Czesław Michniewicz: Potrzebna jest świeża krew
18.05.2021 12:45
Z końcem sezonu odeszło z Legii siedmiu zawodników – Radosław Cierzniak, Igor Lewczuk, Mateusz Cholewiak, Walerian Gwilia i Marko Vesović oraz wypożyczeni do końca sezonu Artem Szabanow i Joel Valencia. Pożegnał się też Inaki Astiz, ale dawna był przy drugim zespole. Wciąż nie jest jasna przyszłość Ariela Mosóra i Pawła Wszołka. Gdyby mógł pan wybrać dwóch, którzy mogliby zostać, to na kogo by padł wybór.
- Jeśli chcemy się rozwijać, to zmiany są konieczne. Potrzebna jest świeża krew, konkurencja, bo to przełoży się na jakość grania. Wielu tych zawodników, o których wspomniałeś, sprawdzili się w Legii, zdobywali mistrzostwa Polski. Brakowało może tego najważniejszego, czyli walki w Europie, ale nie zmienia to faktu, że przeżyli tutaj fajną przygodę. Jako trener pracowałem z nimi krótko, każdy z tych graczy był w Legii dłużej niż ja. Ale wiem, że już w lipcu oczekiwania będą takie, by wygrywać każdy kolejny mecz i musimy szukać nowych rozwiązań. Gdybyśmy chcieli grać tylko w lidze, to pewnie większość tych graczy by została i byśmy sobie spokojnie poradzili. Ale mamy awansować do fazy grupowej, musimy szukać nowych ludzi. To nie jest fajne ani dla mnie, ani dla nich. Natomiast wracając do pytania – z każdym z nich mam dobre relacje i wolałbym nie mówić kogo bym chciał zostawić, bo z tego będą później tylko problemy. Każdy z nich z pewnością ma żal, że musi z tak fajnego miejsca odejść. Jest jednak nowe rozdanie, tego że tutaj byli, tego co osiągnęli, nikt im nie zabierze. Do tej pory nie miałem możliwości sprowadzenia sobie zawodnika, jakiego bym chciał. Nie było na to czasu. Gdy przychodziłem, okienko było zamknięte, a zimą nie udało się sprowadzić graczy, o których wcześniej rozmawialiśmy. Teraz jedni zwolnią miejsce, by w ich miejsce klub mógł sprowadzić kogoś innego.
Co z Pawłem Wszołkiem? Wiem, że nie mógł się doczekać na propozycję nowego kontraktu i zaczął rozmowy z innymi klubami. W końcu Legia ofertę złożyła, ale na stole jest kilka innych kart.
- Codziennie rano pytam Pawła kiedy będzie konklawe, kiedy zobaczymy biały dym. Niestety na razie cały czas leci czarny. Ostatni raz pytałem go przed meczem z Podbeskidziem, mówił, że jeszcze nie ma decyzji. Na pewno chciałbym, aby tak decyzja zapadła jak najszybciej i by była pozytywna dla nas. Klub zaproponował Pawłowi dobre warunki, sam to potwierdził. Jeśli decyzja będzie na tak, to sprawa będzie dla nas prosta bo mamy Juranovicia i Wszołka właśnie czyli dwóch świetnych piłkarzy. Jeśli Paweł odejdzie, będzie problem, konieczne będzie uzupełnienie kadry. Póki co jednak mam wrażenie, że Paweł walczy z myślami i sam nie wie gdzie będzie grał w lipcu. Kończymy ligę , w innych krajach jest podobnie. Gdy sezon w danym kraju się zakończy, zaczną się ruchy transferowe. Dlatego to tyle może trwać. Czytałem o propozycjach z Unionu Berlin, o ofertach z Włoch. Ale nie wiem ile w tym prawdy.
A co z Arielem Mosórem?
- Jego umowa wygasa i też nie wiem jakie zapadną decyzje. Ma w tym roku pecha, długo leczył kontuzję. Ostatnio w rezerwach nie dokończył meczu, bo gorzej czuł się po szczepieniu. Natomiast nie mam potwierdzenia na jego temat, o tym co będzie z nim dalej.
Widzieliście opcję współpracy z Marko Vesoviciem po tym, co napisała jego żona na Instagramie?
- Dla mnie jako trenera to trudny temat. Ja odpowiadam za kształt kadry, ale nade mną są też ludzie, którzy kierują klubem. Po wielu analizach podjęto decyzję, że nie zostanie z nami. Jego żona napisała to, co napisała, poszło to za daleko. Jak mogę oceniać Marko sportowo, ale ktoś na jego kontrakt musi wyłożyć pieniądze i to ta osoba na końcu decyduje. Decyzja klubu, a nie jednej osoby, była taka, że kontrakt nie zostanie przedłużony. Szkoda, bo w minionym już tygodniu miał dostać ofertę nowego kontraktu i wszystko wydawało się być na dobrej drodze. W niedzielę pożegnał się z kibicami w meczu z Podbeskidziem.
Wypożyczeni byli Joel Valencia i Artem Szabanow. Ekwadorczyk już wrócił do Anglii, nie pomógł wam. Ale Ukrainiec nie grał źle. Nie było szansy go zatrzymać?
