Roman Kosecki

Roman Kosecki: Legia jest faworytem finału

Redaktor Karol Tyniec

Karol Tyniec

Źródło: Legia.Net

30.04.2025 16:00

(akt. 30.04.2025 16:20)

Roman Kosecki zagrał 82 razy w barwach Legii, z którą zdobył m.in. dwa Puchary Polski. Z okazji piątkowego spotkania pomiędzy Wojskowymi, a Pogonią Szczecin (2.05, godz. 16:00), porozmawialiśmy z 69-krotnym reprezentantem kraju o jego wspomnieniach z wygranych finałów PP (1989, 1990) oraz o tym, co sądzi o szansach stołecznego klubu w nadchodzącym meczu.

Proszę przybliżyć historię, jak trafił pan do Legii z Gwardii i czy miał wtedy jakieś inne opcje?

– Powiem tak – wiadomo, jestem z Konstancina, Mirkowa, RKS Mirków. Grałem w Ursusie, Gwardii i jeździłem oglądać, jak chłopaki trenują. To było moje marzenie, żeby zagrać w Legii Warszawa. I tu, w tych klubach stołecznych, zostałem dostrzeżony przez selekcjonera. Później zgłosiła się do mnie Legia. Poza tym, miałem też propozycje z GKS Katowice i Olimpii Poznań.

Jak wspomina pan pierwszy Puchar Polski zdobyty z Legią?

– Muszę powiedzieć, że ciężkie było dotarcie do finału, bo mieliśmy mocne przetarcie z GKS Katowice w półfinale. Mieliśmy wtedy bardzo mocny zespół – grałem w ataku z Dziekanowskim, cały skład był świetny. Zdobycie pucharu było dla nas bardzo ważne, bo dawało przepustkę do europejskich pucharów – i udało się to osiągnąć. To była analogiczna sytuacja do tej, którą teraz ma Legia z Pogonią – trzeba ten mecz wygrać. Wierzę, że wygramy i Legia będzie grać w przyszłym sezonie w Europie.

Finał z Jagiellonią był fantastyczny – jeden z najlepszych w historii. Darek Dziekanowski strzelił dwa gole, ja również dwa, a Krzysztof Iwanicki jednego. Cały zespół bardzo fajnie wypadł, kibice też za nami przyjechali – to było wspaniałe wydarzenie dla naszego klubu. Mecz zakończył się wynikiem 5:2.

Rok później Legia pokonała GKS Katowice w finale Pucharu Polski. Trenerem "Wojskowych" był wtedy pan Lucjan Brychczy. Jak go pan wspomina jako trenera i człowieka?

– To był taki okres w Legii, gdy jeden z trenerów odszedł i przyszedł pan Lucjan Brychczy, który zawsze był w Legii i zawsze był przy drużynie. Traktowaliśmy go wszyscy jak ojca – zawsze nam doradzał, często grał z nami w dziadka, dawał dobre słowa, podpowiadał i tłumaczył. Mi też dużo rzeczy wytłumaczył, jak napastnik ma się zachować.

Był dla nas drugim ojcem. I trzeba szczerze powiedzieć – podczas tego finału wiedzieliśmy, że gramy dla "Lucka", dla trenera, i to nas motywowało. Spięliśmy się też mocno, bo to było dla nas ważne – grać w pucharach. To było wyjątkowe spotkanie – 2:0 pokonaliśmy GKS Katowice. Ja i Jacek Cyzio strzelaliśmy gole. Dzięki temu meczowi Legia grała w półfinale Pucharu Zdobywców Pucharów, więc to było duże wydarzenie w historii klubu.

Jak pan, jako zawodnik, odbierał atmosferę na tym meczu, gdzie dochodziło do różnych zadym stadionowych?

– Skupialiśmy się na tym, co się dzieje na boisku – chcieliśmy wygrać, również dla naszych kibiców. Było tam dużo nieprzyjemnych sytuacji, ale to też mobilizowało, żeby nasi kibice się cieszyli.

Po odejściu z Legii grał pan przez 8 lat w zachodnich ligach. Jak pan to wspomina? Czy uważa pan, że to było maksimum, jakie mógł osiągnąć?

– Jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem – zdobyłem Puchar i Superpuchar Turcji. Niesamowity kraj, niesamowity klub. Potem przygoda w ligach hiszpańskich – w Atletico i Osasunie, która była bardzo rodzinnym klubem. Graliśmy tam razem z Jankiem Urbanem. Liga francuska – półfinał Ligi Mistrzów z FC Nantes. Wtedy Legia też grała w ćwierćfinale, gdzie odpadła z Panathinaikosem. To był dobry czas dla Legii w Lidze Mistrzów, co było ważne w historii klubu. Potem powrót do Legii. Po pół roku Piotr Nowak załatwił mi kontrakt w MLS i pojechałem do USA, gdzie również zdobyłem puchar kraju.

Jak pan wspomina powrót do Legii?

