Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Wartą – pozbądź się piłki i uciekaj

Redaktor Redakcja Legia.Net

Redakcja Legia.Net

Źródło: Legia.Net

17.02.2022 21:15

(akt. 17.02.2022 21:21)

W niedzielę Legia w kolejnym meczu ligowym Legia przegrała przy Łazienkowskiej z Wartą 0:1. Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 2 (3,12 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Opisywanie gry drużyny, gdy zespołu przy Łazienkowskiej nie było, nie należy do najprostszych. W zasadzie gra przypominała tą z Lubina, z tą różnicą, że obrony nie spajał Mateusz Wieteska, z przodu nie można było liczyć na podanie Josue, a Warta nie miała w swoim składzie Bartosza Kopacza. W zasadzie każdy piłkarz był na boisku oddzielnie, nie istniały żadna drużyna. Obrońcy bronili w pojedynkę, nie asekurując się wzajemnie, przez co Warta miała kilka idealnych sytuacji, ostatecznie wykorzystała tylko jedną. Druga linia wyglądała jeszcze gorzej, co najlepiej było widać przy wyprowadzaniu piłki. Jedynym zawodnikiem, który próbował pomóc obrońcom w rozegraniu był Mladenović, przez co Johansson mógł podać tylko do Nawrockiego, Nawrocki do Johanssona lub Rose’a, Rose do Mladenovicia lub Nawrockiego, a Mladenović wyłącznie do Rose’a. Pozostali piłkarze stali dwadzieścia lub nawet trzydzieści metrów od obrońców nie mając najmniejszej ochoty wyjść do piłki. Teoretycznie Legia miała grać skrzydłami, ale Wszołek i Mladenović przy liniach bocznych byli osamotnieni - komu mieli oddać piłkę i wyjść na wolną pozycję, skoro ani pomocnicy ani napastnicy nie podchodzili do nich do rozegrania? W sumie do wahadłowych trzeba mieć najmniej pretensji, bo oni przynajmniej w piłkę chcieli grać. Najbardziej unikali gry środkowi pomocnicy, zwłaszcza ci z wyjściowego składu, którzy przy wyprowadzaniu piłki uciekali pod pole karne rywala, a po przeniesieniu gry wyżej wracali pod koło środkowe, byleby nie dostać piłki. Równie niechętnie ze środka do rozegrania wychodzili napastnicy, którzy biernie czekali na ewentualne dośrodkowania. Oczywiście, gdy rywal miał piłkę, biegali wszyscy legioniści, przesuwali się, odebrali w sumie bardzo dużo piłek rywalom, ale ruch ograniczał się wyłącznie do obrony, jakby na tym kończyły się zadania pomocników i napastników. Pewne nieznaczne ożywienie nastąpiło po wejściu rezerwowej młodzieży, ale ostatnie dwadzieścia minut Legia grała w dziesiątkę, co sprawy na pewno nie ułatwiło. Tak grająca Legia nie ma szans na utrzymanie w Ekstraklasie, bo przegra każdy mecz, w którym przeciwnicy sami sobie nie będą wbijać goli. Skoro legioniści nie radzą sobie z innymi kandydatami do spadku, tym większe kłopoty mogą mieć w dalszej fazie rozgrywek z mocniejszymi rywalami. Nie bardzo wiemy, co może tu trener na szybko zmienić, skoro nic nie działa. Może zagrać czwórką z tyłu, by więcej zawodników mieć na skrzydłach, jeśli chce grać dośrodkowaniami na wysokich napastników, może dokonać zmian personalnych, by w środku pola byli piłkarze odważniejsi, nie bojący się, że każdy ich kontakt z piłką zakończy się stratą. Najważniejsze jest jednak, by wszyscy piłkarze chcieli grać w piłkę, bo futbol polega na kopaniu skórzanej kuli, a nie uciekaniu przed nią. W niedzielę przynajmniej połowa legionistów przed piłką po prostu się chowała, jeśli futbolówka do nich przez przypadek trafiała, to oddawali ją szybko i uciekali od niej jak najdalej. Nawet jeśli któremuś z nich udało się minąć któregoś rywala zatrzymywał się na następnym, bo nie miał po prostu komu podać.