- Poznaliśmy się. Wskoczył dość szybko w nowy zespół, nie znał nawet dokładnie wszystkich piłkarzy. I zrobił swoje. Każdy mu będzie wypominał błąd z Piastem Gliwice w Pucharze Polski, ale w wielu meczach nam pomagał. Byłem zadowolony z tego, że przyszedł i pomógł drużynie funkcjonować w nowym ustawieniu. Bo dzięki jemu, jego lewej nodze, mogliśmy grać inaczej niż do tej pory. Mieliśmy wprawdzie Hołownię, ale wracał po kontuzji i baliśmy się czy to wtedy wypali. A Artem był gotowy do gry. Fajny chłopak, będę go serdecznie wspominał. Uśmiechnięty, oddany.
Wspomniał trener o Hołowni – zdał egzamin? Dawno już tyle nie grał, a teraz materiału do oceny jest sporo.
- Ostatnio przełączałem programy w TV i była powtórka „Witaj w klubie” – Śląsk Wrocław. Oglądam, a tam błysnął Mateusz Hołownia. Spytałem go o to, a on że trener był fajny, klub też, tylko za wiele nie pograł. I w zasadzie jak spojrzymy w jego CV, to zawsze tak było, że był w fajnym miejscu, ale nie dostawał szans. Wyjątkiem był Ruch Chorzów, zrobił wtedy spory postęp. Był też u nas w reprezentacji, podobał mi się, potem przestał grać w klubie. W Legii było podobnie. Jesienią był kontuzjowany, miał problemy z kością łonową, nie mógł ciężko trenować. Na obozie wyglądał dobrze, w pierwszym meczu z konieczności zagrał jako środkowy obrońca. Przy mizerii jaką zaprezentowaliśmy w Bielsku-Białej, on nic złego nie zrobił. Później jednak znów kontuzja. Przyszedł Szabanow, więc „Hołek” musiał czekać na swoją szansę. Doczekał się, zagrał w kilku meczach. Nie jest tak, ze gra bezbłędnie – popełnił błąd w Gliwicach, w Gdańsku, w Mielcu – był zamieszany w groźne sytuacje dla rywali, Ale ma szczęście, bo rywale tych akcji nie wykorzystali. Ale wiem, że w Europie z tego będą bramki. Dlatego potrzebowaliśmy kogoś na tą pozycję, by z nim rywalizował. Pozyskaliśmy Joela Abu Hannę. Jak będziemy grali co trzy dni, a oby tak było jak najdłużej, to musimy mieć dwóch a nie jednego środkowego obrońcę z lewą nogą. Na zmianie systemu swoje minuty stracili Paweł Wszołek czy Kacper Skibicki, ale wielu chłopaków te minuty wygrało. Jednym z nich jest właśnie Hołownia bo gra trzech stoperów, a nie dwóch. Podobnie jest tym, że gramy na dwie „dziesiątki”.
A nie ma obawy, że za chwilę zostaniemy bez skrzydłowych?
- Musimy kogoś mieć. To, że teraz nominalni skrzydłowi grają mniej, to nie znaczy, że jesienią nie będziemy grać ustawieniem ze skrzydłowymi. Nie chcemy się przywiązywać do jednego sposobu gry. W meczu z Podbeskidziem chcieliśmy zagrać na skrzydłach ze Skibickim i Yaxshiboyevem, ale Jasur doznał urazu. A zamiast dwóch dziesiątek mieliśmy grać dwoma skrzydłowymi. Teraz się nie udało, ale może jesienią wrócimy do tej koncepcji.
Szkoda, bo po tym ramadanie, jak już zaczął normalnie jeść, to był tak szybki… śmiałem się, że to taki efekt, jak do słabszego silnika wlejesz lepsze paliwo. Żwawo się poruszał, zaliczył dwa najlepsze treningi odkąd u nas jest.
Rusyn latem wraca do Kijowa?
- Tak naprawdę, to on sam zdecydował, poddał się. Nie odnalazł się w naszej rzeczywistości, bo myślał, że będzie łatwiej. Świadczy o tym ta wypowiedź jego czy brata, że trafił do słabej ligi. OK, nie mamy tu Szachtara Donieck czy Dynama Kijów, ale liga jest trudna i wymagająca. Jemu się wydawało, że będzie kimś ważnym w tym zespole, ale nie zapracował na to. Inni też nie byli zadowoleni, że przyszedł nowy i na starcie chciał wszystkich minąć w kolejce, ale nic wielkiego w piłce nie zrobił. Każdy zaakceptuje, że jego kosztem gra ktoś lepszy, ale oni widzieli, że lepszy od nich nie jest. To był taki transfer, że mógł wypalić lub nie. Okazało się, że nie wypalił.
Kilku zawodników wiosną osiągnęło życiową dyspozycję lub zbliżyło się do optymalnej – mam na myśli Juranovicia, Mladenovicia, Kapustkę, Luquinhasa czy Pekharta. Oni się rozwinęli i najbardziej zyskali dzięki ustawieniu i nowym zadaniom taktycznym?
