Oceny piłkarzy

Oceny piłkarzy Legii za mecz z Zagłębiem Lubin - zasłużona porażka

Redaktor maro.

maro.

Źródło: Legia.Net

22.12.2019 19:00

(akt. 25.12.2019 14:24)

W piątek na zakończenie roku Legia przegrała w Lubinie z Zagłębiem 1:2 . Redakcja jak zwykle oceniła piłkarzy Legii w skali 1-10, gdzie 1 oznacza sugestię zmiany profesji, 6 to ocena wyjściowa, a 10 występ idealny, gdzie wychodziło wszystko. W identycznej skali legionistów oceniliście Wy. Wasze oceny znajdują się w nawiasach oraz w grafice na dole. Zapraszamy do lektury.

Gra zespołu 4 (4,63 - średnia ocen zawodników Legii wg Czytelników Legia.Net). Powtórzyła się sytuacja ze Szczecina - rywal przebiegł aż o siedem kilometrów więcej i miało to znów przełożenie na przebieg meczu i wynik końcowy. Po raz kolejny było widać, że gdy przeciwnik dużo biega i walczy, jest w stanie Legię zdominować, zneutralizować jej atuty w środku pola, uniemożliwić konstruowanie ataku i wygrać. Dodatkowo trener Sevela bezbłędnie rozpracował ekipę Vukovicia jeszcze przed meczem. Wielokrotnie zwracaliśmy uwagę na duże problemy w wypełnianiu zadań taktycznych przez Michała Karbownika na lewej stronie obrony, tyle że najczęściej dobra gra ofensywna młodzieżowca przykrywała te niedostatki w defensywie. A że Luquinhas też bardzo słabo wspierał Karbownika, na lewej stronie Legii ziała ogromna dziura, w którą łatwo wchodził Alan Czerwiński. Ogromna większość groźnych akcji Zagłębia była przeprowadzana właśnie tą stroną. Niestety, tym razem na środku obrony zabrakło często asekurującego lewego obrońcę Artura Jędrzejczyka, w niedostatecznym stopniu czynili to też pasywni w piątek środkowi pomocnicy i skończyło się tak, jak musiało się skończyć. Oczywiście brak podstawowej pary stoperów miał tu też spore znaczenie, bo brakowało skutecznych wyjść do dłuższych piłek granych na napastnika, z którym ani Astiz, ani Wieteska sobie nie radzili. Trochę to przerażające, bo mamy tu do czynienia z osiemnastolatkiem, a w wielu przypadkach dawał on radę skutecznie zastawić się, czy wygrać pojedynek powietrzny z doświadczonymi obrońcami Legii. Niemniej nie tylko środkowych obrońców i piłkarzy grających po lewej stronie trzeba za tą porażkę obwiniać, bo i środkowi pomocnicy dawali z siebie zbyt mało, zarówno w odbiorze, jak i w podejściu do ataku, przez co ofensywni piłkarze byli dość osamotnieni. Dobrze funkcjonowała tylko prawa strona Legii, gdzie Vesović i Wszołek nie tylko dobrze bronili, ale też potrafili przeprowadzać groźne akcje, niemal wszystko co dobre dla lidera Ekstraklasy działo się właśnie po tej stronie boiska. Trudno zrozumieć też decyzje trenera Vukovicia w trakcie meczu, bo każdą zmianą mocno osłabiał swój zespół. Zapewne nie było jego celem pokazanie, że potencjalna zimowa wyprzedaż kluczowych zawodników mocno osłabi zespół, a młodzieżowcy nie są gotowi na to, by ich zastąpić, ale władze klubu mogły przypadkiem otrzymać taki właśnie sygnał. Cóż, nie można wszystkiego wygrać, od października Legia przegrywa tylko po jednym meczu w miesiącu, co nie jest w sumie złym wynikiem. Niemniej nawet jeśli tego meczu nie dało się wygrać, to można go było przynajmniej zremisować, a wpuszczenie młodzieżowców z pewnością od tego wyniku Legię oddaliło. Osobny temat do analizy, i to już od dłuższego czasu stanowią stałe fragmenty gry, nad którymi zespół musi bezwzględnie zimą dużo popracować. W piątek było widać kolosalną różnicę w jakości ich wykonywania między Filipem Starzyńskim, a Domagojem Antoliciem i Walerianem Gwilią.

