dobry w sumie mecz Vesovicia.

Artur Jędrzejczyk 7 (6,59). W pierwszej połowie niemal bezbłędny, w drugiej było już nieco gorzej, bo najpierw nie zablokował dośrodkowania z lewej strony i dość szczęśliwie po jego odbiciu piłki dotarła ona do Majeckiego, a nie napastnika Korony, a w 72. minucie popełnił prosty, ale bardzo poważny błąd w ustawieniu przy długim podaniu kielczan. Stanowił też spore zagrożenie pod bramką rywali przy zamieszaniach po stałych fragmentach gry, dwa razy zmusił do dużego wysiłku bramkarza Korony próbując nawet strzału przewrotką. Dobry mecz „Jędzy”, który wreszcie od początku do końca zagrał na pozycji środkowego obrońcy, na której radzi sobie najlepiej.

Igor Lewczuk 8 (6,72). Pan profesor. Mnóstwo pojedynków wygranych, bardzo dobra gra w powietrzu, twarde i bezpardonowe traktowanie napastników rywali, dla których zderzenie się z Lewczukiem kończyło się z reguły sporą porcją bólu. W całym meczu popełnił jeden błąd w drugiej połowie, gdy pośliznął się przy dośrodkowaniu rywala. Stoper Legii nie bał się też wprowadzać piłki na połowę przeciwnika, przydawał się też przy ofensywnych stałych fragmentach gry, gdy potrafił zgrać dobrze piłkę głową do kolegów, sam też raz był blisko zdobycia gola. Bardzo dobry mecz Lewczuka, który wręcz demolował przez cały mecz napastników Korony.

Michał Karbownik 6 (6,90). Młody legionista często był przez nas w tym sezonie chwalony, ale za mecz z Koroną przesadne oklaski naszym zdaniem mu się nie należą. Owszem, podobały nam się jego rajdy i ofensywne wejścia w pole karne, ale za każdym razem kończyły się one w kluczowym momencie zbyt dalekim wypuszczeniem sobie piłki i nie było przez to ani podania do partnera, ani strzału - wyglądało to trochę jak w początkowym okresie gry w Legii Sebastiana Szymańskiego. W defensywie wypadał poprawnie, ale trudno nie zauważyć, że niemal wszystkie najgroźniejsze akcje Korona wyprowadzała prawą stroną kończąc je dośrodkowaniem, których zbyt ofensywnie niekiedy usposobiony Karbownik nie blokował. Najlepszym jego zagraniem było długie podanie do Wszołka, który miał dzięki temu doskonałą okazję na zdobycie gola. Z pewnością młodzieńcza fantazja lewego obrońcy Legii owocowała efektowną grą, ale efektywności i odpowiedzialności w tym niekiedy brakowało, stąd tym razem ocenimy jego występ jako przeciętny.

Andre Martins 7 (7,03). Bardzo efektownie prezentował się przez cały mecz przy wyprowadzaniu piłki, nic sobie nie robił z próbujących go atakować rywali, a na ostry faul potrafił pod koniec pierwszej połowy odpowiedzieć podobnym zagraniem, co wraz z żółtymi kartkami zasadniczo wyleczyło kielczan z dalszych prób faulowania Martinsa. Tak trzeba. W końcówce był blisko pokonania bramkarza Korony dobrym uderzeniem z dystansu. Imponował dokładnością podań do przodu, InStat zaliczył mu nawet asystę przy golu Luquinhasa, co uważamy jednak za mocno naciągane. Mamy pewne zastrzeżenia do jego gry defensywnej w sobotnim spotkaniu, bo przynajmniej dwa razy źle się w obronie ustawił, co pozwalało kielczanom podejmować próby strzałów z dystansu, ale i tak uznajemy jego występ za udany.