- Tak, przypasował im faktycznie ten sposób gry. Trzech obrońców, ale dobre zabezpieczenie w środku pomocy – dwóch defensywnych graczy. Odnalazł się w tym choć Artur Jędrzejczyk. „Jędza” ma za sobą fantastyczną rundę, jest w reprezentacyjnej dyspozycji. Mati Wieteska też grał coraz lepiej, na koniec bardzo dobrze sobie radził. Do tej pory jak traciliśmy gola to od razu szukaliśmy, gdzie był przy tym Mati. A dziś ciężko go znaleźć. Do tego szybkie wahadła, podejście chłopaków do swoich obowiązków. Efekt? Mladen nigdy nie miał takiej rundy w życiu. Pamiętam, że po meczu z Karabachem wielu ludzi poddawało sens transfer Juranovicia, a ma za sobą najlepszy okres w karierze. Jest wielu wygranych. Widać to nawet po nominacjach. Jest w tym wiele zabawy, ale co kategoria, to gdzieś ci nasi piłkarzy są wymieniani w gronie faworytów. To jest fajne. Zabrakło mi tylko docenienia „Jędzy”. Rozumiem, że po Stali Mielec w zeszłym roku łatwo było o nim mówić źle, ale ta runda była super. Był, moment, że wypadł za kartki, wrócił i usiadł na ławce w meczu ze Śląskiem Wrocław. Mówię mu, jesteś kapitanem, ale w tym spotkaniu nie zagrasz. Usłyszałem, trenerze, wszystko rozumiem, najważniejszy jest zespół. Podobnie było z Arturem Borucem – sam przyszedł do mnie i mówi, że skoro nie ma młodzieżowca, to może zagra Czarek Miszta, a ja usiądę na ławce. To fajne, bo pokazuje, że interes drużyny był ważniejszy od nich samych.
Rozumiem, że to sugestia dla Paolo Sousy, że powinien spojrzeć w kierunku Jędzy?
- Sam nie lubiłem, jak ktoś mi wciskał do kadry zawodników więc staram się takich rzeczy unikać. Ale możecie jako media mu podpowiedzieć by się troszkę zastanowił jeszcze (śmiech). Jest w super formie, ostatnio na zajęciach nawet rzuty wolne strzelał najlepiej. On pewnie nawet na to nie liczy, ale należy mu się. Podobnie było z Bartkiem Kapustką – był w super dyspozycji. Brak powołania. myślę że mu gdzieś ciążył z tyłu głowy, myślał co jeszcze musi zrobić aby być w reprezentacji. Także ta kadra ma wpływ na dyspozycję graczy. Bartosz Slisz był powołany, ale siedział na trybunach i także widać, że wrócił trochę podłamany. Mladen przy swojej formie, też mógł liczyć, że w kadrze więcej pogra.
Na plus rozwinął się też Rafael Lopes. Był taki moment na zgrupowaniu w Dubaju, że chyba już nikt na niego nie liczył przesadnie.
- Jego problemem było zdrowie, przyszedł do nas nieprzygotowany. Gdy go wystawialiśmy do gry, to ciągle go coś bolało. W Dubaju też miał uraz, jechaliśmy na mecz z Dynamem i miał nie grać, ale sytuacja zmusiła nas do tego by wystąpił. Zastanawialiśmy się co z nim dalej zrobić, czy to będzie gracz, który będzie nam w stanie pomóc. W końcu jednak urazy przestały się go czepiać i im dalej w las, tym było lepiej. Dziś uważam, że to bardzo ważny zawodnik. Ale by pokazał swoją pełną jakość musi grać jako drugi napastnik. Jak gra sam, to dużo traci. Widać to było w Mielcu. Jako „dziewiątka” grało mu się trudniej, ale gdy doszedł do niego Kacper Kostorz, to wyglądał od razu dużo lepiej. Wcześniej go nie było, ale potem napędzał akcje ofensywne. Gdy będziemy grać 3-5-2 lub 4-4-2 to on będzie kreował sytuacje, będzie do nich dochodził. Na treningach to najbardziej regularny zawodnik w polu karnym, najczęściej strzela gole. Inni raz trafią w Toyotę na parkingu, a raz w okienku bramki. On tak nie ma, jest regularny, rzadko się myli, a jeśli już to myli się niewiele. To są po prostu umiejętności.
Udało się też przywrócić Andre Martinsa, zaczął przypominać tego piłkarza, którego pamiętamy gdy ściągał go Ricardo Sa Pinto.
- To jest taki nasz Napoleon. Fantastyczny jest w środku pola, ma dużą pamięć operacyjną. Ma szybki RAM, myśli szybciej od innych, wyprzedza innych ustawieniem, potrafi się fajnie odnaleźć. Bardzo ważny zawodnik. Pamiętam jak rozmawiałem z nim po Warcie, po odwołanym meczu jesienią, o tym że mało grał, zanim tu przyszliśmy. Mówił otwarcie, że jest świadomy, że wiele nie pogra, bo jest Bartek Slisz jako młodzieżowiec, a gramy na jednego defensywnego pomocnika. Powiedziałem mu żeby trenował, a jak będzie dobrze wyglądał, to my znajdziemy mu pozycję na boisku. Już jesienią miał dobry moment, a wiosną grał super. Czasem był zmieniany, ale nie dlatego, że grał słabo, ale dlatego, że nie mieliśmy innego młodzieżowca. To jeden z naszych najważniejszych piłkarzy w przekroju całego sezonu.
Nie obawia się pan tych porównań? Martins – Napoleon, Niski – Piszczek, Muci – Messi.
- Chcę oddać tym chłopakom to, co im się należy. Oni słyszą zewsząd, że Legia mistrzostwo Polski musi zdobywać z urzędu, a to trochę umniejsza ich pracę. A oni muszą dobrze trenować by być lepszymi od innych. Ostatnio rozmawiałem z Mariuszem Piekarskim, który wspominał, że gdzie by nie pojechał z Legią, to było widać złość, panię na ustach – każdy chciał z Legią wygrać. I tak jest do dzisiaj. Nie jest łatwo grać w Legii, łatwiej jest grać przeciwko Legii. Dlatego, jak chce ich trochę podbudować, oddać im szacunek. Bo często wygląda to tak, że oceny są wystawione i wszyscy czekają na rozdanie świadectw. I to jest gdzieś z tyłu głowy. Może tak nie powinno być, ale tak jest.