Radosław Majecki 5 (4,45 - ocena Czytelników). Obronił w sumie aż siedem strzałów, sporo z nich dzięki dobremu ustawieniu. Przy drugim golu jednak tego ustawienia zabrakło, bo powinien być stać przy bliższym słupku, Bohar przy wślizgu Wieteski raczej na dalszy uderzyć nie mógł. Przy pierwszym golu natomiast nie miał nic do powiedzenia. Mimo tego złego ustawienia przy decydującej bramce nie mamy szczególnie dużych pretensji do Majeckiego, bo sporo piłek obronił, nogami też grał nieźle, bo tylko raz wybił piłkę na aut. Nie bramkarz przegrał mecz w Lubinie, zrobili to przede wszystkim obrońcy i większość pomocników, która dopuszczała do wielu groźnych sytuacji i w końcu część z nich musiała zakończyć się golami.

Marko Vesović 7 (5,28). Trudno mieć jakiekolwiek pretensje do Czarnogórca za piątkowy mecz, bo on robił to, co boczny obrońca robić powinien. Ataki Zagłębia jego stroną nie przechodziły, a do tego Vesović często podłączał się do akcji ofensywnych i stwarzał groźne sytuacje. Po jego dośrodkowaniu w 15. minucie powinna Legia prowadzić, ale Kante strzelił wprost w bramkarza, od jego długiego dokładnego podania na wolne do Wszołka rozpoczęła się akcja, po której legioniści objęli prowadzenie, dodajmy do tego groźny strzał w drugiej połowie. Raz tylko pod koniec pierwszej połowy nie popisał się przy kryciu przy rzucie rożnym, parę wrzutek było przeciągniętych, ale był to naprawdę dobry mecz Vesovicia. To jedyny naszym zdaniem piłkarz, który zasłużył na notę wyższą niż wyjściowa, co potwierdzają też zresztą wskaźniki InStatu.

Inaki Astiz 4 (3,72). Można było mieć ogromne obawy przed meczem, bo hiszpański weteran gra ostatnio w Ekstraklasie bardzo rzadko. I rzeczywiście dobrze nie było, ale też nie było tak źle, jakby się mogło wydawać. Absolutnie nie winimy go za pierwszego gola, bo musiał zostawić swojego zawodnika i rozpaczliwie próbować załatać dziurę w obronie, powstałą po wyjściu Wieteski do przodu i braku zabezpieczenia tej pozycji przez Martinsa. Nic więc dziwnego, że interweniował spóźniony i pojedynku powietrznego z wyższym od siebie Białkiem nie wygrał. Hiszpan sporo błędów popełnił w pierwszej połowie, gdy po prostu nie nadążał za piłkarzami z Lubina, sprzed jego nosa uderzył Zivec na początku spotkania i Białek w końcówce pierwszej połowy, obaj łatwo go przy tym mijali, na szczęście na posterunku był Majecki. Dużo lepiej grał w drugiej części meczu, gdy kilka razy przecinał prostopadłe piłki na wolne pole i nie popełniał już błędów. Był to w sumie dość słaby występ Hiszpana, ale wcale nie jakiś katastrofalny. Trudno było w sumie oczekiwać innego, biorąc pod uwagę nie tylko wiek, ale i częstotliwość jego występów w tym sezonie.

