Cezary Michalak: Legia to moje marzenie
10.02.2013 15:21
Droga, którą przebyłeś, by znaleźć się tu, gdzie jesteś jest bardzo długa.
- Zgadza się. Całe piłkarskie życie spędziłem przy Łazienkowskiej, przechodząc wszystkie szczeble w klubie. Zaczynałem od juniorów pod okiem obecnego dyrketora sportowego, Jacka Mazurka. Zmagałem się z ciagłą selekcją, wielu chłopaków odchodziło, mi udawało się przechodzić dalej, chociaż łatwo nie było. W drużynach juniorskich spędziłem więc łącznie dziewięć lat, potem kolejne trzy w Młodej Ekstraklasie. W końcu doczekałem się szansy tutaj, z czego się bardzo cieszę. Zrobię wszystko, by dostać się do szerokiej kadry pierwszego zespołu.
Masz 21 lat. Niektórzy znacznie wcześniej dostawali szansę. Skąd ta cierpliwość? Nie myślałeś kiedyś, żeby to wszystko rzucić?
- Tak, było wiele wzlotów i upadków, kilka momentów kryzysowych. Miałem dużo zajęć, ciężko było z dojazdem. Koledzy wychodzili na podwórko, a ja z torbą dwa razy większą od siebie jeździłem grać. Brakowało mi trochę tego wolnego czasu, ale nie żałuję. Inna sprawa jest taka, że grając na niższych szczeblach nie myślałem o piłce nożnej przyszłościowo, w kategorii finansowej. Traktowałem i nadal traktuje piłkę jako rzecz, którą uwielbiam robić, bez ciśnienia na kasę. Opłaciło się.
Na kandydata do gry w "jedynce" wielu typowało raczej Mateusza Cichockiego niż ciebie. Czułeś się zawsze gdzieś w jego cieniu?
- Nie, z Mateuszem nie było nigdy żadnej rywalizacji pozasportowej. Nigdy nie było tak, że chciałem, by ktoś podłożył mu nogę i żebym to ja mógł wskoczyć w jego miejsce. To bardzo dobry obrońca, zasługiwał na to, by zostać zauważonym. Nie powiedział jeszcze ostatniego zdania. Każdy ma swój czas – on dostał tę szansę wcześniej. Ja ciągle wierzyłem, że i na mnie przyjdzie pora, tak się też stało. Z „Cichym” do tej pory mamy bardzo dobre relacje, czysto koleżeńskie.
Zmierzam do tego, że przez długi czas byłeś niedoceniany.
- Czasami tak się czułem, ale nie zastanawiałem się nad tym, starałem się robić swoje. Faktycznie chwialmi dziwił mnie brak większej szansy na pokazanie się. W życiu nie oczekuję nic za darmo. Gdybym miał okazje, której bym nie wykorzystał, to bym to przyjął, ale tej okazji przez długi czas po prostu nie było i nie wiedziałem czemu tak jest. Z takim stanem rzeczy trudno się pogodzić. Nie miałem żalu do nikogo personalnie, ale przez głowę przewijały się różne myśli. Nie ma co o tym mówić, to już za mną, trener Jan Urban pokazał wielokrotnie, że potrafi stawiać na młodych graczy. Mam swoją szasnę i staram się ją wykorzystać jak najlepiej.
Trener Urban w jednej z rozmów w Costa Ballenie przyznał, że chce obserwować młodych na obozie, ale jednak przyjechali tu z myślą, że wrócą do Młodej Ekstraklasy.
- Mój czas w „Młodej” się skończył. Nawet gdybym musiał tam wrócić, to byłbym tylko zawodnikiem treningowym. Tam swój czas już miałem, teraz pora na Długołęckiego, Dankowskiego czy Bogusławskiego. Nie chcę zabierać im miejsca, dlatego moje miesce powinno być w pierwszym zespole. Cel jest jasny – zrobić wszystko, by swoją postawą przekonać trenera do włączenia mnie do szerokiej kadry pierwszego zespołu. Nawet gdybym na razie mecze miał rozgrywać w Młodej Ekstraklasie, to chcę trenować tutaj.
Różnica między „Młodą” a „jedynką” jest pewnie ogromna...
- W Młodej Ekstraklasie jest wielu graczy z wielkim talentem i potencjałem, ale treningi u boku Michała Żewłakowa czy Miroslava Radovicia to ogromny skok. Siłowo, szybkościowo, właściwie pod każdym względem. Tutaj oprócz umiejętności potrzeba boiskowego doświadczenia, sprytu. Ta drużyna walczy o najwyższe cele i to czuć. Sam „Żewłak” ma więcej meczów w reprezentacji niż ja w Młodej Ekstraklasie. Chcę być częścią tej ekipy.
Twój rocznik, czyli 1992, określa się mianem cudownego...