O obrońcach już było, o wspomagających ich środkowych pomocnikach też. Efektem siedem meczów bez straty gola. Ale w ostatnich trzech meczach tylko jeden gol strzelony.
- Czasem tak jest. Obserwowałem Zenit Sankt Petersburg. Wygrał 6:1, a po chwili zremisował z zespołem z dołu tabeli. Czasem przychodzi moment rozprężenia. Nie mam do chłopaków pretensji o remis z Wisłą Kraków – cieszyli się ze środy na czwartek, puściły emocje. Mecz ze Stalą powinien wyglądać lepiej, w ostatnim spotkaniu wygraliśmy 1:0, powinniśmy wyżej. Ale nie ma tu problemu, po prostu spadła nieco motywacja, każdy już wiedział co go czeka.
Co z młodzieżowcem na przyszły rok? Mamy już piłkarzy, którzy wejdą do gry i nie zaniżą jakości? Czy musimy ich jeszcze do tego momentu doprowadzić. Niby jest komfort w postaci Czarka Miszty, ale Artur Boruc też będzie chciał trochę bronić.
- Nie chciałbym mówić, że Miszta będzie młodzieżowcem, a Boruc nie będzie grał. Będziemy grali w Europie, oby jak najdłużej, i w lidze. W pucharach chciałbym korzystać z doświadczenia Artura. Może być więc tak na początku, że wtorek czy środa to czas Artura, a w sobotę między słupki wskoczy Czarek. Przyglądałem się ostatnio jak ta rotacja wyglądała w Legii za trenerów Henninga Berga czy Jacka Magiery. Rozmawiałem ostatnio z Maćkiem Skorżą, który wspominał, że po zdobyciu mistrzostwa Polski z Lechem przegrał wszystko, bo kadra była zbyt wąska, rotacja zbyt mała. Chcielibyśmy tego uniknąć. Będziemy korzystać więc i z Czarka i z Artura, ale kto będzie podstawowym młodzieżowcem, to trudno mi dziś powiedzieć. Nie ma kogoś wśród tej młodzieży, o kim mógłbym powiedzieć – to iż zmarszu da sobie radę, jakościowo nam pomoże. Nie ma kogoś takiego jak Bartosz Slisz. On by grał, nawet gdyby młodzieżowcem nie był. Ale on trafił do Legii wcześniej będąc podstawowym graczem Zagłębia Lubin. Dziś takich zawodników nie mamy, będziemy ich tworzyć. Gdyby Bogusza udało się sprowadzić, to być może on byłby takim zawodnikiem.
Coś nowego w jego sprawie?
- Jesteśmy z nim cały czas w kontakcie. Sprawa jest skomplikowana, bo Anglikom nigdzie się nie spieszy. Oni wiedzą, że jak skończy sezon w Hiszpanii to wróci do nich. Marcelo Bielsie kończy się kontakt, nie wiadomo czy zostanie. Jeśli będzie nowy szkoleniowiec, to być może trochę inaczej spojrzy na Bogusza. Jeśli nie to mogą mieć inne plany dotyczące kierunku wypożyczenia – może będą woleli niższy szczebel rozgrywek w Anglii. Na ten moment to tylko spekulacje, a nawet gdyby udało się coś z tym zrobić, to na początku sezonu na pewno nam nie pomoże.
A jaki jest plan na Macieja Rosołka?
- Był ostatnio u mnie w LTC. Po sezonie otrzyma trzy tygodnie urlopu. Dołączy do nas w trakcie przygotowań. To się może wydłużyć jeśli Arka będzie grała w barażach. Na pewno mu się przyjrzymy, a co dalej to ciężko powiedzieć. Zależy czy dołączy do nas inny napastnik. Jak przyjdzie jakiś wartościowy, to nie byłoby sensu jeśli było np. czwartym wyborem. Wtedy trzeba się zastanowić co będzie dobre dla obu stron. A może gdyby Arka awansowała to chciałaby go u siebie jeszcze zostawić? Strzela im bramki. On chciałby grać dla Legii, wrócić do Warszawy i rywalizować o miejsce w składzie. Dlatego przyjrzymy się i zdecydujemy, nie chcemy by był u nas i grał mało.
A ten wymarzony napastnik, który wykreuje sytuacje, strzeli z głowy, to ten Mahir Emreli czy może bardziej Jakub Świerczok?
- Świerczoka znamy, gra w naszej lidze. To nie jest tak, że on nie ma wad, w Łudogorcu miał lepszy i gorsze momenty. Ale jego znamy i wiemy na co możemy liczyć. O Emrelim wiemy, że jest młody i obiecujący. Ale nie jest naszym zawodnikiem i póki nie podpisze umowy, to się na niego nie nastawiam. Pamiętam, że kiedyś chcieliśmy Ekwueme z Polonii do Lecha. Wszystko było jak należy, jechaliśmy z nim na badania do Spały, miał do nas przyjść, nawet dzwonił i mówił, że już jedzie. Po czym przestał odbierać telefon i nagle okazało się, że podpisał kontrakt w Grecji. Była afera, bo miał podpisane kontrakty z dwoma klubami. Także póki nie ma umowy z nami, to nie ma co gdybać. Zresztą, tak samo może być z Wszołkiem – pojawi się ktoś, kto da dwa razy lepsze warunki i tyle.