Mateusz Wieteska 2 (3,09). Nie mamy zwyczaju obarczać winą jednego piłkarza za przegrany mecz, bo gra cała drużyna. Nie zrobimy tego i w tym przypadku, ale trzeba przyznać, że błędy stopera Legii w znaczącej mierze się do tej porażki przyczyniły. Nie może być tak, że obrońca mający na koncie ponad siedemdziesiąt występów w Ekstraklasie tak łatwo przegrywa pojedynki z osiemnastolatkiem i popełnia tak duże błędy w ustawieniu. Pierwszy gol to w bardzo dużej części wina Wieteski, bo przegrał pojedynek z Białkiem, następnie wracając nie pokrył ponownie napastnika Zagłębia i nie jest żadnym usprawiedliwieniem, że nie zrobił też tego również asekurujący jego pozycję Andre Martins, a Karbownik pozwolił swobodnie dośrodkować Czerwińskiemu. Drugi gol to bardzo duża wina stopera Legii, który źle się ustawił do Bohara i potem był przy nim spóźniony, choć w tym przypadku szansę na interwencję miał jeszcze Majecki, gdyby był dobrze ustawiony. A i trzeci gol wisiał w powietrzu w doliczonym czasie gry, bo Bohar uderzył sprzed nosa Wieteski stojąc w polu karnym, a stoper Legii zupełnie mu w tym nie przeszkadzał, warto dodać że ta ostatnia akcja powstała ze złego wyprowadzenia przez niego piłki. Parę minut wcześniej też został minięty jednym zwodem. W pierwszej części meczu Wieteska radził sobie przyzwoicie, zarówno w obronie, jak i przy wprowadzaniu piłki do gry, zwłaszcza długimi przerzutami, choć też zarobił żółtą kartkę. Po zmianie stron zagrał niestety bardzo słabo, oprócz wymienionych wyżej błędów zdarzyło mu się też zbyt krótkie wybicie piłki głową. Raz udało mu się dojść do strzału po rzucie wolnym pod bramką przeciwnika, ale bramkarz bez trudu obronił jego uderzenie. Niestety, w końcowej fazie tej rundy młody obrońca Legii zdecydowanie odstaje od doświadczonych kolegów i widzieliśmy to i w Szczecinie i w Lubinie. Nic dziwnego, że rzadko miał okazję w ostatnim czasie przebywać na boisku. Dużo lepiej prezentował się latem i wczesną jesienią.

Michał Karbownik 3 (4,62). Gdy zwracaliśmy uwagę niemal po każdym meczu na złe ustawianie się w obronie młodego legionista, zazwyczaj przechodziło to bez echa, bo Karbownik akcjami ofensywnymi stwarzał bramkowe okazje pod polem karnym rywala. Rolą obrońcy, również bocznego, jednak jest przede wszystkim bronienie, co powtarzać będzie każdy piłkarz grający na tej pozycji i każdy trener, walory ofensywne są u bocznego obrońcy tylko wartością dodaną. Gdy trener Sevela rozpracowywał Legię z pewnością na Karbownika zwrócił baczną uwagę, bo Zagłębie atakowało głównie prawą stroną. I robiło to bardzo skutecznie. Skrzydłowy Zagłębia schodził do środka zabierając ze sobą defensywnego pomocnika, który zwykle asekurował młodego legionistę, Luquinhas nie wracał, zabrakło schodzącego do boku Jędrzejczyka i Karbownik został sam na sam z wchodzącym z głębi pola Czerwińskim. Nie ma wątpliwości, że było to przemyślane, opracowane przed meczem i niestety w niemal każdym przypadku kończyło się groźną okazją dla lubinian. Karbownik przez cały mecz ustawiał się zbyt wysoko i potem nie miał jak rozpędzonego Czerwińskiego dogonić. Naliczyliśmy w całym meczu takich sytuacji przynajmniej pięć, a to bardzo dużo. Tak padł też zresztą pierwszy gol dla Zagłębia, prawy obrońca lubinian miał mnóstwo czasu, by dokładnie wrzucić piłkę w pole karne. Bardzo dużo też Karbownik miał strat, również przed własnym polem karnym, jak w 26. minucie, gdy po podaniu do przeciwnika ratował się przed linią pola karnego faulem, którego nie dostrzegł sędzia nakazując rzut rożny. Dodać należy, że w tym meczu nie oglądaliśmy prawie młodego legionisty w ofensywie, bo z Czerwińskim i asekurującymi go środkowymi pomocnikami Zagłębia, poza nielicznymi przypadkami, w ogóle sobie nie radził. Słaby mecz młodego legionisty. Być może lewa obrona jest jednak nie jest jego pozycją, a gra na niej tylko dlatego, że Rocha prezentuje się jeszcze gorzej. Inna sprawa, że po pierwszej połowie trener Vuković powinien zareagować i w przerwie wpuścić na tą pozycję chociażby Stolarskiego, który z pewnością w tej sytuacji na lewej obronie poradziłby sobie lepiej. Gdy piłkarz popełnia dużo błędów, trzeba próbować coś zmienić.