Artur Boruc 1 (2,32 - ocena Czytelników). Przy golu bez szans, pozostałe strzały nie były trudne do obrony, raz wyekspediował piłkę na aut. W drugiej połowie idiotycznym zachowaniem podarował rywalom rzut karny, dostał czerwoną kartkę i odpocznie przez kilka spotkań. Takie zachowania działające wyłącznie na szkodę własnej drużyny zawsze będziemy piętnować.

Mattias Johansson 4 (3,29). Jeden z głównych winowajców straconego gola, popełnił przynajmniej jeszcze jeden poważny błąd, po którym rywal miał stuprocentową sytuację. Nieźle grał tylko przez pierwsze dwadzieścia minut, potem nadmiernie ostra gra i sporo strat w drugiej połowie. Niemniej to on odebrał rywalom najwięcej piłek. Skoro grał na obronie, trudno go obciążać winą za marazm z przodu, dużo był przy piłce, ale żaden pomocnik do podania mu nie wychodził. Słaby mecz Szweda, ale mimo braku współpracy w formacji defensywnej i popełnionych wskutek tego błędów, to nie obrońców należy obciążać główną winą za przegrany mecz.

Maik Nawrocki 4 (3,55). Drugi z winowajców utraconej bramki, powinien ustawić się tak, by przeciąć ostatnie podanie, skoro zdecydował się, niepotrzebnie zresztą, na pójście na podwojenie. Poza tym tylko raz dał się ograć, większość pojedynków wygrał. Widać, że na kierowanie linią obrony jest jeszcze za wcześnie dla młodego legionisty, bo brakło wzajemnej asekuracji między trójką defensorów. Mateusz Wieteska łatał podobne dziury w Lubinie znacznie skuteczniej.

Lindsay Rose 4 (3,17). Przy straconym golu nie przesunął się do środka, inna sprawa czy w ogóle miał szanse zdążyć zastawić Szymonowicza. Podobnie jak Johansson próbował czasem wyjść do przodu do rozegrania widząc bierność pomocników, ale niewiele to dawało, zagrywał więc długie przerzuty do Wszołka, sporo było całkiem dokładnych, ale wahadłowy Legii nie miał nawet komu zgrać tej piłki, gdy ją wywalczył w powietrznym starciu. Popełnił jeden poważny błąd w kryciu przy stałym fragmencie gry, na szczęście Johansson do końca utrudniał rywalowi oddanie precyzyjnego strzału. Dużo miał strat, dwa razy został ograny, grał niekiedy bardzo ostro i wyeliminował z gry brutalnym faulem Szelągowskiego. Słaby mecz, ale obrońcy i tak cała trójka defensorów stanowiła tą lepszą część zespołu, mimo kiepskiej gry i wzajemnego niezrozumienia.

Paweł Wszołek 3 (2,87). Do obrony wracał się rzadko, ale był w destrukcji skuteczny, jeden jego powrót zakończył się stratą bramki, ale żadnej winy Wszołka w tym rzecz jasna nie było. Przy wyprowadzaniu piłki był bierny czekając z przodu, zamiast wracać się po piłkę do obrońców, jak Mladenović. Gdy już uwolnił się na prawej stronie, to kończył akcje koszmarnymi dośrodkowaniami, tylko jedno trafiło na głowę Muciego w końcówce pierwszej połowy. Jego strzał jako jedyny sprawił pewne problemy Lisowi.Bardzo słaby mecz, ale też nie sposób nie zauważyć, że był na skrzydle mocno osamotniony i nie miał często z kim wymieniać podań, by wyjść na dobrą pozycję.