Ilu piłkarzy spodziewacie się 7 czerwca na pierwszym treningu? Albo ilu nowych graczy wam potrzeba by realizować postawione cele?
- Jakbyśmy mieli sobie to tak rozpisać na stole. Mamy trzech obrońców dzisiaj – Jędrzejczyka, Wieteskę i Hołownię. Nikt z nimi w zasadzie nie rywalizuje, czyli siłą rzeczy potrzebujemy trzech obrońców, by swobodnie rotować składem. Jeden młody zawodnik do rywalizacji i dwóch doświadczonych by się przydało. Lewe wahadło – nie możemy grać na trzech frontach jednym Mladenoviciem. Potrzebny jest więc ktoś do konkurencji dla Mladena. Jeśli zostanie Wszołek, to prawe wahadło jest zabezpieczone. Jeśli odejdzie, to będziemy kogoś w to miejsce potrzebować do Juranovicia. Jeśli chodzi o defensywnych pomocników mamy Martinsa i Slisza. Inni mogą też grać w tym miejscu, więc tutaj jest OK, poradzimy sobie. Patrzymy na ustawienie z dwoma „dziesiątkami” – mamy Kapustkę, Luquinhasa, Muciego. Nie jest źle, ale brakuje nam zawodnika do stałych fragmentów gry. Mamy wiele rzutów wolnych, ale nie ma z tego wielkiego zagrożenia. Nie mamy gracza o takich predyspozycjach, który potrafiłby przesądzić takim stałym fragmentem gry wynik spotkania – tak, jak choćby Ivi Lopez w Rakowie. Nasi zawodnicy są wszyscy stworzeni do gry kombinacyjnej, ale brakuje takich graczy, którzy robią liczby. Marzy mi się taki zawodnik, jak kiedyś Radek Michalski czy Darek Gęsior – oni robili liczby. Przydałby się taki Frank Lampard, który swoimi golami wiele meczów wygrywał. Wiele meczów wygrywaliśmy Pekhartem czy skrzydłami, ale musimy nauczyć się wygrywać też w inny sposób, środkiem pola. Musimy mieć tam graczy, którzy będą strzelać ze środka pola. Przydałby się ktoś taki, kto będzie miał stały fragment gry. Będziemy oczywiście maglować Kapiego, Luquiego, Martinsa, Mladena czy Muciego do strzelania z dystansu. Ale potrzebujemy kogoś, kto już to robił wcześniej i strzelał gole. Dziś nikogo takiego nie mamy, a popatrzmy na zespoły w Europie, dużo bramek pada właśnie ze środka pola. Pamiętam mecz z Cracovią, mieliśmy sporu rzutów wolnych z okolicy 20 metra, teoretycznie musi paść z tego jakaś bramka. No ale nie padła.
Może to prehistoria, ale kiedyś Leszek Pisz po każdym treningu ustawiał sobie dziesięć piłek i uderzał ze środka, z lewej strony, z prawej. Robił 30 powtórzeń dziennie, to dawało 180 powtórzeń tygodniowo. To potem miało przełożenie na mecz. Może powinniśmy zadziałać w ten sposób?
- Kiedyś kazałem Mladenowi uderzać przynajmniej 20 razy na trening, to żartował, że już go noga boli. Kiedyś gdzieś czytałem, nie wiem ile w tym prawdy, że Mesii nie trenuje wolnych – po prostu podchodzi i strzela. Trzeba mieć predyspozycje do tego. Oczywiście najpierw to trzeba wytrenować. Kiedyś Pirlo przyjechał do Polski, była śnieżyca, a on zostawał i strzelał. Wspomniany Ivi ma takie predyspozycje i może zostawać po treningu by strzelać, doskonalić taką umiejętność. My próbujemy, co widać po Bartku Sliszu, on tak uderza z dystansu i piłka spada. Próbowaliśmy Juranovicia, Mladenovicia, Kapustkę do stałych fragmentów gry, ale nie ma takiego ewidentnego specjalisty. Ostatnio Jędrzejczyk fajnie uderza na treningach z rzutów wolnych, będziemy chcieli też jego spróbować. Ale wracając do poprzedniego pytania – potrzebujemy trzech obrońców, kogoś na lewe wahadło, kogoś z liczbami do środka pola i napastnika – to sześciu nowych zawodników. I to przy założeniu, że Wszołek zostaje.
Wspomnieliśmy o Rosołku. Jest ktoś jeszcze na wypożyczeniu – Makuszewski, Kochalski, Niski, Kobylak, komu będzie się chcieli przyjrzeć na treningach?
- Problem w tym, że jak my wznowimy przygotowania, to te ligi gdzie chłopcy grają często będą jeszcze trwały. Nie możemy więc kogoś zabrać 7 czerwca, gdy oni mają jeszcze rozgrywki. To wszystko się nakłada. Muci 30 maja musi się stawić na zgrupowanie kadry Albanii, zagrają mecze 4 i 8 czerwca. Umówiliśmy się tak, żeby postarał się zagrać ostatni mecz 4 czerwca i pojechał tydzień odpocząć. Nie może do nas trafić wprost ze zgrupowania kadry, bo do grudnia nie wytrzyma. Dołączy więc do nas dopiero 14 czerwca. Tak samo jest z tymi chłopkami – nasza druga drużyna jeszcze będzie grała ligę, podobnie jak zespół CLJ. Jeśli będziemy chcieli wziąć kogoś z drugiej drużyny, to musimy im odpuścić końcówkę sezonu, by też mogli odpocząć choć ze dwa tygodni. Pod koniec czerwca Mariusz Rumak zrobił zgrupowanie, powołani są Włodarczyk i Kisiel. A młodzi chłopcy, którzy trenują z nami, ale grają z rezerwami, też nie wyjadą od razu na urlop, będą grali jeszcze przez tydzień. Chcieliśmy im dać wolne po Podbeskidziu, ale wraca szkoła. Co z tego, że damy im wolne, jak oni i tak muszą być na miejscu i chodzić do szkoły. Trudno to poukładać, myślimy o tym z Jackiem Zielińskim dosyć często.