Andre Martins 4 (4,90). Jeżeli środkowi pomocnicy biegają dużo mniej od przeciwników, to zostają zdominowani w środku pola. Widzieliśmy to w Szczecinie, zobaczyliśmy też w Lubinie. Do tego Martins zaczął mecz naprawdę słabo, przez niemal cała pierwszą połowę nie tylko nie nadążał w obronie, ale też niecelnie podawał do przodu, do tego bezsensownie zarobił żółtą kartkę faulem taktycznym w niegroźnej sytuacji. Obudził się tuż przed przerwą, gdy dwa razy odebrał piłkę i dwa razy uderzył z dystansu, jedno z tych uderzeń minimalnie przeszło obok słupka. Po zmianie stron grał dokładniej, lepiej wyprowadzał piłkę, częściej ją odbierał, ale dla odmiany miał udział przy pierwszym straconym golu. Gdy środkowy obrońca wychodzi do przodu trzeba zaasekurować jego pozycję. Owszem, Portugalczyk to zrobił, ale biegł przy tym truchtem i Białek mu po prostu uciekł. Nie pierwszy to niestety raz, gdy Martins nie przykłada się należycie w takich sytuacjach do swoich obowiązków w obronie, pamiętamy choćby lutowy mecz z Cracovią przy Łazienkowskiej. Mimo wszystko nie bardzo rozumiemy, czemu akurat jego zdjął w końcówce trener Vuković, bo Portugalczyk dawał możliwość dobrego wyprowadzenia piłki i skonstruowania akcji.

Domagoj Antolić 4 (4,43). Podobnie jak Martins, Antolić miał spore problemy z nadążeniem za akcjami lubinian i właściwym asekurowaniem obrońców, para środkowych pomocników w sumie trzy razy odebrała piłkę rywalom pokrywając szeroką i głęboką przecież przestrzeń boiska, czyli mniej niż przyklejony wyłącznie do linii Vesović. Nic więc dziwnego, że Zagłębie dość swobodnie przechodziło z obrony do ataku. Zwłaszcza że pod obrońców do wyprowadzania piłki cofał się nominalny rozgrywający, czyli Starzyński - warto na tą zagrywkę trenera Sevela zwrócić uwagę, bo uczyniła ona bezcelowym pressing napastników Legii. W takiej sytuacji trzeba było się w środku pola „postawić”, a tego i Martinsowi i Antoliciowi zabrakło. Owszem, i przed przerwą i po zmianie stron Chorwat przejął po kilka piłek, ale nie zrobił z nich użytku, bo zabrakło potem napędzenia akcji do przodu. Obaj środkowi pomocnicy, a w szczególności Antolić rzadko wspierali atak i zawodnicy z przodu mogli w zasadzie liczyć tylko na rajdy prawą stroną Wszołka i Vesovicia. W obronie Antolić potrafił się poważnie pomylić, jak choćby w 13. minucie, gdy doskonałą sytuację miał Zivec, przegrywał też pojedynki powietrzne przy stałych fragmentach gry, co owocowało groźnymi strzałami na bramkę Majeckiego. W sumie byłby to występ w miarę równy, choć mocno przeciętny, ale ocenę musimy dodatkowo obniżyć za fatalne wykonywanie stałych fragmentów gry. Praktycznie żadne z dośrodkowań z rzutów rożnych i wolnych nie było kierowane w miejsce gdzie nabiegali lub stali legioniści.