Domagoj Antolić 7 (6,80). Pierwsza część meczu była dość dyskretna w wykonaniu powracającego po kontuzji Chorwata, który znów jak kiedyś wolał raczej podawać na boki lub do tyłu i nie podejmował ryzykownych rozwiązań, zaczął mecz zresztą od strasznej straty pod własną bramką i bardzo niecelnego podania w ofensywie. Rozkręcił się po zmianie stron, sporo wchodził w pole karne, mógł mieć nawet asystę po doskonałym dograniu do Jędrzejczyka, utkwiło nam też w pamięci doskonałe otwierające podanie w końcówce spotkania. Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt sobotniego występu Antolicia, o którym zazwyczaj się nie mówi, bo się go nie zauważa - faule taktyczne. Chorwat przekraczał przepisy aż sześć razy i bardzo często robił to umyślnie w środku pola lub przy wyprowadzaniu przez rywala piłki, by przerwać akcję, wybić z rytmu przeciwnika i dać kolegom się odpowiednio ustawić. Faulował przy tym delikatnie i w taki sposób, by wyglądało to jak naturalna walka o piłkę, przez co nie dostał nawet żółtej kartki. Ten element taktyki też jest bardzo ważny i dobrze by było, gdyby koledzy podpatrzyli na jakichś powtórkach, jak Antolić to w sobotę robił. Dość przeciętna pierwsza połowa, ale naprawdę dobra druga.

Paweł Wszołek 5 (6,05). Drugi mecz z rzędu, w którym Wszołek nieco razi prostymi błędami technicznymi, czy to w przyjęciu piłki, czy w precyzji dośrodkowania lub strzału - jego próba nieudana uderzenia w pierwszej połowie stała się nawet tematem lekkiej szydery w Internecie. Za pierwszą część meczu dostałby dość niską notę, gdyby nie udział przy wywalczonym rzucie karnym, bo to on dobrze dogrywał do Niezgody w 42. minucie. Drugą część meczu zaczął od dwóch zmarnowanych doskonałych okazji po podaniach Luquinhasa i Karbownika, później można go było chwalić tylko za wyprowadzanie piłki i poprawiającą się z minuty na minutę współpracę z Vesoviciem, bo jeśli chodzi o precyzję dośrodkowań było nadal dość słabo. Ponad jedna trzecia podań niecelnych to zła statystyka, podobnie jak piętnaście strat. Bardzo przeciętny mecz skrzydłowego Legii, który po przerwie na reprezentację zaczął grać zdecydowanie słabiej.

Arvydas Novikovas (4,71). Grał zbyt krótko, by go oceniać. Wiemy już, że w tym roku go na boisku nie ujrzymy. Życzymy dużo zdrowia i szybkiego powrotu do treningów.

Luquinhas 9 (8,35). Przez pierwsze pół godziny grał dobrze, ale nie olśniewająco, ciężko było mu piłkę odebrać, nawet jak ją stracił potrafił wrócić za rywalem i ją odebrać. Blisko był dojścia do piłki w polu karnym po świetnym dośrodkowaniu Vesovicia, ale uprzedził go obrońca. A potem okazało się, że Luquinhas wbrew dotychczasowym obserwacjom umie uderzać z dystansu i to w dodatku słabszą nogą. I to jak! Piłka uderzona niezbyt mocno przeleciała idealnie tuż nad głową obrońcy i wkręciła się przy słupku obok bezradnego bramkarza. Cudo, maestria, perła tego meczu. Dalsza część koncertu nastąpiła po zmianie stron, gdy pięknie asystował przy golu Gwilii, a mógł mieć kolejną, nie mniej urodziwą, gdyby Wszołek wykorzystał jego doskonałe podanie. Dodajmy jeszcze do tego piłki odzyskane i doskonałą grę z bezradnymi rywalami na plecach. Kapitalny mecz Brazylijczyka, absolutnie pierwszoplanowej postaci tego meczu.

Jarosław Niezgoda 7 (6,78). Przez pierwsze czterdzieści minut był niemal niewidoczny, nie licząc zmarnowanego kontrataku, nieudanego dryblingu i wywalczonego rzutu wolnego. Potem zaczął wreszcie grać z pierwszej piłki, wchodzić w pole karne i od razu jego determinacja poskutkowała wywalczonym rzutem karnym, gdy obrońca Korony przegrywając pozycję próbował ratować się zbijaniem piłki ręką. Niezgoda pewnie zamienił „jedenastkę” na gola. Mocno podbudowało go to przed drugą połową, bo po zmianie stron był bardzo aktywny, wiele razy przetrzymał piłkę i odegrał ją do partnera, sporo starał się grać z klepki, a do tego dołożył pracę w defensywie na połowie rywali i w ten sposób doczekał się ich błędu - w 55. minucie przejął piłkę i popędził z nią na bramkę przeciwnika kończąc akcję celny strzałem obok bramkarza, bardzo szczęśliwie wybił piłkę z bramki obrońca. Dobry mecz współlidera strzelców Ekstraklasy, choć wolelibyśmy nie oglądać takich zastojów w jego grze, jak przez większą część pierwszej połowy.