A o kim ewentualnie z „dwójki” myślicie w kontekście pierwszego zespołu? Cielemęckim? Pierzaku?
- Chcielibyśmy, aby ktoś z dwójki pojechał z nami na zgrupowanie do Austrii. Ale do Leogang pojedziemy na tydzień i będziemy grali trzy mecze, już pod kątem pucharów. I może się okazać, że nie będzie miała ta młodzież kiedy pograć. Musimy ogrywać zawodników, Jasur musi dostać swoje minuty, Podobnie Muci. Tak samo ci, którzy grali mniej, jak i nowi gracze. Wziąć kogoś z młodzieży zabierzemy, ale bardziej po to, aby zapoznali się z atmosferą pierwszego zespołu, zobaczyli jak wszystko wygląda na tym szczeblu. Pierzak? Patrzymy na niego. Chcielibyśmy aby do jedynki trafiali gracze, którzy wyróżniają się w rezerwach. To dla nich jest przeskok. Widać to było po Kisielu. Z juniorów do rezerw już był przeskok, z drugiej drużyny do nas też jest przeskok. Jak za szybko się to robi, to coś umyka. To tak, jak ktoś chce skończyć trzy klasy w jeden rok, to zwykle nie opanuje całego materiału.
Chcielibyśmy stworzyć takie lotne zmiany. Ci, którzy z nami trenują, ale nie mają szans by zaistnieć w pierwszej drużynie, by trenowali z drugą drużyną, przygotowywali się z nimi do meczów przechodząc cały mikrocykl. Bo często jest taka sytuacja, jedynka gra w inny dzień, a dwójka w inny dzień. I często jest tak, że oni ćwiczą z nami pod kątem naszego meczu, mają ciężkie treningi, i nie zdążą się zregenerować na czas na mecz drugiego zespołu. Mamy dużo rzeczy organizacyjnych do zrobienia.
Zimą odeszli Karbownik, Antolić, Kante i Rocha, teraz już odeszło sześciu zawodników, przyszłość kolejnych dwóch jest niepewna. W jakiej sytuacji kadrowej jesteśmy? Czy przebudowa nie będzie za duża by szybko oczekiwać efektów?
- Będzie przebudowa i będzie ona duża, ale jak tego nie zrobimy, to nie będzie jak myśleć o sukcesach. Z zawodników których mamy, odjąłem tych na zgrupowaniach, tych niejasną sytuacją kontraktową i wyszło mi, że 7 czerwca mogę spodziewać się 19 piłkarzy – wliczając w to naszą młodzież. Oczywiście zakładając, że poza Abu Hanną nikt by nie doszedł. Patrzyłem na kadrę Berga, miał 20 zawodników, którzy dużo grali, cały czas nimi rotował. I my też musimy być na to przygotowani. Wiem, że to będzie kosztowało i pytanie czy będzie nas na to stać.
To jak w takiej sytuacji skutecznie powalczyć o fazę grupową Ligi Europy czy nawet Konferencji? Liczyć na fart w losowaniu?
- Nie, nie możemy liczyć na takie rzeczy. Nawet jakby nam się poszczęściło i byśmy przeszli rywala, to dalej będą schody. Musimy być dobrym zespołem, musimy być dobrze przygotowani. Wszystko się zaczyna od liczby zawodników na poszczególnych pozycjach. Nie możemy być uzależnieni od jednego zawodnika. Mladen może mieć kontuzję, a może być w słabszej formie. Musi mieć konkurenta. A przecież Mladen po sezonie leci na zgrupowanie do Japonii, zagrają tam trzy mecze – w czerwcu. Będzie miał krótszy urlop, będzie przemęczony. Pekharta i Juranovicia też z nami nie będzie i może być tak, że nie będzie ich nawet na pierwszym naszym meczu o stawkę. Kluczem do skutecznej walki jest więc uzupełnienie kadry, musi się też zgadzać liczba zawodników jakościowych. 20 graczy musi być bardzo dobrych, a resztę może stanowić młodzież, możemy uzupełniać graczami mniej doświadczonymi, którzy gdzieś już mieli kontakt z ekstraklasą, jak Kostorz. Ale trzon musi być szeroki i dobry.
Euro będzie dla Legii dodatkowym problemem?
- Tylko pod tym względem, że mecze się pokrywają. Pierwsza runda pucharów przypada na 6-7 lipiec, to Chorwaci mogą jeszcze grać wtedy na turnieju. Juranović ma za sobą świetny sezon, ale będzie miał tylko tydzień urlopu i pojedzie przygotowywać się do turnieju. Co z nim zrobić po Euro? Kiedy dać mu wolne by mógł odpocząć? Bez Pekharta i Juranovicia będziemy dużo słabsi. A druga runda może być kluczowa. Do września zagramy 15-16 meczów. Dlatego chciałem dać Jurze teraz odpocząć, ale mówił, że chce grać i być na fecie. Taka ambicja mi się podoba, ale każdy organizm musi kiedyś odpocząć.
