Oceny piłkarzy Legii za mecz z Lechią – mobilizacja po straconej bramce
07.11.2022 22:20
Gra zespołu 6 (6,32 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Po świetnym meczu w Białymstoku kibice mieli nadzieję na kolejny dobry mecz legionistów. Trener przeprowadził dwie wymuszone kontuzjami zmiany w składzie, ale nie powinny one zmienić oblicza drużyny. Tymczasem od początku meczu piątkowego legioniści raczyli nas nudną grą toczoną w ślamazarnym tempie. Lechia przyjechała na Łazienkowską po remis i była od początku głęboko cofnięta, można było więc swobodnie wyprowadzać piłkę od obrony, ale trzeba było to robić szybciej, a nie bardzo było komu. Sam Josue często pokazujący się do gry miał do wyboru jedynie wahadłowych, bo napastnicy stali niemal bez ruchu przed linią pola karnego, a często w pierwszej połowie dołączał do nich z przodu Kapustka. Efekt był taki, że przez pierwsze pół godziny obejrzeliśmy tylko dwa dobre strzały z dystansu – uderzenie Josue obronił Kuciak, a Kapustka obił zewnętrzną część słupka. Potem goście zorientowali się, że ta Legia nie taka straszna i wyprowadzili dwie groźne akcje, przy których musiał wykazać się Tobiasz. Po zmianie stron obraz gry się nie zmienił – Legia człapała, a goście atakowali coraz groźniej, aż w końcu Nawrocki odpuścił krycie Zwolińskiego w polu karnym i Lechia objęła prowadzenie. Kilka minut później po kolejnym błędzie młodego legionisty Lechia miała bardzo dobrą okazję na podwyższenie wyniku. I to w końcu dopiero zmobilizowało legionistów do powrotu do gry z ostatnich meczów – szukania odbioru piłki na połowie rywala i zdecydowanie szybszego rozgrywania akcji. Było kilka okazji, ale legioniści łapani byli na spalonym albo pudłowali, jak Muci, były też kolejne próby strzałów z dystansu w wykonaniu Slisza i Kapustki i dało to w końcu wyrównanie. Wprawdzie „Kapi” trafił w poprzeczkę, ale potem piłka uderzyła w plecy Kuciaka i wtoczyła się do bramki. To właśnie Kapustka był najaktywniejszym piłkarzem w tym okresie, wchodził w pole karne szukając strzałów, wywalczał stałe fragmenty gry i brał udział wraz z Josue w nieszablonowym ich rozegraniu. Lechia przez ostatnie pół godziny „stawiała autobus” w polu karnym wyłącznie się broniąc, satysfakcjonował ich przecież nawet jeden punkt. Trener Runjaić porobił zmiany i personalne i taktyczne, przechodząc na czwórkę obrońców, szukając gry skrzydłami. Prawdę mówiąc nie bardzo wierzyliśmy, że taktyka kolejnych dośrodkowań w pole karne przyniesie efekt, bo Pekhart czy Lopes już dawno temu Legię opuścili, ale szkoleniowiec Legii miał tego dnia nosa – jedno z dośrodkowań trafiła na głowę Kramera, a jego strzał dobił Ribeiro, który niespodziewanie dla wszystkich znalazł się w polu karnym. Po stracie gola piłkarze Lechii nagle przestali się kłaść na ziemi i kraść czas, ale że tego czasu wiele im nie zostało, z ich własnej winy zresztą, to i do ataku przejść nawet nie zdążyli. Mecz z pewnością do zachwycających nie należał, wszystko działo się w ślamazarnym tempie, mało Legia stwarzała sytuacji podbramkowych, a do tego kilka razy znów zawiedli obrońcy pozwalając gościom na oddawanie groźnych strzałów. Statystyki biegowe najlepiej odzwierciedlają dość wolne tempo meczu, z Pogonią legioniści przebiegli osiem kilometrów więcej, ale to nie ma znaczenia, gdy udało się odwrócić losy meczu i są trzy punkty. A do tego może przed wtorkowym pucharowym meczem w Gdańsku zawodnicy zdążą się dzięki temu szybciej zregenerować.
Kacper Tobiasz 7 (6,61 - ocena Czytelników). Zaczęło się od tego, że rywal wybił mu piłkę z rąk i trafiła ona do siatki, był to oczywisty faul od razu wychwycony przez sędziego. Potem długo nie miał nic do roboty, ale jeszcze przed przerwą musiał dwukrotnie bronić strzały - ta druga parada była naprawdę przedniej marki. Po zmianie stron piłka znów znalazła się w siatce, tym razem gol był prawidłowy. Zwoliński strzelił Tobiaszowi między nogami, ale winy bramkarza nie ma w tym żadnej, bo napastnik Lechii miał tyle miejsca i czasu kilka metrów przed bramką, że mógł uderzyć w dowolne miejsce i bramkarz Legii i tak nie miałby nic do powiedzenia. Parę minut później odbił i groźny strzał i dobitkę z dalszej odległości. Nogami grał bardzo dobrze, raz tylko w ostatniej minucie meczu wykopał piłkę w aut. Dobry mecz Tobiasza, za gola winy nie ponosi, a pozostałe strzały wcale nie były łatwe do obrony.
