Domyślne zdjęcie Legia.Net

Byłem komandosem!

Źródło: Gazeta Wyborcza

26.07.2002 18:07

(akt. 07.12.2018 12:52)

- Uznałem, że jestem sprawny, mam pozwolenie na broń, a ponieważ nie każdy może być komandosem, uznałem to za wyróżnienie. Służyłem w tej samej jednostce kawalerii powietrznej, o której nakręcono potem serial dokumentalny - opowiada Dariusz Dudek. Do Legii przyszedł z GKS Katowice. Podpisał kontrakt do 2007 roku Wywiad z Dariusz Dudek
- Uznałem, że jestem sprawny, mam pozwolenie na broń, a ponieważ nie każdy może być komandosem, uznałem to za wyróżnienie. Służyłem w tej samej jednostce kawalerii powietrznej, o której nakręcono potem serial dokumentalny - opowiada Dariusz Dudek. Do Legii przyszedł z GKS Katowice. Podpisał kontrakt do 2007 roku

Maciej Weber: Kto to powiedział: Świetnie czuję się w Katowicach i chcę grać tylko w GKS?

Dariusz Dudek: Myślę, że ja to powiedziałem. To było w trakcie mojego pierwszego sezonu w Katowicach. Wszystko wydawało się poukładane, klub opierał się na solidnych podstawach. Z czasem to się zmieniło. Zmieniły się w ogóle wymagania w klubach. Wszyscy poszli do przodu, a GKS został w tyle.

Z GKS miał Pan kontrakt do 2003 roku, już rok wcześniej zmieniając jednak pracodawcę. Jak to się robi?

- Mó kontrakt był długi, ale skonstruowany w bardzo ciekawy sposób. Miałem wszystko pod kontrolą, mogłem go rozwiązać w każdej chwili. W międzyczasie zostałem wypożyczony do Odry Wodzisław.

Tam spędził Pan tylko jeden sezon. A w ogóle to w wieku 27 lat Dariusz Dudek ma już za sobą grę w Concordii Knurów, Naprzodzie Rydułtowy, GKS Katowice, Odrze Wodzisław, a nawet w Widzewie Łódź. Teraz przyszła kolej na Legię. Nie za dużo tego?

- Zmiany wynikały przeważnie ze względów finansowych i nie ma sensu tego ukrywać. W jednym przypadku klubu nie było stać, by mnie zatrzymać, w innych nie mogli się dogadać prezesi.

O Pańskim zatrudnieniu w Legii miał zadecydować mecz Odry przy Łazienkowskiej pod koniec ubiegłego sezonu. Warszawianie zapewnili sobie wtedy mistrzostwo, ale Pan dał się poznać z bardzo dobrej strony.

- Wiem, że ten mecz miał istotne znaczenie, ale wydaje mi się, że przez cały sezon grałem na dobrym poziomie. Trener Okuka musiał uważnie mnie obserwować i w efekcie dlatego znalazłem się w Legii.

Dariusz Dudek zawsze był ulubieńcem kibiców, miał opinię człowieka uśmiechniętego. Takiego, który znajdzie czas, by z każdym pogadać. Jak taki pogodny człowiek mógł popaść w konflikt z działaczami swojego pierwszego klubu, czyli Concordii?

- Z kibicami zawsze miałem bardzo dobre układy. Chyba wszędzie mnie lubili. W końcu to dla nich gram w piłkę. Staram się ich szanować. A konflikt z działaczami? To za duże słowo. Po prostu nie dogadaliśmy się, jeżeli chodzi o problem mojej służby wojskowej. Coś mi opowiadali, a co innego robili. I w końcu się zdenerwowałem.

Tu dochodzimy do istotnego fragmentu pańskiej biografii. Wojsko, mówi się trudno, ale Czerwone Berety ...

- Pójście do wojska okazało się nieuniknione. Postawiłem sprawę tak, że albo idę do Czerwonych Beretów albo będą problemy. Uznałem, że jestem sprawny, mam pozwolenie na broń, a ponieważ nie każdy może być komandosem, uznałem to za wyróżnienie. Służyłem w tej samej jednostce kawalerii powietrznej, o której nakręcono potem serial dokumentalny. Ja miałem nawet trudniej od tych chłopców pokazanych w telewizji, bo służyłem w pierwszym roczniku. Ale patrząc z perspektywy to chyba jednak zrobiłem błąd nie próbując wyreklamować się z wojska. Przez te półtora roku mogłem grać w piłkę i może wcześniej trafiłbym do klasowego klubu. Tamten okres miał jednak plusy. Wyciągnąłem wnioski, jak myślę właściwe.

W przeciwieństwie do wielu kolegów piłkarzy jest Pan niezależny, bo gdyby coś na boisku się przytrafiło zawsze zostaje "rodzinny interes".

- Rzeczywiście zawsze mogę wrócić do domu. Na Śląsku żona prowadzi kilka sklepów, solarium. Nie chcę się wgłębiać w szczegóły. Czasem będzie tam kontrolnie wyjeżdżać, na co dzień spraw doglądają teściowie.