– To był moment, kiedy Legia była w tabeli na 9. miejscu. Jak przyszedłem, zespół rozegrał tylko 11 meczów, bo dołączyłem w trakcie sezonu. Zostawiłem Legię po pół roku na drugim miejscu, odchodząc do USA. Było wtedy dużo młodych, fajnych zawodników. Ten okres w Legii wspominam bardzo dobrze – zagrałem wtedy jeden mecz w Pucharze Polski, niestety przegraliśmy z Amicą, a resztę meczów wygraliśmy, chyba jeden remis się trafił. Pamiętam, że ograliśmy też Widzew Franciszka Smudy, który był mocnym zespołem, więc to był bardzo fajny okres, z którego mam wiele dobrych wspomnień.

Wróćmy jeszcze do 1989 roku i meczu o Superpuchar. Jak wspomina pan ten mecz i co myśli o prestiżu tego trofeum – wtedy i dziś?

– Prestiż Superpucharu spadł, bo jest dziwnie organizowany – nawet kilka razy się zdarzyło, że nie był organizowany. Szkoda, bo to bardzo ważne trofeum. Z reguły gra się go przed rozpoczęciem ligi i to fajny wstęp do sezonu.

Dobrze, że PZPN podjął decyzję, że będzie jedna data, jeden stadion i to będzie rozgrywane z szacunkiem. Jak Jagiellonia grała z Wisłą przy pustym stadionie – to było słabe.

Czyli uważa pan, że obecna ścieżka jest dobra, czy nadal trzyma się pan zdania, że kierunek turecki będzie najlepszy?

– Były różne propozycje, nikt się nie mógł zdecydować. Jest problem z terminami, bo drużyny wcześnie zaczynają grę w eliminacjach. Dlatego zaproponowałem – czemu nie w okresie przygotowawczym? Wtedy wszystkie drużyny grają z dziwnymi zespołami, z dziwnym sędziowaniem. Taki mecz można by rozegrać właśnie wtedy, w jakimś mieście w Turcji. Kibice mogliby się zjechać, spędzić miło 2–3 dni.
To nie jest głupi pomysł. Do tej pory mecz był rozgrywany na stadionie mistrza – Legia grała ostatnio i, co dziwne, nie mogła wygrać. Ale to jest tradycja – tych meczów nie można odpuszczać.

Co pan sądzi o postawie Legii na przestrzeni ostatniego miesiąca?

– Sinusoida – raz lepiej, raz gorzej. Dziwne zdarzenia organizacyjne, dużo dziwnych wypowiedzi trenera i członków zarządu. Jakby nie było wspólnego języka – wygląda to trochę dziwnie. Kibice – widać, że stają na wysokości zadania. Wszędzie, gdzie jadą, są zauważalni i wypadają lepiej niż zespół.

Trzeba docenić, że Legia ograła Chelsea – duże gratulacje dla sztabu i Goncalo Feio, mimo jego minusów, np. w wypowiedziach czy kłótniach z Jackiem Zielińskim – były one niepotrzebne, szczególnie, że to legenda klubu. Czasem również unikał odpowiedzialności, a uważam, że na końcu to trener bierze odpowiedzialność za wszystko i przede wszystkim powinien zająć się trenowaniem drużyny. Teraz wygląda na to, że wszystko wróciło do normy. Legia jest w gazie – może dlatego, że przyszedł nowy dyrektor sportowy, który postawił sprawy jasno – kto, za co odpowiada. Mimo wszystko Legia jest w dobrej formie i dla mnie jest faworytem finału. Pogoń też wygląda nieźle – zapowiada się ciekawe spotkanie.

Co pan myśli o zmianach w pionie sportowym i powrocie Michała Żewłakowa ?

– Dzieje się. Legia to jest taki klub, że co jakiś czas pojawiają się rozliczenia i jakieś zmiany muszą nastąpić. Trudno mi się wypowiadać – nie znam tam ludzi, nie wiem, za co dokładnie odpowiadali ani na jakim etapie są porozumienia i dyskusje między sobą. Mnie się zawsze nie podobało, że trener mówił, iż nie jest winny, bo z kontekstu wynikało, że wszyscy wokół są winni, tylko nie on.

Goncalo Feio nie powinien tak zagrywać, że kibice mają mieć pretensje do wszystkich, tylko nie do niego – jakby był nietykalny. A przecież na końcu to trener bierze odpowiedzialność za wszystko. Jeśli wygra Puchar – będzie zwycięzcą. Pokonał Chelsea, będzie mógł się tym chwalić. Jest na topie, wszystko jest okej. Ale kiedy przegrywał, to mówił, że czegoś brakuje, tego nie ma – i nigdy nie mówił, że to on zawinił, że to był jego zły wybór składu. Więc to też trzeba wyważyć. Dobrze się dzieje w klubie, kiedy wszyscy wygrywamy i wszyscy przegrywamy. Nie może być tak, że jak wygrywam, to wy przegrywacie.

Jak ocenia pan szanse Legii w spotkaniu z Pogonią?