Paweł Wszołek 6 (5,92). Pochwalimy go za pierwszą połowę i współpracę w ofensywie z Vesoviciem. To on wypuścił podaniem Czarnogórca w 15. minucie, a prawy obrońca zrewanżował mu się podobnym podaniem w 32. minucie. Padł z tego jeden gol, a powinny być dwa, asysta Wszołka była przy tym wspaniała, przyspieszenie i dokładność podania zrobiły na nas wrażenie, Wszołek zaczął też nieźle drugą część meczu, ale potem zupełnie zniknął aż do siedemdziesiątej minuty, gdy najpierw wywalczył rzut wolny, a potem po dośrodkowaniu Kostorza miał bardzo dobrą okazję do strzelenia gola, ale źle uderzył. Niestety w końcówce też znów zagrał, jak cała drużyna, znacznie słabiej. Przeciętny mecz prawoskrzydłowego Legii, oklaski za pierwszą połowę i zdecydowany niedosyt po drugiej.

Luquinhas 4 (5,05). Brazylijczyk w pierwszej połowie grał zrywami. Pierwsze dwadzieścia minut grał źle i ten okres zakończył nieudanym, zablokowanym strzałem w dogodnej sytuacji, potem znacznie lepiej, gdzie przejął kilka piłek, dobrze jej wyprowadził i wywalczył dwa rzuty wolne. W podobnym stylu zaczął drugą część meczu, po czym na długie minuty zniknął i do końca meczu pokazał się z dobrej strony tylko w dwóch sytuacjach. W sumie ani razu nie stworzył żadnego zagrożenia pod bramką lubinian - nie licząc stałych fragmentów gry, co nie wystawia mu najlepszego świadectwa. W obronie piłki odbierał i przechwytywał, ale wyłącznie na połowie przeciwnika. Karbownik nie miał w Luquinhasie żadnego wsparcia przy wejściach na obieg Czerwińskiego, a przecież skrzydłowy powinien brać udział w neutralizacji bocznego obrońcy przeciwnika, Jak to należy robić, pokazywali przez cały mecz Vesović z Wszołkiem. O ile prawa strona Legii była solidnie zamurowana, to lewa całkowicie otwarta i sporą winę za to należy też przypisać Luquinhasowi. Słaby mecz Brazylijczyka, zarówno w ataku, jak i w destrukcji.

Jose Kante 5 (5,58). Tradycyjnie Kante biegał w pressingu jak szalony, walczył z obrońcami w powietrzu, brał ich na plecy, przepychał się w walce o piłkę. Wiele ta walka nie przynosiła, bo z racji ciekawie wymyślonego, opisanego wyżej sposobu wyprowadzania piłki przez Zagłębie, pressing ten nie niósł za sobą strat lubinian. W odróżnieniu od InStatu naliczyliśmy jednak aż pięć przejęć piłki przez Gwinejczyka na połowie Zagłębia, czyli jakieś określone efekty to przynosiło, kilka piłek przyjętych pod kryciem zostało też oddanych do kolegów. Kante niestety zmarnował jednak dwie doskonałe sytuacje podbramkowe w pierwszej połowie, gdyby wykorzystał którąś z nich, wynik zapewne byłby zupełnie inny. Sporym zaskoczeniem dla wszystkich była decyzją o jego zmianie zaledwie po godzinie gry. Co ciekawe, trener Vuković po meczu twierdził, że zrobił to za późno. Naszym zdaniem było dokładnie odwrotnie, zmiana ta nastąpiła zdecydowanie za wcześnie, bo z chwilą zejścia Gwinejczyka z boiska skończyła się gra Legii w ataku i jedyną drużyną stwarzającą kolejne sytuacje podbramkowe od tej pory było Zagłębie. Mocno przeciętny występ.