Jose Kante 8 (7,28). Wszedł z ławki bardzo wcześnie, w okresie przewagi kielczan i bardzo szybko mecz się wyrównał. Te dwa fakty mają ze sobą wiele wspólnego. Gwinejczyk wniósł bowiem do gry mnóstwo pracy w pressingu i odbiorze zarówno w środku pola, jak i na połowie przeciwnika i obrońcy i pomocnicy Korony nagle przestali mieć możliwość łatwego wyprowadzania piłki. Jak widać, mimo częstego wyśmiewania, „defensywny napastnik” ma w określonych momentach meczu ważną taktycznie rolę do odegrania. Nie bardzo wiemy, dlaczego InStat nie zauważył żadnego odbioru u napastnika Legii, bo my pamiętamy dwa jeszcze przed przerwą, ale też do tej pracy w defensywie dołożone było dokładne wyprowadzanie piłki, które pozwalało na dalsze budowanie akcji przez legionistów. Po zmianie stron Kante z pasją kontynuował swoją pracę w destrukcji, wracając nawet pod własne pole karne, ale też zaczął pojawiać się regularnie pod „szesnastką” przeciwnika. Strzał w aut, podobny do tego Wszołka z pierwszej połowy pominiemy milczeniem, jednak Kante spełniał przez pierwsze dwadzieścia minut ważną rolę przyjmującego i odgrywającego, przez co inni ofensywni piłkarze jak Wszołek, Niezgoda i Luquinhas mieli dużo więcej swobody. Ostatnie dwadzieścia minut spędził już na pozycji napastnika - w pierwszej doskonałej okazji walnął nad bramką, potem trafił do siatki ze spalonego, w międzyczasie po kapitalnym rajdzie podał w pole karne, ale minimalnie spóźniony był Gwilia. Wreszcie w doliczonym czasie gry zdobył swojego gola dobijając strzał Vesovicia, z pewnością na niego Kante w sobotnim meczu zasłużył. Bardzo dobry mecz Gwinejczyka, był kluczową postacią zespołu umożliwiającą przejęcie przez Legię dominacji na boisku, a do tego zdobył bramkę.

Walerian Gwilia 7 (6,90). Wejście miał fenomenalne, oddał piłkę Luquinhasowi, wyszedł na pozycję i wspaniale wykończył akcję. Potem było dobrze, ale nie doskonale, zagrał kilka dokładnych podań, był bliski asysty, gdy Kante był na spalonym, sam z kolei omal nie doszedł do piłki w polu karnym po świetnym podaniu Gwinejczyka, wtedy z pewnością miałby dublet. Widać był, że Kante z Gwilią szukali się podaniami w końcowej fazie meczu i dobrze ta współpraca wyglądała. Gwilię chwilami ponosiła fantazja, zdarzyło mu się niepotrzebnie próbować zagrania piętą i aż co trzecie jego podanie nie dotarło do adresata, ale po prostu szukał ryzykownych rozwiązań i kolejnych goli w wygranym już meczu. Dobra zmiana ze strony Gruzina.

Maciej Rosołek (5,86) grał zbyt krótko, by go oceniać.

Za najlepszego legionistę sobotniego meczu Czytelnicy i redaktorzy zgodnie uznali Luquinhasa, którego gol był ozdobą tego meczu, a asysta wcale urodą mu nie ustępowała.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

8.35 Luquinhas

7.28 Jose Kante

7.03 Andre Martins

6.9 Michał Karbownik

6.9 Walerian Gwilia

6.8 Domagoj Antolić

6.78 Jarosław Niezgoda

6.72 Igor Lewczuk

6.59 Artur Jędrzejczyk

6.53 Marko Vesović

6.39 Radosław Majecki

6.05 Paweł Wszołek

5.86 Maciej Rosołek

4.71 Arvydas Novikovas

Polecamy

Komentarze (9)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.