– Oceniam to tak, że według mnie Legia jest zespołem z tradycjami, zespołem, który ma swoje marzenia. Mam nadzieję, że wielu chłopaków stanie na wysokości zadania, pokażą, że naprawdę chcą tu grać. Myślę też, że szatnia Legii wymaga trochę przewietrzenia – potrzeba nowych twarzy, głodnych sukcesów, z myślą o przyszłości naszego klubu. Takie jest moje zdanie.

Ale w tej chwili to nie jest najważniejsze. Ważne, że jest dobra atmosfera, są zwycięstwa, Legia weszła na dobry poziom i myślę, że zdobędzie ten Puchar.

Jaki wynik pan stawia?

– 3:1 dla Legii.

Kto według pana będzie mocnym ogniwem, a kto najsłabszym punktem w Legii?

– Trudno powiedzieć. Na pewno cały zespół – ci, którzy wyjdą na murawę, muszą dać z siebie maksimum, a nawet więcej. Tylko wtedy będzie sukces. Mam nadzieję, że nie będzie słabych ogniw.

Jaka przyszłość powinna czekać Goncalo Feio w razie porażki lub zwycięstwa? Czy widzi pan w tym projekcie przyszłość?

– Nie wiem, wszystko zależy czy wygra Puchar Polski. Jeśli tak się stanie, wszyscy będą się zastanawiać. Widzę u niego duże zmiany – porównując moment, gdy wchodził do Legii, i teraz. To jest trener, który cały czas zbiera doświadczenie przy swojej pracy. Dostał Legię Warszawa – najlepszy klub w Polsce. W trakcie tej pracy popełnił wiele błędów, ale też zrobił wiele dobrego. Ciągle się uczy. Legia na niego postawiła, i po finale – jeśli zdobędzie Puchar – zobaczymy, co dalej.

Tylko jeśli zostanie, to powinno być jasno powiedziane: "Ty jesteś od tego – i koniec, kropka. Nie wchodzisz w moje kompetencje. Zajmij się tym i tym". To jest trener, którego jeszcze znam. Jest długo w Legii, przeszedł przez wszystkie szczeble akademii. Przyjeżdżał też na turnieje w Konstancinie – nie raz się tam widzieliśmy.

Dobrze prowadzi swoją karierę. Ma czasem bardzo kontrowersyjne wypowiedzi – i to jest bardzo dobre. Lubię trenerów, którzy mają swoje zdanie, którzy potrafią być kontrowersyjni.

Jednak w pewnym momencie nie lubię czegoś takiego, jak ktoś zrzuca z siebie odpowiedzialność. Tak nie powinno być, bo razem jedziemy na jednym wózku – nie ma inaczej. Razem odpowiadamy za to, dokąd zmierzamy.

Ostatnio w jednym z artykułów kibiców na naszej stronie przeczytałem taką opinię, że część problemów Legii wynika ze zbyt młodego sztabu szkoleniowego. Czy zgodzi się pan z tą tezą?

– Jak patrzę na wiele różnych klubów, to często przy drużynie są doświadczeni ludzie związani z klubem. Myślę, że jest wielu fajnych piłkarzy-legionistów, którzy są też trenerami i mogliby tutaj być. Może właśnie tego brakuje – tylko pytanie, czy trener sobie tego życzy. Bo może być tak, że trener wcale tego nie chce, nie widzi takiej potrzeby.

Jak pan myśli – w jakim miejscu Legia będzie za rok o tej porze? Czy sen o mistrzostwie może się spełnić, patrząc na rosnącą siłę Rakowa, Lecha, Jagiellonii, a pewnie w niedalekiej przyszłości także Widzewa?

– Oczywiście, że mam taką nadzieję. Liczę, że będzie ten mistrz. Tylko nikt za nas tego nie zrobi – trzeba wyjść na boisko i w każdym meczu zasuwać. Jest takie trochę wyświechtane powiedzenie, że na Legię wszyscy się spinają podwójnie, potrójnie – ale to prawda. Mecz z Legią to dla wielu coś wyjątkowego, jak w Hiszpanii dla Osasuny mecz z Barceloną czy Realem.

Tak samo, jak Legia jedzie do Ruchu, Katowic – to są wyjątkowe spotkania dla gospodarzy. I dlatego trzeba mieć w drużynie odpowiednich ludzi. Takich, którzy nie pękają, którzy nie zagrają dobrego meczu raz na jakiś czas, tylko są cały czas w formie i dźwigają ciężar gry. Trzeba wiedzieć, jakich zawodników się do Legii ściąga. Oni muszą mieć świadomość, do jakiego klubu przychodzą – tu nie ma grania w piłeczkę. Tu trzeba zdobywać trofea.

Polecamy

Komentarze (6)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.

Uwaga!

Teraz komentarze są ukryte, aby poprawić komfort korzystania z serwisu Legia.Net. Kliknij przycisk „Zobacz komentarze”, aby je wyświetlić i dołączyć do dyskusji.