Zdobył trener dwa razy mistrzostwo Polski. Które smakowało lepiej, to wygrane na boisku czy przed telewizorem?
- Chcieliśmy zostać mistrzami jak szybko się dało. Zostaliśmy mistrzem przy pierwszej okazji. Jagiellonia w jakiś sposób nam pomogła, ale za nas nie zdobyła tych punktów. Po tym jak cel osiągnęliśmy zrobiło się spokojniej. Brakowało takiego kluczowego momentu, takiej radości z boiska, w której zdobyliśmy mistrzostwo, by cała szatnia kipiała radością. Tego nie było. A tak radość po ostatnim meczu oczywiście była, ale ta miała miejsce po trzech tygodniach. Szkoda, tego już się nie cofnie.
A ta radość nie była trochę stłumiona kończącymi się kontraktami?
- Widziałem po chłopakach, że wszyscy cieszyli się, że zostaliśmy mistrzami. Ale widziałem też smutek w oczach tych, którzy czuli, że zaraz odejdą z tej drużyny. Są częścią fajnej drużyny, częścią historii, zdobywają mistrzostwo, ale wiedzą, że za chwilę ich nie będzie. To był taki słodko gorzki smak tego sukcesu. Z jednej strony było fajnie, a z drugiej strony szkoda. To jest trudne. Ja odpowiadam za projekt sportowy, ale każdy piłkarz ma rodzinę, która świetnie się tu czuje, bo w Warszawie nie da się źle czuć. To była trudna sytuacja. I całe szczęście, że zostaliśmy szybko tym mistrzem. Bo gdybyśmy musieli walczyć jeszcze dwie kolejki, to sytuacja byłaby jeszcze trudniejsza. Pamiętam jak było jesienią, gdy czuło się, że Antola za chwilę odejdzie. On miał swoich kolegów, oni byli z nim, czuć było smutek, było wszystkim przykro, że musi odejść. Ludzka rzecz. Teraz takich momentów było więcej, bo zawodników w takiej sytuacji było wielu.
A jaka ta atmosfera była przez całą rundę? Dobra, średnia, słaba?
- Nie zwracam na to przesadnej uwagi. Jak przychodziłem do Legii, to ciągle słyszałem, że muszę kupić szatnię. Nigdy niczego nie robię na siłę. Chciałem po prostu sumiennie pracować, konsekwentnie, działać według planu i jeśli to będzie przynosić efekty to wszyscy to docenią. Radek Cierzniak ostatnio mówi do mnie tak – nie powiem, że te treningi są super atrakcyjne dla bramkarzy, dużo taktyki, przesuwania się, ale jak widzę, że wychodzimy na boisko i to się sprawdza, to znaczy, że tak trzeba robić. Każdy by wolał postrzelać, zagrać w gierkach i wtedy wszyscy są zadowoleni, ale to nie przynosi żadnego efektu. Tak pracowaliśmy w ostatnich dwóch tygodniach, taktyki było jak na lekarstwo, bo głowy są ich nieco w innych miejscach i tylko tyle można zrobić. Ale wracając do pytania o atmosferę – jak masz w drużynie Jędrzejczyka, Mladenovicia, Boruca czy Lopesa, to atmosfera sama się robi. I jak tak wolę, nie lubię niczego sztucznego. Bo tak jak w szkole, gdy pani mówi wszystkim by klaskali. Tak samo w szatni – będzie ktoś miał ochotę krzyknąć czy śpiewać – niech to robi, mi to nie przeszkadza. Ja nie będę niczego intonował, swoje już wyśpiewałem... Ważny by dobrze się czuli między sobą. Po zdobyciu mistrzostwa drużyna zadzwoniła do mnie z FaceTime, widzę, że za plecami dzwoniącego jest niemal cały zespół, a było po północy. Składali mi gratulacje i cieszyli się z sukcesu.
Co dalej ze sztabem. Jest trener, jest Kamil Potrykus robiący świetne analizy, jest Przemek Małecki, który pomaga w treningach i Alessio di Petrillo od kwestii taktycznych. Kto za Jana Muchę i za Łukasza Bortnika? Informowaliśmy o profesorze Zbigniewie Jastrzębskim, który pracował z wieloma klubami, reprezentacjami i sportowcami. Teraz swoją wiedzą i doświadczeniem miałby wspomóc Legię i skupić się tylko na niej.
- Przemek Małecki jest w najlepszej sytuacji, bo za jego przyjście Legia musiała Lechowi zapłacić, jest tu na innych zasadach, ma kontrakt ważny przez dwa lata. Umowa Alessio wygasa w czerwcu, toczą się rozmowy na temat przedłużenia o rok. Wszyscy chcemy, aby z nami został. To wartościowy trener, świetnie się odnalazł i bardzo nam pomógł. Kamil Potrykus, podobnie jak ja, ma kontrakt ważny jeszcze przez rok i zostanie z nami. W kwestii bramkarzy – klub chce stworzyć akademię bramkarską i szuka kogoś, kto będzie tym zawiadywał. Oficjalnie już został nim Ricardo Pereira. Mamy Krzyśka Dowhania, jest Arek Białostocki, który mu pomaga i świetnie się odnajduje. Jestem bardzo z niego zadowolony, zaprosiłem go na mecz z Wisłą Kraków, by poczuł atmosferę szatni pierwszego zespołu. Chcielibyśmy aby z nami został na stałe. Natomiast w kwestii przygotowania fizycznego toczą się konkretne rozmowy. Szukamy osoby, która będzie zawiadywała całym planem treningów – dobierała obciążenia, analizowała je. Będzie go wspierać Radek Gwiazda, być może ktoś jeszcze do niego dołączy. Ten układ byłby też szansą dla Radka Gwiazdy, który jest młody i zdolny, mógłby się wiele przy bardziej doświadczonej osobie nauczyć. Chcemy też na różne sposoby wykorzystać potencjał trenerów akademii – choćby Cesara Sanjuana-Szklarza, który w przeszłości przygotowywał już pierwszy zespół. Tomek Sokołowski już teraz często u nas jest. Teraz jest pomysł by rezerwy i CLJ grały trójką obrońców, musimy więc częściej się spotykać i ze sobą rozmawiać. Chcemy po prostu wykorzystać potencjał trenerów w LTC. By oni zbliżyli się do naszej drużyny, a my do nich.