Pan musi naprawdę bardzo lubić grać w piłkę, bo nazwisko Dudek można było już spotkać w obronie, pomocy, a nawet w ataku. Na bramce także - tam zawsze można postawić brata.

- W piłkę rzeczywiście grać bardzo lubię i nie sprawia mi wielkiej różnicy, na jakiej mam to robić pozycji. Występowałem już na wszystkich pozycjach. Oczywiście poza bramką, którą na razie zostawiam dla brata. Ale w przyszłości jeżeli zdarzy się okazja pobronić, to chętnie spróbuję. Nie chwaląc się, sprawnościowo jestem przygotowany. Za trenera Kaczmarka w GKS miałem epizod w ataku. Natomiast najlepiej czułem się chyba jako defensywny pomocnik. Mówiono o mnie, że poza wszystkim innym miałem także ciąg na bramkę. Zagram jednak oczywiście tam, gdzie zdecyduje trener. Byle tylko w podstawowym składzie.

Kiedy ostatni raz zagrał Pan w piłkę w bratem?

- Jeszcze w Concordii w regionalnej lidze juniorów. Później to już nam się nie zdarzyło. On stał oczywiście na bramce, a ja grałem w środku pomocy.

Nie denerwuje już Pana to ciągłe wspominanie o bracie?

- W żadnym przypadku. Jesteśmy w bardzo dobrych stosunkach, wręcz przepadamy za sobą. Cieszę się, że odnosi takie sukcesy i czuję dumę. Mówienie o nim nie męczy mnie wcale.

Dzięki temu, że Jurek gra w Liverpoolu mógł Pan z bliska zobaczyć jak funkcjonuje profesjonalny klub o niedosiężnym dla polskich poziomie.

- Byłem z tej wizyty bardzo zadowolony. Pojechałem do Liverpoolu z żoną. To nawet ciężko opisać, wszystko mi się tam podobało. Przy okazji doszło kilkakrotnie do zabawnych wydarzeń, gdy brano mnie za niego i proszono o autograf. Jurek wtedy się śmiał, stojąc dyskretnie z boku. Najzabawniejsza sytuacja spotkała mnie w Manchesterze, gdy kontroler lotów zawołał wszystkich, by zobaczyli, że Jurek przyjechał. Wspominam to super. Sporo czasu zajęło mi wyjaśnienie, że jestem tylko bratem.

W Polsce też mylą Dudków?

- Nie, w Polsce kibice są przygotowani. pomylić nas jeszcze się nie zdarzyło. Tu wiadomo - jestem tylko bratem sławnego brata.

Do Warszawy jechał Pan z nadzieją, czy też z obawą? Nie radziło tu sobie wielu piłkarzy o reprezentacyjnych podstawach.

- Wyjazdowi towarzyszyła przede wszystkim nadzieja. Dobrze się stało, że tu przyszedłem. Decyzję pochwalał brat, gratulowali mi krewni, a także znajomi. Mówili, że nie przepadają za Legią, ale ze względu na mnie zaczną jej kibicować. Muszę tylko wywalczyć miejsce w pierwszym składzie, a konkurencja jest tutaj ogromna. Chociaż zaznaczam - to dobrze. Taka musi być, bo Legia gra o najwyższe cele.

Z tego klubu znacznie łatwiej trafić do kadry niż z GKS, czy Odry Wodzisław.

- Zdaję sobie z tego sprawę i taki też cel mi przyświecał, gdy decydowałem się na Legię. Chciałbym, aby spełniło się moje marzenie i zagrałbym z Jurkiem w reprezentacji. Na moje przejście do Liverpoolu raczej bowiem się nie zanosi. No, chyba żeby Jurek zechciał pograć dla Legii.

Jak podoba się panu obrona w zestawieniu Dudek - Jóźwiak - Omieljańczuk?

- Muszę powiedzieć, że to dobra ekipa. Ale nie można zapominać o Jacku Zielińskim, czy Tomku Łapińskim. To bardzo dobrzy, znakomicie wyszkoleni technicznie obrońcy. Trener ma dzięki temu duże pole manewru.

Czy prawdą są opowieści o ciężkich treningach Legii?

- Zdecydowanie tak ciężko jak tutaj jeszcze nie trenowałem. A że jest sporo kontuzji? Trener Okuka na pewno doskonale zdaje sobie sprawę z tego, co robi. Pokazał to poprzedni sezon, gdy Legia nie miała sobie równych i zasłużenie zdobyła mistrzostwo.

Jak asymilacja w nowym środowisku?

- Chwilowo mieszkam u Tomka Kiełbowicza, z którym przyjaźnię się od czasów, gdy razem graliśmy w Widzewie. Właśnie czeka na mnie Czarek Kucharski - pomaga mi znaleźć mieszkanie. Drużyna przyjęła mnie bardzo dobrze, rodzina też jest zadowolona. Nie ma sensu narzekać. Jest fajnie.

Polecamy

Komentarze (0)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.