News: Stanisław Czerczesow: Problem jest wtedy, gdy leży się w grobie

Stanisław Czerczesow: Problem jest wtedy, gdy leży się w grobie

Marcin Szymczyk, Piotr Kamieniecki, Emil Kopański

Źródło: Legia.Net

09.10.2015 11:36

(akt. 07.12.2018 19:49)

- Przez dwa dni pracowaliśmy nad sprawami motorycznymi – nad siłą i wytrzymałością. Nie chodzi o to, że zawodnicy byli źle przygotowani, ale chciałbym podtrzymać dotychczasowy poziom, a raczej go trochę poprawić. Później nie będzie czasu, by polepszyć pewne parametry. W piątek mamy trening taktyczny i potem będę chciał zobaczyć zawodników w praktyce, podczas meczu. Nie mogę na razie pracować z kadrowiczami, ale na pierwszych zajęciach miałem sześciu graczy rezerw, na drugich też sześciu. Zamierzam sprawdzać wyróżniających się graczy – również w sparingach - opowiada w rozmowie z Legia.Net trener Legii Stanisław Czerczesow.

Jako piłkarz był pan na Legii, gdy grał w Spartaku Moskwa w Lidze Mistrzów. Od tego czasu jednak sporo się zmieniło. Co najbardziej?


- Wydaje mi się, że wszystko się zmieniło. Miasto, stadion i ja również. Wtedy byłem piękny i młody, teraz już tylko piękny... Byłem zaskoczony wieloma zmianami, bo nie sprawdzałem niczego w internecie o Legii. Z moich doświadczeń wiem, że tam często są kłamliwe informacje na mój temat, mogą więc być też kłamliwe o Legii. W związku z tym nie czytam i nie sprawdzam. Wolę sam się o czymś przekonać.


Jak wspomniał pan w innych wywiadach, zdążył pan obejrzeć kilka meczów Legii. Czy na ich podstawie może pan powiedzieć, jakie są główne różnice między ligą polską, a ligą rosyjską?


- Widziałem kilka meczów z udziałem Legii, ale to nie jest to samo, co oglądanie meczów na żywo. Poza tym wciąż gry wielu zespołów nie widziałem, więc jeszcze za wcześnie, bym wypowiadał się o różnicach. Kiedy obejrzę ligę i Legię na żywo w wielu meczach, wtedy będę na ten temat mógł coś powiedzieć. Lubię mówić o czymś, o czym mam pojęcie. 


Czego oczekuje pan po niedzielnym sparingu ze Świtem Nowy Dwór Mazowiecki?


- Przez dwa dni pracowaliśmy nad sprawami motorycznymi – nad siłą i wytrzymałością. Nie chodzi o to, że zawodnicy byli źle przygotowani, ale chciałbym podtrzymać dotychczasowy poziom, a raczej go trochę poprawić. Później nie będzie czasu, by polepszyć pewne parametry. W piątek mamy trening taktyczny i potem będę chciał zobaczyć zawodników w praktyce, podczas meczu. Nie mogę na razie pracować z kadrowiczami, ale na pierwszych zajęciach miałem sześciu graczy rezerw, na drugich też sześciu. Zamierzam sprawdzać wyróżniających się graczy – również w sparingach.


Po tych treningach ma pan jakieś pierwsze obserwacje, którymi mógłby się z nami podzielić?


- Nie (śmiech). Mam swoje spostrzeżenia, ale najpierw muszą je poznać piłkarze, dopiero później dziennikarze.


Poznaliśmy już niemal cały sztab, dołączył do niego Aleksandar Vuković. Czy to koniec zmian? Analitycy zostają? Czy zamierza pan poszerzyć sztab? Może o psychologa, czy to pan jest najlepszym psychologiem dla piłkarzy?


- Jeśli chodzi o analityków to zostają, rozmawiałem o tym z prezesem i właścicielem klubu. Dobrze pracują i nie ma sensu tego zmieniać. Czy zamierzam poszerzyć jeszcze sztab? Jeśli uważacie, że jest jeszcze ktoś, kto by się nam przydał, to chętnie wysłucham. Chętnie się czegoś od nich nauczę, a oni ode mnie. Psycholog? Na pewno nie jestem najlepszym psychologiem, ale nie jestem też najgorszym. W drużynach, z którymi pracowałem, zawsze był jeszcze z nami doktor, którego znałem i miałem do niego pełne zaufanie. On zawsze wiedział, czy ktoś podupadł na zdrowiu, czy może jest w gorszej formie psychicznej. Lekarzy zawsze było dwóch – główny i pomocnik, który pracował z zespołem cały czas. Moi lekarze muszą znać moją strategię, zadania i oczekiwania, ale też zespół i samych zawodników. Te ostatnie kwestie świetnie spełniają lekarze, którzy już pracowali z Legią i dlatego nie będzie zmian na tych stanowiskach.