- Jest wielu świetnych piłkarzy z tego rocznika, osiągnął on chyba najwięcej w całej Akademii. Spokojnie można z niego ułożyć całą jednastkę, która mogłaby sobie poradzić w Ekstraklasie. Wystarczy wspomnieć o Dominiku Furmanie, Michale Efirze, Michale Kopczyńskim czy Rafale Wolskim. Praktycznie 3/4 tych zawodników ciągle gra tutaj w Legii. To dobrze świadczy o klubie.
Jak odnalazłeś się w nowej rzeczywistości?
- Gdy po powrocie z Cypru zobaczyłem swoje nazwisko na liście na obóz w Hiszpanii, to była wielka radość. Co do samych treningów było tak, że choć w pierwszych dniach prezentowałem się dobrze, to brakowało mi pewności siebie. Byłem trochę spięty i zagubiony, nie wiedziałem czy w gierce treningowej mogę krzyknąć na starszego zawodnika, coś mu podpowiedzieć. To na boisku jest niezbędne. Teraz już jest dobrze.
Miroslav Radović na jednym z treningów poklepywał Cię po plecach i krzyczał: „Czarek mój brat, Czarek mój brat!”
- „Radko” jest jedną z osób, która pomaga się zaaklimatyzowac w drużynie. Między innymi dzięki niemu nabieram pewności siebie na boisku i poza nim. Rzeczywistość pozaboiskowa jest bardzo ważna – wszystkie żarty, wspólne obiady i wyjścia scalają drużynę, co później plusuje na murawie. Jak sobie przypominam to w „Młodej” schemat był podobny: na początku było ciężko, zawodnicy nie byli z akademii, brakowało pewności siebie, ale z czasem było tylko lepiej, aż w końcu przez jakiś czas byłem kapitanem drużyny. Mam nadzieje, że kiedyś w „jedynce” będzie podobnie.
Twoja przyszłość to Legia?
- Marzenie na pewno, mam nadzieje, że też przyszłość. Gdybym w tym momencie dostał propozycję dożywotniego kontraktu z Legia, to bez chwili wątpienia bym podpisał. Urodziłem się w Warszawie, całe życie mieszkam na Ursynowie, więc trudno żeby było inaczej. Rzeczywistość czasami jest jednak brutalna, muszę liczyć się z tym, że losy mogą potoczyć się różnie. Jestem młody, potrzebuje regularnej gry, dlatego nie zamykam się na inne kluby. Przykład Artura Jędrzejczyka pokazuje, że opłaca się „tułać” po rożnych miejscach na wypożyczeniach. Jeśli to się przydarzy również mnie, to tylko po to, bym mógł kiedyś wrócić na Łazienkowską i udowodnić, że właśnie tutaj jest moje miejsce.
A propos innych klubów: miałeś jakiś epizod z Widzewem Łódź.
- W tamtym okresie nie miałem jeszcze menadżera i sam nie wiem jak ta sytuacja się zakończyla. Dwa dni przed wyjazdem dostałem telefon o opcji coś w rodzaju „testu” w Widzewie. Pojechałem, trening był krótki, później powiedzieli, że dogadają się z Legią. Sprawa jednak wygasła, nie żałuje.
A współpraca z Janem Urbanem?
- Trener Urban jest dla nas jak ojciec – potrafi walnąć „klapsa”, ale też pochwalić. Doceniam to, ja potrzebuje pochwały, gdy zrobie coś dobrze. Solidny ochrzan też się przyda.
Czym zajmuje się Cezary Michalak poza boiskiem?
- Najwięcej czasu spędzam z moją ukochaną dziewczyną, z którą wiążę przyszłość i mam nadzieje, że nic tego nie zmieni. To ona motywuje mnie do wszystkiego, bardzo dużo jej zawdzięczam, szczególnie we wspomnianych wcześniej trudnych momentach. Oglądam też sporo meczów, oczywiście kibicuję Barcelonie. Pod tym kątem rywalizujemy z "Furmim", który jest za Realem. Po stracie punktów któregoś z zespołów zawsze znajdzie się jakaś dobra okazja na docinki. W wolnym czasie podpatruję grę środkowych obrońców - szczególnie imponują mi Pepe i Carles Puyol ze względu na waleczność. Lubię wojowników.
Na jednym z filmików z Cypru rapowałeś.
- Tak. "Radko" często prosi mnie żebym nawinął mu jakąś zwrotkę. Jemu nigdy nie odmawiam (śmiech). Słucham dużo rapu. Ten gatunek mnie nakręca. Jego dynamika, motywujące teksty sprawiają, że wewnątrz wybucham, to dodaje mi wielkiej siły w drodze do spełnienia marzeń. Szukam dobrego i zdecydowanego przekazu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.