Lindsay Rose 6 (6,16). Sporo dobrych interwencji w defensywie w pierwszej połowie, ale i dwa błędy – raz pozwolił na dośrodkowanie, za drugim razem dał się w potworny sposób ograć – tam nawet siatka była – i Tobiasz musiał mocno się wysilić, by obronić strzał. Sporo niestety było też podań niecelnych, próbował też dośrodkowań, po jednym z nich był rzut rożny. Za utraconego gola i sytuacje Lechii w drugiej połowie winy nie ponosi. Przeciętny mecz reprezentanta Mauritiusa, który został zmieniony w końcówce nie dlatego, że grał źle, ale ze względu na zmianę ustawienia. I była to dobra decyzja trenera.
Rafał Augustyniak 7 (6,23). Najlepszy i najpewniejszy z trójki defensorów, gdy on grał przeciw Zwolińskiemu, napastnik Lechii nie istniał, a nawet nie był w stanie utrzymać się przy piłce. Nie popełnił ani jednego błędu w obronie, zdarzyło mu się kilka niecelnych podań przed przerwą, po zmianie stron nie miał już ani jednego. Są czasem nieoczywiści bohaterowie takich meczów, Augustyniak na pewno w piątek do takich należał., bo zagrał naprawdę solidny mecz. Rywal oddał pięć celnych strzałów w tym meczu i żaden z nich nie był z winy Augustyniaka.
Maik Nawrocki 4 (6,72). Tak to z młodymi piłkarzami często bywa. Fantastyczny mecz tydzień temu i słaby kolejny. Nic się na to nie poradzi, do regularności trzeba dorosnąć. Niestety ten słaby występ przytrafił mu się akurat w meczu obserwowanym przez trenera reprezentacji Polski. Już w pierwszej połowie nie było najlepiej, po jego błędzie w kryciu miał szansę Sezonienko, który na szczęście nawet nie trafił w bramkę. Kilkanaście minut później, w kolejnej sytuacji zabrakło bloku strzału. Jeszcze gorzej było po przerwie – Nawrocki w niezrozumiały dla nas sposób puścił krycie Zwolińskiego osiem metrów przed bramką, napastnik Lechii miał tyle miejsca, że mógł się pytać, w który róg uderzać, ostatecznie wybrał ścieżkę między nogami bramkarza i to właśnie młody obrońca Legii jest głównym piłkarzem odpowiadającym za utratę gola. Parę minut później bardzo łatwo uciekł mu Durmus i oddał kolejny groźny strzał w bardzo dogodnej sytuacji, gdyby Turek lepiej przymierzył, byłoby 0:2. Co gorsza Nawrocki nie zablokował dobitki, a piłka przeleciała mu między nogami, na szczęście nie zmyliło to czujnego Tobiasza. W sumie miał bardzo mało dobrych interwencji w obronie, najważniejsza była to pod koniec meczu, gdy zablokował strzał. Oddał jeden niecelny strzał głową po stałym fragmencie gry, tylko raz w końcówce meczu dobrze wyprowadził piłkę po własnym odbiorze. Co tu dużo mówić, był to słaby mecz Nawrockiego, najgorszy od meczu w Częstochowie, czyli od dwóch miesięcy. Zdarzają się takie mecze, nie tylko młodym, na szczęście na końcowy wynik to ostatecznie nie wpłynęło.
Paweł Wszołek 5 (5,51). Parę tylko wejść ofensywnych w pierwszej połowie, jedno po własnym odbiorze, ale im było bliżej bramki, tym bardziej Wszołek wyglądał na zagubionego. Szukał podań po ziemi w pole karne, ale żaden z napastników nie urywał się obrońcom i przeważnie były to podania do nikogo, tak naprawdę tylko raz podaniem do Rosołka na początku stworzył zagrożenie pod bramką Lechii. Zaskakująco słabo prezentował się w destrukcji, jedna niepewna interwencja w pierwszej połowie i jedno niezablokowane dośrodkowanie. Po zmianie stron lepiej nie było, bo przy straconym golu został po prostu na boku wraz z Rosołkiem łatwo ograny. Potem zaczął grać lepiej, odebrał rywalom trzy piłki, raz nieźle dośrodkował. Nie dziwimy się trenerowi, że zdjął go w końcówce, bo w ofensywie nie prezentował się dobrze przez cały mecz i z jego strony trudno było oczekiwać akcji dającej zwycięskiego gola. Poprzedni mecz był naprawdę dobry, ten tylko mocno przeciętny.