Legia ma aż czterech bramkarzy. Do tej pory Dusan Kuciak bronił w lidze i w europejskich pucharach, Szumski w rezerwach. Czy zamierza pan dać szansę Arkadiuszowi Malarzowi, np. w Pucharze Polski?


- To pana brat rodzony? (śmiech). Ja nie jestem Dziadkiem Mrozem, nie będę rozdawał prezentów. Nikomu. Wszyscy pracują po to, by zwrócić na siebie moją uwagę – bramkarze również. Jeśli ktoś zapracuje na to, by grać, to będzie grał. Jeśli nie, to usiądzie na ławce czy na trybunach.


Obrońcy – na środku defensywy w tym sezonie najczęściej grali Jakub Rzeźniczak i Michał Pazdan – obaj nie należą do wysokich. Dla ekspertów i dziennikarzy często był to powód, przez który zespół tracił sporo bramek. Jak pan się na to zapatruje?


- Na pewno trzeba zmienić sposób myślenia. Trudno mi oceniać to, co było za poprzedniego trenera – nie wiem, jakie zawodnicy mieli zadania, z czego byli rozliczani. Co trener im mówił, jak oni trenowali – tego nie wiem, więc trudno mi to oceniać. Teraz mogę obserwować jak i kto pracuje, to będę oceniał, z tego wyciągał wnioski. Natomiast słyszałem już o takiej teorii, słyszałem też, że problemem Legii jest tylko jeden lewy obrońca. Ale to nie są problemy. Problem jest wtedy, gdy leży się w grobie – wtedy nic już nie można zrobić. Wszystko inne jest po to, by sobie z tym radzić. Po to tu jestem, by zawsze znaleźć jakieś rozwiązanie, wyjście z sytuacji. Ważne też, by nasz lewy obrońca nie myślał, że to jest jakiś problem. Dla mnie nie ma żadnego kłopotu, damy sobie radę.


Wie już pan, jak został przyjęty przez kibiców. Wszyscy się ucieszyli, że teraz piłkarze zostaną zagonieni do pracy, wśród fanów zapanowała taka właśnie opinia. A pan jak by się określił? Jakim jest pan trenerem?

 

- Jestem jaki jestem, nie chcę i nie mogę sam siebie oceniać. Komplementować mogę piękną kobietę i o niej opowiadać, ale nie o sobie. Wszyscy będą mnie oceniać przez pryzmat gry zespołu i wyników. Wtedy sami napiszecie, jakim jestem trenerem.


Już pan pewnie zauważył, że zainteresowanie Legią i panem przez media jest naprawdę duże. Lubi pan współpracować z mediami, rozmawiać z dziennikarzami?


- To jest moja praca, część moich obowiązków. Tak samo jak muszę trenować zawodników, tak samo rozmawiać z dziennikarzami. Jeśli będzie mnie pan pytał co jutro zjem na śniadanie, to nie będę odpowiadał. Nie lubię gdy ktoś pyta o moją strefę prywatną. Jeśli zaś będziecie pytali o drużynę, o trenera, to zawsze chętnie odpowiem. Lepiej jeśli wam coś powiem, bo będziecie wtedy pisać prawdę. Gdy nikt z wami nie porozmawia, będziecie musieli napisać cokolwiek i często nie będzie to miało nic wspólnego z rzeczywistością, często będą to kłamstwa.


Jeśli to część pana pracy, to dla piłkarzy również. Rozumiem, że nie będzie takich sytuacji jak po meczu z Napoli, gdy piłkarze przegrali i nie chcieli rozmawiać z dziennikarzami?


- Po przegranych meczach też trzeba rozmawiać z prasą. Jest to okazanie szacunku dziennikarzom, kibicom i samemu klubowi przede wszystkim. Chciałbym, aby każda dłuższa rozmowa, nie taka po meczu, przechodziła przez klub – była umawiana za jego pośrednictwem. Wtedy zawsze wywiad dojdzie do skutku. Oczywiście nikt nie zabrania wam umawiać się bezpośrednio z piłkarzem, którego znacie, ale wtedy zastrzegam sobie możliwość, by czasem na taki wywiad się nie zgodzić. Po meczach zaś od zawodników będę wymagał, by wiedzieli jak mają z prasą rozmawiać. Każdy może ocenić siebie i mecz, ale nie drużynę, nie kolegów – od tego jest trener. Dla samych zawodników to też lepsze, jeśli będą z dziennikarzami rozmawiać. Inaczej ci będą wymyślać przeróżne historie i to będzie po części wina tego piłkarza.


