Domyślne zdjęcie Legia.Net

W Krakowie wciąż wierzą w tytuł...

Leszek Dawidowicz

Źródło: Przegląd Sportowy

09.04.2002 13:04

(akt. 17.01.2019 01:50)

WYSTARCZY wygrać mecz i życie staje się piękniejsze. Ta żelazna sportowa reguła sprawdza się w przypadku piłkarzy Wisły. W niedzielę krakowianie odnieśli drugie tej wiosny zwycięstwo i zaczęli optymistyczniej spoglądać na świat.
Wiślacy do Krakowa dotarli wczoraj o 10 rano, ale po nocy spędzonej w pociągu nie udali się od razu do domów, lecz na pomeczowe rozbieganie. - Bardzo jestem ciekaw jak ligowa tabela będzie wyglądać na koniec sezonu - zastanawiał się Maciej Żurawski. - Ja tam jeszcze wierzę, że obronimy tytuł. Wiem, iż Legii potrzeba tylko dziewięć punktów. Gra u siebie z Pogonią, Odrą i z Ruchem na wyjeździe. Jeśli te mecze wygra, to może nawet pozwolić sobie na porażki we Wronkach i w Krakowie. Ale może zdarzy się cud? Dopiero teraz można żałować straconych punktów z Katowicami, Odrą i tego zmarnowanego karnego z Amiką. Ale szczerze mówiąc, tych spotkań nie mogliśmy wygrać. W meczu z Pogonią wiślacy zaprezentowali się już z dobrej strony. Tylko drugiej połowie wypracowali sobie więcej bramkowych okazji, niż w kilku poprzednich meczach. - Przeprowadziliśmy kilka akcji w naszym starym stylu i z tego, oprócz punktów, jestem najbardziej zadowolony - dodał "Żuraw". - Zdaję sobie sprawę, że ze skutecznością było fatalnie, ale mnie cieszy fakt, że znowu stwarzamy sobie okazje bramkowe. Na stadionie Pogoni było widać wyraźnie, że piłkarze Wisły odzyskali tak niezbędną im świeżość. - Trzeba było zobaczyć, jak trenowaliśmy w poprzednim tygodniu - powiedział Marcin Baszczyński. - Lekkie ćwiczenia i odnowa. Efekty musiały przyjść. Znacznie weselej było też przed południem w klubowej kawiarni. Grono dyskutantów zebrało się zacne: Marek Kusto, Ryszard Sarnat, Andrzej Iwan i Marek Motyka. - Powinni wygrać minimum 5:1 - w tej kwestii nie było kontrowersji. - Jak Tomek Frankowski nie trafił do bramki z kilku metrów i potem zrozpaczony oparł się o słupek, to było mi go autentycznie żal. Pomyślałem sobie, ależ on ma "jeża" - przyznał Marek Motyka. - Ale potem już idealnie trafił, choć sytuacja była o wiele trudniejsza. - A tam trudniejsza, on jest napastnikiem i ma trafiać do bramki - nie zgodził się Ryszard Sarnat. Poza tym ustalono, że w walce o mistrzostwo Polski jeszcze wszystko się może zdarzyć. Niech tylko Amica wygra w piątek z Legią...

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.