Bartosz Slisz 6 (6,30). Przez pierwsze dziesięć minut cztery razy podał niecelnie, potem mu się to raczej nie zdarzało, za to jeszcze przed przerwą zabrał rywalom cztery piłki, po zmianie stron kilka kolejnych. Dwa razy po przerwie uderzał na bramkę, raz nie trafił, drugie jego uderzenie Kuciak z trudem sparował na róg. Dwa razy też dośrodkowywał i wywalczył w ten sposób kolejny rzut rożny. Dużo biegał, sporo odbierał piłek w drugiej połowie, często na połowie rywala, natomiast rzadko podłączał się do rozegrania, zwłaszcza przed przerwą. Josue był pierwszej połowie chwilami bezradny szukając kogokolwiek do gry w środku pola, mimo wszystko ze wszystkich pomocników najczęściej mógł wtedy liczyć na wymianę piłki właśnie ze Sliszem, tyle że akcji do przodu to nie posuwało. Dużo przebiegniętych przez Slisza kilometrów, dobra gra w destrukcji, ale za mało dobrej gry piłką, by podnosić mu ocenę.
Bartosz Kapustka 7 (7,52). W pierwszej połowie trochę nas Kapustka irytował – wprawdzie dobrze grał w defensywie i często widzieliśmy go pod bramką, ale zarazem stanowczo za rzadko schodził do tyłu, by pomagać obrońcom wyprowadzić piłkę. Z przodu za to dawał sporo, szukał gry na jeden kontakt, raz uderzył z dystansu w słupek, kolejne jego uderzenie zostało zablokowane, wywalczył też jeden rzut rożny, niemniej nie wyglądało, by Kapustka miał zostać bohaterem tego meczu. Ale po stracie gola to właśnie „Kapi” pociągnął cały zespół do zwycięstwa. Cztery raz uderzał na bramkę, dwa razy Kuciak zbił piłkę na rzut rożny, za trzecim piłka wylądowała na poprzeczce, ale spadła na plecy Słowaka i wpadła do siatki. Oprócz tego Kapustka wywalczył jeszcze dwa rzuty rożne, a do tego uderzył niecelnie z rzutu wolnego. W końcówce w defensywę nie był specjalnie zaangażowany, bo Legia atakowała, jedną piłkę przejął, raz faulował rywala w dość dużej odległości od bramki. Najlepszy mecz Kapustki w tej rundzie.
Josue Pesqueira 7 (7,25). Portugalczyk był zawsze pod grą, czy to w środku pola, czy schodząc do prawej strony, miał jednak rozpaczliwie mało możliwości rozegrania z kimkolwiek piłki przez pierwszą godzinę meczu. W pierwszej połowie oddał strzał z dystansu i było to jedyne celne uderzenie legionistów przed przerwą. Szukał i gry na jeden kontakt i podań prostopadłych i przerzutów i dośrodkowań – niestety nie bardzo było z kim grać, zbyt wielu piłkarzy Legii poruszało się w tempie spacerowym lub po prostu stało. Po zmianie stron nadal nie rezygnował – oddał dwa kolejne strzały, po jednym z nich był rzut rożny, zagrał genialne podanie do Muciego, który pogubił się polu karnym, wykładał kolegom piłki na uderzenia z dystansu, wywalczał rzuty wolne, kombinował z Kapustką przy rzutach rożnych. Niestety, wszystko na nic, Portugalczyk skończył mecz bez liczb, ale zagrał dobrze, a drużyna wygrała. Bez wątpienia Josue miał w to zwycięstwo duży wkład, nawet bez goli i asyst.
Filip Mladenović 7 (6,67). W pierwszej połowie zagrania dobre przeplatał niedokładnymi podaniami, ale to on wślizgiem pozwolił na oddanie groźnego strzału z dystansu Kapustce. Po zmianie stron, a zwłaszcza po straconej bramce oglądaliśmy klasycznego Mladenovicia od dośrodkowań – posyłał jedną wrzutkę za drugą w pole karne, część była udanych, część nieudanych, brakło chwilami zrozumienia zwłaszcza z Kramerem, wywalczył w ten sposób dwa rzuty rożne. Raz sam próbował uderzać, ale bez efektów, zarobił znów żółtą kartkę za faul, ale gdyby nie nazywał się Mladenović, to by jej pewnie nie dostał – rywale za podobne przewinienia kartek nie oglądali. Na koniec wreszcie dośrodkowania Serba przyniosły efekt, idealnie dograł na głowę Kramera, Słoweniec wprawdzie gola nie strzelił, ale piłkę dobił Ribeiro i trzy punkty zostały w Warszawie. Bez uporu i konsekwencji Mladenovicia raczej skończyłoby się na podziale punktów. Do gry w defensywie zastrzeżeń nie mamy, jako wahadłowy grał chwilami nieco za wysoko, a w końcowej fazie meczu był po prostu skrzydłowym. Lechia swoją prawą stroną w piątek zresztą i tak nie atakowała. Dobry mecz.
