Aleksandar Vuković: Chwała drużynie

Redaktor Maciej Ziółkowski

Maciej Ziółkowski

Źródło: Legia.Net

02.04.2022 23:40

(akt. 03.04.2022 02:48)

– Bardzo cieszy to, że kolejny raz wygraliśmy. Miałem trochę obaw, nie tylko ze względu na ewidentną siłę przeciwnika, ale po przerwie reprezentacyjnej zawsze jest pewna niewiadoma – mówił po rywalizacji z Lechią Gdańsk (2:1), w 27. kolejce PKO Ekstraklasy, trener Legii Warszawa, Aleksandar Vuković.

– Kadrowicze rozjechali się na zgrupowania, wrócili do nas w przeddzień meczu. I wtedy zawsze trudniej o przygotowania – mieliśmy na to, jako cała grupa, tylko dwie doby. Ale jeśli się nie mylę, to na murawie od pierwszej minuty pojawiło się ośmiu zawodników, którzy przez ostatnie dwa tygodnie byli w klubie. Myślę, że to sprawiło, że spotkanie od początku wyglądało bardzo dobrze. Pierwsza połowa, to zupełna dominacja – trudno o większą, grając z takim rywalem. Dusan Kuciak utrzymał Lechię w grze. Byliśmy też trochę nieskuteczni w paru sytuacjach. W drugiej odsłonie, przy 2:1, mieliśmy momenty na uspokojenie meczu. Pod koniec Lechia nie miała nic do stracenia, przeważała. Było sześć minut doliczonych, to niemało. Końcówka zrobiła się nerwowa, ale chwała drużynie, że wybroniła rezultat, zwycięstwo. I za to duże gratulacje.

– Co ze zdrowiem Pawła Wszołka? Na gorąco, to trudno powiedzieć. Nie chcielibyśmy kolejnego problemu. Widać już jak to dla nas ważny zawodnik – po jego zejściu dało się to zauważyć. Chodzi o mięsień dwugłowy. Optymistyczną sprawą jest to, że gdy poczuł ból, to od razu opuścił boisko. Ale zobaczymy, będziemy wiedzieć więcej po badaniach.

– Czy to najlepsza pierwsza połowa, odkąd wróciłem do Legii? Nie licytuję się w ten sposób, mogę się zgodzić, że zagraliśmy bardzo solidne 45 minut. Widać było w końcu swobodę pod względem rozegrania, kontroli piłki. Spadł ciężar o wadze 150-200 kilo, który nosiliśmy przez dobrą część sezonu. I wtedy też pojawiła się większa jakość. Powiedziałem drużynie, że to specyficzny mecz, bo po drugiej stronie jest niezły zespół, ale – przede wszystkim – klasowy bramkarz, który swego czasu tutaj był. Aby pokonać Kuciaka, nie wystarczy po prostu dobrze kopnąć piłkę, trzeba to zrobić naprawdę bardzo dobrze. W sobotę było tego potwierdzenie. Udało nam się go dwa razy pokonać, to dobry wynik.

– Słabsza końcówka? Jak się gra z klasową drużyną, to trzeba pamiętać, że nie będzie tak, iż nie zagra ona swojego lepszego fragmentu. Tym bardziej w momencie, kiedy nie miała już nic do stracenia – wówczas ruszyła odważniej do przodu. Jak strzeliła gola, to dostała większej pewności, wiatru w żagle. Z kolei my, co też naturalne, zaczęliśmy się bardziej skupiać na defensywie, trochę nerwowo broniliśmy i wyprowadzaliśmy kontry. Pełna kontrola nie zawsze jest możliwa. Trzeba sobie poradzić w trudniejszych chwilach.

– Zdaję sobie sprawę, jaka jest moja pozycja w futbolu polskim, legijnym. Po zdobyciu mistrzostwa Polski, budowaniu drużyny od początku i nie mając tak oczywistej przewagi nad innymi pod kątem potencjału, wystarczył jeden pechowy mecz, z Omonią Nikozja, który sprawił, że straciłem pozycję. Niezależnie od tego czy na początku przyszłego sezonu do Legii trafi pan Runjaić, czy nie, to ja też mam swoje zdanie co do ewentualnego pozostania tutaj na dłużej. Wiem kim jestem, na co pracuję. Jestem tu, by pomóc temu klubowi, któremu wiele zawdzięczam. Mam także świadomość, że jeżeli chodzi o pracę trenerską, to jest też życie poza tym miejscem.

O Borucu

– Nie licytuję się, kto jest pierwszym, drugim czy trzecim golkiperem. Broni ten, na którego się zdecyduję w danym momencie. Nie ukrywam, że troszeczkę irytuje mnie to, że cały czas muszę odpowiadać na pytania dotyczące Boruca, kiedy zespół ma serię wygranych. Kibice pytają o sytuację Artura? Posiadam lepszą pamięć niż kibice, którzy mają ją od wieczora do rana – zaczął "Vuko".