Skoro jesteśmy przy mediach - co sądzi pan o korzystaniu przez piłkarzy z mediów społecznościowych?


- Jeśli mam odpowiedzieć szczerze, to siedząca obok pani Iza musi zasłonić uszy… Słowa które powiem na ten temat, nie będą nadawały się do cytowania.


Sam ma pan swoją stronę internetową. Widzieliśmy na niej pana spotkanie z kibicami Amkaru Perm. Będzie się pan spotykał też z kibicami Legii?


- Tak, planuję takie spotkanie. Może uda się już we wtorek, zobaczymy. Troszeczkę potrenujemy, zobaczymy grę, coś wygramy, ja będę piękny i wtedy chętnie się spotkam. Spotkania z fanami są ważne. Kibice wiedzą wszystko, ale często nie wiedzą jak. Zawsze staram się rozmawiać z kibicami. Uważam, że to ważna sprawa.


Współpracował pan z Rybusem, Komorowskim, Wawrzyniakiem, Golem, Makuszewskim czy Polczakiem – oni wszyscy pana chwalą. Kuba Wawrzyniak powiedział, że po treningach u pana miał siłę tylko by jeść i spać. Czy zawodnicy, którzy przychodzili do pana z Legii, z ligi polskiej mieli jakieś braki? Byli niedotrenowani?


- Z tą wypowiedzią Wawrzyniaka… Żona potwierdza, że nie miał siły na nic innego? To dość istotne czy tak powiedział on, czy jego żona. (śmiech). Ja sądzę jednak, że po tym jak zjadł, przespał się, siły mu szybko wracały. Mówiąc jednak poważnie, nie wiem, czy piłkarze Legii muszą więcej pracować, ale na pewno muszą więcej myśleć – podczas meczów, podczas treningów, ale i poza boiskiem.


Na konferencji prasowej otrzymał pan podchwytliwe pytanie od jednego z dziennikarzy – spytał, kto jest kapitanem Legii. Pan mówił o Kubie Rzeźniczaku. On jest kapitanem na stałe? Pytam, bo był rezerwowym w tej funkcji, a pierwszym był Ivica Vrdoljak, ale doznał kontuzji.


- Po pierwsze to dziennikarz dość długo mówił o Kubie Rzeźniczaku, często do niego nawiązywał. Ja wiem, że nominalnym kapitanem jest Ivica Vrdoljak. Kapitanem się jest, gdy się gra. Jeśli Vrdoljak będzie zdrowy, gotowy do gry, to wtedy będzie mógł założyć opaskę. Krok po kroku.


Jakie jest pana podejście do alkoholu czy papierosów wśród piłkarzy? W przeszłości dochodziło w Polsce do konfliktów trenera z piłkarzem, gdy ten źle się prowadził, ale czasem też było przymykane oko na takie zachowania.


- W takim wypadku konfliktu czy nieporozumień nie ma tylko wtedy, gdy trener chciał pić razem z piłkarzem i siedzieli przy jednym stole. Nie ma w ogóle o czym rozmawiać. Mam 52 lata i nie piję alkoholu, nigdy nie paliłem. Mnie interesuje to, co się dzieje na boisku. A czy ktoś wypije wieczorem piwo, czy może mleko – to już jego sprawa. Musi zachowywać się profesjonalnie. Nie będę nikogo śledził, ale na boisku będę widział jak kto jest przygotowany, jak się kto prowadzi.


Jak widzi pan współpracę z drugą drużyną? Będzie pan tam ogrywał tych, który przegrają w danym momencie rywalizację w pierwszym zespole? Pytam, bo Henning Berg tak nie robił i w efekcie niektórzy piłkarze po 2-3 miesiącach nagle wskakiwali do gry wskutek kontuzji czy kartek kolegów, brakowało im ogrania.


- Po pierwsze, muszę poznać poziom pierwszej i drugiej drużyny oraz samych rozgrywek III-ligowych. Oddając jakiegoś gracza do rezerw muszę wiedzieć, czy zadziała to na jego plus, czy może na minus. Niektórzy mogą być wtedy zdemotywowani, tylko przeszkadzać. To może działać więc pozytywnie i negatywnie, nie ma reguły. Zawsze gdy piłkarz wraca po kontuzji, rozgrywa mecze w rezerwach – tej zasadzie jestem wierny. By złapał rytm meczowy, by sprawdził się w warunkach meczowych.


Będzie pan oglądał osobiście mecze rezerw i juniorów, będzie pan na nie jeździł?


- Tak - z panem i pana samochodem. To pan będzie płacił za benzynę (śmiech).

Polecamy

Komentarze (215)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.