Jarosław Niezgoda 6 (5,91). Gdy Niezgoda miał przyjąć piłkę przy obrońcy i przeprowadzić jakąś indywidualną akcję, to zazwyczaj nic z tego pozytywnego nie wynikało. Co innego, gdy dostawał piłkę bezpośrednio w polu karnym. Najpierw idealnie wypuścił na pozycję Kante, ale Gwinejczyk przestrzelił z ostrego kąta, a potem wykorzystał jedyną sytuację podbramkową stworzoną mu przez kolegów, pewnie posyłając piłkę z kilku metrów do pustej bramki. Zawsze mówi się, że to takie gole, co by każdy strzelił, ale żeby strzelić, to trzeba się na pozycji znaleźć, oderwać się od obrońcy i wiedzieć, gdzie może być dograna piłka, a pod tym względem napastnik Legii przypomina niekiedy Ekstraklasowych mistrzów w tej dziedzinie - Nemanję Nikolicia i Tomasza Frankowskiego. Niezgoda w pressingu pracował nieco mniej niż Kante, ale też z powodzeniem, bo dwie piłki na połowie rywala przejął. Trudniej miał jako samotny wysunięty napastnik, ale radził sobie w tym okresie z przyjmowaniem piłki pod kryciem całkiem nieźle. Jego zejście w 71. minucie trudno ocenić inaczej, jak rzucenie ręcznika przez trenera Vukovicia, bo nie było już od tej pory napastnika z doświadczeniem, który mógłby zdobyć zwycięską bramkę, a remisu, jak się okazało, też nie udało się utrzymać. Gol i całkiem niezły mecz najlepszego strzelca Ekstraklasy w tym sezonie.

Walerian Gwilia 3 (3,60). Jeśli trener Vuković tą zmianą chciał zagęścić środek pola, utrudnić Zagłębiu wyprowadzanie akcji, nie pozwolić rywalowi na stwarzanie sytuacji podbramkowych i strzelanie goli, to mu się to kompletnie nie udało. Jeśli liczył na lepsze wykonywanie stałych fragmentów gry, to wyszło mu połowicznie, bo tylko jedno dośrodkowanie Gruzina było dobre. Niestety Gwilia nie wniósł nic ani do rozegrania, ani do destrukcji, sporo piłek do przodu było niecelnych, udało mu się tylko wywalczyć jeden rzut rożny. Nie zmieniło to też przebiegu meczu, bo legioniści utrzymywali się przy piłce jeszcze rzadziej, niż jak piątego pomocnika nie było na boisku. Nieudana zmiana i naszym zdaniem chybiona idea samej zmiany.

Kacper Kostorz (4,16) i Maciej Rosołek (4,09) grali zbyt krótko, by ich oceniać. Kostorz miał jedno bardzo dobre dośrodkowanie, ale generalnie wejście obu młodzieżowców było raczej sporym osłabieniem zespołu, niż szansą na zmianę wyniku.

Za najlepszego legionistę piątkowego meczu Czytelnicy uznali Pawła Wszołka, redakcja natomiast wybrała Marko Vesovicia, który zresztą miał też zdecydowanie najwyższą spośród legionistów notę według InStatu. Obydwaj piłkarze grali w piątek na prawej stronie Legii, dobrze prezentującej się w odróżnieniu od reszty zespołu.

Oceny zawodników

Głosowanie zostało zakończone!

5.92 Paweł Wszołek

5.91 Jarosław Niezgoda

5.58 Jose Kante

5.28 Marko Vesović

5.05 Luquinhas

4.9 Andre Martins

4.62 Michał Karbownik

4.45 Radosław Majecki

4.43 Domagoj Antolić

4.16 Kacper Kostorz

4.09 Maciej Rosołek

3.72 Inaki Astiz

3.6 Walerian Gwilia

3.09 Mateusz Wieteska

Polecamy

Komentarze (32)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.