Skoro jesteśmy przy sztabie, nie można nie wspomnieć współpracy trenera z Unidosem.
- Z Mariuszem Piekarskim znamy się prawie 30 lat, wiele razem przeżyliśmy. Mario w wielu rzeczach jest prekursorem. I teraz mówi mi, że chciałby być pierwszym agentem, który pomoże za kilka lat polskiemu trenerowi w znalezieniu dobrego klubu w niezłej lidze. Mariusz ma obcykaną Rosję, Grecję czy Turcję, zna dobrze ludzi tam pracujących. Namawiał mnie na to od pół roku, ale tłumaczyłem, że nie było dobrego momentu, że może jak cel zostanie osiągnięty. Mistrzostwo zdobyliśmy więc był czas by usiąść i pogadać. Na razie była ciekawa opcja poprowadzenia Dynama Moskwa, ale to było gdy byłem w kadrze młodzieżowej, wolałem się skupić na eliminacjach. Ale czuję Rosję, kiedyś po Zagłębiu Lubin miałem propozycję poprowadzenia Tereka Grozny. Czuję się swobodnie w tym towarzystwie, może też dzięki swobodzie językowej. A będąc w Legii już nie ma jak podnieść sobie poprzeczki w Polsce – zdaję sobie z tego sprawę. Dlatego chciałbym pokazać się w europejskich pucharach z Legią, zrobić coś fajnego, a za kilka lat pokazać wszystkim, że polski trener w Europie też sobie daje radę.
Kończąc powoli – trudno było zdobyć mistrzostwo Polski w tym sezonie? Jakie były kluczowe momenty?
- Najtrudniejszym momentem był początek – porażka w pucharach, reprezentacja Polski. Kulminacyjny moment sezonu był w Gliwicach – zobaczyłem drużynę świadomą. W autokarze rozmawiałem z Kapim i mówię, musimy wygrać, to bardzo ważny moment. A Bartek powiedział, że Legia to zespół, który lubi grać pod ciśnieniem i jest spokojny o wynik. Pojechaliśmy tam ze świadomością, że nie pomogę zespołowi z ławki, że będę zawieszony. Na odprawie porozmawiałem z chłopakami nieco inaczej, powiedziałem do Jędzy czy Boruca, że musi być bardziej trenerem, niż zawodnikiem. Odpowiedzialność spłynęła trochę na nich i jak wchodzili do szatni przed meczem, to wiedziałem, że będzie dobrze. Czuć było od nich moc. Graliśmy z pasją, z ogromnym zaangażowaniem, to był najważniejszy moment tego sezonu. By wygrywaliśmy wcześniej mecze, czasem efektownie jak z Pogonią, ale nie byliśmy w trudnej sytuacji i nie było wiadomo, jaka będzie reakcja gdy takowa się pojawi. A jechaliśmy do dobrze spisującego się wiosną Piasta, gdy przewaga nad Pogonią stopniała do trzech punktów.
A co zrobić, aby Legia grała dobrze nie tylko pod ciśnieniem?
- To istotne, zwłaszcza pod koniec sezonu. Mamy osiągnięty cel, jesteśmy faworytami tak w meczu ze Stalą jak i Podbeskidziem, ale jak nie ma ciśnienia, czyli tego psa, który nas goni, to nie gramy na sto procent. Czegoś brakuje. Wszyscy mi mówili, że tak wyglądają ostatnie mecze w sezonie co roku, ale nie chciałem tego słuchać. Nie chcieliśmy po meczu z Wisłą wystawiać jakichś głębokich rezerw, bo te zespoły walczą o utrzymanie i nie chcieliśmy nikomu ułatwiać zadania. Chcieliśmy też by ci co grali mniej, teraz zagrali w dobrym otoczeniu, a nie w składzie, który nie licząc treningów, nigdy ze sobą nie grał. Chcieliśmy by Jasur zagrał w lepszym otoczeniu, tak samo Muci. Celem było wygrywanie meczów i zdobycie 68 punktów po 30 meczach. Wyszło jak wyszło i dziś ktoś, kto patrzy z boku mówi, że Legia odpuściła, zdjęła nogę z gazu. A ta noga sama nam spadła gazu.
Regulamin:
Punktacja rankingu:
Za każdy nowy komentarz użytkownik dostaje 1 punkt. Jednak, gdy narusza on nasze zasady i zostanie dezaktywowany, użytkownik straci 2 punkty. W przypadku częstych naruszeń zastrzegamy sobie możliwość nakładania wyższych kar punktowych, a nawet tymczasowych i permanentnych banów.