– Jeśli się nie mylę, to Artur zaczął tę rundę jako bramkarz numer jeden. A potem był mecz z Wartą Poznań… I to, że ktoś uznał tamto zachowanie z 60. minuty za poprawne (czerwona kartka – red.), to nie znaczy, że ja je za takie uznałem. I nie znaczy, że jak inny golkiper, który dostał szansę w najtrudniejszym momencie w historii klubu, dał radę, bronił dobrze, to ma stracić miejsce tylko dlatego, żeby Boruc mógł wrócić do bramki. A takie pytania padały też, gdy między słupkami był Czarek Miszta, co jest takim absurdem, że trudno się do tego odnieść – dodał Serb.

– Moment w trakcie i po meczu z Wartą okazał się jednym z najtrudniejszych w historii Legii, staliśmy przed perspektywą spadku z ligi, bo po godzinie gry straciliśmy bramkarza, był rzut karny, straciliśmy szanse na zwycięstwo lub remis. A późniejsze spotkania pokazały, że w ostatnich 30, a nawet 5 minutach można zdobyć bramkę, jeśli gra się 11 na 11. Co gorsze, była perspektywa, że Boruc zostanie zawieszony na więcej niż trzy mecze. W tamtej chwili zostaliśmy z dwoma młodymi chłopakami. Na szczęście, jeden z nich dał radę, a miał prawo nie dać – i wtedy byłaby pewnie wina Vukovicia. Wówczas nastąpiła pewna zmiana. Zaczął bronić Czarek Miszta – i robił to bardzo dobrze. W tamtym momencie pozyskaliśmy też kolejnego golkipera (Richarda Strebingera – red.), który prezentuje się bardzo dobrze w treningach. Dziś na niego postawiłem. Powiedziałem, że nie będę sadzał Artura, legendy Legii, na ławce rezerwowych, bo nie uważam, że byłoby to dobre dla niego czy dla klubu, nie byłoby to też coś wyjątkowego dla zespołu. Wtedy, gdy będzie potrzebny drużynie, a może tak być, to mam nadzieję, że nam pomoże – i wówczas będzie bronił. Dziś bronił Richard, jeśli będzie zdrowy, to znajdzie się też między słupkami w następnym meczu – zakończył trener "Wojskowych".

O procesie i braku gwarancji

Trener został też spytany o to, co zrobił w ostatnim czasie, że jego zespół wygląda coraz lepiej. – Proces polega na codziennym stawianiu czoła kolejnym wyzwaniom. Do piątku, przedostatniego treningu, byliśmy pewni, że naszym młodzieżowcem na ten mecz, plus na półfinał Pucharu Polski, będzie Czarek Miszta. Chodzi o zarządzanie tym, co się dzieje z i w drużynie, szukanie rozwiązań, które są dla niej, w danym momencie, najlepsze. To też odpowiednia regeneracja, trening, przygotowanie do każdego meczu. Uważam, że nie ma tu wielkiej filozofii, tylko codzienna praca, której nie da się zaplanować – trzeba reagować na to, co się dzieje i próbować wyciągać jak najwięcej się da. W tym momencie było nas stać tylko na wyszarpanie wygranej. Z każdym kolejnym meczem, który wygraliśmy, jesteśmy drużyną potrafiącą zdominować przeciwnika w wielu fragmentach. Teraz trzeba przygotować się do następnych gier, które będą jeszcze trudniejsze, bardziej wymagające. Pojawią się nowe problemy, z którymi będzie trzeba sobie poradzić. W tej chwili się udaje, ale nie można niczego zagwarantować, dlatego doceniam liczbę zwycięstw. W pewnym momencie poczułem, że jesteśmy zagrożeni spadkiem z ligi. Pierwszy cel, który chcę osiągnąć, to utrzymać ten zespół, klub, w ekstraklasie – jesteśmy tego coraz bliżej. Nie podniecam się, że odnieśliśmy kilka zwycięstw. Wiem, że są kolejne mecze, które będzie bardzo trudno wygrać. Jutro jest nowy dzień, musimy pracować na to, aby być gotowi na nadchodzącą rywalizację – zakończył "Vuko".

ZOBACZ TAKŻE:

– Zapis relacji tekstowej na żywo

Debiut Strebingera

Wypowiedź szkoleniowca Lechii

Kilka słów od Łukasza Zwolińskiego

Rozmowa z Patrykiem Sokołowskim

Wideo z oprawy

Polecamy

Komentarze (53)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.