Bartosz Slisz 2 (2,32). Gdy Legia wyprowadzała piłkę od obrońców, uciekał do przodu, by jej nie dostać, gdy była pod polem karnym rywala cofał się, by jej nie dostać, gdy ją dostawał, oddawał do obrońców albo w najlepszym przypadku podawał do najbliższego. Na zasadzie „pobiegam w obronie, a jak grają, to się schowam”. Ponieważ pół drużyny się tak zachowywało, to gra Legii w piłkę wyglądała tak, jak wyglądała. Pewnie, jak zwykle parę piłek rywalom zabrał, oddał też jeden strzał z prawie czterdziestu metrów chyba. Zmieniony został jako pierwszy, pewnie ze względu na żółtą kartkę, ale po pierwszej połowie to cały środek pomocy nadawał się od razu na ławkę. Jeśli tak ma grać Slisz, jak w dwóch ostatnich meczach, to pod znakiem zapytania stoi jego przydatność w tej rundzie, tym bardziej że jego zmiennik w odróżnieniu od Slisza wyprowadzania piłki nie unikał.

Patryk Sokołowski 2 (2,74). To samo co o Sliszu można napisać o Sokołowskim, z tym że nowy nabytek Legii do tego i w destrukcji specjalnie sobie nie radzi. Jak my mamy wierzyć w drużynę, o co apeluje Sokołowski w wywiadach, skoro on sam najwyraźniej nie wierzy w swoje umiejętności i chowa się przez cały mecz byle dalej od piłki. Nie rozumiemy też, czemu Aleksandar Vuković znów trzymał go na boisku niemal do końca spotkania.

Ernest Muci 2 (2,40). Nie wiemy, czy Albańczyk miał być lewym napastnikiem, czy ofensywnym pomocnikiem, w każdym razie też czekał z przodu na piłki, zamiast cofnąć się do rozegrania. Co dostał piłkę, to stracił. Niechlujne, niedokładne podania i bardzo dużo dryblingów, na początku często udanych, potem kończonych na kolejnym z rzędu rywalu. Na usprawiedliwienie Muciego zwrócimy uwagę na to, że po minięciu jednego czy drugiego rywala Albańczyk chciał podać piłkę, tylko nie miał komu, bo napastnicy często stali w polu karnym jak kołki nie zainteresowani niczym oprócz wysokich dośrodkowań, pozostali pomocnicy uciekali do tyłu za linię piłki, a Mladenović, który często cofał się do wyprowadzania piłki nie mógł być równocześnie z tyłu i z przodu, więc nie była to tylko wina Muciego – po prostu Legia w niedzielę przerobiła futbol na sport indywidualny. Albańczyk jest autorem pierwszego celnego strzału Legii bo doszedł do wrzutki Wszołka, ale że specjalistą od gry głową nie jest, to zagrożenia żadnego nie stworzył. Jego zmiennik pokazał się ze znacznie lepszej strony.

Filip Mladenović 3 (2,77). Serb chyba jako jedyny próbował jakoś współpracować z innymi piłkarzami, gdy obrońcy wyprowadzali piłkę, to się po nią cofał. Problem w tym, że gdy on był z tyłu, nie było potem żadnego piłkarza na lewej flance z przodu, bo rozdwoić się nie mógł. Serb częściej od Wszołka się wracał, ale w decydującej o wyniku meczu akcji to on też się „wyłączył”, a przecież przed feralnym zagraniem Johanssona był właśnie przy Szymonowiczu. Podobnie jak Wszołek nie miał z kim wymienić piłki na skrzydle i dośrodkowywał nie lepiej od prawego wahadłowego i podobnie jak on dośrodkowywał bardzo niedokładnie, również ze stałych fragmentów gry nie stwarzał żadnego zagrożenia. Bardzo słaby występ, ale nie w osamotnionych wahadłach leżał największy problem Legii, a w środku pola i w ataku.

Rafael Lopes 2 (2,49). Jeśli Portugalczyk miał z dwójki napastników tym bardziej ruchliwym i wychodzącym do rozegrań, to nie był – raz wyszedł na pozycję, wywalczył jeden rzut rożny, a tak przeważnie piłkę tracił, przegrywał też pojedynki o górne piłki. Nie oddał ani jednego strzału, co oczywiście jest dyskwalifikujące dla napastnika. Jeśli nie był w pełni zdrowia, nie powinien grać, jeśli był zdrowy, powinien w ataku być zdecydowanie aktywniejszy, a nie tylko czekać na piłkę w polu karnym lub przed nim. Naszym zdaniem powinien być zmieniony znacznie wcześniej.

