Legia - Caernarfon stadion Legii
fot. Jan Szurek

Czy Legia ma szczęście do właścicieli?

Redaktor kurek

kurek

Źródło: Legia.Net

24.12.2024 10:00

(akt. 24.12.2024 13:10)

- Legia Warszawa to bez wątpienia największy i najbardziej medialny klub w Polsce od zawsze. Warto spojrzeć na aspekt właścicielski, czy dany właściciel spełniał oczekiwania fanów i czy pasował do wizji wielkiego klubu z ambicjami europejskimi - pisze w nadesłanym do nas tekście _wlodi_. Zachęcamy do dyskusji.

Początki i PRL

Legia od zawsze była związana z wojskiem. Kiedy nie było bogatych panów, nie było jako takiego właściciela. W czasach PRL-u właścicielem było wojsko — które poniekąd kontynuowało tradycję. Wbrew powszechnej propagandzie, nie było tak, że to dawało Legii jakiś handicap, bo mogła powoływać piłkarzy do wojska. Większość piłkarzy po 2 latach wracała do klubu macierzystego. Kilku zostawało i jak można przeczytać, nie żałowali, a wręcz są dumni, że grali w Legii. Najbogatsze wówczas były kluby śląskie. Tam właśnie była gotówka. I też do roku 1989 najwięcej tytułów MP miały kluby z tamtego regionu. Legia w ustroju minionym miała zaledwie 4 tytuły mistrza kraju. Wiemy też, jaka wtedy była piłka.... Układy, układziki, spółdzielnie i narracja — każdy byle nie Legia. To często widzimy i dziś.

Przemiany ustrojowe.

Kiedy upadł komunizm, właścicielem Legii został Wars Sport. Obiecywali nowoczesną drużynę i sukcesy. Niestety zamiast tego był klub przeciętny z małą iskierką w postaci półfinału Pucharu Zdobywców Pucharów. Blask Legii zaczął przywracać Janusz Romanowski. Najpierw sprowadził trenera Janusza Wójcika i też kilku dobrych wówczas graczy np. Macieja Śliwowskiego. Legia znów zaczęła być w czołówce. Odebrane mistrzostwo w 1993 nie zniechęciło ówczesnego właściciela. Budował dalej klub na miarę ambicji jej fanów. Nie zmieniło tego nawet odejście Janusza Wójcika i zastąpienie go jego asystentem Pawłem Janasem. Popularny "Janosik" zaczął budować swoją pozycję jako trener.

To właśnie z Janasem na ławce powstała wielka Legia, która zdominowała krajowe rozgrywki, zagrała w Champions League i do dziś jest pokazywana za przykład, jak klub z Łazienkowskiej powinien wyglądać obok tej z przełomu lat 60 i 70. Piłkarzom nie brakowało niczego, mówiono, że tę drużynę mogła prowadzić i teściowa któregoś z piłkarzy. Janusz Romanowski był pierwszym właścicielem po 1989, który mógł stanowić wzór. Niestety — w 1996 odszedł, a wraz z nim także wielu piłkarzy.

Niedługo potem przyszedł koncern Daewoo i zapowiadał budowę regionalnego giganta. Wiosną 1997 przyszli Sylwester Czereszewski czy Paweł Skrzypek. Zaczęto wzmacniać Legię, która jesienią 1996 grała 12 graczami. Początek koreańskiego koncernu wydawał się obiecujący. Pomimo pamiętnej porażki z Widzewem, która zabrała mistrzostwo, udało się wywalczyć Puchar, a następnie także Superpuchar Polski.

Następne lata były już raczej obrazem zawodu i chaosu. Zawodził pion decyzyjny, przez co do Legii nie trafił np. Radosław Kałużny. W Krakowie na Reymonta wyrósł poważny konkurent. Bogusław Cupiał kupił Wisłę i szybko stworzył mocną drużynę, kupując wielu graczy z ligi. Legia wyraźnie odstawała. Nie potrafiono także wybrać odpowiedniego trenera. Grzegorz Szamotulski w swojej książce opisał, jak wyglądała praca z Jerzym Kopą czy Stefanem Białasem. Pomimo że sezon 1998/99 został zakończony na 3. miejscu i tylko bilansem bramkowym zostało przegrane 2. miejsce z Widzewem, zarząd podziękował Białasowi, który wiosną już samodzielnie prowadził "Wojskowych"

Warto dodać, że wówczas 2. miejsce dawało możliwość walki o fazę grupową Ligi Mistrzów. Wisła Kraków została wówczas wykluczona z pucharów za rzucenie nożem w głowę Dino Baggio. Wymarzona szansa była więc o krok. Kolejnym przykładem amatorstwa w doborze szkoleniowców było postawienie na młodego wówczas Dariusza Kubickiego, który nie pracował jako trener.

Jego Legia była nazywana królową remisów. Włodarze wykorzystali to, że z Wisły Kraków został zwolniony Franciszek Smuda. Zatrudniono najlepszego wówczas trenera ligowego. Popularny "Franz" jednak nie spełnił nadziei. Wiosna 2000 to była całkowita klapa. Porażka w finale Pucharu Ligi z Polonią przy Łazienkowskiej, następnie porażka z tym samym rywalem 0:3 u siebie oraz porażka z Wisłą Kraków 0:2 to jedno z nielicznych, z czego Smuda może być zapamiętany w Warszawie.

Jak wyglądały transfery? Tak zwany zaciąg łódzki jest do dziś uważany za jedną z większych klap transferowych. Gracze, których chciał trener Smuda głównie się leczyli. Jedynie Marek Citko miał dobre wejście. Wiosną 2001 zaczęto mówić o kłopotach Daewoo. Klub przejął Pol — Mot. Nie było już tak bogato, ale zrobiono jeden ważny ruch. Franciszka Smudę zastąpił Dragomir Okuka. Serb pomimo trudnego początku stał się jednym z lepiej wspominanych szkoleniowców w historii klubu.