Maciej Rosołek 4 (5,74). W pierwszej połowie napastnicy Legii nie pokazywali się do gry, nie potrafili się urwać obrońcom, a do tego nie wracali się do rozegrania. Efekt był taki, że Rosołek miał bardzo mało kontaktów z piłką – raz dobrze przedryblował rywala, raz zagrał na jeden kontakt, raz dobrze się zastawił i Tobers po faulu na nim otrzymał żółtą kartkę. Oddał dwa strzały, jeden niecelny, drugi zablokowany i raz niecelnie dośrodkował. Po zmianie stron biegał dużo więcej, ale pożytku z tego było bardzo niewiele. Raz dobrze się zastawił i raz zakończył akcję dośrodkowaniem, oddał kolejne dwa niecelne strzały i trzeci nieudany ze spalonego. Sporo miał strat, zbyt często podawał niedokładnie, zakończył mecz bez choćby jednego celnego strzału, przegrywał regularnie powietrzne pojedynki, do tego dał się ograć wraz ze Wszołkiem przy linii przy straconym golu. Ostatnio zagrał dwa dobre mecze, w piątek wypadł słabo mimo dużej liczby przebiegniętych kilometrów, głównie przy pressingu. Ale to normalne u młodych piłkarzy, że nie każdy mecz będzie im wychodzić.
Ernest Muci 4 (5,26). Dostał szansę od pierwszej minuty wskutek kontuzji Carlitosa i jej nie wykorzystał. W pierwszej połowie wywalczył jeden rzut wolny i jeden rożny, ten ostatni po zablokowanym strzale, do tego raz dobrze rozegrał piłkę na jeden kontakt. Poza tym raz stracił piłkę w dryblingu i raz koszmarnie dośrodkował. Mało kontaktów miał z piłką, bo nie wychodził do gry, ani nie wracał się po piłkę, podobnie jak Rosołek więcej biegał w pressingu niż gdy Legia miała piłkę i konstruowała akcję. Tuż po zmianie stron było tylko nieco lepiej – miał jeden przechwyt i raz przy wyprowadzaniu piłki rywal go sfaulował i zarobił żółtą kartkę. Wreszcie po znakomitym podaniu Josue w polu karnym wywalił się na piłce myląc w ten sposób czterech obrońców – następnie podniósł się i oddał strzał nad bramką, gdyby trafił, to byłby jeden z ciekawszych goli Legii w tej rundzie. Niestety fatalnie spudłował, trener Runjaić miał chyba dość i zmienił Albańczyka wprowadzając na boisko dużo wyższego napastnika. I miał rację, bo Kramer miał udział przy drugim golu, a Muci w piątek zaprezentował się po prostu słabo.
Blaz Kramer 6 (6,31). Miał z pewnością zwiększyć zagrożenie pod bramką Lechii wygrywając powietrzne pojedynki i wyglądało to dość dziwnie, bo piłka poleciała po jego dwóch pierwszych zagraniach w kompletnie inną stronę niż powinna. Dodatkowo w jednej z kolejnych akcji Słoweniec nie zrozumiał się z Mladenoviciem. Raz tylko dobrze wyprowadził piłkę, nie oddawał strzałów i wydawało nam się, że będzie to kolejny występ Kramera, o którym będziemy chcieli zapomnieć. W końcówce meczu jednak znalazł się pod bramką i znakomicie uderzył głową po dośrodkowaniu Mladenovicia – większość ligowych bramkarzy skapitulowałaby po tym uderzeniu, Kuciak jednak zdołał piłkę odbić, przy dobitce Ribeiry był już jednak bezradny. Udział Słoweńca przy decydującym golu jest bezsporny, stąd i ocena tym razem całkiem niezła.
Yuri Ribeiro (7,18) i Makana Baku (4,99) grali zbyt krótko, by ich oceniać, oczywiście Portugalczyk zasłużył na duże brawa strzelając zwycięskiego gola.
Najlepszym legionistą piątkowego meczu był w zgodnej opinii Czytelników i redaktorów Bartosz Kapustka.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.