Tomas Pekhart 2 (2,66). Ekstraklasowa szkoła futbolu – napastnik ma biegać do upadłego w pressingu i w obronie, ale za to stać nieruchomo w ataku. Dokładnie odwrotnie niż robi się to na całym świecie. Pekhart przejął dużo piłek od rywali, ale zdaje się że nie od tego powinien być. Przez całym praktycznie mecz biegał w obronie, a potem stał czekając na długie piłki, które przebijał głową do nikogo, bo wszyscy inni ruszali się w ataku tak samo jak Pekhart, czyli w ogóle. Jedyny strzał głową oddał po dośrodkowaniu Ciepieli, ale w bramkę nie trafił. Czech musi być bardziej aktywny w polu karnym i przed nim, próbować też grać po ziemi, nie może tylko liczyć na to, że ktoś go dośrodkowaniem trafi w głowę. Trener Vuković musi coś zmienić w grze w ataku, przecież niemożliwe jest by do końca rundy grać bez napastników chcących grać w piłkę, bo będzie to wtedy ostatnia runda w Ekstraklasie.

Jurgen Celhaka 4 (3,83). Jak to jest, że Slisz i Sokołowski z dużym już doświadczeniem Ekstraklasowym uciekali od rozegrania piłki, a będący ledwo po debiucie dwudziestolatek z Albanii strachu przed grą w piłkę nie odczuwa? Celhaka nie miał więcej strat i nie podawał mniej dokładnie niż Slisz czy Sokołowski, nie gorzej też od nich grał w destrukcji, a jednak potrafił z piłką wyjść z własnej połowy przodem do bramki i zagrać piłkę dalej do przodu. Czyli można, nie jest tak, że paraliż dotknął wszystkich środkowych pomocników Legii. Pewnie tych akcji wyprowadzających nie było zbyt dużo, tym bardziej że połowę drugiej części meczu Legia grała w dziesiątkę, ale na pewno wyglądało to lepiej niż u obu Polaków. Skoro w drugim już meczu Legia ma tak potężne problemy w środku pola, a Albańczyk wchodząc z ławki pokazuje lepszą grę, może powinien dostać szansę od pierwszej minuty?

Bartłomiej Ciepiela 4 (4,39). Wchodzi drugi niedoświadczony młodzian na boisko i środek pola zaczyna się ruszać i grać w piłkę. Oczywiście, Ciepiela sporo piłek stracił, większość pojedynków przegrał, przez co ma katastrofalną notę od InStatu, ale też potrafił wykreować najlepszą okazję Legii w meczu. Pamiętając występ Skibickiego w Lubinie mamy wrażenie, że im młodsi legioniści, tym mniej mają kompleksów i bojaźni i tym więcej chcą być przy piłce. Jasne że brakuje im nieco umiejętności i odpowiedzialności, przez co wiele jest gry juniorskiej i strat, ale z całą pewnością lepsze to, niż uciekanie od gry. Inna sprawa, że Ciepiela w tym meczu pokazał też, że coś jest nie tak z młodym narybkiem Legii, skoro dyszał on ciężko ledwie po kilkunastu minutach gry. Plus za to, że starał się w niedzielę o zmianę wyniku do końca, a nie każdy legionista może to o sobie z czystym sumieniem powiedzieć.

Cezary Miszta (4,70) i Szymon Włodarczyk (3,25) grali zbyt krótko, by ich oceniać.

Najlepszym legionistą niedzielnego meczu Czytelnicy wybrali Cezarego Misztę. Nam też trudno było znaleźć jakiegoś kandydata, ostatecznie przyznaliśmy to miano Jurgenowi Celhace.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

4.7 Cezary Miszta

4.39 Bartłomiej Ciepiela

3.83 Jurgen Celhaka

3.55 Maik Nawrocki

3.29 Mattias Johansson

3.25 Szymon Włodarczyk

3.17 Lindsay Rose

2.87 Paweł Wszołek

2.77 Filip Mladenović

2.74 Patryk Sokołowski

2.66 Tomas Pekhart

2.49 Rafael Lopes

2.4 Ernest Muci

2.32 Artur Boruc

2.32 Bartosz Slisz

Polecamy

Komentarze (51)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.