Warto wspomnieć, że za ery Pol — Motu do klubu przyszedł np. Wojciech Szala, który przez lata był filarem defensywy "Wojskowych". Za Okuką przyszli też Stanko Svitlica i Aleksandar Vuković. Powstała wówczas charakterna grupa, która wywalczyła upragnione mistrzostwo. Niestety — ówczesny prezes Leszek Miklas obiecał wysokie premie za ów tytuł i zadłużył klub. Legia Pol — Motu zaczęła mieć kłopoty.

Zaczęto sprzedawać graczy, groziło bankructwo. Po przyzwoitej jesieni 2003 pojawił się na horyzoncie nowy właściciel w postaci koncernu ITI. Kupili oni Legię i zaczęli spłacać długi. Niestety też zaczęły się inne problemy.

Czasy ITI to głównie czasy konfliktów z kibicami, mierne transfery, zły dobór prezesów i próba zrobienia z trybun przy Łazienkowskiej programu TVN, gdzie publika klaszcze, jak im animator każe. Czy były jakieś plusy — ktoś zapyta?

Tak. Z pewnością walka o nowy stadion, rozwój akademii czy też profesjonalizacja w pewnych obszarach. Natomiast więcej było złego. Grzech największy — powrót Leszka Miklasa, którego to długi spłacał koncern ITI. Zły dobór trenerów czy dyrektorów sportowych, czy też średnie rozumienie tego biznesu.

Końcówka ITI to pojawienie się Bogusława Leśnodorskiego. Z początku nikt nie wiedział co to za jeden. Szybko zaczął pokazywać, że ma pojęcie czego chcą kibice Legii. Zażegnał konflikt z fanami, miał znakomite okienko transferowe zimowe i zaczął budować klub, o którym przez lata marzyli fani. Z perspektywy czasu, dobrym ruchem było powierzenie roli dyrektora sportowego Michałowi Żewłakowowi. To był człowiek z kontaktami oraz znający języki. Z czasem ITI zastąpił duet Dariusz Mioduski i Bogusław Leśnodorski. Pierwszy miał 80 procent udziałów drugi 20.

Prezes Leśnodorski nadal był skuteczny w wielu działaniach. Jego kadencja to 90 procent udanych transferów i poprawienie pozycji Legii na mapie Europy. Za jego kadencji Legia 4 razy z rzędu grała w fazie grupowej jakichś rozgrywek. Ukoronowaniem był awans do Ligi Mistrzów po 20 latach.

Z czasem do duetu dołączył Maciej Wandzel. Wydawało się, że wszystko jest dobrze. Zaczęły się jednak przepychanki na górze. Efektem tego Leśnodorski i Wandzel odeszli, a 100 procent akcji uzyskał Mioduski. Zaczęły się opowieści o zrównoważonym rozwoju... Te działania sprawiły, że Legia dopiero w 2021 wróciła na piłkarską mapę Europy. Klub się zadłużał, trener był zmieniany minimum raz na rok i poniekąd "jechał" na tym co zbudował Leśnodorski.

Po dłuższym czasie zaczynam doceniać pracę Radosława Kucharskiego, który błędy popełniał, ale miał nosa do piłkarzy. Zgubił go brak komunikacji z mediami, w czym Zieliński jest lepszy. Jak ocenić więc erę Dariusza Mioduskiego?

Na plus budowa LTC. Przez co Legia zaczyna przypominać poważny klub. Minusów jest dużo więcej. Zadłużenie klubu, stagnacja w akademii, ciągła wymiana trenerów, mierne transfery. Dobrze nie wpływają też głosy o konflikcie między trenerami a dyrektorem sportowym. Kilka zwolnień trenerów było niezrozumiałe mimo wszystko. Przykładem zwolnienie Aleksandara Vukovicia, gdzie piłkarze dali temu wyraz.

Odpowiadając na tytułowe pytanie powiem tak — raczej Legia szczęścia nie ma. Pamiętam jak przez lata patrzyłem, jak Cupiał zarządzał Wisłą. Czy nawet Zbigniew Drzymała Groclinem. Obecnie przykładem dobrego zarządzania jest Raków Częstochowa. Tu zawsze zadaje sobie pytanie — jakim cudem w stolicy dużego kraju nie ma kapitału, by kupić klub i zarządzać nim w odpowiedni sposób. Są ludzie, którzy znają się na piłce i chętnie by Legię prowadzili ku szczytowi.

Z drugiej też wiemy, ze to trudny kawałek chleba. Cupiała i Drzymały przy piłce już nie widzimy. Michał Świerczewski nadal zarządza Rakowem. Można też liczyć, że przyjdzie bogaty arab lub inny zagraniczny kapitał o sporych możliwościach. Na to jednak chyba długo poczekamy, nie tylko my kibice Legii, ale cała społeczność obserwująca krajowy futbol ligowy.

Moim zdaniem Legia miała może dwóch dobrych właścicieli. Przy reszcie stawiam minus z lekką gwiazdką, bo coś próbowali. W końcu nie myli się tylko ten, co nic nie robi.

kurek

Instrukcję dodawania tekstów na Bloga znajdziecie w TYM MIEJSCU.

Polecamy

Komentarze (17)

Odśwież

Dodając komentarz zobowiązujesz się do przestrzegania

Komentarze osób niezalogowanych, a także zalogowanych, którzy zarejestrowali konto w ostatnich 3 dniach wymagają akceptacji administratora.